Średni iloraz inteligencji rośnie co 10 lat o trzy punkty. Dlaczego popełniamy te same głupie błędy?

Skoro jesteśmy coraz bystrzejsi, powinniśmy popełniać mniej błędów niż nasi rodzice i dziadkowie. Jednak tak się nie dzieje. Dlaczego?
mózg
mózg

To nie miało prawa się zdarzyć. A jednak na perfekcyjnie przygotowanej, oglądanej przez cały świat ceremonii wręczenia Oscarów pomylono koperty i wręczono statuetkę za najlepszy film nie temu, komu należało. Jeśli takie błędy popełniają najlepsi, trudno się dziwić, że również nam ciągle przytrafiają się sytuacje, po których wzdychamy: jaki ja byłem głupi, czemu to zrobiłem? Czy istnieje sposób na uniknięcie bolesnych wpadek?

 

Za wolno myślimy

Gdy słyszę za plecami huk, nie zastanawiam się, czy to petarda, wystrzał, odgłos spadającego przedmiotu. Odruchowo odskakuję i dopiero potem oglądam się za siebie, by sprawdzić, co się stało. Na zagrożenie – rzeczywiste lub nie – reaguję, zanim zdążę je ocenić. Dla naszych praprzodków taka kolejność była sprawą życia i śmierci. Dziś żyjemy w zupełnie innych warunkach, ale zachowaliśmy cechy i predyspozycje, w które wyposażyła nas natura. „Naszymi emocjami kierują struktury mózgu, które ewolucja ukształtowała wcześniej niż ośrodki odpowiedzialne za racjonalne myślenie – wyjaśnia prof. Bogusław Pawłowski, antropolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. – W sytuacjach wymagających szybkiego podjęcia decyzji te struktury dokonują tego jakby za nas.

Dopiero później włączają się ośrodki odpowiedzialne za logiczne myślenie, które tę decyzję racjonalizują i uzasadniają”. Związek między rozumem a emocjami w obrazowy sposób przedstawił amerykański psycholog społeczny Jonathan Haidt. Racjonalną stronę naszej natury porównał do jeźdźca, emocjonalną i nieświadomą – do słonia. Jeździec jest przekonany, że kieruje potężnym zwierzęciem, ale to złudzenie. Bo z reguły jedynie zatwierdza to, co wcześniej zrobił słoń. Pod wpływem emocji wypowiadamy słowa, które psują układy w pracy i domu, wydajemy pieniądze na zbędne zakupy, dokonujemy niepotrzebnych wpisów na Facebooku i Twitterze.

Potem przepraszamy, szukamy usprawiedliwień, żałujemy, kasujemy wpisy. W ten sposób „jeździec” naprawia błędy popełnione przez „słonia”. Czy mógł im zapobiec? Tylko w niewielkim stopniu, bo nie zmienimy ukształtowanych przez ewolucje zasad działania mózgu, które zapewniały przetrwanie.

 

Ulegamy nastrojom

Gdy amerykańscy ekonomiści David Hirshleifer i Tyler Shumway zbadali obroty na 26 giełdach w różnych regionach świata, stwierdzili, że skłonność do inwestowania malała w dni pochmurne, rosła w słoneczne. Spostrzeżenie nie wydaje się zbyt odkrywcze, bo wiadomo, że dobra pogoda poprawia humor, przez co rośnie nasz optymizm i stajemy się bardziej skłonni do ryzyka. W efekcie możemy popełniać błędy wynikające z przecenienia szans i swoich możliwości.

Giełda to miejsce, gdzie szybko się zarabia lub traci duże pieniądze, więc obserwują ją nie tylko ekonomiści, ale również psychologowie badający emocje. Ross Otto z Uniwersytetu McGill w Montrealu zauważył, że w dzień po zaskakująco wysokiej porażce Hiszpanii w mundialowym meczu z Holandią (1:5)
obroty na giełdzie w Madrycie spadły o ponad 1 proc. Podobnie działo się we Włoszech po przegranej z Kostaryką i w Japonii pokonanej przez Wybrzeże Kości Słoniowej.

