Wszystkie lęki generała. Dlaczego Jaruzelski wprowadził stan wojenny?

Generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny nie z powodu nagłego lęku przed “Solidarnością” czy radziecką interwencją, ale ze strachu o siebie. W grudniu 1981 roku uświadomił sobie, że spisek partyjnych towarzyszy to dla niego śmiertelne niebezpieczeństwo.
Wszystkie lęki generała. Dlaczego Jaruzelski wprowadził stan wojenny?

Dotąd pomijane fakty i relacje wskazują, że Wojciech Jaruzelski zdecydował się na wprowadzenie stanu wojennego właśnie 13 grudnia, bo zadziałał jego instynkt samozachowawczy. Wprawdzie funkcję I sekretarza KC PZPR pełnił wtedy niespełna dwa miesiące – dopiero co zastąpił na tym stanowisku Stanisława Kanię – ale bał się, że kolejna zmiana przywództwa wisi w powietrzu. Co więcej, mogła nie być zwykłą zmianą polityczną, lecz wręcz zamachem na życie generała.

Na kłopoty stan wojenny

Jaruzelski żył wtedy trzema problemami. Pierwszy z nich to „Solidarność” jako zagrożenie dla władzy komunistów i pogłębiająca się zapaść gospodarcza kraju. Drugi: wzmagające się naciski z Kremla, by działał przeciw „kontrrewolucji” przez wprowadzenie stanu wojennego. Trzeci – działania partyjnych towarzyszy, niezadowolonych z folgowania „Solidarności” i cieszących się wsparciem Moskwy. Te elementy były ze sobą powiązane.

Wprowadzenie stanu wojennego, którego plany były już przecież gotowe od miesięcy, rozwiązało wszystkie te problemy za jednym pociągnięciem! Odebrało możliwość działania wewnętrznej partyjnej opozycji wobec generała – tym coraz bardziej skonsolidowanym siłom „prawdziwych komunistów”, „partyjnych internacjonalistów”, „dobrych towarzyszy” i zwyczajnych agentów.

Nie wygraliby z Jaruzelskim inaczej, niż wzywając na pomoc „bratnie” kraje socjalistyczne, bo sami mieli zbyt mało „szabel”. Po wprowadzeniu stanu wojennego taka obca interwencja nie była już potrzebna, ponieważ generał rozbił nim „Solidarność”, m.in. internując ponad 5 tys. aktywistów. Skoro zaś Jaruzelski spełniał tym oczekiwania coraz bardziej naciskającego go Kremla, radzieckie kierownictwo nie miało już powodu, by mobilizować do potencjalnych działań partyjny „beton” (takiej nazwy konsekwentnie używają Jaruzelski i Kiszczak).

Wiele wskazuje, że stanu wojennego nie byłoby właśnie 13 grudnia bez owego „trzeciego elementu”: towarzyszy z PZPR spiskujących z Moskwą, Berlinem czy Pragą i budzących taki strach gen. Jaruzelskiego.

 

Atłasowa rewolucja

Od ponad dekady dzięki IPN-owi znane są dokumenty, które mogą uzasadniać słuszność tezy o „trzecim elemencie”. Na przykład dokumentacja spotkań Michała Atłasa (od 1980 do 1984 r. kierownika Wydziału Administracyjnego w KC PZPR, sprawującego polityczny nadzór nad resortami siłowymi) z radcą ambasady NRD w Warszawie Ullmanem. Zdaniem Atłasa w sierpniu 1980 r. to przez Kanię i Jaruzelskiego – którzy działali wówczas w swoistym tandemie – nie doszło do rozprawienia się ze strajkującymi stoczniowcami i członkami KOR.

„Wówczas byliśmy jeszcze w stanie w ciągu kilku dni wygrać walkę o socjalizm poprzez podejmowanie stanowczych działań” – twierdził. Według notatki z 7 stycznia 1981 r. zapewniał, że jest „zdecydowany uczynić wszystko”, aby wypełnić „internacjonalistyczny obowiązek”, jednak „mówiąc otwarcie między nami: nie wiem, czy damy sobie radę własnymi siłami. Całkowicie zdaję sobie sprawę, co to oznacza, gdy ktoś na moim stanowisku mówi to tak otwarcie”. Notatki Ullmana docierały do rządzącego NRD Ericha Honeckera (i to on podkreślił wyróżnione powyżej zdania).

