Czepki podróż po prośbie

Sensacyjne odkrycie 350-letniego dziennika rzuca nowe światło na budowę XVII wiecznego kościoła w Świdnicy. Za dwa lata rusza wyprawa śladami jego autora

Wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 2001 r. Kościół Pokoju w Świdnicy nie zawsze był tak doceniany. W latach 50. XX w. jego pierwszy powojenny pastor Herbert Rutz musiał dorabiać jako księgowy. Kiedy parafianie niemieccy wyjeżdżali z Polski w kolejnych latach, kościół podupadał, jego stan techniczny był zły, a otaczający go plac, gdzie znajduje się m.in. cmentarz z nagrobkami z XVII wieku (jest tu pochowany np. pradziadek Bismarcka), był miejscem spotkań lokalnych pijaczków.

Dzięki staraniom obecnego pastora i jego żony, a także władz miasta i innych instytucji, po latach zaniedbań Kościół Pokoju w Świdnicy jest odnawiany i przeżywa swoją drugą młodość. Odbywa się tu część koncertów festiwalu Wratislavia Cantans, a także nie przypadkiem – Międzynarodowy Festiwal Bachowski. W 1729 roku Christoph Gottlob Wecker, uczeń Jana Sebastiana Bacha, został kantorem-organistą Kościoła Pokoju w Świdnicy.

Przez cały okres wojny trzydziestoletniej śląscy luteranie doświadczali przymusowej rekatolicyzacji, wypędzania protestanckich duchownych i zakazu odprawiania nabożeństw. W końcu jednak doczekali się zmian na lepsze. W wyniku zawartego w 1648 r. pokoju westfalskiego, który kończył długą wojnę, pojawiła się szansa na odbudowanie luterańskich świątyń. Pod wpływem protestanckiej Szwecji w 1652 r. cesarz Ferdynand III Habsburg zezwolił śląskim luteranom na wybudowanie trzech świątyń, tzw. Kościołów Pokoju.

Wielkimi orędownikami budowy świdnickiego Kościoła Pokoju byli synowie ewangelickiego pastora Christian Czepko i jego brat Daniel Czepko von Reigersfeld. Daniel był śląskim mistykiem i poetą, potem radnym cesarstwa i przewodniczącym landtagu, który pozyskał wsparcie dla budowy świątyni od znanych śląskich rodów m.in. von Czettritz i von Zedlitz, a także od hrabiego Heinricha von Hochberga, właściciela zamku w Książu. Christian Czepko natomiast wybrał się w długą podróż do Sztokholmu i zbierał potrzebne na budowę świątyni fundusze. Właśnie odkryto jego fascynujący diariusz z tej wyprawy zatytułowany „Podróż szwedzka, czyli jak Christian Czepko ze Świdnicy po kolektę w imię Świętej Trójcy się wyprawował”, którego fragmenty jako pierwszy publikuje „Focus Historia”.

Wieża jest tylko jedna

Po zebraniu pieniędzy trzeba było stawić czoła rygorystycznym warunkom budowy kościołów. Materiały budowlane miały być nietrwałe, a więc można było użyć jedynie słomy, piachu, gliny i drewna, a na dodatek budowa miała trwać nie dłużej niż rok. Budynki miały stać poza granicami miasta, zabroniono wyposażania ich w dzwony oraz stawiania wież. Chodziło o to, aby wieża jako symbol dominacji była kojarzona jedynie z katolicyzmem. Przykładem może być katedra świdnicka, której wieża jest najwyższa na Śląsku.

W 1652 roku wyznaczono teren pod budowę (200 na 200 kroków) kościoła w Świdnicy, w tym samym roku powstał kościół w Głogowie (spalił się w XVIII w.), następnie w 1655 roku w Jaworze. Do zrealizowania tak trudnego przedsięwzięcia zaangażowano grupę doświadczonych konstruktorów, którymi kierował projektant fortyfikacji z Wrocławia Albrecht von Saebisch. Ustalono, że kościół w Świdnicy będzie zbudowany na planie krzyża greckiego, dzięki czemu powstanie zwarta budowla, dająca wiernym tak ważne w luteranizmie poczucie wspólnoty.

