Hormon szczęścia w zimnej wodzie

Wchodzą do wody smutni, po chwili ogarnia ich euforia. Lodowate kąpiele są jak narkotyk

Kiedy ludzie nas widzą zimą w wodzie, często myślą, że jesteśmy pijakami, i chcą dzwonić po policję, żeby nas ratowała – opowiada Grzegorz Pietraszkiewicz ze Szczecina. – Dlatego wkładamy specjalne koszulki z wypisaną nazwą naszego klubu. Gdy spacerowicze ją dostrzegą, odkładają telefony, podchodzą do nas, robią zdjęcia, rozmawiają, wypytują.

 

ZIMNO, GOŁO I WESOŁO

 

Dla nieprzyzwyczajonego człowieka zimowa kąpiel może być bardzo niebezpieczna. Natychmiast uruchamiają się mechanizmy obronne: żeby rozgrzać organizm, mięśnie zaczynają się kurczyć i rozkurczać (trzęsiemy się z zimna), metabolizm przyspiesza. Mimo tych środków obronnych czasem dochodzi do hipotermii, czyli stanu, w którym organizm nie potrafi już odzyskać odpowiedniej temperatury. To zakończyć się może śmiercią.

Ale z morsami jest inaczej – wynika z raportu greckich uczonych z Uniwersytetu w Janinie, opublikowanego w czasopiśmie „Medical Hypothesis”. Poprzez regularny kontakt z zimną wodą wykształca się odporność na niskie temperatury. Po pierwsze mors nie trzęsie się z zimna – prawdopodobnie dlatego, że mechanizmy termoregulacji nie reagują na zmiany temperatury na powierzchni ciała, ale w jego głębi. Po drugie do skóry zaczyna dopływać mniej krwi, przez co krew się nie oziębia.

Zimna woda zdrowia doda – głosi polskie powiedzonko. Grecki raport potwierdza jego prawdziwość. Regularne zimne kąpiele obniżają poziom insuliny we krwi (co jest dobre dla serca), poprawiają działanie układu odpornościowego. Ludzie morsy zapadają na choroby górnych dróg oddechowych 40 proc. rzadziej niż inni.

Z wynikami tych badań zgadzają się członkowie klubów morsów.

Dr Wojciech Szamrej, specjalista chorób wewnętrznych z Koszalina, jest miłośnikiem zimnych kąpieli od dwunastu lat. Przyznaje, że wcześniej brał więcej antybiotyków niż jego pacjenci. Postanowił z tym skończyć. Zaczął się hartować i… o chorobach zapomniał.

– „Morsowa kąpiel” działa ożywczo na organizm – opowiada dr Szamrej.

– Gdy morsy wchodzą do wody, są wśród nich ludzie ponurzy, zmęczeni, smutni. Gdy już wejdą – następuje całkowita odmiana. Wszyscy szaleją, cieszą się, następuje ogólna euforia.

Dzieje się tak dlatego, że po wejściu do wody wydziela się między innymi hormon beta endorfiny. Działa na zasadzie morfiny, powoduje zmniejszenie bólu. Endorfiny są „hormonem szczęścia”. Wywołują błogostan, działają jak narkotyk. Zauważyłem też, że znikają dolegliwości związane ze zwyrodnieniami stawów i chorobami reumatycznymi. Po wyjściu z wody zakres ruchu stawów mocno się zwiększa. Taki stan utrzymuje się przez kilka godzin.

W środowisku miłośników lodowatych kąpieli mężczyzn nazywa się morsami, a kobiety foczkami. Panie wchodzą zimą do wody nie tylko dla zdrowia, ale też dla urody.

– Po kilku latach regularnych kąpieli skóra jest w zdecydowanie lepszej formie – przyznają szczecińskie foczki Dorota Bączyk i Justyna Gąsior. – Ponadto za każdym razem można zmniejszyć masę ciała. Nie trzeba biegać ani chodzić do siłowni.