Nie ma żadnego związku między  meczami a cenami akcji, jednak ponuro usposobieni inwestorzy przenieśli swój pesymizm ze sportu na ekonomię. Gdy następnego dnia ochłonęli, sytuacja wróciła do normy. Co z tego wynika? Emocje jak zwykle wyprzedziły racjonalne myślenie i „słoń” pokierował „jeźdźcem”. Ale dr Otto odkrył coś jeszcze. Okazuje się, że im bardziej niespodziewane jest wydarzenie, które wywołuje zły lub dobry nastrój, tym mocniej wierzymy, że podobnie zakończą się inne przedsięwzięcia. Przygnębieni jednym niepowodzeniem podświadomie spodziewamy się kolejnych. 

Wyolbrzymiamy więc problemy, popadamy w apatię, nie wierzymy w sukces i samospełniająca się przepowiednia staje się faktem. W euforii działamy dokładnie odwrotnie. Ignorujemy znaki ostrzegawcze, lekceważymy ryzyko i podejmujemy decyzje, których poniewczasie żałujemy.

 

Posługujemy się schematami

„Gdyby mnie spytał niewidomy »Czy masz dwie ręce?«, nie upewniłabym się, spoglądając” – pisze Kathryn Schulz w książce „Być w błędzie. Przygody w krainie pomyłek”. W wielu innych kwestach też nie musimy się upewniać, by znać odpowiedź. To kolejna ukształtowana przez ewolucję cecha ludzkiego mózgu, dzięki której możemy funkcjonować w niełatwym do ogarnięcia świecie. Każda czynność, którą wykonujemy, wymaga podejmowania niezliczonych decyzji. Gdybyśmy każdą z nich drobiazgowo analizowali, nie zdążylibyśmy podjąć żadnej. Dlatego mózg stosuje prostsze rozwiązania – „chodzi na skróty” i posługuje się tzw. schematami poznawczymi.

Kiedy na ulicy podchodzi do nas nieznajomy, potrafimy bez namysłu ocenić, czy chce zapytać o drogę, czy zaatakować. Reagujemy szybko i stosownie do okoliczności. Nie analizujemy każdego jego słowa, gestu, tonu głosu, wyglądu i innych detali. Korzystamy ze schematu, który wypracował mózg na podstawie wcześniej zdobytej wiedzy i doświadczeń. Identycznie zachowujemy się w supermarkecie, szybko wybierając z tysięcy produktów te, których potrzebujemy; w banku podchodząc do właściwego okienka; w gabinecie lekarskim, szkole, miejscu pracy, na boisku i każdym innym miejscu.

Na pewno nikomu nie sprawi też problemu dokończenie zdania: „Żyrafa ma długą…”. Odpowiemy „szyję”, nie zastanawiając się nad tym, że równie dobrze mieć długą nogę, tchawicę czy historię leczenia. Właśnie tak działają schematy poznawcze. Upraszczają obraz świata, pomagają się w nim odnaleźć, ale mogą też prowadzić do błędów. Posługując się nimi, nie zauważamy nowego znaku na dobrze znanej drodze; przegapiamy pociąg, który wjechał na inny niż zwykle peron. Każdy ma na koncie sporo takich wpadek.

 

Za mało dostrzegamy

Uczestnikom eksperymentu przeprowadzonego przez psychologów Daniela Simonsa i Christophera Chabrisa pokazano film, na którym grupa osób podawała sobie szybko piłkę. Badani mieli policzyć, ile razy piłka przechodzi z rąk do rąk. W pewnym momencie na plan wkraczał asystent przebrany za goryla, zatrzymywał się, uderzał w piersi i powoli odchodził. Po zakończeniu pokazu poproszono widzów, by opisali zachowanie małpy. Okazało się, że połowa w ogóle jej nie zauważyła! W ten sposób objawia się tzw. ślepota pozauwagowa, czyli ignorowanie przez mózg niektórych sygnałów wzrokowych. Podobnie traktuje informacje przekazywane przez inne zmysły, zwłaszcza słuch.

