Dziewczyna z końskim ogonem

Dziewiętnastoletnia Sylvette David stała się muzą Pabla Picassa. Artysta zobaczył dziewczynę w ogrodzie sąsiadów i stworzył kilkadziesiąt dzieł inspirowanych jej urodą

Jakich inspiracji mogą dostarczyć artyście piękne kobiece włosy i kształtna szyja, przekonać się można, oglądając podobizny Sylvette David, autorstwa Pabla Picassa. Także jego abstrakcyjne obrazy, gdzie doszukać się można łabędziej szyi, dużych oczu i wysoko związanego blond ogona. Ten koński ogon to motyw ikona. Rok temu obraz „Sylvette” Pabla Picassa z 1954 r. został sprzedany w Australii za rekordową tam sumę 6,9 mln dolarów! Sylvette David, znana z ponad 40 późnych obrazów artysty i inspiracja wielu jego rzeźb, ma dziś 75 lat. Niemal tyle samo, ile genialny Pablo Picasso w 1954 r., kiedy pozowała mu jako młodziutka modelka.

– Nigdy tego nie zapomnę, czułam się wtedy jak w chmurach. Pierwszy raz w życiu czułam, że mnie ktoś kocha. Kiedy jesteś młoda, wciągasz to jak gąbka – wspomina wciąż piękna i wciąż nieśmiała dawna Sylvette, dziś Lydia Corbett. Również malarka. W maju odwiedziła Piwnicę Paryską w Bolesławcu, goszczona przez Bogdana Nowaka – ostatniego asystenta wielkiego mima Marcela Marceau.

ODKRYCIE Z RIVIERY

Zaczęło się 55 lat temu. To wtedy czarowi małomównej, długoszyjej blondynki uległ 73-letni Pablo Picasso. Nieśmiała dziewiętnastolatka Sylvette David nie podejrzewała nawet, że zwróciła uwagę genialnego malarza. Wiosną 1954 r. artysta wynajmował w Vallauris na Rivierze willę „La Galloise”. – Picassa widywaliśmy przez płot. Żył w sąsiedztwie domu mojej matki, gdzie mieszkałam z moim chłopakiem i bratem – wspomina modelka. Jej przyszły mąż Toby Jellinek, rzeźbiarz i awangardowy projektant, wystawiał własne prace w wytwórni ceramiki, w której Picasso wypalał swoje ceramiki. Sławny artysta dostrzegł szczupłą dziewczynę z włosami wysoko związanymi w koński ogon. Skromnie ubrana, towarzyszyła swojemu chłopakowi. Toby właśnie sprzedawał swoje krzesła. – Byliśmy bardzo szczęśliwi, kiedy dwa z nich kupił Picasso. Byliśmy biedni, a on nam nieźle zapłacił – śmieje się Lydia Corbett podczas pierwszej swojej wizyty w Polsce. – Zataszczyliśmy je do jego willi. Według jednej z wersji wydarzeń to wtedy, gdzieś w patio, zobaczyła swój wizerunek. Okazało się, że Picasso dostrzegł ją już wcześniej i namalował. Dopiero potem poprosił o pozowanie. Według innej wersji to po tym spotkaniu artysta zaczął malować jej pierwszy obraz. Tak czy inaczej, czymś urzekła Picassa. Może idealną symetrią twarzy i niewinnością? Francuska i brytyjska prasa nazwała nową muzę artysty posągową Mona Lizą.

Ale najbardziej intrygowało pytanie, czy aby kochliwy Picasso nie uwiódł tej ślicznej dziewczyny? – Być może tym, co we mnie lubił, była moja naiwność i stronienie od wielkiego świata – wyjaśnia Lydia, której podczas wizyty w Bolesławcu towarzyszyła córka Isabelle i polska przyjaciółka Dorota Jeal. Lydia, ta nieznana nikomu dziewiętnastolatka, stała się w latach 50. symbolem kobiecości. „The Girl with a Ponytail”, czyli „Dziewczyna z końskim ogonem” zaczęła inspirować nie tylko Picassa.