Na jakiej zasadzie tak się dzieje? Bardzo łatwo to wytłumaczyć. Początkowo dochodzi w wodzie do zwężenia naczyń krwionośnych w naszym organizmie. Uruchamiają się wspomniane wcześniej mechanizmy obronne, przyspiesza metabolizm. Po wyjściu na ląd naczynia rozszerzają się, organizm jest wychłodzony i musi podnieść swoją temperaturę. Aby to zrobić, zmuszony jest spalić dodatkowe kalorie. Krew wymaga podgrzania. Skóra jest czerwona niczym po opalaniu. Foczki twierdzą, że dzięki temu wyglądają jak po odnowie biologicznej.

 

WYSTARCZY SPRÓBOWAĆ

 

Najtrudniejsze jest pierwsze zanurzenie. Grzegorz Pietraszkiewicz opowiada, że do wejścia do lodowatej wody zmusił go kolega – podstępem.

– Pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że wybiera się z dziećmi nad jezioro. Poprosił, bym przyjechał do nich i zrobił im zdjęcia. Zgodziłem się. W pewnym momencie maluchy zaczęły namawiać mnie do wejścia do lodowatej wody. Dzieciaki krzyczały, że się boję. Nie mogłem przecież ich zawieść. Kolega stwierdził, że jak już raz to zrobiłem, będę robił dalej. Nie mylił się.

Problem, który mamy przed pierwszym wejściem do zimnej wody, nie leży w naszych ciałach – lecz w zrozumieniu sytuacji. Chodzi o różnicę temperatur. Wyczynem dla każdego jest latem wejść bezpośrednio z gorącego piasku do wody. Może to stanowić zbyt wielkie obciążenie dla naszego serca. Zimą jest zupełnie inaczej. Cóż, kiedy nie dla każdego…

 

NIEWIELKA RÓŻNICA

 

Przyjmijmy, że temperatura na zewnątrz wynosi minus pięć stopni Celsjusza, natomiast wody plus jeden – opowiada entuzjasta zimowych kąpieli Jerzy Łoziński. – Różnica jest więc niewielka. Zrzucamy szlafroki i powoli organizm przystosowuje się do temperatury otoczenia. Wchodzimy do wody i… nie ma prawie żadnej różnicy! Co więc w tym strasznego?

Morsy przed wejściem do wody rozgrzewają się. Zakładają specjalne buty, czapki i rękawiczki.

Kto się źle ubierze, może źle skończyć. Morsy wspominają sytuację z jednego z międzynarodowych zlotów. W Mielnie nad Bałtykiem zjawiło się ponad 1100 miłośników lodowatych kąpieli. Jeden z nich chciał pobić rekord przebywania w wodzie. Mężczyzna przyszedł w nieodpowiednim stroju: w zwykłych dżinsach, półbutach, skarpetkach. Rozebrał się i zanurzył. Wyszedł z wody, ale był w bardzo złym stanie. Początki hipotermii, czyli przechłodzenia organizmu, dały mu się we znaki. Był siny, trząsł się, nie potrafił założyć ubrania. Dopiero po kilku godzinach doszedł do siebie.

 

ZDROWE, ALE NIE DLA KAŻDEGO

 

„Morsowych kąpieli” powinny unikać dzieci. Nie mają jeszcze do końca ukształtowanych mechanizmów termoregulacji. W ostateczności dzieci mogą wejść do zimnej wody na nie dłużej niż kilkadziesiąt sekund.

 

Również wśród dorosłych nie każdy może zostać morsem. Trzeba być ogólnie zdrowym. Kąpiele w lodowatej wodzie specjaliści porównują do szybkiego joggingu. Jest to duże obciążenie dla układu krążenia, również układu oddechowego. Lepiej wchodzić do wody powoli: jeżeli nagle zanurzymy się w zimnej wodzie, mimowolnie zaczynamy łapczywie łapać powietrze i – jeśli woda jest głęboka – możemy zachłysnąć się i utonąć.