W kolejnej rozmowie 31 marca 1981 r. Atłas dokonał obszernej charakterystyki sytuacji w Polsce: „Siły rewizjonistyczne wewnątrz partii zorganizowały nagonkę przeciwko wiernym marksizmowi-leninizmowi członkom kierownictwa, takim jak towarzysze Olszowski, Grabski, Żabiński, Kurowski”. W tej sytuacji widział „tylko jedną możliwość powstrzymania kontrrewolucji – decyzję kierownictwa partii o jednoczesnym aresztowaniu zarówno centralnych, jak i regionalnych przywódców »Solidarności« oraz wyczyszczeniu wszystkich centralnych stanowisk z rewizjonistów i kontrrewolucjonistów”. Atłas ostrzegał inne kraje bloku wschodniego: „Te wypadki mogą przenieść się również do waszych krajów”.

Kociołek czy “marionetka”?

Leonid Breżniew, Gustaw Husak i Erich Honecker korzystali także z informacji Wacława Piątkowskiego (w latach 1977–1981 kierownika Wydziału Zagranicznego KC PZPR), który – podobnie jak Atłas – współpracował z ambasadą NRD. Przekazywał kierownikowi Wydziału Stosunków Międzynarodowych KC SED (Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec) charakterystyki polskich działaczy. „Jaruzelski jest wydrążoną marionetką, najbardziej podoba się sam sobie i odgrywa rolę premiera. Nie można spodziewać się po nim niczego dobrego” – donosił Piątkowski. Rakowskiego uznał za „zdrajcę”. Pytany o siły i ludzi, „którzy mogliby stanąć na czele państwa”, wymienił towarzyszy Olszowskiego, Grabskiego i Kociołka.

O tym ostatnim Honecker mówił podczas spotkania na Kremlu 18 maja 1981 r., że „jest uczciwym komunistą, który realnie ocenia sytuację w kraju i wykazuje postawę internacjonalistyczną”. Kociołek „usilnie prosił” kierownictwo okręgowe SED w Berlinie, żeby „wykorzystywało różnorodne możliwości wywierania wpływu na organizację partyjną w Warszawie w celu wzmocnienia partii w duchu internacjonalistycznym”. Według Honeckera celowe było „dalsze rozbudowywanie istniejących osobistych kontaktów z Kociołkiem”.

Piątkowski (jak wiem od pewnego warszawskiego dziennikarza, zbliżonego do kręgów KC PZPR) tłumaczył też „na żywo” rozmowy I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani z niemieckimi towarzyszami, a później – dzwoniąc na ten sam numer – wzbogacał je o swoje komentarze i niewybredne uwagi.

 

Kania do wymiany

Kiedy ambasada NRD w Warszawie badała grunt przed planowanym XI Plenum KC PZPR, 26 maja 1981 r. Niemcy skontaktowali się z Atłasem. Skrytykował Kanię i Jaruzelskiego, mówiąc: „Próbują głównie uspokoić kraje sąsiedzkie i sądzą, że przede wszystkim muszą uniknąć rozlewu krwi w Polsce. Ja reprezentuję pogląd, że i tak dojdzie do rozlewu krwi w Polsce, a będzie on tym większy im dłużej będziemy czekać”. Zaś 1 lipca 1981 r. donosił do ambasady NRD: „Jaruzelski już dzisiaj odgrywa nadzwyczaj negatywną rolę. Jego najbliżsi współpracownicy to ci generałowie Wojska Polskiego, którzy zajmują pozycje antyradzieckie. (…) Należy oceniać, że w dowództwie armii siły antyradzieckie zajmują decydujące stanowiska” (fragmenty podkreślone przez Honeckera).

Zarówno Moskwa, jak i Berlin stawiały na rozłam w polskim kierownictwie. Już 16 maja Honecker, rozmawiając na Kremlu z Breżniewem i Husakiem, powołując się na Atłasa referował: „Obecne kierownictwo PZPR mydli nam oczy. Nasuwa się pytanie, kto mógłby przejąć kierownictwo partii?”. Wymienił towarzyszy Olszowskiego, Grabskiego, Kociołka i Żabińskiego. „Byłoby właściwym utworzyć kierownictwo, które byłoby gotowe wprowadzić stan wyjątkowy i podjąć zdecydowane działania przeciwko kontrrewolucji” – stwierdził. Husak dodał: „Co się zaś tyczy towarzyszy, na których można polegać, to my także myślimy o takich towarzyszach jak Olszowski. Mamy również poufne kontakty z Grabskim”. 

