3 scenariusze apokalipsy. Jak skończy się świat?

Rozwój nauki daje wielką szansę na przedłużenie i poprawę jakości ludzkiego życia. Może się jednak okazać, że jakiś eksperyment wyrwie się spod kontroli, a wtedy grozi nam globalna katastrofa.

Czy rzeczywiście mamy się czego bać? Szukając odpowiedzi, postanowiłem przyjrzeć się trzem coraz bardziej popularnym a jednocześnie dającym człowiekowi niezwykłą władzę gałęziom nauki. Czy mikroskopijne roboty mogą zaludnić naszą planetę? A może to sztuczna inteligencja lub manipulowanie klimatem doprowadzi do zagłady? Uważajmy, nauka może stać się przyczyną końca naszej cywilizacji. Oto trzy całkiem realne scenariusze.

Scenariusz NR 1 – Szara maź

Czy da się zamienić zupę fasolową w człowieka? Owszem, nie tylko zupę, ale także hamburger albo sałatkę. Białka roślin czy zwierząt, węglowodany, tłuszcze, minerały, witaminy zamienią się w składniki naszego ciała – mięśnie, nerwy, kości itd. Magia? Nie, to stworzona przez naturę molekularna technologia, działająca w naszych komórkach.

Nad jej opanowaniem pracują naukowcy na całym świecie. Po pierwszej fali prostych, nanotechnologicznych produktów w postaci dodatków do farb, tkanin, kosmetyków czy materiałów konstrukcyjnych pojawiają się już bardziej złożone konstrukcje.

Przykładem jest biochemiczny nanorobot opracowany niedawno na University of Florida. Wprowadzony do ludzkiego organizmu, robot potrafi rozpoznać wirusa zapalenia wątroby i uszkodzić go tak, aby nie mógł się namnażać. Pionierzy nanotechnologii, tacy jak Ralph Merkle, mówią o nanofabrykach, które mają pojawić się za dwie do pięciu dekad. Manipulując pojedynczymi atomami, będą produkowały dowolne przedmioty z ziemi lub odpadów – zupełnie jak wymyślone przez Lema syntetyczne nasiona, które kiełkowały w samochody czy magnetofony. Medyczne nanoroboty będą natomiast dbać o nasze zdrowie i naprawiać wszelkie uszkodzenia ciała.

Każdy medal ma dwie strony. Eric Drexler, jeden z pionierów nanotechnologii, przedstawił scenariusz, w którym samoreplikujące się maszyny zamieniają całą planetę w tzw. grey goo (szarą maź) zbudowaną z kolejnych kopii nanorobotów. Czy taki scenariusz rzeczywiście jest możliwy?

Zapytałem o to profesora Tomasza Ciacha, zajmującego się medyczną nanotechnologią na Politechnice Warszawskiej. Uczony nieco mnie uspokoił. – Pamiętajmy, że światem rządzą prawa fizyki, do takiej replikacji potrzebna jest energia. Popatrzmy na organizmy żywe. Mimo że rozmnożyły się na naszej planecie, biomasa stanowi stosunkowo niewielką jej część. A przecież każdy gatunek za cel stawia sobie wytworzenie jak największej liczby własnych kopii. Dostęp do energii jest zawsze ograniczony. Jeśli przyroda nie stworzyła organizmu, który zdominowałby całą planetę, ludziom raczej też się to nie uda. Oczywiście, potrafimy zaprojektować urządzenia sprawdzające się w specyficznych warunkach, ale w naturze są one na przegranej pozycji. Spójrzmy na samochody. Co prawda jeżdżą szybciej, niż biegają gepardy, ale pozbawione dróg staną i zardzewieją.

 

Oczywiście wytwory nanotechnologii mogą być groźne. Weźmy wirusa grypy. To przecież biologiczny robot, który zabił już miliony ludzi. Do czego będą zdolne syntetyczne nanoroboty – tego nie wiemy.

Jak w takim razie mamy postępować? Eric Drexler proponuje np. aby produkcyjne nanoroboty mogły działać tylko w ściśle określonych warunkach, podobnie jak ramię zwykłego robota może pracować tylko odpowiednio podłączone w fabryce. Według uczonego należy też zrezygnować z możliwości samoreplikacji. To na początek. Jak trudna w praktyce będzie kontrola nanowynalazków, pokaże dopiero przyszłość.

Scenariusz NR 2 – Dominacja sztucznej inteligencji

A jeśli maszyny staną się od nas mądrzejsze? Profesor matematyki i uznany pisarz powieści science fiction Vernor Vinge ukuł pojęcie technologicznej osobliwości: przekroczenie pewnego progu w rozwoju techniki ma doprowadzić do jej niekontrolowanej i nieodwracalnej eksplozji. To na zawsze zmieni naszą planetę, a głównym sprawcą tego procesu ma być sztuczna inteligencja przewyższająca intelektualne możliwości ludzi.

Według znanego eksperta w tej dziedzinie prof. Hugo de Garisa, pod koniec wieku komputery będą postrzegały inteligencję człowieka, tak jak my dzisiaj patrzymy na zdolności np. komara. Pesymiści ostrzegają, że potężne maszyny zniszczą nas, nawet jeśli nie będą do nas wrogo nastawione. Przecież my, budując autostradę, nie zastanawiamy się nad losem mrówek. Czysta atmosfera czy woda mogą nie być robotom do niczego potrzebne. Inni wizjonerzy, tacy jak genialny informatyk i od niedawna dyrektor ds. inżynierii w Google Ray Kurzweil, twierdzą, że poprzez penetrującą nasze ciała nanotechnologię połączymy się z maszynami i globalnym systemem sztucznej inteligencji, osiągając w ten sposób nadludzkie możliwości. Jest jednak pewien haczyk. Według Kurzweila, aby nadążyć za syntetycznymi mózgami nie będziemy mieli innego wyboru jak się z nimi złączyć. Niezależnie, czy rację mają pesymiści, czy optymiści, cywilizacja, jaką znamy, przestanie istnieć.

