„Dresden”, krążownik z wyspy Robinsona Crusoe

Epopeja „Dresden” przeszła do legendy niemieckiej marynarki, a wrak okrętu do dziś kusi łowców skarbów.

Na Wyspie Robinsona Crusoe do dziś można oglądać pamiątki z ostatniej bitwy, stoczonej przez słynny okręt Kaiserlichen Marine. Szczątki „Dresden”, zwodowanego w 1907 roku, spoczywają na głębokości około 70 metrów, pół kilometra od brzegu wyspy. Są częstym celem wypraw nurków. W 2006 roku chilijsko-niemiecki zespół odkrywców wydobył na powierzchnię odlany z brązu i złota, ważący 155 kg dzwon krążownika.

„Urządzenie wyprawy na »Dresden« nie nastręcza szczególnych kłopotów. Trzeba tylko uzyskać zezwolenia i spełnić wymogi marynarki chilijskiej” – zapewnia Felipe Mongillo, instruktor nurkowania, który uczestniczył w wydobywaniu dzwonu krążownika. Schodzący do wraku śmiałkowie muszą pamiętać na przykład o wyposażeniu wyprawy w komorę dekompresyjną.

STRATEGICZNA AMERYKA

Na pokładzie „Dresden” służył sam Wilhelm Canaris . Późniejszy admirał, szef Abwehry oraz jeden z organizatorów opozycji antyhitlerowskiej, w czasach I wojny światowej był oficerem na tym okręcie. Swoje doświadczenia z epopei wokół Ameryki Południowej wykorzystał następnie przy tworzeniu siatki szpiegowskiej na tym kontynencie. Co więcej, niedaleko Puerto Montt (w okolicach którego wędrował „Dresden”) na początku lat czterdziestych XX wieku miała powstać tajna baza niemieckich łodzi podwodnych. O planach tych nie mógł nie wiedzieć Canaris, wtedy już dowódca niemieckiego wywiadu wojskowego.

A wszystko zaczęło się dzięki służbie na „Dresden”. 1 listopada 1914 roku jako porucznik na pokładzie tego okrętu Canaris brał udział w wielkiej bitwie na Oceanie Spokojnym, na wysokości chilijskiego miasta Coronel. Dowodzona przez admirała Maksymiliana hrabiego von Spee cesarska eskadra – czyli pancerniki „Scharnhorst” i „Gneisenau” oraz krążowniki „Leipzig” i „Nürnberg” – zadała wówczas straszliwy cios brytyjskiej marynarce wojennej. Na dno poszły królewskie krążowniki „Good Hope” i „Monmouth”, zginęło 1500 marynarzy. Uskrzydlony zwycięstwem admirał von Spee zamierzał wrócić do Niemiec. Jego okręty uzupełniły zapasy węgla w Valparaíso, opłynęły południowy skraj Ameryki Południowej i przygotowywały się do pokonania Atlantyku. Po drodze von Spee postanowił dodać do listy swoich zasług jeszcze jedną. Niemiecki dowódca miał jednak pecha.

O JEDEN ATAK ZA DUŻO

Admirał von Spee postanowił zniszczyć brytyjską bazę w Port Stanley na Falklandach. Nie docenił jednak żądzy odwetu, jaką po bitwie pod Coronel pałali jego przeciwnicy. Nie wiedział również, że do Port Stanley zawinęły właśnie (z polecenia Pierwszego Lorda Admiralicji Winstona Churchilla) dwa potężne krążowniki „Invincible” i „Inflexible”. Miały pomścić listopadową klęskę. Ale 8 grudnia 1914 r., gdy Niemcy pojawili się w Port Stanley, „Invincible” i „Inflexible” nie były jeszcze gotowe do walki. Właśnie uzupełniały zapasy węgla. Anglicy nie stracili jednak głowy. Na widok Niemców jeden z mniejszych okrętów zaczął krążyć po zatoce portowej.

