Historia konfliktu grecko-tureckiego

 

Konflikt grecko-turecki swoje korzenie ma jeszcze w średniowieczu. To zarazem konflikt między dwiema wielkimi religiami

Kiedy na początku 1996 roku omal nie doszło do wojny między Grecją a Turcją o niezamieszkaną wysepkę Imia na Morzu Egejskim, cały świat przecierał oczy ze zdumienia. Obu państwom nie przeszkodziło w przepychankach nawet to, że od lat są przykładnymi członkami NATO. Malutka Imia stanowi tylko wierzchołek góry, którą usypały wieki sąsiedzkich wojen i sporów. Sięgają one czasów, gdy nazwy „Grecja” i „Turcja” nie były nawet jeszcze używane.

 

PÓŁKSIĘŻYC KONTRA KRZYŻ

 

Kiedy dzisiejsza Grecja wchodziła w skład Cesarstwa Bizantyjskiego, a Konstantynopol był duchową stolicą Greków i przedmurzem chrześcijaństwa, u jego bram pojawili się muzułmanie. 29 maja 1453 roku doszło do jednego z najbardziej znamiennych wydarzeń w historii Europy. Chrześcijański świat, rozdarty sporami i schizmami, stracił jedną ze swoich stolic. „Łacinnicy” pozostawili „grecki” Konstantynopol na pastwę losu. Zdobyła go armia Imperium Osmańskiego, z czasem nazwanego Turcją.

W mieście doszło do dantejskich scen: masakr, gwałtów i aktów barbarzyństwa. Dopiero światły sułtan Mehmed II przerwał te okropieństwa. Uważał się on bowiem nie tyle za muzułmańskiego władcę, ile za… dziedzica Imperium Rzymskiego. Dlatego nie tylko odbudował miasto, ale postanowił nadać mu wielokulturowy charakter. Zamieszkali w nim i muzułmanie, i greccy chrześcijanie. Nowy dom znaleźli tam nawet Żydzi, wypędzeni przez katolickich władców Hiszpanii. Grecy mogli się cieszyć wolnością religijną – tak w Konstantynopolu, jak i na kolejnych podbitych przez Turków „greckich” terenach. Pomimo takiego przywileju, nie zamierzali jednak być poddanymi sułtanów wiecznie.

Lokalne walki, które doprowadziły do wyzwolenia Grecji, rozpoczęły się w marcu 1821 roku. Do Grecji napływała pomoc i ochotnicy. Jednym z najsławniejszych był angielski poeta lord Byron. Wyekwipował on kilka tysięcy bojowników, ale sam zmarł na febrę w powstańczej twierdzy Missolungi. Heroiczna walka jej obrońców, zakończona masakrą, stała się symbolem greckiej walki o niepodległość. Na opinię światową podziałała też tragedia wyspy Chios. Turcy wymordowali tam 25 tysięcy ludzi. Słynne obrazy Eugene Delacroix – „Rzeź na Chios” i „Grecja ginąca na ruinach Missolungi” – stały się dziewiętnastowiecznym odpowiednikiem „Guerniki” Picassa.

Jednak w Europie pojawiały się także głosy w obronie Imperium Osmańskiego. Wszak sprawowało ono kontrolę nad Grecją legalnie i w ramach porządku, utrwalonego przez Święte Przymierze. Tego samego, na podstawie którego „więzieniem narodów” i katem Polski była carska Rosja. Sami Turcy widzieli w trwającym konflikcie grę obcych mocarstw i dowodzili, że Grecy nie są żadnym narodem, lecz zlepkiem nacji, niezdolnym do samodzielnego rządzenia państwem. Międzynarodowa interwencja zbrojna – której kluczowym osiągnięciem było pokonanie tureckiej floty pod Navarino – oraz nieustępliwa walka powstańców zrobiły jednak swoje. 3 lutego 1830 roku oficjalnie odrodziła się niepodległa Grecja.
 

 

WIELKIE WYSIEDLENIA ZAMIAST WIELKIEJ IDEI

 

 

Od tego czasu Grecy wykorzystywali każdą okazję, aby wydzierać Turkom kolejne dawne terytoria. Po I wojnie światowej pokusili się nawet o odbicie Konstantynopola. Był to zasadniczy punkt tzw. Megali Idea – „Wielkiej Idei” zjednoczenia historycznych greckich terenów. W mieście żyło wówczas 449 tys. Turków i 364 tys. Greków. Pomimo początkowych sukcesów, w marcu 1921 r. Grecy zostali pobici przez wojska Mustafy Kemala Paszy. Stracili swoje zdobycze w Azji Mniejszej, zaś turecki wódz wkrótce obalił sułtanat, proklamował republikę i rozpoczął proces europeizacji kraju.

Podpisanie pokoju grecko-tureckiego przyniosło masowe wysiedlenia. 1,3 mln Greków musiało opuścić swoje rodzinne strony, podobnie jak 400 tys. muzułmanów. W zamian za pozostawienie w spokoju tureckich mieszkańców Tracji, Grecy mogli zachować swoją diasporę w Konstantynopolu, który od 1930 r. oficjalnie nazywa się już tylko Stambułem. Tak skończyły się greckie marzenia o odbiciu stolicy dawnego imperium. Ale na horyzoncie pojawił się już kolejny palący problem w sąsiedzkich stosunkach.