Nie jest to defekt. Wręcz przeciwnie – mózg dba, byśmy nie utonęli w zalewającym nas morzu informacji. Dzięki temu możemy się skupić na określonym problemie i go rozwiązać. Ubocznym skutkiem są niestety błędy, po których wyrzucamy sobie „Jak mogłem tego nie dostrzec!”. Czy można ich uniknąć? Raczej nie. W 2013 r. dr Trafton Drew z Brigham and Women’s Hospital w Bostonie powtórzył małpi eksperyment z udziałem 24 radiologów. Poprosił ich o przeanalizowanie na monitorze pięciu skanów płuc z guzkami nowotworowymi. Goryla nie dostrzegło 20 lekarzy! I to mimo że – jak wykazała analiza ruchu ich gałek ocznych – patrzyli prosto na niego! „Eksperyment pokazał, że zadanie, na którym się w danej chwili koncentrujemy, kształtuje nasz obraz rzeczywistości. Decyduje o tym, co możemy, a czego nie możemy zobaczyć” – powiedział dr Drew magazynowi „The Scientist”. I niezbyt optymistycznie podsumował: „Przed tym ograniczeniem nie chroni nawet głęboka wiedza, bo wszyscy bywamy ślepi na nieoczekiwane zjawiska”.

 

Nie panujemy nad pamięcią

Możemy zapomnieć daty, nazwiska, wiedzę wyniesioną ze szkoły, ale nie własne wspomnienia. Ich jesteśmy pewni. A powinniśmy? Prof. Ulric Neisser, prekursor badań nad pamięcią i postrzeganiem, zapamiętał głos sprawozdawcy sportowego, który przerwał transmisję radiową z meczu baseballu, by
przekazać wiadomość o ataku Japończyków na Pearl Harbor. Dla Amerykanów było to tak ważne wydarzenie, że doskonale pamiętali, co robili w chwili, gdy się o nim dowiedzieli. Podobnie jak my, gdy usłyszeliśmy o wyborze Polaka na papieża czy o katastrofie smoleńskiej.

Ćwierć wieku później Neisser już jako uznany naukowiec uświadomił sobie, że w grudniu, gdy zaatakowano Pearl Harbor, nie rozgrywa się meczów. Przez połowę życia był więc pewny wydarzenia, które nie zaistniało. Nie stanowił wyjątku. Po katastrofie promu kosmicznego Challenger zaproponował
swoim studentom, by szczegółowo opisali, co robili tego dnia. Trzy lata później poprosił ich o sporządzenie ponownej relacji. Tylko jedna osoba na trzynaście w miarę wiernie powtórzyła swoje sprawozdanie. 25 proc. „pamiętało” zupełnie inne fakty. Opisy połowy różniły się od pierwszej wersji o co
najmniej 60 proc. „To moje pismo, ale nie mogłem tego napisać” – przekonywali, patrząc na tekst sprzed trzech lat.

Wyniki uzyskane przez Neissera potwierdziło wiele późniejszych eksperymentów. Oznacza to, że nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że mamy rację, bo „byliśmy przy tym, widzieliśmy na własne oczy, doskonale pamiętamy”, możemy się mylić. Z reguły nie zdajemy sobie z tego sprawy, więc się upieramy, wdajemy w niepotrzebne spory i na podstawie zniekształconych wspomnień podejmujemy błędne decyzje.

 

Ulegamy sugestii

Czy można popełnić tak głupi błąd, by z dwóch przedmiotów o różnych rozmiarach uznać za większy ten, który jest ewidentnie mniejszy? Pytanie wydaje się absurdalne. Tymczasem psycholog społeczny Solomon Asch pół wieku temu udowodnił, że jednak można. Uczestnikom jednego z przełomowych
eksperymentów psychologicznych pokazywał dwa rysunki. Pierwszy przedstawiał trzy linie różnej długości, drugi – jedną. Badani mieli się im przyjrzeć i wskazać, która linia z pierwszego obrazka ma taką samą długość jak ta z drugiego. Zadanie było banalne. Gdy uczestnicy rozwiązywali je w samotności, błąd popełniał co najwyżej jeden na stu. Sytuacja zmieniła się po podzieleniu na grupy. W każdej prawdziwym obiektem badania była tylko jedna osoba, siedem pozostałych wykonywało polecenia Ascha. Ich zadanie polegało na udzielaniu błędnych odpowiedzi. Zadanie powtarzano 18 razy, z różnymi rysunkami. W dwóch pierwszych próbach „aktorzy” odpowiadali poprawnie, w kolejnych już nie.

