Horror narodowy: czego boją się różne nacje?

Kino grozy odtwarza kulturowe lęki. Amerykanie mają obsesję nawiedzonego domku na prerii, Japończyków prześladują demony skrzywdzonych kobiet i dzieci, Brytyjczycy boją się duchów.

Jeśli oglądałeś „Krzyk”, wiesz, że nie ma odwrotu – czeka cię straszny koniec. Zanim jednak nastąpi, przeżyjesz wiele chwil grozy. A każda kolejna będzie mocniejsza. To jeden z najważniejszych zabiegów wykorzystywanych w horrorach. „Chodzi o naprzemienne przykręcanie i odkręcanie śruby napięcia” – wyjaśnia Dorota Chrobak, dziennikarka filmowa z radia PiN. Chwile, w których akcja zwalnia, są potrzebne m.in. po to, by pozwolić widzowi odetchnąć, a jednocześnie uświadomić zagrożenie i sprawić, by zaczął się bać tego, co może się wydarzyć za moment. A najbardziej boimy się naszych własnych lęków.

CZYTAJ TEŻ:

„Film grozy przetwarza dawne wątki, wprowadza je w nową scenerię, wzbogaca żywotnymi problemami społecznymi, politycznymi i kulturowymi. Tłumaczy mit na język sztuki popularnej” – pisze Andrzej Kołodyński w książce „Seans z wampirem”. Regułą jest, że nasze lęki przerażają nas najbardziej, dlatego kino grozy ma silną narodową charakterystykę. „Amerykanie boją się natury i małych miasteczek, które w horrorach są wylęgarniami psychopatów. Brytyjczycy boją się duchów, mają bogatą historię ghost stories i wciąż do niej nawiązują. Hiszpanie mają traumę związaną z wojną domową i wracają do niej jak do mantry. Francuzi obawiają się przedmieść, skolonizowanych przez imigrantów z krajów arabskich” – mówi Robert Ziębiński, krytyk filmowy, szef portalu Dzikabanda.pl.

Wiele mitów wykorzystywanych w horrorach ma źródła w lokalnym folklorze. „Kino japońskie używa postaci związanych m.in. z szintoizmem, Norwegowie nakręcili niedawno straszno-zabawny survival horror, w których role monstrów odgrywają znane z ich mitologii trolle” – mówi dr Sebastian Jakub Konefał z Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Gdańskiego. To może być jeden z powodów, dla których horror słabo się rozwija w polskim kinie (mimo że mamy się czego bać, nie potrafimy o tym robić filmów). Bo czym tu straszyć? Borutą i Rokitą, którzy według niektórych podań pomagali biednym? Dającą się przechytrzyć małym dzieciom Babą Jagą? Skorym do psot lichem? Większość wrogich nam biesów daje się przecież przepędzić miotłą albo pluciem, w najgorszym wypadku trzeba poświęcić kurę.

Z tego dość pogardliwego stosunku do sił nieczystych wynika fakt, że nawet wampiry są w polskim kinie obśmiewane. „Nie są ani namiętnymi kochankami, ani więźniami klątwy nieśmiertelności. Zwróćmy uwagę na dwa filmy z motywem wampirycznym: »Kołysankę « Juliusza Machulskiego i »Bal wampirów« Romana Polańskiego. W obu przypadkach amatorzy ludzkiej krwi są postaciami groteskowymi, potraktowanymi z przymrużeniem oka” – pisze Olga Piech w „Magazynie Spectrum”. „Wyobraźmy sobie np. filmy opowiadające o utopcu, który atakuje żeglarzy na Mazurach, albo o wyznawcach słowiańskich bóstw, czyhających na studentów w Białowieży. Takie opowieści można przekazać chyba jedynie za pomocą parodii” – dodaje Konefał.

Powrót mścicielki

Bardziej serio traktują swoje potwory Japończycy. I wciąż dużą wagę przywiązują do symboli. Horrory najczęściej mają premiery latem, w czasie O-bon, czyli Święta Zmarłych, a wiele wykorzystywanych w filmach symboli poza wspomnianym szintoizmem wywodzi się z teatru kabuki. „Tradycyjnym tematem serio jest powrót z zaświatów skrzywdzonej kobiety, która dokonuje zemsty.

Zazwyczaj jest to postać widziana do połowy, a jej rozpoznanie ułatwia charakterystyczny sposób trzymania dłoni, symbolizujący opozycję yin-yang. Gest ten – niezależnie od filozoficznych implikacji – pochodzi z teatru kabuki, który dostarczył kinu także innych, chętnie powtarzanych tematów. Najczęściej są to bakeneko – historie o kobiecie przemieniającej się w kota, wampiryczne w podtekście” – pisze Kołodyński.

Niezrozumiała w świecie zachodnim symbolika w połączeniu z dobrym scenariuszem powodują, że lubimy się bać japońskich produkcji. „Filmy azjatyckie wniosły świeży powiew do światowej kinematografii, oferując nowy rodzaj straszenia. Z jednej strony łączyły klasyczne opowieści o duchach z elementami ponowoczesności, jak w wypadku »Ringu«, wykorzystującego duchy i kasety VHS, z drugiej przekraczały tabu i granice obsceniczności w sposób niemieszczący się w głowach większości odbiorców z kultury Zachodu” – wyjaśnia Sebastian Konefał.