SEKS, WŁOSY I PRODUCENCI FILMOWI

– Czy długie włosy miały kiedykolwiek taką pozycję jak na obecnej paryskiej wystawie Picassa? – pisała Mary Dunbar w „The Sunday Times” w październiku 1954 r. W Paryżu artysta prezentował około 20 różnych prac, na których namalował dziewczynę z Vallauris. – Jej jasne włosy, związane w koński ogon, są dominującą cechą wszystkich obrazów. Już dostrzegłam wiele dziewcząt noszących się w tym stylu, uzupełnionym niewielką grzywką. Dokładnie jak Sylvette Picassa – pisała Dunbar. Tak sztuka czerpała z życia, by znów do niego powrócić jako inspiracja. Styl „dziewczyny z końskim ogonem” zachwycił również reżysera Rogera Vadima, który zmienił ciemnowłosą Brigitte Bardot w blondynkę. To blond Sylvette najpierw pojawiła się na okładce „Paris Match”.

To przez Sylvette Picasso odmówił Bardotce, która starała się, by ją sportretował. Dwa lata później Vadim wyprodukował film „I Bóg stworzył kobietę”. Seksowny kociak – Bardotka w espadrylach, spodenkach a la matador i bluzeczkach w poziome paski – stała się obiektem pożądania mężczyzn na całym świecie. Upięte blond włosy przyjęła Bardot jako swój firmowy znak, ale w rzeczywistości to jakby Sylvette przeniesiono na ekran… – Wtedy wyglądałyśmy jak dwie krople wody. Bardot stała się sławna, a o mnie zapomniano. Ona była taka seksowna. Proszę sobie wyobrazić, że ja byłam nieśmiała, nie czułam się dobrze w świetle fleszy, chowałam się przed dziennikarzami, obawiałam się być rozpoznawana publicznie – mówi. Miała wszakże propozycje ze świata filmu. Nie tylko od reżyserów z Francji, jak Jacques Tati. Interesowało się nią także Hollywood. – Mówiło się, że trzeba „się przespać” z producentami filmowymi. Ja tego nie zrobiłam – przyznaje starsza pani bez żalu. Niepewna siebie, nieufna, wolała uciec od ludzi i sławy. Powiedziała mi, że jako dojrzała osoba czuje się lepiej, lubi swoje skromne życie.

FRYZURA DLA TATY

 

Sylvette David urodziła się w 1934 r. w Paryżu. Jej ojciec Emmanuel David był barwną postacią. Ten poszukiwacz przygód i niespokojny duch studiował historię sztuki i założył w Paryżu „Gallerie David”. Tam poznał Honor Gell z Wiltshire – malarkę, z którą pobrali się w roku 1926. Rozwiedli się, jeszcze zanim Sylvette się urodziła. Dziewczynka mieszkała z matką w naturystycznej komunie na wyspie Île du Levant. – Nie chodziłam do szkoły, pływałam w morzu, byłam dzikim dzieckiem natury. Wojna nas ominęła. Zorientowałam się, że naprawdę trwała, dopiero kiedy w okolicę przybyli amerykańscy żołnierze – wspomina. Ojca nie znała przez wiele lat. Jego nowa żona nie przepadała za pasierbicą. Lydia-Sylvette nie ukrywa, że brakowało jej rodzica, że za nim tęskniła. I to właśnie jemu zawdzięcza swoją sławną fryzurę. – Mój tata powiedział, że powinnam związywać włosy jak baletnice. Wysoko w koński ogon – opowiada. Ojciec najwyraźniej wiedział, co radzi urodziwej córce. Czy bez swej fryzury tak urzekłaby wielkiego Pabla Picassa?

LĘKLIWA MUZA

Matka Sylvette, Honor, niepokoiła się wyjściami córki do genialnego sąsiada, znanego z romansów i miłosnych afer. Picasso był wciąż głodny nowych wrażeń. Tę pasję odkrywania nieznanego widać było w jego zmiennych stylach w sztuce i – oczywiście – w jego kobietach. To też sposób pozostania wiecznie młodym. Podobnie było ze świeżą Sylvette. Picasso mógł formować ją na własny sposób, w zamian dając być może brakującą ojcowską miłość i dojrzałą fascynację. – Zaproponował mi pozowanie. Mimo oporów i lęków zgodziłam się. Ale najpierw odprowadzał mnie do Pabla mój narzeczony – przyznaje madame Lydia. Siadała na bujanym fotelu, spoglądała przez okno na ogród, a Picasso opowiadał o życiu (o nią nie pytał) i szkicował, rysował. Obserwowała go przy pracy. Był niedbale ubrany, chodził boso lub w starych sandałach. Ale był geniuszem. – Z każdej znalezionej rzeczy potrafił coś stworzyć, skleić. Jego pasją była wówczas ceramika, jednak każde tworzywo, metal, drewno ożywało w jego rękach – wspomina modelka. To były dla niej trzy intensywne miesiące, jej prywatny uniwersytet i – jak można się z jej twórczości zorientować – niekończąca się inspiracja. – Po pewnym czasie zaproponował mi pieniądze za pozowanie. Odmówiłam, bo uważałam, że obecność przy jego pracy była wyróżnieniem – wyjaśnia mi w rozmowie w zacisznej Piwnicy Paryskiej. Ale obawiała się też, aby artysta nie poprosił jej, żeby się rozebrała. Tak się nigdy nie stało, choć powstał akt, inspirowany postacią Sylvette.