Pierwsze nabożeństwo w Kościele Pokoju odprawiono w czerwcu 1657 roku, wówczas też ochrzczono pierwsze dziecko – córkę miejscowego szewca, której nadano imię Barbara. Na parterze i emporach znalazło się miejsce aż dla 7,5 tysiąca wiernych. Ale choć kościół udało się wybudować, to życie ewangelików jeszcze przez wiele lat było ciężkie. W połowie XVII wieku w Świdnicy pojawili się jezuici, co nie wróżyło luteranom niczego dobrego. Wkrótce katolicka Rada Miejska wydała zakaz mieszkania pastorom w obrębie miasta. Ale społeczność luterańska nie poddawała się. Co więcej – postawiła sobie za cel tak upiększyć świątynię, aby robiła nie mniejsze wrażenie niż katolicka. To dlatego ołtarze główne obu kościołów są monumentalne i kolumnowe.

Luter cenił obrazy

 

Jak tylko wybudowano Kościół Pokoju w Świdnicy, natychmiast przystąpiono do jego dekorowania – pierwotne wyposażenie ze względu na tempo prac było bardzo ubogie. Najpierw wstawiono złoconą i rzeźbioną chrzcielnicę, a następnie wybudowano wielkie organy. Kilkanaście lat później Sigismund Ebersbach ofiarował dla potrzeb świątyni drugi instrument – małe organy ołtarzowe. Pod koniec XVII w. malarze Christian Süssenbach oraz Christian Kolitschky pokryli strop kościoła malowidłami, polichromowane są także pozostałe drewniane elementy. Powstała przeszklona, wyróżniająca się loża Hochbergów (fundatorów 2/3 ilości drewna, czyli 2 tys. dębów na budowę kościoła), swoje loże miały też inne rody arystokratyczne oraz cechy rzemieślnicze, a później nawet bogaci mieszczanie. W świątyni były cztery wejścia główne oraz 27 wejść prowadzących do poszczególnych lóż.

Wyposażenie Kościoła Pokoju w Świdnicy zachwyca bogatym barokowym przepychem, co może dziwić tych, którzy sądzą, że luterańskie zbory cechuje artystyczny ascetyzm. Wyjątkowa jest ambona w kształcie kielicha (komunię w kościele luterańskim przyjmuje się pod dwiema postaciami), przy której stoją rzeźby Wiary, Nadziei i Miłości, a całość wieńczy postać anioła.

Protestantów w powszechnej świadomości klasyfikuje się jako ikonoklastów, tymczasem Marcin Luter, choć był przeciwny kultowi obrazów przedstawiających świętych, uznawał ich ogromną wartość dydaktyczną – twierdził, że słowo i obraz powinny się uzupełniać, ale niewątpliwie najważniejsze jest słowo. Dlatego w kościołach luterańskich, także w Świdnicy obrazy znajdują się w otoczeniu cytatów z Biblii.

Na przestrzeni lat ograniczenia narzucone luteranom łagodniały, a ci skrupulatnie to wykorzystywali. I tak na początku XVIII w. obok kościoła ustawiono wieżę, w której zawieszono trzy dzwony. A w połowie tegoż wieku luteranie mogli już oficjalnie obchodzić setną rocznicę powstania swojego kościoła, ponieważ w tym czasie Śląsk został podporządkowany państwu pruskiemu.

I jak tu nie wierzyć w boskie moce skoro zbudowany z drewna kościół, który miał się szybko rozpaść przetrwał dziejowe zawieruchy i ma już ponad 350 lat.

Z diariusza Czepki

“Religia rodzi ład, ład szczęście, a szczęście staje się matką dobrobytu. Brak poważania wiedzie do zaburzenia ładu.

Maj 1654 roku

Wyjeżdżając w imię świętej i niepodzielnej Trójcy ze Świdnicy z Wrocławia Odrą statkiem Christiana Rantzbacha w Głogowie na kwaterze u George’a Cunrada, rzeźnika i członka rady parafialnej. W Krośnie rzeka Bóbr uchodzi do Odry we Frankfurcie nad Odrą stanęliśmy u pana Sixta Sandreutera, czcigodnego mieszczanina i kupca, i namawiamy do złożenia kolekty piszemy do domu, a to do pana Fesselna, pana Ortloba i pana brata Daniela statkiem [wysyłamy list] do pana Fesselna. Tegoż dnia [ruszamy] z Frankfurtu do Fürstenwalde Z Fürstenwalde do Berlina wodą 11 mil Nocowaliśmy przy Fischer Strasse w Kölln. W zbrojowni w onymż Kölln można oglądać wypchanego małego karła w codziennym odzieniu, 5/4 łokcia wysoki, a który mając 28 lat w Gdańsku z konia spadł po pijanemu i kark sobie skręcił. krzyż z kryształu, który miał kosztować 4000 talerów Rzeszy, trąbę z jaspisu, co ją sułtan turecki w podarunku ofiarował Bethlenowi Gaborowi, tenże zaś przekazał ją księciu elektorowi brandenburskiemu, wartości 500 talerów Rzeszy, miecz, którym stracono hrabiego von Hardeck. A zatem powinien też on wspierać naszą świątynię.