Ale czy sztuczna inteligencja rzeczywiście ma potencjał takiego rozwoju i samostanowienia? Z tym zagadnieniem zwróciłem się do profesora Jarosława Arabasa z Politechniki Warszawskiej.

– To raczej kwestia przekonań. Ja ich nie podzielam. Oczywiście mało jest na świecie rzeczy, które całkowicie można wykluczyć, ale uważam, że maszyny nas nie zdominują. To prawda, że komputery potrafią już dokonywać samodzielnych odkryć, ale ich działanie jest zaprogramowane. Poza tym odkrycia te dotyczą problemów szczegółowo zdefiniowanych, z określonymi parametrami rozwiązania. Nie bałbym się więc buntu maszyn – mówi prof. Arabas. – Człowiek wymyśli coś choćby z nudów, a komputer zrobi to w czasie i w sposób określony przez program. Trudno będzie komputerom mieć twórczą wenę.

Uczeni nie chcą oddać naszego losu w ręce przypadku. W Cambridge zespół złożony z filozofów, naukowców i inżynierów utworzył niedawno Centrum Badań nad Ryzykiem Egzystencjalnym. Jednym z głównych zadań specjalistów jest właśnie ocena zagrożeń ze strony sztucznej inteligencji. Tylko czy jesteśmy wystarczająco inteligentni, aby tej oceny dokonać?

 

Scenariusz NR 3 – Epoka lodowcowa

Kiedy w czerwcu 1991 roku eksplodował na Filipinach wulkan Mt. Pinatubo, wyrzucone do atmosfery miliony ton pyłów (aerozoli, dwutlenku siarki) na dwa lata zablokowały 10 proc. docierających do powierzchni Ziemi promieni słonecznych. W rezultacie średnia temperatura na naszej planecie spadła o 0,5 stopnia Celsjusza. Niektórzy naukowcy poważnie myślą już o podobnych, prowadzonych na dużą skalę manipulacjach klimatycznych. Powodem do ich wprowadzenia ma być globalne ocieplenie. Jednym z rozważanych środków zaradczych jest rozpylanie w atmosferze aerozoli związków siarki, które podobnie jak te z wulkanu będą ograniczały dopływ promieniowania Słońca.

Uczeni z amerykańskiego Uniwersytetu Harvarda planują następujący eksperyment: na wysokości ponad 20 km zostanie umieszczony balon, rozprowadzający nad Nowym Meksykiem odbijające promieniowanie słoneczne cząstki. W projekt zaangażował się Bill Gates, wykładając środki finansowe. Inną propozycją inżynierów klimatu jest wyłapywanie dwutlenku węgla z atmosfery. Bada się użycie substancji użyźniających wody oceanu tak, aby pobudzić namnażanie fotosyntetyzujących glonów. Czy takie igraszki z klimatem są bezpieczne?

Prof. Mirosław Miętus z Katedry Meteorologii i Klimatologii na Uniwersytecie Gdańskim przestrzega: – Tego rodzaju techniki obarczone są potężnym ryzykiem. Każdej ingerencji człowieka w system naturalny należy się obawiać i trzeba podchodzić do tego bardzo ostrożnie.

Jak zapewne wiemy, dużo łatwiej jest coś zepsuć niż naprawić, a zdewastowany mechanizm klimatyczny może doprowadzić do katastrofy. Wybuch Mt. Pinatubo spowodował zaburzenie opadów w różnych rejonach globu. Niektórzy badacze wiążą z nim nawet powodzie wzdłuż Missisipi i suszę na południe od Sahary. Wielu uczonych obawia się, że ingerencja człowieka może zmienić naturalną cyrkulację powietrza i wody w atmosferze. Samo rozregulowanie monsunów wpłynęłoby na życie miliardów ludzi zamieszkujących Azję. Zbytnie ochłodzenie klimatu może uruchomić lawinowy proces zmierzający do epoki lodowcowej. Wszelkie obawy są więc uzasadnione.

– Przed wprowadzeniem nowego leku potrzebne są długie i szczegółowe badania. Niestety, w przypadku klimatu dzisiejsze próby podejmuje się w większości wypadków pod presją czasu. Być może niektóre pomysły są naukowo uzasadnione, ale niektóre mogą okazać się szalone. Nie będziemy tego wiedzieli bez sprawdzenia – tłumaczy gdański naukowiec. Jednak Ziemię mamy tylko jedną, więc na globalny eksperyment nie możemy sobie pozwolić. Pozostają symulacje, a te są dopiero w fazie rozwoju.

– Modele klimatu stają się coraz bardziej rozbudowane. Dzisiaj prognozy pogody sprawdzają się w globalnej skali na poziomie ponad 85 proc. Modele klimatu nie będą lepsze, ale nie będą też drastycznie gorsze – wyjaśnia prof. Miętus.

Choć większość klimatologów przypisuje obecne zmiany człowiekowi, to spora grupa uczonych nie jest o tym przekonana, a właściwa diagnoza stanowi przecież podstawę terapii.

Warto wiedzieć:

– 1 nanometr to jedna miliardowa metra.

– Superkomputer Yellowstone wykonuje 1,5 biliarda operacji na sekundę.

– Erupcja Pinatubo wyrzuciła do atmosfery 10 milionów ton dwutlenku siarki.