16 lat po Dolly

Stoimy na progu nowej rzeczywistości, w której klonowanie będzie tak powszechne jak dziś kroplówki czy wycięcie wyrostka robaczkowego. Tylko czy jesteśmy już na to gotowi?
16 lat po Dolly

Większość filmów z klonowaniem w roli głównej – „Utracony świat”, „Śpioch”, „Inwazja porywaczy ciał”, „Żony ze Stepford”, „Blade Runner”, „Gattaca” czy nawet „Jurassic Park” – powstała przed rokiem 1996. Nic dziwnego,bo właśnie ta data stanowiła przełom. To wtedy w szkockim Roslin Institute sklonowano pierwszego ssaka z komórki dorosłego organizmu. Owca Dolly sprawiła, że klonowanie błyskawicznie przeniosło się z science fiction do serwisów informacyjnych.

Od tamtej pory uczeni „wyprodukowali” w ten sposób mnóstwo zwierząt – od myszy po małpy, od psów i kotów po gatunki zagrożone wyginięciem czy wręcz wymarłe. Jednak ten sukces ma też mroczną stronę. Wiele ze sklonowanych zwierząt umiera tuż po narodzinach w wyniku ciężkich wad anatomicznych. „Wskrzeszony” przez biologów koziorożec pirenejski przeżył zaledwie kilka minut po narodzeniu, a sama Dolly musiała zostać uśpiona w wieku zaledwie sześciu lat (choć nie z powodu przedwczesnego starzenia się, jak początkowo podejrzewano, lecz wskutek choroby nowotworowej wywołanej przez wirusa JSRV). Nic dziwnego, że nikt nie pali się do powielania w ten sposób człowieka. Ryzyko jest ogromne, a korzyści niemal żadne.

Dlatego dziś głównym kierunkiem badań jest klonowanie terapeutyczne. Jego celem jest uzyskanie wielkiej nadziei medycyny – komórek macierzystych, czyli takich, z których mogą powstać praktycznie dowolne tkanki czy narządy. Lista potencjalnych zastosowań jest długa, ale wystarczy wymienić chociażby regenerację uszkodzonego rdzenia kręgowego u osób sparaliżowanych, terapię schorzeń neurodegeneracyjnych, takich jak choroba Alzheimera lub Parkinsona, czy wreszcie przywrócenie sprawności trzustce u  chorych na cukrzycę. Pobrane ze sklonowanego zarodka komórki macierzyste można przechowywać w warunkach laboratoryjnych niemal w nieskończoność, ponieważ są nieśmiertelne.

Jednak sam proces ich pozyskiwania budzi kontrowersje. W 1998 roku ekipa dr. Roberta Lanzy, założyciela firmy Advanced Cell Technology, sklonowała pierwszy ludzki embrion. Do jego stworzenia posłużyła komórka z ludzkiej nogi i jajeczko pobrane od krowy. Zarodki rozwijały się przez 12 dni, po czym zostały zniszczone przez naukowców. Podobnie było przy kolejnych próbach – nikt nie chciał, by takie stworzenia mogły się rozwijać dalej. Te pierwsze eksperymenty spotkały się z masową krytyką. W rezultacie świat podzielił się na dwa obozy. Co ciekawe, za klonowaniem terapeutycznym opowiada się skądinąd tradycyjna Ameryka, a przeciw – liberalna Europa.

Dziś na przeszkodzie stają też inne względy – chociażby czysto ekonomiczne. Z  raportu amerykańskiego Hastings Centre wynika, że jedna ludzka komórka jajowa – niezbędna do uzyskania embrionu drogą klonowania – kosztuje 5–50 tys. dolarów. Co najwyżej jeden procent komórek poddanych klonowaniu zaczyna się dzielić. Nietrudno więc zrozumieć, że koszty mogą być ogromne, a to stawia pod znakiem zapytania opłacalność takich prac. Dlatego badacze próbują przeprogramować „dorosłe” komórki tak, by zamieniły się w macierzyste. I coraz lepiej im się to udaje. Jest więc szansa, że po 16 latach od narodzin Dolly doczekamy się wreszcie prawdziwego przełomu, który wpłynie na życie i zdrowie wielu z nas, nikomu przy tym nie szkodząc.