Chłopaki też płaczą. Historia męskich łez

Starożytni Grecy, średniowieczni rycerze i XIX-wieczni politycy bezkarnie zalewali się publicznie łzami. Tego przywileju dzisiejsi mężczyźni mogą im jedynie pozazdrościć.

Przez Federera nasz Murray znów się rozbeczał” – pisały złośliwie brytyjskie gazety, kiedy po przegranym lipcowym finale Wimbledonu Andy Murray zamiast wygłosić przemówienie zaczął chlipać. Podczas finału Australian Open w 2010 roku Federer i Murray również spotkali się w finale.

Wtedy płakali jednak obydwaj: Szwajcar – bo wygrał, a Szkot – z powodu kolejnej przegranej. „Mogę płakać jak Federer, szkoda, że nie umiem grać jak on” – autoironicznie skwitował swoją porażkę. W jednej z ankiet aż 80 proc. brytyjskich mężczyzn przyznało, że byłoby im wstyd rozkleić się w miejscu publicznym, a 20 proc. uznało, że przestało szanować Murraya jako sportowca. Czy widok męskich łez zawsze budził tak radykalne emocje?

Łzy Odysa i Jezusa

W starożytnej Grecji od mężczyzn oczekiwano, że jeśli honor ich rodziny zostanie zbrukany, będą publicznie wylewać łzy i rozdzierać szaty. Homer opisywał, jak podczas swojej podróży do domu Odyseusz wielokrotnie płakał. Jedno z najkrótszych zdań w Biblii brzmi zaś po prostu: „Jezus zapłakał”.

Według literackich opisów XI-wieczny rycerz Roland po jednej z bitew rozszlochał się tak bardzo, że aż zemdlał. „Historycznie, mężczyźni najczęściej publicznie zalewali się łzami ze wzruszenia nad własnym heroizmem” – tłumaczy prof. Tom Lutz, literaturoznawca z University of California Riverside.

W XIX-wiecznej Ameryce ocieranie oczu ze wzruszenia było uznawane za wysublimowane narzędzie sztuki oratorskiej. Podczas jednego z przemówień na temat niewolnictwa płakał sam prezydent Abraham Lincoln, a w wycieraniu łez wtórowała mu cała sala. Łzy zostały uznane za niegodne prawdziwego mężczyzny dopiero po rewolucji przemysłowej. To wtedy do władzy doszły masy silnych facetów z klasy robotniczej, którzy wynieśli z domów bardzo prosty podział ról: delikatne kobiety mogą sobie pozwolić na łzy. A płaczący mężczyzna to po prostu „beksa-lala”.

Łzy krokodyla

Dlaczego oglądanie płaczącego mężczyzny, a nawet kobiety, budzi nasze zakłopotanie? Po pierwsze uznajemy, że płacz to czynność intymna, zarezerwowana dla przestrzeni prywatnej. W miejscach publicznych płaczą przecież tylko dzieci. Po drugie łzy kojarzą się z uleganiem emocjom, których jako obserwatorzy nie chcemy bądź nie umiemy zrozumieć.

Z ewolucyjnego punktu widzenia płacz jest naturalną dla człowieka formą niewerbalnej komunikacji. To dzięki niemu rodzice dowiadują się, że ich dziecku coś dolega. Okazuje się, że płacz, jako narzędzie manipulacji, mógł być także sposobem na przetrwanie. „To jedna z najbardziej ludzkich cech społecznych. Ponieważ łzy w oczach zamazują obraz, płaczący wydaje się być bezbronny. To zmniejsza z kolei chęć ataku u obserwatorów, przez co ułatwia przetrwanie. W świecie ewolucji płacz mógł osłabiać gniew wroga” – tłumaczy dr Oren Hasson, psycholog z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Manipulować wzruszeniem lubią politycy, choć nie zawsze wychodzi im to na dobre. Media wielokrotnie oskarżały prezydenta Billa Clintona o wykorzystywanie emocji dla budowy swojego wizerunku. Zarzucano mu, że podczas pogrzebu Rona Browna, sekretarza handlu, był roześmiany, a rozpłakał się dopiero wtedy, kiedy zobaczył kamery. Z kolei podczas niedawnej walki o fotel burmistrza Londynu obiektem kpin Brytyjczyków stał się kandydat Partii Pracy Ken Livingstone. Dlaczego? Podczas premiery spotu wyborczego, w którym londyńczycy tłumaczą, dlaczego będą głosować na Kena, rozpłakał się w świetle reflektorów. Następnego dnia otrzymał od mediów przydomek „Ken-Krokodyle Łzy”. Okazało się bowiem, że Livingstone materiał filmowy dobrze znał, a nagrani „mieszkańcy stolicy” byli w rzeczywistości wybranymi w castingu aktorami.

Równouprawnienie przez łzy

W większości społeczeństw wciąż uważa się, że to kobiety mają naturę płaczek. Potwierdzają to wyniki badań. Po przyjrzeniu się rytuałom płaczu ponad 300 osób, psychologowie z University of Minnesota doszli do wniosku, że kobiety płakały średnio pięć razy w miesiącu, a mężczyźni tylko raz. Belgijscy psychologowie udowodnili jednak, że różnice w częstotliwości i rodzaju płaczu zaczynają się pojawiać dopiero po 13. roku życia.

Czyli w momencie, kiedy nie tylko rozpoczyna się burza hormonalna, ale też zaczyna się konstruować płeć kulturowa. Wtedy dzieci zdają sobie sprawę z odrębnych oczekiwań, jakie społeczeństwo ma wobec chłopców i dziewczynek. „Nawet jeśli część psychologów przyznaje, że męskość i kobiecość to dwa aspekty tego samego wymiaru, ludzie wciąż zastanawiają się, czy kobiecie przystoi złość i agresywne zachowanie, a mężczyźnie smutek, słabość i płacz. To pokazuje tylko, jak silnie zakorzenione w nas są pewne stereotypy” – tłumaczy Monika Przybylska, psycholog zdrowia i terapeutka.

Dlaczego tenisista Andy Murray rozkleił się po przegranym meczu? Najprostsze wyjaśnienie jest takie, że pozwoliło mu to rozładować emocje i stres. Zaraz po ataku płaczu tętno jest podwyższone, ale chwilę później spada, oddech zwalnia i większość ludzi odczuwa poprawę nastroju. „Z punktu widzenia terapeuty szczęśliwi są ludzie, którzy potrafią się i cieszyć, i smucić, którzy mają w sobie zgodę na bycie tu i teraz. Szczery płacz po przegranej czy rozstaniu oznacza tyle, że to ważny moment” – dodaje Przybylska.

Może więc czas na kolejny etap równouprawnienia? Pozwólmy mężczyznom płakać – na zdrowie.