MIĘDZY GENIUSZEM I DWIEMA KOBIETAMI

Sylvette vel Lydia opowiada, że czuła się wiosną 1954 r. jak „w sandwiczu” – między dwiema kobietami. Dzika dziewczyna z prowincji, której wydawało się, że jest brzydka i chuda, znalazła się między dwiema ważnymi osobami w życiu Picassa: ówczesną żoną Françoise Gillot a następną kochanką i ostatnią żoną Jacqueline Roque. Artysta mieszkał w willi „La Galloise” z Françoise i ich dziećmi, Palomą i Claude’em. Burzliwe małżeństwo właśnie dobiegało końca. Pewnego dnia Françoise po prostu spakowała się i wyprowadziła. Na jednym ze zdjęć widać Picassa i Sylvette obok kilkuletnich dzieci 73-letniego wówczas artysty. Zaakceptowały dziewczynę, która była jak ich starsza siostra. Zwłaszcza wtedy, kiedy matka je opuściła. – Pablo był fascynujący. Miał intrygujące, ciemne oczy. Mimo przyjaciółek, muz, kochanek i żon, którymi można pewnie wypełnić spory skład pociągu, zachowywał się wobec mnie bardzo grzecznie. Wiedział, że jestem nieśmiałą dziewiętnastoletnią dziewczyną – mówi Lydia Corbett. Dodaje, że może by się w nim zakochała, ale nie pozwoliła sobie na to. Był zbyt stary…

Być może, jak wspomina Françoise Gillot w pamiętnikach, Picasso chciał wzbudzić w żonie zazdrość i zmusić ją do powrotu. – Ja zapamiętałam go smutnego i nieszczęśliwego. Lubię myśleć, że pomogłam mu wyjść z kłopotów – stwierdza Lydia. Pablo Picasso bywał jak dzieciak. Lubił się wygłupiać. Żeby rozweselić modelkę, pokazywał jej różne miny i pozy. Kiedyś zabrał Sylvette na wędrówkę po swoim domu. Zatrzymał się w sypialni. – Stało tam wielkie łoże. Pomyślałam, że teraz może zakończyć się etap platonicznej sympatii – wspomina kobieta. Wielki Picasso rzucił się na łoże i zaczął po nim skakać w górę i w dół. Dziewczyna się do niego przyłączyła. Kiedy indziej zaczął udawać, że siedzą w samochodzie. – „Usiadłam” na tylnym siedzeniu. Udawaliśmy, że jedziemy gdzieś w świat – wspomina starsza pani. Późną wiosną 1954 r., a może na początku lata, Picasso zaangażował się poważnie w związek z Jacqueline Roque. Szykował się do przeprowadzki. Na pamiątkę dał Sylvette niewielki rysunek i wybrany przez nią olejny obraz. Podpisał je. – Podarował mi też książkę z dedykacją – dodaje dawna modelka. W 1956 r. poślubiła Toby’ego Jellinka. „Spadek” po współpracy z Picassem szybko stopniał. Kiedy jej mąż zachorował na gruźlicę, sprzedała rysunek, a potem musiała spieniężyć olej Picassa. – Kochałam je, ale ratowałam męża – mówi Lydia. – Olej kupił pewien zamożny nowojorczyk. Kiedy po kilku latach chciałam go odzyskać, przyrzekł mi zapisać obraz w testamencie. Musiał o tym zapomnieć – uśmiecha się. Samego Picassa też później nie widziała.