Listopad 1654 roku

Niedziela, cały dzień padało. Dzień Wszystkich Świętych i Królewskie zaślubiny. Pochód królewski składał się z następujących uczestników: 1. Czterech szwadronów kirasjerów i czterech chorągwi piechoty. 2. Około 40 koni różnych szlachetnych panów. Koni królewskiej jazdy przybocznej, w liczbie 24 przykrytych niebieskimi zamszowymi narzutami ze złotymi i srebrnymi frędzlami. 4. Herolda, po tym dobosza, ośmiu trębaczy, których sprowadziła księżniczka. Wszystkie te konie to taranty. 5. Królewskiego koniuszego, czterech paziów księżniczki. Ich liberie zamszowe były koloru czerwonego ze złotymi wyłogami. Powóz królewski. Liberie służby królewskiej były zamszowe, koloru niebieskiego z wyłogami srebrnymi i złotymi. Dalej jechał marszałek dworu w otoczeniu wielu kawalerów, potym herold i rycerstwo, jakoż znowu dwóch heroldów i karety. W pierwszej zasiadał marszałek Królestwa Szwecyjej. Było ich 38. Powóz królewski wyściełany był wewnątrz zamszem czerwonym, zaś z zewnątrz złotem, podobnież jak jego strój. Jej powóz [księżniczki] był wyściełany zamszem niebieskim, od wewnątrz i na zewnątrz wyszywany srebrną nicią, podobnież jak jej strój. 2 powozy księżniczki, które sprowadziła ze sobą. Następnie jechało jeszcze kilka wozów: dalej maszerowały cztery kompanije arkebuzerów i cztery chorągwie tzw. „zielonych mundurów”, potym zaś mieszczaństwo zgrupowane w dziewięciu kompanijach. Wieczorem około godziny ósmej nastąpiły zaślubiny, których dokonał arcybiskup Uppsali Linco. Ich stroje były wykonane z białego atłasu: Jej bardzo długi i po obu bokach tudzież z tyłu niesiony przez trzy panny. Księżniczka włos miała rozpuszczony – zdobiony koronę z dyjamentów – swobodnie opadał on pod białym welonem wykonanym ze srebrzystej materii. (Od jednego z marynarzy dowiedziałem się, iż wybrała się ci ona razu pewnego po Bożym Narodzeniu statkiem w podróż morską, aliści gdy dopłynęła w okolice Bornholmu, morze ucichło całkiem i nagle przed statkiem ukazała się postać jakowaś w kształcie głowy z ramionami, samych dłoni nie można było jednak dojrzeć, jak człowiek wyglądało to, aleć w miejsce włosów posiadało szczecinę świńską, a stale płynęło przed statkiem. W końcu marynarz splunął dwakroć do wody. Wydawało się, jakoby postać ta połknęła oną ślinę, po czym wnet zniknęła w ciemnych odmętach. Znowuż wieczorem około godziny 10 rozpętała się wielka burza, tak iż dopiero nazajutrz z rana około godziny 10 dotarli ponownie do Kopenhagi oddalonej o 60 mil. Walenie mają zwykle jedno dziecko, które zwykle płynie obok nich.)

3 kwietnia 1655 roku

Skoro rano około godziny siódmej byłem u sprawującego urząd burmistrza. Przesiadywał akurat w swym ogrodzie, a jego żona umówiła nas na godzinę pierwszą. Zwiedziłem saliny, jest tu piętnaście bud. Gotuje się w ołowianych panwiach, ale nie ma tu więcej niż sześć sit, następnie woda musi być odlewana. Dwie godziny musi się potym warzyć. Każdego dnia salina ta dostarcza 54 bek soli, a każda liczona po sześć beczek. Po południu odwiedziłem ponownie pana burmistrza doktora Johanna Macrenusa. Zostaliśmy odesłani na najbliższy poniedziałek. Wysłałem pisemną petycyją do sekretarza, ażeby udzielił on zezwolenia na kolektę od domu do domu za dni dwa: prosiłem też o ogłoszenie informacyjej na tenże temat z ambony, jednakże nie było to konieczne, albowiem ofiarowali nieco ex publico.

16 maja 1655 roku

jakoż w Dzień Zielonych Świątek, Bogu niech będą dzięki, po milach 566 drogi, nazad w domu.”