Dieta DNA. Ma odchudzać, ale też chronić przed rakiem. Działa?

W Polsce popularność zyskują „żywieniowe” testy DNA. Ich producenci obiecują, że dzięki dietom dopasowanym do naszych genów schudniemy i będziemy zdrowsi. Naukowcy nie są tego jednak tacy pewni.
Dieta DNA. Ma odchudzać, ale też chronić przed rakiem. Działa?

Wszyscy mamy jednakowe żołądki – głosi porzekadło tyleż znane, co fałszywe. Z własnego doświadczenia wiemy, że jedni mogą się objadać bezkarnie, a inni tyją nawet po przej­ściu na restrykcyjną dietę. Dietetycy od daw­na próbowali dopasować zalecenia do potrzeb danej osoby, ale działali głównie metodą prób i błędów. Teraz mają do dyspozycji nowe na­rzędzie – testy genetyczne, umożliwiające stwo­rzenie tzw. genodiety albo „diety DNA”. Dzięki nim każdy z nas dowie się, co powinien jeść, a czego unikać, by zachować zdrowie, schudnąć itd. Tylko czy to aby na pewno prawda?

 

Nabici w grupy krwi

Ostrożność jest tu jak najbardziej uzasad­niona, bo historia dietetyki pokazuje, jak łatwo można się nabrać na coś, co ma pozornie na­ukowe podstawy. Tak było w przypadku popu­larnej do dziś diety związanej z grupami krwi. Spopularyzował ją Peter J. D’Adamo – lekarz i entuzjasta medycyny „naturalnej”.

Podstawą funkcjonowania tej diety były lektyny – białka wchodzące w skład jedzenia, które po przedostaniu się do organizmu miały powodować szkodliwe dla nas zlepianie się czer­wonych krwinek. Wystarczyło wyeliminować z jadłospisu produkty zawierające owe białka, by lepiej się poczuć i schudnąć. I tak osoby z gru­pą krwi 0 miały unikać zbóż, mleka i owoców cytrusowych, te z grupą krwi A – mięsa itd.

Czy taka dieta była skuteczna? Marketingowo na pewno tak – książka „Jedz zgodnie ze swoją grupą krwi”, którą dr D’Adamo na­pisał wraz z Catherine Whitney, sprzedała się w ponad 7 mln egzemplarzy. Jednak sama dieta, wzięta niedawno pod lupę naukowców z University of Toronto, okazała się mitem. Po przebadaniu grupy 1455 osób uczeni doszli do wniosku, że grupa krwi nie ma żadnego związ­ku z tym, jak reagujemy na zmianę modelu ży­wienia. Analiza wykazała za to, że większości z nas najbardziej służy dieta wegetariańska.

 

Sięgamy do DNA

Wiemy jednak, że nawet ona nie jest uni­wersalna. Części z nas nie służy nabiał, inni źle reagują na gluten czy cytrusy. Teoretycznie wie­le z tych skłonności jest zapisanych w naszym DNA. A nutrigenomika – nauka o powiązaniach między naszymi genami a dietą – daje nadzieję, że będziemy mogli wyciągnąć z tego praktyczne wnioski. „Dietetyczne” testy DNA są już dostęp­ne w Polsce – ich ceny zaczynają się od kilkuset złotych.

 

Co mogą nam powiedzieć? Podstawa to ży­wieniowy profil genetyczny – informacja o tym, jaki rodzaj pokarmów nasz organizm najlepiej trawi. Możemy też dowiedzieć się, w jaki spo­sób przyswajamy ważne dla nas składniki, któ­rych pokarmów lepiej unikać, a także jak nasz organizm radzi sobie z wolnymi rodnikami i samooczyszczaniem.

„Mamy ok. 80 genów, których niewiel­kie zmiany, czyli tzw. polimorfizmy, wpływają np. na masę ciała. Nasze badania prowadzone w Małopolsce wykazały, że pewien wariant genu receptora dla neuroprzekaźnika o nazwie dopamina odpowiada nie tylko za zwiększone ryzyko rozwoju chorób układu nerwowego, ale też za skłonność do otyłości” – twierdzi dr hab. n. med. Iwona Wybrańska, kierownik Ośrodka Badań Genetycznych i Nutrigenomiki Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagielloń­skiego w Krakowie. Podobnie jest w przypadku genu FTO. Gdy występuje on w odmianie A, w organizmie rośnie poziom leptyny – hormo­nu odpowiedzialnego m.in. za uczucie głodu.

Badania genetyczne mogą też wykazać, że mamy problem z przyswajaniem kwasu folio­wego, który występuje m.in. w zielonych warzy­wach, burakach i pomidorach. Związek z tym ma kilka genów.

Jeśli w naszym DNA znajdują się ich nie­korzystne warianty, rośnie ryzyko zachorowa­nia na raka jelita grubego, raka szyjki macicy oraz schorzenia układu krążenia. W podobny sposób jest uwarunkowane działanie witami­ny D, niezbędnej naszym kościom i układowi odpornościowemu. Specyficzne polimorfizmy genów są związane także z nadwrażliwością na kofeinę, nietolerancją glutenu czy szkodliwym działaniem soli kuchennej na organizm.

Kiedy brokuły nie pomogą

W filmie Małgorzaty Szu­mowskiej „33 sceny z życia” główna boha­terka wiedząc już, że umiera na raka, mówi do swojej córki: „Myślałam, że kiedy będę ja­dła brokuły, to nie będę miała raka”. Ta przejmująca scena pokazuje, że żaden składnik diety nie jest w stanie dać nam stuprocentowej ochrony przed nowotworami. Często ważną rolę w tym procesie odgrywa nasze DNA. Badania wykaza­ły, że u części osób nie działa prawidłowo gen GSTM1, odpo­wiedzialny za korzystne dzia­łanie zawartego w brokułach sulforafanu. W takich przypad­kach ta chroniąca przed rakiem substancja po kilku godzinach zostaje po prostu wydalona z organizmu przez nerki.

