Na tę chorobę cierpi 15% kobiet w wieku 20–30 lat. 9 mitów o nietrzymaniu moczu

Wbrew pokutującym mitom dolegliwości nie mijają same – można im zapobiegać i skutecznie je leczyć

1. Leczenie nietrzymania moczu jest zbędne lub nieskuteczne

To jeden z bardziej szkodliwych mitów, który sprawia, że kobiety zamiast iść do lekarza czy fizjoterapeuty poprzestają na kupieniu wkładek higienicznych i uważają, że mają problem z głowy. „Z moich badań wynika, że największą barierą niepozwalającą chorym szukać pomocy jest – oprócz strachu i wstydu – przekonanie, iż ta dolegliwość jest stanem przejściowym, który sam minie. Tak myślała prawie połowa uczestniczek badania. Kolejne 46 proc. uznało nietrzymanie moczu za normalne zjawisko związane ze starością, którego się nie leczy” – mówi Urszula Wójtowicz, doktorantka na Wydziale Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum, specjalizująca się w problemie nietrzymania moczu, założycielka fundacji Force Feminite.

Prawda leży pośrodku: im szybciej zacznie się ćwiczenia mięśni dna miednicy, tym szybsze będą efekty. Jednym z krajów, który doskonale radzi sobie ze wsparciem pacjentek z tym schorzeniem, jest Francja. Po porodzie każda kobieta przechodzi obowiązkową rehabilitację z położną w ośrodku. Wykonuje też ćwiczenia samodzielnie w domu. Dostaje potem zaświadczenie, że odbyła obowiązkową rehabilitację. Kiedy kilka–kilkanaście lat później wejdzie w okres menopauzy, spadnie u niej poziom estrogenów, co może doprowadzić do niekorzystnych zmian w obrębie dna miednicy. Wtedy kobieta posiadająca zaświadczenie ma refundowane wszystkie zabiegi i operacje. Jeżeli nie przeszła obowiązkowej rehabilitacji – musi płacić z własnej kieszeni.

 

2. Laseroterapia skutecznie leczy tę dolegliwość

Na Zachodzie ta terapia nie jest uznawana za metodę leczenia kłopotów z nietrzymaniem moczu. Wciąż trwają badania nad jej wykorzystaniem. „W Polsce nie ma uniwersalnej terapii, ale także nie ma kompleksowego podejścia do problemu. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne uważa, że pierwszym rzutem powinna być terapia zachowawcza, czyli rehabilitacja ewentualnie uzupełniona farmakologią. Jeżeli to nie przynosi efektów, można przeprowadzić operację. Niestety, rzeczywistość jest inna: kobiety zbyt szybko i zbyt często kierowane są na inwazyjne zabiegi” – mówi Urszula Wójtowicz. Powód jest prosty: operacja jest refundowana przez NFZ, a ćwiczenia nie. Na dodatek każdy fizjoterapeuta zaleca inne ćwiczenia i stosuje różne techniki lub zabiegi – nie zawsze te o potwierdzonej skuteczności.

 

3. Nietrzymanie moczu to jedyne schorzenie związane z mięśniami dna miednicy

Niestety, jest ich więcej. Należą do nich brak satysfakcji z seksu (uczucie nadmiernego „luzu” w pochwie, trudności w osiągnięciu orgazmu), bóle krocza lub dolnej części pleców, sztywność karku i zmiany zwyrodnieniowe stawów biodrowych (wywołane niestabilnością odcinka lędźwiowo-krzyżowego kręgosłupa), zaburzenia w funkcjonowaniu okolic odbytu (zaparcia, hemoroidy, nietrzymanie stolca), obniżenie narządów moczowo-płciowych i końcowego odcinka jelita (w skrajnych wypadkach grożące ich wypadaniem).

 

4. Problem dotyczy wyłącznie „mięśni Kegla“

To określenie jest zwięzłe, krótkie i powszechnie stosowane. Niestety, ma niewiele wspólnego z fizjologią. „70 lat temu Arnold Kegel pierwszy raz opisał mięśnie dna miednicy. Ale tak naprawdę zwrócił uwagę na jeden: łonowo-guziczny” – tłumaczy Urszula Wójtowicz. Zasługi Kegla są nie do przecenienia: to on zauważył, że ćwiczenie tego mięśnia powoduje zmniejszanie się objawów nietrzymania moczu u kobiet, i stworzył podstawy rehabilitacji tej dolegliwości.

Jednak późniejszy rozwój nauki pokazał, że mięśni dna miednicy jest więcej. Ich układ przypomina kształtem lejek przytwierdzony do rusztowania, jakie tworzą kości miednicy. Taka struktura jest źródłem problemów. U naszych odległych czworonożnych przodków narządy wewnętrzne leżące w jamie brzusznej i w obrębie miednicy były podtrzymywane przez mięśnie brzucha. Gdy człowiek stanął na dwóch nogach, sytuacja się zmieniła. Cały ciężar, który wcześniej rozkładał się na dość dużej powierzchni brzucha, skupił się na stosunkowo niewielkim obszarze zajmowanym przez mięśnie w dolnej części miednicy.