Zimna woda może też być niebezpieczna dla serca. Wychłodzenie powoduje, że krew gwałtownie odpływa ze skóry do organów wewnętrznych, to może spowodować zawał serca. Jak podaje cytowany już grecki raport, zdarzają się ofiary śmiertelne mody na zimowe kąpiele. Trzeba więc zachować ostrożność, by w walce o zdrowie nie oddać życia.

 

TRIUMF DUCHA

W lodowatej wodzie można nie tylko się kąpać, można też w niej pływać. Najbardziej znanym zimowym pływakiem jest Brytyjczyk Lewis Gordon Pugh. Kiedy w 2007 roku wskutek zmian klimatycznych powstała przerwa w pokrywie lodowej na biegunie północnym, Pugh przebył ją wpław, by zwrócić uwagę polityków na problem globalnego ocieplenia. Woda miała –1,7oC (woda w oceanie zamarza w temperaturze –1,8o C). Przepłynięcie kilometra na biegunie zajęło Pughowi niecałe 19 minut. Brytyjczyk, przygotowując się do tego rodzaju wyczynów, nie tylko trenuje ciało; jak powiedział magazynowi „New Scientist”, najważniejsza jest psychika. Stara się odprężyć i skoncentrować na zadaniu. Brytyjczyk opanował niezwykłą umiejętność podnoszenia siłą woli temperatury wewnętrznej ciała do 38,4oC bez żadnych ćwiczeń fizycznych. Przed zanurzeniem rozgrzewa się poprzez koncentrację. Organizm Pugha jest fenomenem. Zimowi pływacy po półgodzinie w lodowatej wodzie są już bardzo wychłodzeni. Ich temperatura wewnętrzna wynosi 35o C, znajdują się więc na granicy hipotermii, stanu, w którym ciało nie jest już w stanie ogrzać się bez pomocy z zewnątrz. Tymczasem temperatura organizmu Pugha po 30 minutach pływania w najzimniejszej wodzie nie spada poniżej 36oC.

 

 

 

 

 

 

 

WIOŚLARZE ZANURZENI PO SZYJĘ

Marek Kolbowicz, Konrad Wasielewski, Adam Korol i Michał Jeliński. To wioślarska czwórka podwójna, od lat plasująca się w światowej czołówce. Nasi mistrzowie mają pewien szczególny zwyczaj. – Przestrzega się przed tym, by po wysiłku nie kąpać się w zimnej wodzie – mówi Marek Kolbowicz. – Jesteśmy innego zdania. Bezpośrednio po każdym wyścigu wchodzimy właśnie do zimnej wody. Nie kąpiemy się, stoimy i patrzymy, jak płyną następne osady. Nasz organizm się chłodzi i relaksuje. Czytałem dużo na temat krioterapii i postanowiłem, że namówię chłopaków z drużyny, żebyśmy i my tego spróbowali. Ponieważ kriokomory nie możemy ze sobą wozić – rozwiązaliśmy to w inny sposób: tymi kąpielami. Efekt jest naprawdę niesamowity. Organizm przyjmuje to doskonale. Co ciekawe, zauważyłem, że naszym śladem poszli inni sportowcy. Coraz częściej widzimy, że robią to, co my. Czterokrotny mistrz świata i mistrz olimpijski z Pekinu hartuje się też w inny sposób – podczas wyjazdów rodzinnych nad morze. W zimie jeździ nad Bałtyk. Biega, a później wchodzi do wody.

– Kiedyś w zimnej wodzie strasznie bolały mnie stopy. Teraz mam specjalne skarpety z pianki i bóle ustały. Kąpiele w lodowatej wodzie polecam każdemu. Dzięki nim nie choruję i zawsze jestem wypoczęty. Nie wiem, co to przeziębienie.