CZECHOSŁOWACKIE KARTOTEKI

Dokładną analizę polaryzacji sił wewnątrz polskiej partii po plenum, które odbyło się 9 czerwca 1981 r., przeprowadził wywiad czechosłowacki. Jego informatorzy oceniali, że „nastąpił już taki rozkład gospodarczy i polityczny PRL, że organy władzy państwowej nie są w stanie powstrzymać własnymi siłami przewrotu kontrrewolucyjnego”. W związku z tym polecono opracować „plan działań”, przede wszystkim, żeby umocnić „zdrowe siły marksistowskie stojące na pozycjach internacjonalistycznych”. Czeski wywiad postawił w stan gotowości 83 tajnych współpracowników, przygotował też 2 kartoteki obywateli PRL: osób „pozytywnych” i „negatywnych”.

Jurij Andropow, wówczas szef KGB, wtrącił znaczące zdanie o sytuacji w polskiej partii rządzącej: „Nie chodzi o to tylko, kogo należy zastąpić, lecz również o to, jak to zrobić. Według naszych informacji układ sił wynosi 50 do 50, ale pozostaje pytanie, kto przejmie inicjatywę”. Na koniec Breżniew podkreślił, że „niezbędne jest wykorzystanie wszelkich środków nacisku” i że „musimy polecić teraz towarzyszom nawiązanie operacyjnych [czyli agenturalnych! – przyp. aut.] kontaktów z towarzyszami z PZPR w Polsce”.

Coś wisiało w powietrzu. W październiku 1981 r. nastąpiła zmiana na polskiej scenie. Stanisław Kania został odwołany. Jego miejsce zajął Wojciech Jaruzelski. Mimo obiekcji polskich informatorów, Moskwa i Berlin liczyły, że generał „da decydujący odpór kontrrewolucji”. Konstantin Rusakow z KC KPZR nadmienił, że Jaruzelski „długo się wahał i nie chciał się zdecydować. Dopiero po tym, jak »dobrzy polscy towarzysze « z nim porozmawiali, dał pozytywną odpowiedź. Powiedzieliśmy, że może opierać się zarówno na zdrowych siłach PZPR, jak też liczyć na pomoc i wsparcie bratnich partii”.

Cień Moczara

Ciekawych informacji o kulisach partyjnych przetasowań dostarcza wywiad, jakiego udzielił tygodnikowi „Niezawisimoje Wojennoje Obozrienie” (przedruk w „Trybunie” z 9 sierpnia 2001 r.) Jurij Ryliow, były attaché wojskowy ZSRR w Warszawie: „W pierwszej połowie 1981 dostaliśmy poufną informację, że pod przewodnictwem generała Moczara odbyło się kolejne nieformalne spotkanie niektórych wpływowych polskich oficerów, na którym podobno omawiano kwestię usunięcia gen. Jaruzelskiego ze wszystkich piastowanych stanowisk i postawienie na nich bardziej zdecydowanego i silniejszego przywódcy. W rzeczy samej, w Polsce dojrzewał spisek, a może nawet i przewrót państwowy…

Niedługo po tym odbyło się moje spotkanie z szanowanym w polskich kręgach wojskowych gen. Norbertem Michtą, pracownikiem Polskiej Akademii Nauk Społecznych. W trakcie tego spotkania potwierdził on istnienie wśród wysoko postawionych oficerów Wojska Polskiego określonych tendencji, które powstały w związku z »liberalizmem« Wojciecha Jaruzelskiego. Wymienił także nazwisko twórcy »zaczynu niezadowolenia« – gen. Mieczysława Moczara”.