W filmie „Gozu” Takashiego Miike mieszają się nie tylko gatunki (horror, yakuza movie i komedia), jawa i sen, ale także obficie wydzielane ludzkie i zwierzęce płyny ustrojowe. „Japończycy nie kładą akcentu na efekty specjalne, ale na budowanie atmosfery. A narodowe mity i tradycje kulturowe odświeżają, wpisując we współczesne konteksty” – dodaje dr hab. Bogusław Skowronek z Katedry Mediów i Badań Kulturowych Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

 

Horror kredytowy

Wielu filmoznawców i psychologów twierdzi, że kino grozy żyje tym, czym żyje społeczeństwo. Dlatego najlepszy czas dla tego gatunku to okresy napięć, wojen i kryzysu. „Nie byłoby filmów degradujących człowieka do roli mięsa, gdyby nie wojna w Wietnamie, masakra w wiosce My-Lai, dzieci palone napalmem, zamieszki na tle rasowym, zabójstwa polityczne, wreszcie telewizja, która pokazała to wszystko na żywo. Dzisiejszy powrót tej formuły, filmy typu »Piła«, »Hostel«, »Martyrs«, to także owoc lęków powstałych po atakach na WTC” – mówi Skowronek.

„Kino grozy jest bardzo społeczne. Głośna ostatnio »Obecność« wpisuje się w bogatą historię filmów o nawiedzonych domach. To zawsze opowieść o rodzinie, która pozostała bez pieniędzy i z tego powodu nie ma możliwości opuszczenia przeklętego miejsca. I przez cały film robi wszystko, żeby przetrwać. To doskonała metafora lęków związanych z kryzysem gospodarczym i trudnościami ze spłacaniem kredytów hipotecznych” – dodaje Ziębiński.

Czy można uznać, że zamachy na WTC przyczyniły się do rozwoju kultury? Nawet ci, którzy uznają, że to zbyt nonkonformistyczna teza, przyznają, że kultura umożliwia katalizowanie traum. Linnie Blake w książce „Wounds of Nations” twierdzi, że remaki takich filmów jak „Wzgórza mają oczy”, „Two Thousand Maniacs!” czy „Teksańska masakra piłą łańcuchową” są zainspirowane wojną w Afganistanie i Iraku, ograniczeniami swobód obywatelskich i demonizacją międzykulturowych różnic. Według autorki w tych filmach pokazano, że choć USA podjęły się misji szerzenia demokracji, to ponoszą czasem dotkliwe porażki.

Na szczęście nie potrzebujemy tragedii, aby cieszyć się dobrymi horrorami. Lęk budzi także postęp technologiczny czy rozwój mediów. „Obawy związane z mediatyzacją kultury, przemocą telewizyjnych obrazów, a równocześnie fascynacja »prawdą« zapisu wideo i reality TV znalazły odbicie także w horrorach, zwłaszcza tych wykorzystujących konwencję mockumentaries, czyli fałszywych dokumentów, np. »Blair Witch Project«, »Rec« czy »Paranormal Activity«. W Japonii nurt cyberpunkowych filmów grozy odsłaniał lęki przed techniką, cyborgizacją ciała i dehumanizacją” – zauważa Bogusław Skowronek. Postępem nauki, który wymyka się spod kontroli naukowców, lubią się też straszyć Brytyjczycy. W filmie „28 dni później” ludzkość niemal przestaje istnieć po tym, jak z laboratorium wypuszczono nieprawdopodobnie zaraźliwego wirusa.

Szkoła straszna jak śmierć

„Istnieją lęki uniwersalne, zwane egzystencjalnymi, które przeżywamy wszyscy. To m.in. lęk przed śmiercią, starzeniem, zniedołężnieniem, przed zależnością od innych osób. Nawet ten lęk jest jednak nieco mniejszy u osób żyjących w kulturach bliższych plemiennym czy choćby w wielopokoleniowych domach. Tam, gdzie osoby starsze są szanowane, otaczane czułą opieką, lęk przed starością i związanymi z nią problemami jest słabszy. Kultura może więc wpływać na poziom lęku” – mówi dr Tomasz Krasowski, psychiatra.

Choć lubimy lęki „regionalne”, to te uniwersalne też są ważną inspiracją kina grozy. Co ciekawe, historie wielu bohaterów horrorów pokazują, że równie mocno jak śmierci boimy się nieumierania. W filmie Herzoga Nosferatu ustami Klausa Kinskiego mówi: „Śmierć nie jest najokrutniejsza, bo gorsze może być wieczne trwanie, niemożliwość śmierci”. Ostatniego lata drżeliśmy w ciemnych salach kinowych, oglądając amerykański horror „World War Z” – kolejny film o zombie, które tym razem przekraczają kulturowe granice, rozprzestrzeniając się od Japonii i USA po Afrykę i Izrael.

Z analizy filmów grozy można wysnuć wniosek, że do wszechobecnych, choć stworzonych przez kulturę lęków należy obawa przed szkołą. Ten wątek pojawia się m.in. amerykańskim „Krzyku”, w którym jedną z postaci jest dyrektor szkoły, w końcu zabity przez swoich wychowanków. Problem okrutnego systemu edukacji pojawia się we francuskim filmie „Widmo”, którego reżyser Henri-Georges Clouzot miał na tym punkcie niemal obsesję – ponura i groźna szkoła pojawia się w większości jego filmów. I dla wielu jest bardziej przerażająca niż najdziwniejsze japońskie demony.