Baty lepsze niż kraty

Przemoc w Polsce powszednieje. Łobuzy wszczynają zamieszki na ulicach, politycy i publicyści nawołują do bicia i mordowania oponentów. Pojawił się nawet zamachowiec, planujący wysadzenie Sejmu. Czy byłoby spokojniej, gdyby za takie czyny groziło publiczne lanie?

Uzbrojony w 120-centymetrową trzcinę strażnik zbliża się do związanego mężczyzny. Już przy pierwszym uderzeniu powietrze przeszywa przeraźliwy krzyk bólu skazanego. Dopiero przy trzecim uderzeniu na pośladkach biczowanego pojawia się krew. Czasem trzcinowy kij tnie aż do kości i uszkadza mięśnie. Gdy biczowany skazaniec mdleje, obecny przy egzekucji lekarz go cuci, a po wymierzeniu kary sprawdza jego stan zdrowia. Jeśli nie ma komplikacji, jeszcze tego samego dnia wybatożony i upokorzony przestępca wraca do domu.

Tak dziś wygląda chłosta w majestacie prawa. Wykonuje się ją powszechnie w  Singapurze, Malezji, Iranie i wielu innych krajach świata. W świecie zachodnim od kar cielesnych odeszliśmy stosunkowo niedawno, w niektórych przypadkach zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Dzisiejsze więzienia nie radzą sobie jednak z resocjalizacją, a fala niepokojów społecznych, jak widać choćby na przykładzie tego, co dzieje się w Polsce, stale rośnie. Nic więc dziwnego, że pojawiają się głosy postulujące przywrócenie kary bicia.

Chłosta dobra na kryzys

W Stanach Zjednoczonych sporo zamieszania wywołał prof. Peter Moskos, były policjant i wykładowca John Jay College of Criminal Justice w Nowym Jorku. W swojej książce „In Defense of Flogging” opowiada się za przywróceniem kary chłosty do amerykańskiego kodeksu karnego.

Prof. Moskos twierdzi, że zlikwidowałoby to kwestię przeludnionych więzień i rozwiązałoby wiele budżetowych problemów amerykańskiej administracji publicznej. Chłosta miałaby również stanowić solidną przestrogę dla przestępców – skazany, znając ten niewyobrażalny ból, dwa razy zastanowiłby się przed popełnieniem kolejnego przestępstwa. „Amerykanie z własnych podatków utrzymują za kratkami prawie 2,5 mln osób. To ten fakt skłonił mnie do napisania książki w obronie chłosty” – wyznaje prof. Moskos.

Biczowanie w imię prawa

„Skórę bym mu złoił na własnym kolanie” – w ten sposób Daniel Olbrychski skomentował skandaliczną wypowiedź reżysera Grzegorza Brauna, który zaczął publicznie nawoływać do zabijania dziennikarzy nielubianych przez niego mediów. Wcześniej spuszczenia lania Maciejowi Stuhrowi domagali się internauci, którym nie podobał się film „Pokłosie” z aktorem w roli głównej. Coraz powszechniejsze apele o karanie biciem pokazują, że ta forma kary jest głęboko zakodowana w społecznej świadomości. Nie ogranicza się ona wyłącznie do krajów islamskich, mimo że to tam jest dziś najczęściej stosowana. Ustawodawstwo wielu państw stosujących dziś kary cielesne czerpie także z kolonialnej spuścizny Brytyjczyków.

W Malezji, kraju muzułmańskim, kara chłosty przewidywana jest na przykład za 60 rodzajów przestępstw. „Wśród nich są przestępstwa narkotykowe, naruszenia prawa imigracyjnego, napaść z użyciem przemocy, porwanie, gwałt, kradzież, szantaż i rozbój” – wylicza Aleksandra Zielińska z Amnesty International. W rezultacie co miesiąc w niemal każdym malezyjskim więzieniu na chłostę skazuje się 30–40 osób. W skali kraju to aż 900–1200 skazanych.

