Sami się krzywdzimy. Demon ambicji

Rezygnacja z zaklęć ambicji sprawia, że czujesz się, jakby świat pozbawiono piękna. To pękają szwy po operacjach, jakich mentalnie dokonałeś na swoim ego. Uśmiechnij się – już zaczynasz się goić.
Sami się krzywdzimy. Demon ambicji

Nie wiadomo, kiedy się  w nas zalągł. Już tam tkwił, kiedy zaczęliśmy świadome życie. To on wpędzał nas w rozpacz, gdy innym dzieciom w przedszkolu wychodziły lepsze rysunki. Albo gdy nie dostaliśmy samolociku z kiosku Ruchu. Demon Ambicji – arcymistrz ulepszania rzeczywistości.

Dorastał z nami, z nami nabierał powagi i redefiniował cele. Zachciało mu się przygody, popularności i dóbr materialnych. Gdzieś po drodze stał się bardziej nami niż my sami. I głodniał. Karmimy go wszystkim, co robimy. I wszystkim, co mamy – naszym życiem. Możemy powtórzyć za francuskim filozofem Pierre’em Hadotem – traktujemy świat nie jako świat, ale jako środek do zaspokajania pragnień. Skąd się bierze nawyk poprawiania świata? 

Z poczucia wybrakowania, tęsknoty za Pełnią, którą odczuwają wszyscy ludzie, bo są banitami ze świata idei – powie Platon. Z poczucia uszkodzenia – dorzuci Stanley Block, twórca metody Mind-Body-Bridging. Działający w nas układ zwany depresorem przechwytuje swobodne myśli i zamienia je w toksyczny stan umysłuciała, w którym zdaje się nam, że jesteśmy beznadziejni. Przestaniemy tacy być, jeśli… Tu pojawia się niekończąca się lista warunków, których spełnienie nas uszczęśliwi. To odzywa się fikser, czyli naprawiacz.

Co się stanie, kiedy porzucimy nawyk poprawiania nas samych, innych ludzi i świata? Zgnuśniejemy? Umrzemy? Nic z tych rzeczy. Starożytni filozofowie greccy, chińscy i indyjscy twierdzą, że właśnie wtedy powrócimy do pełni, zatrzymamy taniec depresora i fiksera, poznamy własny umysł.

To, że musimy działać, zapobiegać, ratować i poprawiać, to tylko nasze kulturowe wdruki. Skuteczniejsze bywa niedziałanie. Najnowsze badania i refleksja nad procesami terapeutycznymi pokazują, że może było coś na rzeczy w tym, jak mistrzowie tao mówili o działaniu przez niedziałanie. 70 proc. ludzi, którzy doświadczyli traumy z powodu ataku terrorystów na WTC  11 września 2001 r., poradziło sobie z tym problemem bez interwencji specjalistów. Dla wielu z nich byłoby lepiej, gdyby zaraz po ataku zostawiono ich samym sobie, zamiast wysyłać armię psychologów do ratowania ich psychiki. Rozmowy z terapeutami były często sypaniem soli w świeże rany.

Nie tylko ciało ma naturalną zdolność do gojenia ran. To samo dotyczy umysłu. „Przede wszystkim nie szkodzić” to uniwersalna zasada. Doceńmy dobre intencje zatroskanych instytucji, ale czy wysyłanie zastępów psychologów w każde miejsce nieszczęścia nie jest przypadkiem objawem zbiorowego poczucia uszkodzenia, takiego jakiego doznali Amerykanie tuż po atakach? 

Kiedy Demon Ambicji umrze z głodu, zaczniemy spontanicznie i bez wysiłku dostrajać się do rzeczywistości czy – jak powiedzieliby stoicy – do wszechnatury. Może, kiedy rozwieje się obraz tego, jacy chcielibyśmy być, zobaczymy, jacy jesteśmy. Starsi niż myśleliśmy, brzydsi, na dodatek śmiertelni. A jednak doskonali – bo doskonałe jest przecież wszystko, co jest częścią natury. I już nie głodni. Okaże się coś jeszcze – brak potrzeby polepszania doświadczenia nie oznacza bierności. Możesz walczyć z życiem, jeśli chcesz. Dobrze jednak, żebyś wiedział, że to życie wygra.