Wyniki zaskoczyły nawet naukowców. Aż 75 proc. badanych, wbrew temu co widziało na własne oczy, przynajmniej raz dostosowało się do zdania większości. 5 proc. robiło to zawsze, 25 proc. w ponad połowie przypadków, tylko co czwarty nigdy się nie ugiął. Gregory Berns, profesor neuroekonomii, powtórzył eksperyment Ascha w 2005 r., ale jego uczestników badał jednocześnie rezonansem magnetycznym. Uzyskał podobne rezultaty i odkrył, że podczas udzielania błędnych odpowiedzi aktywizowały się inne ośrodki mózgu niż te, dzięki którym myślimy racjonalnie.

Oznacza to, że możemy ulegać sugestii i wpływom innych nie z wyrachowania, lecz nieświadomie. Jeśli nie znamy ich intencji, grozi nam, że zostaniemy zmanipulowani i podejmiemy działania, na które świadomie byśmy się na pewno nie zdecydowali. Bo są sprzeczne z naszym interesem lub po prostu głupie. Boleśnie przekonały się o tym tysiące naszych rodaków, którzy wzięli kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich lub powierzyli swoje oszczędności firmie Amber Gold.

 

Unikamy wątpliwości

Życiowe doświadczenia, nabyta wiedza, wspomnienia i sugestie kształtują nasze przekonania, a mózg dba, byśmy czuli się z nimi dobrze. Ten wewnętrzny spokój mogą jednak zaburzyć informacje sprzeczne z naszymi poglądami. Nie można być jednocześnie ateistą i wierzącym, sympatykiem lewicy i prawicy, zwolennikiem i przeciwnikiem szczepień, papierosów, eutanazji… Gdyby umysł traktował jednakowo argumenty potwierdzające słuszność niemożliwych do pogodzenia idei, popadłby w stan określany jako dysonans poznawczy.

 

To nieprzyjemne uczucie objawiające się rozdrażnieniem, niepokojem, napięciem. Dlatego mózg dąży do jego usunięcia. Jak? „Dopasowuje informacje do utrwalonych schematów myślowych. W ten sposób eliminuje niepewność wywoływaną przez dysonans poznawczy” – wyjaśnia prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog z Uniwersytetu SWPS. Mówiąc obrazowo, mózg unika wątpliwości i szuka informacji, które potwierdzają jego przekonania, a to, co je podważa – ignoruje. Jeśli palę papierosy, to albo rzucam nałóg, albo szukam usprawiedliwień – dziadek palił i dożył sędziwego wieku, nikotyna podobno chroni przed alzheimerem itp. Jeśli zarabiam marnie, to mówię, że szukam innej pracy, albo chwalę tę, którą mam, przekonując innych i siebie, że panuje w niej świetna atmosfera. Psychologowie Elliot Aronson i Carol Tavris wykazali, że najsilniejszy dysonans pojawia się wtedy, gdy – jak to ujęli w książce „Błądzą wszyscy (ale nie ja)” – sprzeczne informacje dotyczą naszego ego, czyli światopoglądu i postrzegania samego siebie.

Dlatego umysł najbardziej skrupulatnie filtruje informacje, które nie pasują do tych elementów naszej osobowości. Jedne odrzuca, innym nadaje przesadne znaczenie. Nagrodą jest wewnętrzny spokój, karą – niepełny obraz rzeczywistości i wynikające z niego błędy. Natura tak nas ukształtowała, że musimy je popełniać. Ale chociaż brzmi to paradoksalnie, nie ma lepszej ochrony przed błędami niż uznanie, że jest się na nie skazanym. Kto zda sobie z tego sprawę, może się na nich uczyć, wyciągać z nich wnioski i uniknąć przynajmniej tych najbardziej dotkliwych czy głupich.