O tym, że wyroki sędziów w krajach islamskich potrafią być surowe, przekonują się zarówno zwykli obywatele (90 batów i 2 miesiące aresztu dla 13-latki, która na teren żeńskiej szkoły wniosła komórkę z aparatem), jak i okrutni przestępcy (2080 batów i 13 lat więzienia dla Saudyjczyka za gwałt na własnej córce). Niechlubny rekord padł w  2002 roku w saudyjskim mieście Dżudda. Za uprawianie nierządu skazano tam kobietę na 15 lat więzienia i 5000 batów! Z punktu widzenia Europejczyka wątpliwości budzi przede wszystkim adekwatność kary do przewinienia. „Ze względu na dość ogólne określenie, kiedy można ją wymierzać, faktycznie decyduje o tym sędzia. Staje się ona narzędziem zastraszania poszczególnych osób, upokarzania i walki z wrogami politycznymi” – mówi prof. Katarzyna Pachniak, kierownik Katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

W  2011 r. głośno było o Saudyjce Szaimie Ghassanii, skazanej na 10 batów za to, że prowadziła samochód, czego w Arabii Saudyjskiej kobietom nie wolno. Ostatecznie ze względu na ogromną presję światowej opinii publicznej król Al-Saud wyrok anulował.

Bicie jako przepis na tanie państwo

Towarzyszący chłoście ból to tylko połowa kary. Ta druga, czyli upokorzenie, pogłębiane przez pozostające po batożeniu blizny, może odgrywać dużo ważniejszą rolę. Zarówno anonimowi internauci, nękający Macieja Stuhra, jak i krytykujący mowę nienawiści Daniel Olbrychski zdają sobie z tego sprawę, proponując lanie swoim adwersarzom. Na element upokorzenia zwracają uwagę zwolennicy kar cielesnych, twierdząc, że przyczynia się on do obniżenia poziomu przestępczości. Powołują się na przykład Singapuru, gdzie chłostą karze się nawet za drobne wykroczenia, a który jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie.

Ich głosy słychać także w Wielkiej Brytanii. W sondażu przeprowadzonym tam w 2008 roku co piąty z ponad sześciu tysięcy pytanych nauczycieli opowiedział się za przywróceniem chłosty w ekstremalnych przypadkach. W Polsce głosy za przywróceniem kar cielesnych pojawiają się w środowiskach konserwatywnych. „Można wręcz powiedzieć, że solidne, dobrze przemyślane lanie (nie katowanie – to dwie różne rzeczy) niejednego uratowało od demoralizacji i kompletnego upadku. Są to też kary mało kosztowne, łatwe do wykonania i możliwe do natychmiastowego zastosowania, co wzmacnia ważną cechę wychowawczą kary, jaką jest nieuchronność i natychmiastowość” – pisała na łamach „Frondy” Monika Nowak.

 

Wielu specjalistów ma jednak wątpliwości co do wychowaczych walorów bicia. „Upokarzanie przestępcy jest szkodliwe, podobnie jak naznaczanie go piętnem, stawianie pod pręgierzem itd. Przecież on nie ma poczucia, że robi coś niegodnego, uważa, że inni są od niego gorsi” – mówi prof. Marek Kosewski, psycholog, autor książki „Wartości, godność i władza” i specjalista zajmujący się ludźmi w sytuacjach pokusy i upokorzenia. „Upokorzenie wzmaga chęć rewanżu i agresję skierowaną przeciw tym, którzy upokarzają”. W  skuteczność chłosty jako środka odstraszającego nie wierzy także dr Adam Redzik z Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW.

„Nie znam wiarygodnych badań potwierdzających tezę, że kara chłosty skutecznie wpływa na ograniczenie przestępczości, a tzw. argumenty singapurskie są oderwane od europejskich realiów prawnych i kulturowych” – mówi dr Redzik. „Nie sądzę, aby stosowanie tego typu kar odstraszało od popełnienia przestępstw. Można tu przywołać przykład Kodeksu Karzącego Królestwa Polskiego (w latach 1818–1847), który utrzymał karę chłosty jako alternatywę dla kary więzienia. Skazywani na nią chłopi i mieszczanie traktowali ją jako dobrodziejstwo, gdyż nie odrywała skazanego od rodziny, a przede wszystkim od pracy na roli”. Znana w  kryminologii teoria racjonalnego wyboru mówi, że przestępca kalkuluje, czy opłaca mu się popełnić przestępstwo. „Zawodowi przestępcy wkalkulowują ryzyko kary w swoje działania. Po wprowadzeniu chłosty nadal istniałaby spora grupa potencjalnych przestępców, którzy mimo zagrożenia karą podejmowaliby ryzyko” – wyjaśnia dr Dagmara Woźniakowska-Fajst z Zakładu Kryminologii Instytutu Nauk Prawnych PAN. „Uważam, że jakakolwiek kara fizyczna absolutnie nie jest alternatywą. Zdecydowana większość osadzonych pochodzi ze środowisk upośledzonych społecznie. Oni do bicia są przyzwyczajeni. Jeśli ktoś został wychowany za pomocą pasa i przemocy, to na nim chłosta nie zrobi wrażenia”.

