Dlaczego nowe autobusy są niewygodne? [AUDYCJA]

Bo producenci i zamawiający koncentrowali się głównie na aspektach “hardware” (szybkość, oszczędność paliwa, liczba miejsc itd.), a zaniedbywali “software” (czyli to, jak się czujemy w tramwaju czy autobusie).

Niedawno rozmawiałem w TOK FM z Natalią Hatalską (Hatalska.com) i Januszem Kaniewskim (Janusz Kaniewski Design) o przyszłości miast. Jednym z poruszonych przez nas wątków było projektowanie środków transportu masowego – tramwajów i autobusów – tak, aby były bardziej przyjazne pasażerom. Aby zachęcały do korzystania z nich i aby to korzystanie było – o ile to tylko możliwe – przyjemnością, a nie przykrą koniecznością. Polecam odsłuchanie całości:

Po audycji dostałem maila od pani Marii. Oto jego fragment:

Siedzenia w starych autobusach, zimnych i topornych były dla pasażerów dużo wygodniejsze od tych, które obecnie narzuca Solaris. NIE WIEM, czy siedzenia w tym autobusie zostały prawidłowo, ergonomicznie zaprojektowane, a problem ogromnej niewygody dla siedzących został spowodowany FATALNYM rozmieszczeniem tychże siedzeń. Sąsiadujące siedzenia ściśle do siebie przylegają, także do ściany bocznej autobusu, nie ma między nimi KONIECZNEGO! luzu, nie zostawiono żadnej przestrzeni koniecznej dla rąk, tak jakby pasażerowie byli sztywnymi manekinami bez kończyn. Osoby o przeciętnej tuszy są pozbawione elementarnej wygody w czasie jazdy bez względu na czas jej trwania. Siedzenie obok osoby otyłej jest makabrycznym doświadczeniem dla mnie, jak i dla niej. Przejście między siedzeniami jest za ciasne, nawet najbardziej ostrożne przemieszczanie. się powoduje zahaczanie o osoby siedzące.

Czy ta audycja była PUSTĄ wymianą myśli, aby o czymś tam ABSTRAKCYJNYM rozmawiać? Czy też stanowczym dążeniem do przyczynienia się, aby niepotrzebnie utrudniona rzeczywistość przestała taką być? OBY! Czy Pan, zwracam się do pana Janusza Kaniewskiego, może zmienić ten niekorzystny trend w pracy projektantów, którzy działają na szkodę osób zmuszonych do codziennego borykania się ze skutkami ich nieudolności lub niepoczytalności?

Co ciekawe, o bardzo podobnych kwestiach rozmawialiśmy po wyjściu ze studia TOK FM. Janusz Kaniewski odpisał pani Marii obszernie. Przytoczę tu najważniejszy fragment jego odpowiedzi:

Ja też wolę starsze przedmioty: cała nasza firma jeździ starymi samochodami, mój ma 30 lat, dyrektora zarządzającego – 20, głównego konstruktora – 25. Dlaczego? Bo są bardziej wygodne i trwałe, wykonane ze szlachetniejszych materiałów niż nowe. Świat się cofa? Nie, przyspiesza, w nieprzyjemny sposób. Cykl życia produktu się skraca, bo producent wymaga od projektantów i konstruktorów nie trwałości, a kontrolowanej trwałości – pralka nie ma pracować dziesięć lat tylko trzy, następnie leci Pani do centrum handlowego kupić nową, więc producent zarabia szybciej i częściej.