Ten były przywódca frakcji „partyzantów”, dusza antysemickiej kampanii z 1968 r., trafił na boczny tor. Ale od grudnia 1980 do lipca 1981 r. był znowu członkiem Biura Politycznego KC PZPR i „rył” pod Kanią i Jaruzelskim. W rozmowie z Ryliowem dziennikarz „NWO” zwrócił uwagę, że grupa generałów WP z wiceministrem obrony narodowej gen. Eugeniuszem Molczykiem na czele zwróciła się nieoficjalną drogą do ministra obrony ZSRR Dimitrija Ustinowa z oświadczeniem o gotowości „zaprowadzenia porządku w kraju przez armię” i przyjęcia, w razie konieczności, „internacjonalistycznej pomocy” sojuszników. Czy powtarzał się wariant czechosłowacki z 1968 r.? Ryliow odparł jedynie: „Oświadczam z pełną odpowiedzialnością – dowódcy polskiej armii, którzy w rozmowach z nami opowiadali się za wprowadzeniem wojsk Układu Warszawskiego do Polski, występowali kategorycznie przeciwko udziałowi w operacji armii NRD. Przy tym otwarcie i bezpośrednio oświadczali: »Będziemy walczyć przeciwko Niemcom«”.

A Stanisław Kociołek w rozmowie z ważnym oficjelem z NRD podkreślał, że „wielu dobrych towarzyszy jest już u kresu sił”. Jednocześnie zadeklarował, że ma w Warszawie „około 2500 towarzyszy całkowicie godnych zaufania”, szkolonych w posługiwaniu się bronią, angażowanych tymczasowo do akcji propagandowych. „Są gotowi do akcji 2 godziny po ogłoszeniu alarmu. Broń jest składowana w komendach milicji” – stwierdził. 

 

Worek na głowie

Wierne gen. Jaruzelskiemu kierownictwo Głównego Zarządu Politycznego WP meldowało 27 listopada 1981 r., że „od pewnego czasu uprawiana jest propaganda przeciwko towarzyszowi I sekretarzowi KC PZPR. Urabia się opinię, że tow. Jaruzelski wywodzi się ze »szkoły jezuickiej«, jest człowiekiem mało ofensywnym, tolerującym »Solidarność« i pokornym wobec niej. Wielu rozmówcom imputuje się, że analogicznego zdania na temat osoby I sekretarza są towarzysze radzieccy. I sekretarz KW PZPR [w Katowicach] A. Żabiński osobiście prowadzi tego rodzaju agitację”.

Poza tym „tow. A. Żabiński, wojewoda tow. Likoś, komendant wojewódzki MO i kilka kilka innych osób ze ścisłego kierownictwa KW możliwość przezwyciężenia kryzysu upatrują wyłącznie w zbrojnej konfrontacji. Taki pogląd wyrażany jest przy wielu okazjach i w różnych gremiach – meldowano. – Ostatnio w czasie spotkania kierownictwa KW z konsulem generalnym ZSRR w Krakowie sugerowano towarzyszom radzieckim potrzebę przyspieszenia terminu wkroczenia »czołgów radzieckich« do Polski.

W odróżnieniu od innych obecnych tam gości I sekretarz KW, wojewoda i komendant wojewódzki MO, treść toastów sprowadzili wyłącznie do prośby o szybką, skuteczną pomoc armii radzieckiej oraz zagwarantowania rodzinom działaczy partyjnych bezpieczeństwa i materialnej pomocy. W tej też intencji KW nawiązał i utrzymuje bezpośredni kontakt z władzami CSRS i NRD”. Na koniec meldunek stwierdzał: „urabia się też opinię, że aktualnie indywidualnościami w partii są: Stefan Olszowski (jedyny kandydat na I sekretarza KC), Mirosław Milewski (jedyny kandydat na premiera) i Albin Siwak”.