Jednym z koronnych argumentów za przywróceniem chłosty są oszczędności, jakie może to przynieść. W Polsce utrzymanie więźnia kosztuje 80,50 zł dziennie. W skali roku to 29,4 tys. zł. Na utrzymanie 84 tys. osadzonych wydajemy więc 2,5 mld złotych rocznie. Czy jednak zastąpienie kosztownego więzienia chłostą przyniosłoby znaczące oszczędności? 

„Badając efektywność kary, należy uwzględnić koszty związane z funkcjonowaniem systemu karania. W tym przypadku należałoby zmienić prawo, przekwalifikować lub zatrudnić nową kadrę, zamówić odpowiednie narzędzia, poddać system gruntownej kontroli i  ocenie” – wylicza dr Joanna Felczak, doktor nauk ekonomicznych SGH, która zajmuje się ekonomiką karania. Liczyć trzeba by także koszty stałe procesów sądowych oraz kar nakładanych na państwo za wykonywanie kary niezgodnej z międzynarodowymi standardami. „Nie zapominajmy także o odszkodowaniach z tytułu uszczerbku na zdrowiu, kosztach społecznych związanych ze wzrostem agresji i możliwością używania przemocy fizycznej jako argumentu w sporze. Twierdzenia o ekonomicznych korzyściach takiego systemu karania mają bardzo słabe podstawy naukowe” – dodaje dr Felczak. 

Piętnowanie na ekranie

A co z kwestią wychowywania skazanych? „Teza, że chłosta jest lepsza od więzienia, nie jest kompletnie pozbawiona racji, w  tym sensie, że więzienie jest w  równym stopniu nieskuteczne. Zarówno strach przed bólem powodowanym karą chłosty, jak i złapaniem jest niewielki. Nic się nim nie osiągnie, a w szczególności trwałej zmiany zachowania. Ani jedno, ani drugie nie resocjalizuje i nie odstrasza od przestępstwa” – komentuje prof. Marek Kosewski. W  dyskusji nad przywróceniem kar cielesnych dominuje na razie oburzenie. 

„Już to przecież przerabialiśmy – ludzi za karę chłostano, obcinano im kończyny, rozrywano końmi i palono na stosie. Gdyby te metody miały wpływ na redukcję przestępczości, to już by jej dawno nie było” – komentuje Paweł Moczydłowski, socjolog i kryminolog. „Chłosta jest nieludzką, niehumanitarną i niegodną karą. Od wielu lat wiemy, że przemoc rodzi przemoc. Dlatego praktykujemy odchodzenie od niej i to się sprawdza”. Głównym powodem, dla którego prof. Moskos postanowił wbić kij w mrowisko, jest jego niewiara w resocjalizację. Bardziej wierzy w  to, że mężczyzna, który trafi za kratki za niepłacenie alimentów, za kratami się  zdemoralizuje, a  po wyjściu na wolność zostanie wykluczony z rynku pracy, niż w to, że przestępca wstąpi po odsiadce na drogę zgodną z prawem. Idei wprowadzenia chłosty przyświeca jeszcze drugi, odwrotny tok myślenia. Kiedy w XVIII wieku zaczęto budować więzienia, twierdzono, że chłosta jest karą za mało dotkliwą. Dzisiaj zaś, kiedy wiele więzień przypomina dobrze wyposażone hotele, zamykanie w nich przestępców zdaje się, według prof. Moskosa, karą zbyt lekką. Antidotum mają być dwa baty za każdy zasądzony rok więzienia. Skazany musiałby mieć zaświadczenie lekarskie zapewniające, że nie umrze z powodu szoku związanego z bólem. Następnie zabezpieczano by jego plecy, aby nie uszkodzić ważnych organów wewnętrznych. Uderzenia następowałyby co 30 sekund. Tym, którzy są oburzeni powtarzającymi się wybrykami osób publicznych, takie rozwiązanie mogłoby przemówić do wyobraźni. Ale czy bicie jest dziś w ogóle potrzebne?

„Mamy dziś bardziej współczesne metody upokarzania ludzi. Codziennie jesteśmy świadkami chłostania ludzi w mediach” – twierdzi prof. Kosewski. Trudno się z tym nie zgodzić. Warto się jednak zastanowić, czy publiczne chłostanie w jakiejkolwiek formie zmienia nasze społeczeństwo na lepsze. 