Czy jest na to remedium? Właśnie go szukam przy projekcie autobusu. Ale proszę się nie łudzić, ja poszukuję rozwiązań, ale księgowi liczą każdy grosz. Przy transporcie publicznym, zwłaszcza w Polsce, liczą go trzy razy. Po pierwsze, rachunek ekonomiczny – nieprzyjemne plastikowe foteliki są tańsze niż dawne, wygodne, tapicerowane. Po drugie, obowiązują u nas bardzo restrykcyjne wymogi przetargowe – wygrywa ten, kto upchnie jak najwięcej ludzi za jak najniższą cenę, stąd ciasnota. W żadnym innym kraju kryterium ceny (na ogół 90-100%) nie przysłania tak totalnie innych kryteriów: komfortu, estetyki. Po trzecie wreszcie, w naszej młodej demokracji nawiązały się już nici synergii między producentami a światem reklamy – stąd tyle ekranów w autobusie i 1500 niefunkcjonalnych wiat przystankowych a tak naprawdę słupów reklamowych z daszkiem. A dopiero nawiązują się nici współpracy z samorządem rozumianym jako vox populi. Mieszkańcy nie korzystają ze swoich reprezentantów, nie znają nazwisk swoich radnych, nie rozliczają ich przy urnie z osiągnięć. To po co ci radni mają się starać wymuszać na producentach wygodne autobusy?

To się będzie zmieniać. Wymiana pokoleniowa przyniosła nową falę młodych społeczników, rosnące zainteresowanie jakością przestrzeni publicznej przeniesie jako pas transmisyjny potrzeby mieszkańców, przez samorząd piszący przetarg, do producenta, który zwróci się do mnie, żebym zaprojektował autobus nie tylko jak najtańszy, ale też jak najlepszy. Realistycznie zakładam – najwcześniej za kilka lat. Na razie robię niezauważalne, niekosztowne usprawnienia na rzecz komfortu w projekcie. Współpraca z ortopedą z uzdrowiska da wygodniejsze siedzisko, wymyślenie innowacyjnego materiału z tyłu fotela pozwoli wygodniej zmieścić kolana, a sam materiał nie da się zabazgrać flamastrem. Szukam takiej faktury poręczy, która nie będzie brzydko zapocona latem i da się szybko umyć. Jednocześnie nawiązując współpracę choćby z panią prezydent Łodzi podpowiadam, żeby w warunkach przetargu zapisać mniej ekranów reklamowych, a więcej centymetrów dla pasażerów. Jednocześnie opowiadam o tym w audycjach radiowych. Jednocześnie takiego projektowania uczę na uczelniach. Wygodniejsze fotele się wydarzą tylko wtedy, jeśli wszystkie te perswazje naraz się zazębią.

Dobra wiadomość na koniec jest taka, że są już w Polsce miasta, gdzie ta synergia zadziałała. Gdynia, z którą współpracuję, ma prezydenta, który jest otwarty na głos każdego mieszkańca, który zapuka do jego gabinetu. Ludzie o tym wiedzą i przychodzą z konkretnymi postulatami. On jest sprawnym gospodarzem i te postulaty się spełniają. Mieszkańcy to widzą i już czwartą kadencję odwdzięczają się przy urnie wyborczej najwyższym poparciem w Polsce. Gdyńskie firmy chcą się identyfikować z miastem i inwestują w przestrzeń wspólną, która staje się coraz bardziej przyjazna. Efekt kuli śniegowej. I przykład dla innych miast.

Sam projektant i sam producent to tylko dwa z wielu elementów układanki. Co może użytkownik? Może napisać do gazety. Może porozmawiać ze znajomymi, społecznikami, ze swoim radnym. Tak to działa. Ja pracuję nad rozwiązaniem, nie składam sztandaru, nie rozdzieram szat, tylko ZA-PIE-PRZAM, żeby mój autobus był jak najbardziej komfortowy. Ale poszukuję sojuszników, bo sam niewiele mogę.

A co może dziennikarz? Przypominać o tym – czytelnikom, słuchaczom, politykom, urzędnikom, biznesmenom. Bo te autobusy, tramwaje czy pociągi, które już weszły do użytku, będą nam służyć pewnie przez kolejne 30 lat i za wiele się w tym czasie nie zmienią (a jeśli już, to raczej na gorsze – w wyniku nieuchronnego zużycia). Ale mamy szansę wpłynąć na tych, od których zależy to, jak będą wyglądały pojazdy, którymi będą jeździć nasze dzieci. I trzeba tę szansę wykorzystać.