Być wyjątkiem, czy być wyjątkowym? Jest różnica

Można uznać, że wyjątki potwierdzają regułę. Ale można też przyjąć, że pojawiają się, by na nowo opowiedzieć o świecie.

Ciało Kingi nie potwierdzało jej płci. Urodziła się męska, ale przecież nie jako mężczyzna. Chociaż jej rodzice, nauczyciele, a nawet przechodnie, patrząc na nią, widzieli chłopca, a później mężczyznę. Ciało Kingi było ciałem mężczyzny i Kinga musiała je zamieszkiwać. Do czasu, kiedy dokonała tranzycji, czyli korekty płci. Historia Kingi, już spisana i opublikowana (w książce „Brudny róż”, wydawnictwo Nisza), wciąż się wydarza. I tak naprawdę nie wiem, co Kinga dzisiaj o sobie myśli. Większość życia twierdziła, że jest wyjątkiem. Być wyjątkiem i być wyjątkową to ogromna różnica. Taka, jak między brzydkim kaczątkiem a łabędziem. A Kinga dla wielu jest wyjątkiem  potwierdzającym regułę brzmiącą mniej więcej tak: istnieje płeć męska i kobieca, mężczyźni rodzą się w męskim ciele, a kobiety w kobiecym.

Tyle że powiedzenie „wyjątek potwierdza regułę” zazwyczaj jest błędnie rozumiane. „Exceptio probat regulam” (wyjątek potwierdza regułę) – powiedział Cyceron w starożytnym Rzymie, gdy bronił Korneliusza Balbo. Korneliusz otrzymał rzymskie obywatelstwo, chociaż nie urodził się jako Rzymianin. Postanowienie to zostało zaskarżone ze względu na umowy, które zabraniały nadawania obywatelstwa rzymskiego członkom określonych plemion. Szczęśliwym trafem Korneliusz nie należał do żadnego z nich. Właśnie na tym oparł swoją argumentację Cyceron. Twierdził, że skoro prawo precyzuje wyjątki, w których nadanie obywatelstwa jest zabronione, to we wszystkich sytuacjach nieobjętych tymi wyjątkami nadanie obywatelstwa jest dozwolone. W ten sposób wyjątek Korneliusza (nadanie mu obywatelstwa) potwierdził regułę (o tym, że nie wolno nadawać obywatelstwa).

I taka jest właśnie rola wyjątków – mają opowiadać o regułach, o świecie, wskazywać na jego różnorodność. Mają nas zatrzymywać w rutynie. Bo ile czasu poświęcamy swojej płci? Jest i już. Nie ma się nad czym zastanawiać. Kinga większość życia spędziła na próbach zrozumienia płci, dopasowania się do społeczeństwa, dopasowaniu swojego ciała i uczuć. W pewnym momencie stwierdziła, że się zabije, że zabije swoje ciało, siebie, swoją płeć – skoro nie ma dla niej miejsca na tym świecie. Nie chciała być wyjątkiem potwierdzającym regułę. Chciała żyć i nie być wytykana palcami. I jak większość z nas chciała być wyjątkowa. Reguła mówiąca, że w określeniu płci kluczowe są genitalia, była jej więzieniem.

Każdy z nas czasami czuł się zniewolony przez narzucone odgórnie reguły. A to, że trzeba się odpowiednio ubrać na rozmowę o pracę, że na czerwonym świetle trzeba się zatrzymać, również wtedy, gdy się śpieszymy. Były też takie reguły, które mówiły, że głosować w wyborach mogą tylko mężczyźni i że to w porządku mieć czarnoskórego niewolnika. Wyjątkowi ludzie, którzy zbuntowali się przeciwko tym dyskryminacyjnym regułom, przeszli do historii i zmienili świat. Są ludzie, którzy się boją, że wyjątki zniszczą reguły. To niemożliwe. Robert Burton, angielski pisarz, uważał, że „nie ma takiej ogólnej reguły, która by nie dopuszczała wyjątków”. Jeśli zatem od każdej reguły istnieją wyjątki, staje się nagle oczywiste, że reguły nie mogą istnieć bez wyjątków. To trochę jak w związku miłosnym dwojga ludzi, w którym każda ze stron uczy się od drugiej i przez to się zmienia. Wyjątek i reguła są takim miłosnym związkiem.

Można uznać, że skoro pojawił się wyjątek, to tylko po to, by potwierdzić dobrze znaną regułę, albo uznać, że skoro pojawiał się wyjątek, to właśnie po to, by na nowo opowiedzieć o świecie. Wtedy ocean staje się regułą, a rafa koralowa wyjątkiem.

Więcej:felietony