KRÓTKA HISTORIA CHŁOSTY

Chłosta jako kara była stosowana już w starożytności. Szczególnie brutalną formę przyjmowała w Cesarstwie Rzymskim, gdzie skazanych biczowano batem zwanym flagellum (długie rzemienie ze skóry wołowej, obciążone kawałkami kości, metalowymi kulami lub haczykami). W średniowieczu niemal w każdym mieście i miasteczku znajdował się pręgierz, pod którym chłostano skazanych. W okresie niewolnictwa, głównie w Ameryce, chłosta była podstawową formą dyscyplinowania niewolników. Jeden z oświeceniowych myślicieli Jeremy Bentham postulował nawet, aby zbudować maszynę do wymierzania batów. Chłostę stosowano też w światowych armiach. Szczególnie złą sławą cieszyły się armie rosyjska i pruska. Likwidowanie kar cielesnych z europejskich kodeksów karnych przebiegało stopniowo. Co ciekawe, Polska jeszcze jako Królestwo Polskie, zniosła je w 1863 roku, podczas gdy np. Anglia i Kanada odpowiednio w 1948 i 1972 roku.

 

Nie ma kary bardziej bezwzględnej niż chłosta – rozmowa z prof. Peterem Moskosem, wykładowcą w nowojorskim John Jay College of Criminal Justice i autorem książki “In Defense of Flogging”

Kamil Nadolski: W książce „In Defense of Flogging” przekonuje pan, że Stany Zjednoczone powinny powrócić do stosowania kar cielesnych. Pańskim zdaniem chłosta jest bardziej humanitarna niż długoletnie więzienie, a na pewno tańsza. Co jednak z prawami człowieka, które są przecież podstawą zachodniej cywilizacji? Czy chłosta nie jest po prostu barbarzyństwem?

Peter Moskos: Głęboko wierzę, że chłosta jest mniej barbarzyńska niż długie lata spędzone w odosobnieniu, choć oczywiście mogę się mylić. Opowiadam się jednak za tym, by dawać skazanym wybór. Wszyscy zgodzimy się co do tego, że bez względu na system penitencjarny nie ma bardziej bezwzględnej kary niż chłosta. Uważam, że jednym z rozwiązań powinno być oferowanie jej jako alternatywy. Chciałbym doczekać dnia, w którym skazani odmówią przyjęcia chłosty, wybierając spędzenie długich lat w więzieniu. Wątpię, abym żył tak długo.

K.N.: Przez wiele lat pracował pan jako policjant. Jakie doświadczenia sprawiły, że opowiada się pan właśnie za taką karą dla przestępców?

P.M.: Zbrodnie, recydywa, ogólna zapaść systemu wymiaru sprawiedliwości… Przykłady można mnożyć. Na służby penitencjarne wydajemy z  budżetu mnóstwo pieniędzy, co przynosi więcej szkód niż pożytku. Pamiętajmy o  celu, jaki przyświecał karze cielesnej – miała być dotkliwa. W tym kontekście obecny system wydaje się jeszcze bardziej absurdalny. 

K.N.: Trudno ustrzec się zarzutu, że chłosta – zamiast więzienia – oznacza więcej przestępców na ulicach.

P.M.: Prawdopodobnie tak. Ale mam nadzieję, że będzie to zrównoważone faktem, iż przestępcy nie wrócą na złą drogę po wymierzeniu kary. Udowodniono, że sama perspektywa więzienia w żaden sposób nie zmniejsza rosnącego poziomu przestępczości. Nie mamy więc żadnej alternatywy, by uczynić nasze ulice bezpieczniejszymi. Poza tym koszty utrzymania więźniów drażnią podatników, którzy za to płacą. Można byłoby wydać te pieniądze znacznie lepiej albo nie wydawać ich wcale.

K.N.: Jakie są szanse, że pańska idea doczeka się kiedyś realizacji?

P.M.: Szczerze? Niewielkie. Ale mam nadzieję, że przynajmniej, dyskutując o  biczowaniu ludzi, przyczynię się do wprowadzenia reform w więziennictwie, które usankcjonują bardziej konserwatywny porządek. Ja ze swoim stanowiskiem jestem sam i  najlepsze, co mogę zrobić, to rozpocząć publiczną dyskusję na temat więziennictwa. Jak dotąd, mój plan działa.