I Wojna Światowa i PTSD

To, co dziś nazywamy stresem bojowym i stresem pourazowym, zdiagnozowano już w czasie I wojny światowej. Przeżycia żołnierzy znad Sommy i spod Verdun są podobne do tych, które stają się udziałem pełniących służbę chociażby na misjach pokojowych.

Pół roku przed końcem wojny nieznany niemiecki żołnierz pisał z frontu do rodziny: „Wiadomości o śmierci i ból, jakiego doświadcza mój naród, będą bardzo ciężkie w skutkach. Wielu, bardzo wielu moich kolegów, których dobrze znałem, nie powróci. Smutno się robi na sercu, gdy się słyszy, że ten czy tamten poległ. Straty w naszym batalionie są bardzo duże”. Nie wiadomo, czy autor przeżył. Jeśli tak się stało, z całą pewnością pobyt na froncie odcisnął na jego życiu nieusuwalne piętno.

ZACZĘŁO SIĘ WE WROCŁAWIU

Prace nad poznaniem skutków, jakie w ludzkiej psychice powoduje wojna, były prowadzone jeszcze przed I wojną światową. Profesor Andrzej Kiejna, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu, i doktor habilitowany Tomasz Adamowski z tej samej placówki, autorzy pracy „Zaburzenia psychiczne występujące wśród weteranów konfliktów zbrojnych”, wskazują, że osiągnięcia psychiatrii na tym polu sięgają początków zeszłego stulecia. A wszystko zaczęło się we Wrocławiu. W tamtejszej Klinice Psychiatrycznej i Chorób Nerwowych zaburzeniami psychicznymi wśród żołnierzy zajmował się Alois Alzheimer. Po wybuchu wojny, w pierwszej połowie sierpnia 1914 r., klinika została częściowo przekształcona w lazaret wojskowy ze 150 łóżkami.

„Alzheimer wśród żołnierzy wyróżnił reakcje związane z nadużywaniem alkoholu, chorobami infekcyjnymi oraz wynikające z wyczerpania (neurastenia z wyczerpania), szczególnie po ciężkich wysiłkach, szturmach, którym towarzyszyły ogromne straty, długiej służbie w okopach, przy braku snu, urojeniach, nadzwyczajnej wrażliwości na hałasy, lękliwości i skłonności do nagłego płaczu i dużej ckliwości. Z wyczerpaniem wiązało się uczucie zupełnej niesprawności fizycznej, zaburzenia czucia, skargi na niepokój wewnętrzny” – mówi doktor Adamowski. W pracy wrocławskich lekarzy opisano między innymi rozwój psychiatrycznych badań nad zaburzeniami związanymi z konfliktami zbrojnymi: od wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych aż po operację „Pustynna Burza” w Iraku w 2001 roku. Okazuje się, że zarówno konfederaci, jak i żołnierze Wehrmachtu, Armii Czerwonej czy US Army cierpieli z powodu bardzo podobnych objawów. „Zaburzenia te uznaje się za dezadaptacyjne reakcje na ciężki stres, ostry lub przewlekły, które uniemożliwiają skuteczne radzenie sobie i w następstwie prowadzą do trudności w społecznym funkcjonowaniu” – wyjaśnia profesor Andrzej Kiejna.

PRZYPADEK: KANCLERZ

Dla żołnierza 16. regimentu Armii Bawarskiej Adolfa Hitlera I wojna światowa nie zakończyła się właściwie nigdy. O kapitulacji Rzeszy dowiedział się w położonym kilkadziesiąt kilometrów od Szczecina wojskowym szpitalu w Passewalku. To mógł być przełomowy moment. „Jednostka, ale też naród, które ponoszą klęskę, za wszelką cenę będą dążyć do tego, żeby jak najszybciej ją sobie powetować” – mówi „Focusowi Historia” psychiatra Ewa Kramarz. Przypadek Adolfa Hitlera jest dobrym tego przykładem. „Hitler bowiem po przegranej wojnie dążył najpierw do objęcia władzy, a potem do zwycięskiej wojny” – dodaje Kramarz.

Niecałe 21 lat później Hitler już jako kanclerz Rzeszy wychodzi na mównicę w Krolloper, gdzie po pożarze Reichstagu obradował parlament Rzeszy. „Moje całe życie od teraz ofiaruję mojemu narodowi. Nie chcę być nikim innym jak tylko pierwszym żołnierzem Rzeszy Niemieckiej. Tym samym znów założyłem mundur, który był mi najświętszy i najdroższy. Zdejmę go tylko po zwycięstwie albo nie dożyję końca” – mówi. Jest 1 września 1939 roku. „Chciałbym w tym miejscu zapewnić całe środowisko: listopad 1918 r. nigdy więcej nie powtórzy się w niemieckiej historii!” – kontynuuje Hitler. „Cios w plecy”, „Wersalski dyktat” były jednoznaczne z upokorzeniem.