 

Uczulenie albo i nie

Wielu dietetyków stosuje już testy genetycz­ne. „Mamy od razu więcej informacji o pacjencie i możemy spersonalizować jego dietę. Opieramy ją na ogólnych zasadach zdrowego żywienia, ale dzięki testom jest bardziej dokładna” – wyjaśnia dr Katarzyna Okręglicka, specjalistka od żywie­nia z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Naukowcy często jednak są sceptyczni i wskazu­ją, że nasza wiedza na ten temat nadal jest bardzo skromna. „Brak jest naukowych dowodów na możliwość podejmowania skutecznych i bez­piecznych decyzji żywieniowych tylko na pod­stawie testów DNA” – uważa dr hab. Renata Kostogrys z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Podobne wątpliwości dotyczą innych zysku­jących popularność testów, mających wykrywać nietolerancję pokarmową. To zjawisko polega na niekorzystnej reakcji organizmu na niektóre pokarmy, przy czym nie jest to reakcja szybka i gwałtowna jak w przypadku alergii, lecz bar­dziej dyskretna, związana z przewlekłymi sta­nami zapalnymi. Nietolerancję pokarmową dia­gnozuje się, badając reakcję zawartych w krwi przeciwciał klasy IgG z próbkami substancji po­karmowych. Testy możemy wykonać nawet we własnym domu i przekonać się, czy powinniśmy unikać marchewki, soczewicy lub może makreli.

I znów – wielu dietetyków poleca takie ba­dania, ale np. prof. Zbigniew Bartuzi z Colle­gium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Koper­nika w Bydgoszczy podchodzi do nich bardzo sceptycznie. „Stężenie przeciwciał w naszym organizmie może zależeć od bardzo wielu czynników – np. może wzrosnąć po niektó­rych lekach. Współczesna medycyna nie wią­że przeciwciał IgG z rozpoznaniem alergii czy nietolerancji pokarmowej” – wyjaśnia.

Innego zdania jest Magdalena Machlarz, biochemik i konsultant nadwrażliwości pokar­mowej. „Przeciwciała IgG mogą mieć duże zna­czenie w rozwoju chorób układu pokarmowego takich jak zespół jelita drażliwego. U moich pa­cjentów po zrobieniu testów na nietolerancję po­karmową i zastosowaniu diety eliminacyjnej za­obserwowałam znaczną poprawę” – mówi.

Placebo z genów

Dlaczego więc dietetycy twierdzą, że takie testy sprawdzają się u pacjentów? Być może to bardziej kwestia psychiki niż genów. „Gdy mamy wydruk z maszyny, który mówi nam, co mamy jeść, a czego mamy nie jeść, to z takim wynikiem nie można dyskutować. Taki »wyciąg« z naszego DNA sprawia, że stajemy się bardziej pokorni wobec zaleceń dietetyka” – mówi Agnieszka Piskała, dietetyczka z Nestle Polska. Test może być skuteczną motywacją do zmiany nawyków żywieniowych na lepsze – a to przecież jest naj­trudniejsze przy przechodzeniu na dietę.

 

„Jeśli ktoś wierzy w samą ideę badań DNA i w autorytet osoby, która je zleca, może być mu łatwiej zastosować się do wskazań diete­tycznych. Możliwe, że testy dietetyczne działają głównie na zasadzie placebo” – wyjaśnia Aga Kalbarczyk, psychodietetyczka i instruktorka fitness. Dodatkowa motywacja to fakt wydania niemałych pieniędzy na badania, wzmacniający wiarę w ich skuteczność. Werdykt brzmi więc: być może pomogą, a jeśli zaszko­dzą, to tylko kieszeni.


Jak wygląda badanie DNA:

Kwas deoksyrybonukleinowy (DNA) to długa, spiralnie skręcona cząsteczka, złożona z dwóch nici. To w niej zapisane są geny – „przepisy”, według których komórki produ­kują białka, tworzące nasz organizm i sterujące jego działaniem. Część z tych białek odpowiada za trawienie, wchłanianie i wykorzystywanie różnych składników pokarmowych. Badając związane z nimi geny, dietetycy mogą ułożyć indywidualny plan żywienia.

  1. Próbkę DNA pobieramy np. wacikiem z wewnętrznej strony policzka. Materiał trafia potem do probówki. Do fragmentów DNA dodajemy znaczniki fluorescencyjne
  2. Łańcuch DNA w laboratorium rozdzielamy chemicznie na dwie nici, które następnie tniemy na mniejsze kawałki.
  3. Chip DNA to płytka, na którą nanosimy przygotowaną próbkę. Pozwala ona na odczytanie sekwencji wybranych genów
  4. Jeśli fragment naszego DNA ma sekwencje pasująca do sondy na chipie, połączy się z nią. Pozostałe odcinki zostaną usunięte. Sondy DNA to krótkie odcinki nici tego kwasu o ustalonej przez badaczy sekwencji.
  5. Skaner pozwala na odczytanie danych z chipa DNA za pomocą wiązki laserowej, która pobudza do świecenia znaczniki fluorescencyjne.
  6. Odczyt ze skanera pokazuje, czy w naszym DNA znajduje się „standardowa” wersja genu (A), czy zmieniona (B), a przez to np. gorzej działająca.

DLA GŁODNYCH WIEDZY:

  • Więcej o badaniach genetycznych – „Geny, komórki, mikroby”, praca zbiorowa (G+J Książki 2012)