Dymiąc ze wszystkich kominów ile sił, udawał, że na Falklandach stawiła się cała potęga floty królewskiej i Brytyjczycy podnoszą już kotwice. Niemcy dali się nabrać. Wycofali się na pełne morze, na swoją zgubę. Okręty brytyjskie nie zaprzepaściły przewagi, jaką dawała im większa siła ognia, zasięg i szybkość. Wymiana ognia trwała kilka godzin. Brytyjczycy strzelali jednak celniej, a ich salwy były potężniejsze. Cesarskie okręty kolejno szły na dno. W bitwie zginął von Spee, dwóch jego synów i 1800 marynarzy (Brytyjczycy zdołali uratować i wziąć do niewoli tylko 200 Niemców). Uszedł tylko „Dresden”. Ocaliły go ciemności i silniki. „Dresden” był pierwszym niemieckim krążownikiem, wyposażonym w turbiny Parsonsa. Dzięki nim rozwijał prędkość 25, a w potrzebie – jak się okazało 8 grudnia – nawet 28 węzłów. Z tego powodu umknął Brytyjczykom.

 

INSTRUMENTY ZA BURTĘ

Szlak bojowy „Dresden” rozpoczął się już przed I wojną światową – od udzielenia pomocy osadnikom niemieckim, którzy w 1914 r. znaleźli się w tarapatach w ogarniętym rewolucją Meksyku. To właśnie na pokładzie „Dresden” obalony prezydent generał Victoriano Huerta uciekł na Jamajkę. Po wykonaniu zadania okręt ruszył pełną parą w drogę powrotną do Niemiec. Jednak wybuch I wojny światowej i rozkazy dowództwa sprawiły, że zawrócił ku Ameryce Południowej.Marynista Carlos Johnson Edwards podaje, że na wieść o rozpoczęciu wojny wyrzucono za burtę „Dresden” wszystko, co mogło być zawadą w czasie walki, także dwa fortepiany orkiestry pokładowej.

12 października u brzegów Wyspy Wielkanocnej na Pacyfiku krążownik dołączył do eskadry admirała von Spee. Później były Coronel i Falklandy, zakończone ucieczką przed bez mała tuzinem brytyjskich okrętów wojennych i wspierającą je ławicą statków innych państw. Z opisu Carlosa Johnsona Edwardsa wynika, że wymykający się pogoni „Dresden” został poddany ciężkiej próbie. Palacze w maszynowni padali z wysiłku, trzeba było ich luzować niemal co godzina. Turbiny drżały, wydawało się, że ciśnienie pary je rozerwie. Pokrywy kotłów rozgrzały się do białości. Nagrodą za wysiłek było wybawienie, znalezione w kanałach wśród wysp chilijskiej Patagonii, nierzadko niezaznaczonych nawet na mapach. Względny spokój nie trwał jednak długo. Marynarzom „Dresden” zaczęła grozić śmierć z zimna i głodu. Wówczas jednak z pomocą przyszli im rodacy.

GRA W KOTKA I MYSZKĘ

Jak podaje chilijski badacz Víctor Farías, od lat 90. XIX wieku niemieckie ambasady i konsulaty tworzyły w świecie sieć tajnej służby Etappendienst, złożonej z wielu Etappenstationen – morskich placówek wywiadowczych. Werbowały do współpracy armatorów, dostawców węgla i innych przedstawicieli branży morskiej, także cudzoziemskich. W chilijskim Punta Arenas urzędował Albert Pagels, pochodzący z Niemiec tajemniczy wilk morski. To on odnalazł ukrywający się przed pościgiem „Dresden” i jego wyczerpaną załogę. Pagels zaopatrzył marynarzy z krążownika w ciepłą odzież i żywność, wskazał lepszą kryjówkę, pomógł dokonać koniecznych napraw. Poradził, aby „Dresden” skierował się na północ, w pobliże miasta Puerto Montt. Okręt popłynął we wskazanym kierunku i rzucił kotwicę w fiordzie Quintupeu w zatoce Ancud.