 

5. Kobiety uprawiające sport mają silne mięśnie dna miednicy

Biegaczki, koszykarki czy baletnice też skarżą się na nietrzymanie moczu. Dlaczego? Podczas biegania, ćwiczeń, ale także np. podczas kaszlu czy podnoszenia ciężkich przedmiotów, następuje wzrost ciśnienia w jamie brzusznej. Jeżeli mięśnie dna miednicy nie są na tyle mocne, żeby powstrzymać ten nacisk, przenosi się on na pęcherz i jego zawartość. To z kolei osłabia zwieracz cewki moczowej, wywołując nietrzymanie moczu.

Dlatego wszystkie kobiety uprawiające sporty powinny profilaktycznie wzmacniać te mięśnie. Norweska uczona Karin Bo przebadała 1473 instruktorów z trzech największych centrów fitness w swoim kraju. Objawy nietrzymania moczu wykryła u 26 proc. instruktorek fitness i takiego samego odsetka nauczycielek jogi i pilatesu. W Brazylii porównano kobiety ćwiczące pilates z tymi prowadzącymi siedzący tryb życia. Okazało się, że ich mięśnie dna miednicy były w takim samym stanie.

 

6. Jeśli mam silne mięśnie brzucha, to mięśnie dna miednicy też są silne

Bardzo często kobiety z imponującym sześciopakiem na brzuchu mają większy problem z uruchomieniem mięśni dna miednicy niż panie, które nie ćwiczą. „Dzieje się tak przede wszystkim ze względu na silny mięsień poprzeczny brzucha, który jest »przyzwyczajony« do aktywności. Natomiast mięśnie dna miednicy są najczęściej kompletnie zapomniane. Dlatego warto przy okazji zająć się i nimi. Ideałem byłoby sprawdzenie, czy aktywujemy te mięśnie za pomocą badania USG lub EMG” – radzi Urszula Wójtowicz.

 

7. Jeśli mam silne mięśnie brzucha, to mięśnie dna miednicy też są silne

W takiej sytuacji owe mięśnie fizjologicznie się rozkurczają. Zaciskanie ich może tylko zaszkodzić, bo sprzyja m.in. zakażeniom dróg moczowych. Z amerykańskich badań wynika, że tylko 30 proc. kobiet ćwiczących mięśnie dna miednicy robi to prawidłowo. Jeżeli więc zauważymy u siebie niepokojące objawy (np. popuszczanie moczu podczas wysiłku, śmiechu, kaszlu lub kichania, częste i gwałtowne parcie na pęcherz), nie zaczynajmy ćwiczeń samodzielnie, lecz zgłośmy się do lekarza. Najlepiej do uro-ginekologa, który współpracuje z fizjoterapeutą. Na podstawie wywiadu lekarz jest w stanie ustalić, co jest źródłem problemu. Jeśli chodzi o osłabienie lub uszkodzenie mięśni, fizjoterapeuta zajmie się rehabilitacją.

Najpierw ustala, czy pacjentka w ogóle potrafi  aktywować same mięśnie dna miednicy. „Najczęściej kiedy proszę o to, kobieta napina wszystkie mięśnie. Łatwo to zauważyć, bo na jej twarzy pojawia się grymas. A twarz podczas ćwiczeń powinna zostać nieruchoma” – mówi Urszula Wójtowicz. Pamiętajmy też o tym, że można wzmacniać mięśnie dna miednicy także bez ćwiczeń. Pomaga w tym zachowanie wyprostowanej postawy, również podczas siedzenia (należy wówczas trzymać obie stopy na podłożu).

 

8. Ćwiczenie mięśni dna miednicy jest nudne

Na pewno nie jest łatwe, bo tych mięśni nie widać. Często kobiety nie potrafi ą nawet określić, czy są one napięte, czy rozluźnione. Biceps, triceps czy mięsień dwugłowy łydki łatwo obejrzeć i określić, jak trening wpływa na jego wielkość i siłę. Ale i mięśnie dna miednicy można zobaczyć – tyle że na ekranie smartfona. Umożliwia to sonda dopochwowa kGoal, zaprojektowana przez inżynierów ze Stanford University. Jest połączona bezprzewodowo z aplikacją na telefonie. Użytkowniczka może codziennie monitorować i ćwiczyć mięśnie dna miednicy. Efekty są odczuwalne już po 12 tygodniach codziennego treningu.

 

9. Tzw. kulki gejszy są najlepsze do ćwiczenia mięśni dna miednicy

Żeby z nich korzystać z dobrymi efektami, trzeba najpierw nauczyć się „obsługi” tych mięśni. A nie jest to wcale takie oczywiste. „Wiele kobiet pod wpływem codziennego stresu mimowolnie napina mięśnie dna miednicy. Jeżeli w takiej fazie zaaplikuje sobie jeszcze kulki gejszy, tylko zwiększy ich napięcie. U jednej z moich pacjentek doprowadziło to do stanu, który uniemożliwiał jej normalne życie seksualne. Dopiero pod wpływem terapii napięcie zmniejszyło się” – opowiada Urszula Wójtowicz. Nie wolno chodzić z kulkami przez cały dzień, bo mięśnie miednicy można łatwo przetrenować. Na początku ćwiczy się je przez najwyżej kilka minut dziennie.