DZIEDZICTWO SYLVETTE

 

Kiedy rozstała się z mężem po jego bolesnej zdradzie z przyjaciółką, przeniosła się w 1968 r. do Anglii. Odnalazła się dzięki wierze. Ochrzciła się i przyjęła imię Lydia, które miało jej dać nowe siły. Wyszła za mąż za innego Anglika. Potem, mimo kolejnego rozwodu, pozostała przy jego nazwisku – Corbett. Ma troje dzieci (córka jest rzeźbiarką) oraz szóstkę wnucząt. Dawna modelka żyje bardzo skromnie. Odkąd wysłała ostatnie dziecko do szkoły – a miała wówczas 45 lat – zaczęła malować. Mówi, że wiele zawdzięcza Pablowi Picassowi. Nie sławę, ale najlepszą szkołę malarstwa, wiarę w siebie. – On dał mi klucz do mojego wnętrza – mówi. Najpierw modelka, a potem artystka, Lydia ze wzruszeniem ogląda film BBC, pokazujący rzeźbę Picassa „Kobieta z kluczem”. Zarejestrowano na nim moment, kiedy po raz pierwszy zobaczyła tę rzeźbę, sobą inspirowaną… W Rotterdamie znajduje się inna rzeźba Pabla Picassa – oczywiście zatytułowana „Sylvette”. Powstała we współpracy z norweskim artystą Carlem Nesjärem, aby podkreślić nowoczesność miasta. Długie dyskusje na temat „szczególnej” urody rzeźby spowodowały jej umieszczenie w pobliżu dworca głównego, w cieniu drzew i drapaczy chmur. Od 2003 r. ta wysoka na 7,5 i szeroka na 4,5 m betonowa „Sylvette” stoi przy wejściu do Boijmans van Beuningen Museum. Równocześnie popiersie modelki „Bust of Sylvette” umieszczono w Nowym Jorku. Powiększone, również przez Nesjära, w 1968 r. z rzeźby Picassa. Ważąca 60 ton olbrzymka zdobi Silver Towers – wieżowce wioski uniwersyteckiej. Także metalowy monument „Chicago Picasso” w chicagowskim Daley Plaza to Sylvette. Też nielekka – mierzy 15 m i waży 162 tony.

OD SYLVETTE DO LYDII

– Kiedyś zostałam odszukana na jednej z moich wystaw i zaproszona przez pewną rodzinę, która ma obraz z moją podobizną. To była wzruszająca chwila – opowiada malarka. Nie chciała jako artystka czerpać zysków z bycia muzą Picassa. Nie podpisywała swoich prac znanym imieniem Sylvette. Maluje jako Lydia Corbett. Czasami dodaje drugą sygnaturę, w lewym dolnym rogu akwareli czy rysunków – „Sylvette David”. Sama zapracowała na reputację artystki. Chętnie maluje w swoim domu we Francji. Odziedziczyła go po ojcu. Duży, typowy dla Prowansji dom we wsi nieopodal Orange należał do rodziny od kilkuset lat. Podczas Rewolucji Francuskiej prapradziad ojca, prawnik, został stamtąd zabrany na gilotynę. – Ojciec, pamiętając o swoim przodku, zawsze pogardzał obchodami święta zdobycia Bastylii – mówi malarka. – Kiedy w 1984 r. papa miał 84 lata, przekazał dom mnie i mojemu bratu Leonardowi. Stał się wakacyjną przystanią dla nas i naszych dzieci. To jak powrót do korzeni, do malarstwa rodziców i rodzinnych pamiątek. Do tego zapach ziół, kwiatów, piękna pogoda, świeże wino i posiłki na podwórzu. To jak święte miejsce. Jestem tu szczęśliwa – opowiada z pasją Lydia. Krytyk Marcel Schneider uważał, że Picasso „żartuje sobie z tego, co kocha, a trzeba dodać, że ma pewną absolutnie hiszpańską metodę kochania życia, która polega na kąsaniu życia. To miłość kanibala”. Lydia, dawna Sylvette, nie została pożarta przez Hiszpana. Raczej obdarowana nowymi możliwościami, jak sama uważa w jesieni życia. Pablo Picasso mimo swej żarłocznej ciekawości nie lubił podróżować. Podczas długiego, bo 92-letniego życia, był tylko w Hiszpanii, we Francji, krótko we Włoszech i w Polsce – w 1948 r. Po raz pierwszy w życiu leciał samolotem właśnie do nas, zachwycając się światem widzianym z góry, podobnym do kubistycznego obrazu. 60 lat później przyleciała do Polski jego dawna modelka Sylvette- Lydia. Gościła w Piwnicy Paryskiej w dolnośląskim Bolesławcu, stolicy polskiej ceramiki. Jako modelka i malarka zaprzecza słowom krytyka Maksa Foucheta: „Z nieprzeliczonej, niemal fabrycznej produkcji Picassa dużo rzeczy odpadnie po rewizji historii”. Przetrwała i Sylvette, i Lydia.