Jak wynika z przekazów, niemieccy marynarze, nad którymi jeszcze kilka dni wcześniej krążyło widmo zagłady, teraz garściami czerpali z uroków życia. Piękna okolica, lato w pełni i kąpiele w sadzawkach z wodą z gorących źródeł pomagały załodze odzyskać siły. W fiordzie nie brakowało ponoć także piwa, kiełbasek i innych przysmaków teutońskiej kuchni, dostarczanych przez pochodzących z Niemiec mieszkańców Puerto Montt. Orkiestra pokładowa sięgnęła po ocalałe instrumenty i urządzano zabawy taneczne. Blasku przydawały im niemieckojęzyczne osadniczki. Beztroska trwała miesiąc. Do dnia, w którym Chilijczycy oznajmili, że „Dresden” nie może dłużej przebywać na ich wodach. Chcąc nie chcąc, pod koniec lutego krążownik opuścił więc bezpieczną przystań. Po czym zatopił angielski statek „Conway Castle”. Jego załoga została wzięta na pokład niemieckiego okrętu, a następnie odesłana do Valparaíso.

9 marca 1915 roku „Dresden” rzucił kotwicę w zatoce Cumberland u wybrzeży wyspy Más a Tierra w archipelagu Juan Fernández – tej samej, gdzie miał mieszkać Robinson Crusoe. Mieszkańcy wyspy, obecnie noszącej imię słynnego rozbitka, przyjęli niemieckich marynarzy nie chlebem i solą, lecz homarami, z których połowu do dziś się utrzymują. Orkiestra „Dresden” znowu zagrała. Muzyka nie odwróciła jednak nieubłaganego przeznaczenia. 14 marca niemiecką jednostkę zaskoczyły brytyjskie krążowniki „Kent” i „Glasgow”, wspierane przez okręt pomocniczy „Orama”. „Dresden” miał w ładowni 80 ton węgla (dziennie zużywał 170 ton), zostały mu tylko resztki amunicji, a maszyny były nadwyrężone. Czyli właściwie był niezdolny do walki.

Anglicy zaś – nie przywiązując wagi do tego, że znaleźli się na wodach kraju neutralnego – rozpoczęli ostrzał. Kapitan Fritz Lüdecke próbował układów, ale jego parlamentariusz por. Canaris niczego nie wskórał. Lüdecke rozkazał więc załodze opuścić pokład. Niemcy poddali się, wcześniej jednak zatopili swój okręt. W ostatniej bitwie „Dresden” poległo 9 marynarzy z jego załogi, prawie wszyscy spoczęli na cmentarzu na Wyspie Robinsona Crusoe. Ich kwatera, jak zapewniają dziś miejscowe władze, jest często odwiedzana. Podobnie jak szczątki krążownika. Ciekawość śmiałków schodzących do wraku podsycają podania o skarbie, jaki miał znajdować się na pokładzie okrętu.

 

NIEMIECKIE SKARBY

Kiedy w 1914 r. „Dresden” wypełniał misję w Meksyku, wielu mieszkających tam niemieckich osadników – a także inne zamożne osoby, obawiając się skutków rewolucyjnej pożogi – przekazało kapitanowi na przechowanie swoje kosztowności. Chcieli, by zostały przewiezione do Niemiec i złożone w banku. Skarb umieszczono w wodoszczelnej skrzyni. Ta jednak nigdy do Niemiec nie dotarła. Nie odnaleziono jej, jak się zdaje, po dziś dzień. Być może dlatego, że jak twierdzi nurek Felipe Mongillo, opowieść o skarbie to tylko legenda. Załoga „Dresden” została internowana na chilijskiej wyspie Quiriquina, nieopodal miasta Talcahuano.

Większość marynarzy zasmakowała w błogim życiu, jakie wiedli w niewoli w Chile, niektórzy założyli rodziny. Mechanik August Bögel za zasługi dla miasta Puerto Va- ras w 1970 roku otrzymał nawet Order Bernardo O’Higginsa. To wysokie odznaczenie, noszące imię chilijskiego bohatera narodowego, nadawane jest wybitnym cudzoziemcom. Mechanik Bögel nie był jednak pierwszym marynarzem z „Dresden”, który mógł się chlubić tym orderem. W 1930 roku – jak przypomina Víctor Farías – odznaczenie otrzymał Wilhelm Canaris. W odróżnieniu od kolegów z załogi, późniejszy admirał nie chciał jednak gnuśnieć w niewoli. W sierpniu 1915 roku wymknął się strażnikom i po zuchwałej ucieczce przez Andy i Wielką Brytanię dotarł do Niemiec.