Jeśli Jaruzelski znał chociaż część przytoczonych faktów, to był to wystarczający powód, by czuł się zagrożony. W „Dziennikach” Mieczysława Rakowskiego znajduje się zapis rozmowy z generałem, który przyznał, że najbardziej bał się, że z workiem na głowie zostałby przewieziony do Moskwy, jak to się przydarzyło Dubczekowi podczas „praskiej wiosny” w 1968 r. A to przecież właśnie wariant czechosłowacki, w świetle wyżej opisanych dokumentów, mógł grozić Jaruzelskiemu…

Towarzysz panienka

Polityczny życiorys Jaruzelskiego wskazuje, że nie miał skłonności do nagłych i nieprzemyślanych decyzji. To raczej pasmo deklaracji o niechęci do zajmowania kolejnych wysokich stanowisk! Jaruzelski odmawiał przyjęcia stanowiska szefa Głównego Zarządu Politycznego WP, choć ostatecznie objął je w 1960 r. Wahał się, czy ma zostać ministrem obrony narodowej w 1968 r., ale się zgodził. Milcząco zaakceptował decyzję Władysława Gomułki o użyciu broni w grudniu 1970, lecz przyczynił się do zastąpienia go przez Edwarda Gierka. Nie od razu przyjął od tegoż stanowisko członka Biura Politycznego KC PZPR – przekonał go, że wystarczy mu funkcja zastępcy.

We wrześniu 1980 roku Jaruzelski, po opuszczeniu przez Gierka funkcji I sekretarza PZPR, nie od razu dał się namówić na stanowisko przywódcy partii czy na fotel premiera. Po wahaniach zgodził się na przewodzenie rządowi dopiero w następnym roku. Na IX Zjeździe PZPR latem 1981 r. był oczywistym kandydatem na I sekretarza, jednak odmówił, i na tym stanowisku pozostał Kania. Dopiero w połowie października 1981 r. pod naciskiem „dobrych towarzyszy” zgodził się objąć funkcję I sekretarza…

Córka generała Monika książkę o sobie zatytułowała: „Towarzyszka panienka”. Kiedy szukamy określenia profilu psychicznego jej ojca, narzuca się określenie „towarzysz panienka”. Wyżsi radzieccy wojskowi po manewrach pokpiwali z Jaruzelskiego, pytając: „Kto on takoj? Eto diewoczka ili malczik?”. Zaś w „Alfabecie Kisiela” Stefana Kisielewskiego znajduje się takie określenie działań generała: „Jest to kunktatorstwo, i chciałabym i boję się”…

 

Szok z 12 grudnia

Decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. nie da się wytłumaczyć inaczej niż jako nagły objaw właśnie strachu i instynktu samozachowawczego Jaruzelskiego – jego reakcji na osobiste, fizyczne zagrożenie. Na wizję worka zakładanego mu na głowę przez dawnych towarzyszy. Przecież decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego z równym uzasadnieniem mogła zostać podjęta wcześniej jak i później, bo w polskich realiach nie zaszło nic, co odróżniałoby ten grudniowy dzień od poprzednich lub następnych! Bardziej racjonalnym terminem byłyby ostatnie dni września 1981 r., przed druga turą zjazdu NSZZ „Solidarność”. Tak się wtedy nie stało ze względu na sprzeciw Stanisława Kani.

Jedną z przesłanek, że grudniowa data to skutek nieoczekiwanego wstrząsu psychicznego, stanowi histeryczna decyzja generała, podjęta w południe 12 grudnia. Wtedy to Jaruzelski podyktował szefowi MSW Czesławowi Kiszczakowi „z głowy” nazwiska 32 towarzyszy, których polecił natychmiast internować. Znalazło się tam wielu członków dawnego kierownictwa partii, m.in. Gierek, Jaroszewicz, Grudzień, Łukaszewicz. A jeszcze kilka tygodni wcześniej towarzysze Kania i Jaruzelski odwiedzili Jaroszewicza i Grudnia, cierpiących po przebytych zawałach serca! Kiszczak poinformował Jaruzelskiego, że rozdysponował już wszystkich funkcjonariuszy i nie ma jak wypełnić polecenia. Jaruzelski kategorycznie powtórzył rozkaz. Ostatecznie gen. dywizji Piotra Jaroszewicza aresztowali… jego ochroniarze.

Oczywiście na liście Jaruzelskiego nie było głównych wichrzycieli, stanowiących realne zagrożenie dla generała. To bowiem mogłoby wywołać pomruk Kremla. Większość owych „dobrych towarzyszy” utrzymała swoje stanowiska i nadal kultywowała bratnie stosunki z Moskwą. Przestali jednak istnieć jako potencjalna „grupa uderzeniowa”. A realizatorzy stanu wojennego, choć wciąż czuli na sobie „oko Kremla”, nie czuli już osobistego zagrożenia…