W październiku 1931 roku mieszkańcy Cypru, zaanektowanego przez Wielką Brytanię w 1914 roku, wyszli na ulice i zażądali połączenia („enosis”) z Grecją. Wcześniej wyspa była przez wieki w rękach Greków, a potem Arabów, Bizantyjczyków, krzyżowców, Wenecjan oraz Turków. Tych ostatnich wciąż tam nie brakowało, ale zdecydowaną większość mieszkańców stanowili Grecy. W ramach walki z ideą „enosis” Brytyjczycy wspierali jednak cypryjską mniejszość turecką. Waśnie ciągnęły się latami. W roku 1950, za sprawą prawosławnego arcybiskupa Cypru Makariosa III – gorącego zwolennika „enosis” – konflikt wybuchł na dobre. Podczas gdy miejscowi Grecy chcieli połączenia z macierzą, Turcy żądali podziału wyspy. Doszło do antybrytyjskich akcji i spięć grecko-tureckich.

W 1956 roku wściekli Brytyjczycy aresztowali Makariosa III i zesłali na Seszele. Cztery lata później strony sporu dogadały się. Cypr uzyskał niepodległość, zaś Brytyjczycy zatrzymali swoje bazy wojskowe na wyspie i zastrzegli, że nie zgadzają się na zjednoczenie wyspy z Grecją. Waleczny arcybiskup Makarios został… prezydentem kraju. Wiceprezydentem wybrano cypryjskiego Turka Fazila Küçüka.

Wydawało się, że „węzeł cypryjski” bliski jest rozwiązania. Ale nie na długo. 15 lipca 1974 roku Makarios został obalony przez dążących do unii z Grecją oficerów, popieranych przez wojskowych, którzy rok wcześniej doszli do władzy w Atenach. Turcy nie tracili czasu. W odpowiedzi już pięć dni później ich wojska wylądowały na Cyprze, aby – jak twierdziła Ankara – chronić konstytucyjny porządek na wyspie. Zajęły prawie 40 proc. kraju. Sama Grecja, w obliczu ostrej reakcji USA na możliwość zaostrzenia konfliktu, nie zrobiła nic. Walki z wojskami tureckimi prowadziły jedynie jednostki cypryjskie.

Ostatecznie wyspa została podzielona na część grecką i turecką. Znów doszło do przesiedleń. Taki los stał się udziałem 200 tys. Greków i 40 tys. Turków. Pomiędzy dwiema częściami wyspy wyrosły zasieki. Negocjacje w sprawie przyszłości kraju nie przyniosły rezultatu. ONZ potępiła akcję turecką i potwierdziła integralność Cypru. Jednak nie przeszkodziło to Ankarze uznać powołanej w roku 1983 Tureckiej Republiki Cypru Północnego (TRCP).

Do tragicznego wydarzenia doszło w roku 1996 w strefie buforowej, pomiędzy obiema częściami kraju. Zjechali tam z Berlina – symbolu przezwyciężenia politycznych murów – uczestnicy rajdu, demonstrujący swój protest wobec podziału wyspy. Wyszedł im naprzeciw tłum młodych tureckich bojówkarzy – „Szarych Wilków”. Dwudziestoczteroletni cypryjski Grek Anastasios Isaak został skatowany przez nich na śmierć…
 

 

POOBIJANA WENUS

 

Grecy i Turcy kłócą się o ziemię, ocenę historycznych faktów, wody przybrzeżne, złoża ropy i gazu z szelfu kontynentalnego. Z boku przyglądają się temu światowe mocarstwa, zazwyczaj ubijając przy okazji swoje interesy lub ograniczając się do krytykowania upartych sąsiadów. Ślady grecko-tureckich waśni nosi nawet jedno z najsławniejszych dzieł sztuki – Wenus z Milo (notabene, rzymska bogini Wenus jest odpowiednikiem greckiej Afrodyty, która zrodziła się z morskiej piany u wybrzeży… Cypru).

Bezcenny posąg odnalazł na greckiej wyspie Milo (Melos) miejscowy wieśniak – niejaki Jorgos. Wspólnie z rodziną postanowił ją sprzedać francuskim żeglarzom. Kiedy ci przybyli po rzeźbę, okazało się, że ładują ją już na okręt żołnierze tureccy. Wyspa była w końcu pod panowaniem Imperium Osmańskiego. Wtedy wywiązała się awantura z udziałem Francuzów, miejscowych Greków z klanu Jorgosa i Turków. Podczas szarpaniny rzeźba została uszkodzona. Niektórzy twierdzą nawet, że to wtedy straciła swoje marmurowe ręce. Ostatecznie zachowali ją Francuzi, dyplomatycznie unikając pretensji zarówno Greków, jak i Turków.

Dziś Wenus z Milo, ciesząca oko turystów w paryskim Luwrze, może być symbolem niemocy świata wobec konfliktu grecko-tureckiego. Jest bezręka i bezradna. Podobno brakujące części posągu wciąż znajdują się w posiadaniu Greków z Milo lub Turków. Pewnie to plotka. Jednak bez wątpienia tylko w rękach skłóconych od dawna sąsiadów pozostaje coś ważniejszego – klucz do zakończenia odwiecznych konfliktów. Jest na to nadzieja. 23 stycznia 2008 roku zawitał do Turcji grecki premier. Po raz pierwszy od prawie pół wieku.