W swojej najnowszej książce „Hitler’s First War” szkocki historyk Thomas Weber podważa mity mówiące o odwadze przyszłego „pierwszego żołnierza Rzeszy Niemieckiej”. Jego zdaniem koledzy Hitlera uważali go za ofermę, gdyż nie potrafił otworzyć konserwy bagnetem. Odludka, bo zamiast ogólnie przyjętymi rozrywkami – piciem i pisaniem listów – zajmował się malowaniem albo czytaniem książek. W końcu za dekownika – był łącznikiem sztabowym służącym kilka kilometrów od frontu.

 

Jak przyznaje Weber, inspirację do zajęcia się tym tematem stanowił anonimowy artykuł, który w 1932 roku ukazał się w niemieckiej prasie. „Chciałem zidentyfikować autora, który był tak krytyczny wobec Hitlera, jego opowieści wojennych, i pokazać, że autor wiedział, co mówi. Miałem wskazówki pochodzące z gazety. Stopień, region, z którego pochodził, w końcu czas, w którym wstąpił do armii. I wynik mógł być tylko jeden: Korbinian Rutz, dowódca 1. kompanii. Tej, w której służył Hitler” – opisuje poszukiwania w bawarskim archiwum Weber. A jeśli rzeczywiście Hitler nie był aż tak dzielnym żołnierzem?

„Pracowałam z żołnierzami, którym koledzy podczas misji w Iraku zarzucili tchórzostwo, niekompetencję i nielojalność. Uderzające było to, jak w swoim życiu po powrocie z wojny ci mężczyźni chcieli udowodnić, że są naprawdę twardymi facetami zdolnymi do poświęcenia. Przyjmowali za rzecz nadrzędną, żeby to udowodnić, chociaż czasami nawet ich rodziny nie wiedziały o tych zarzutach” – opowiada doktor Kramarz.

Jeszcze jedną sprawą, której nie można pominąć w przypadku Hitlera, są obrażenia odniesione podczas działań wojennych. Pierwszy raz został ranny w nogę 7 października 1914 roku w okolicach Bapaume. Cztery lata później ucierpiał od gazu w okolicach Ypres. Obie te kontuzje dawały o sobie znać w późniejszym czasie. „Bardzo prawdopodobne, że całe powojenne życie Hitlera, a więc również to polityczne, stało pod znakiem pojęcia wówczas nieznanego w psychologii i psychiatrii. Mógł przeżywać wszystko znacznie intensywniej, a siłę i konsekwencję w działaniu zwielokrotniał zespół stresu pourazowego, spowodowany wszystkim, co przeżył i widział w czasie wojny” – tłumaczy Kramarz.

BEZ WALKI

Psychologowie wyróżniają jeszcze jeden rodzaj stresu dotykający żołnierzy w stanie permanentnego zagrożenia, jakim bez wątpienia jest bitwa czy samo nawet patrolowanie lub przebywanie w okopach. Dziś, po latach badań zapoczątkowanych po I wojnie, to zjawisko określa się jako stres bojowy.

Prof. Stanisław Ilnicki, założyciel Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego w Warszawie, ten rodzaj stresu definiuje jako „reakcję na ciągłe zagrożenie życia i zdrowia, trudne warunki klimatyczne, okrucieństwa wojny, tęsknotę za bliskimi w kraju”. W takim rozumieniu stres nie jest zjawiskiem patologicznym. Staje się nim, gdy dochodzi do załamania lub wyczerpania psychologicznych i biologicznych mechanizmów obronnych. Dopiero wówczas pojawia się „zespół stresu potraumatycznego”. Ten, na który – jak sugerują psychologowie – mógł cierpieć Hitler.

„Analiza zachowań żołnierzy na przestrzeni lat doprowadziła do wniosku, że nie trzeba brać udziału w walce, aby doświadczyć objawów stresu bojowego – mówi mjr dr Angelika Szymańska, psycholog wojskowy. – Doświadcza go większość żołnierzy przebywających w strefie działań bez względu na to, czy biorą udział w walce, czy są żołnierzami sztabu czy służb medycznych. Zmienia się również terminologia opisująca objawy stresu bojowego i jego konsekwencje. Jednak reakcje i zachowania żołnierzy są podobne, pomimo że są inaczej nazywane i postrzegane w różnych kulturach i okresach historycznych”.

 

Zmieniły się jedynie czynniki wywołujące ten stres, ponieważ zmieniła się technologia pola walki (m.in. nowoczesna broń i jej zasięg, wyposażenie, środki łączności itp.) oraz taktyka prowadzenia działań wojennych. Zmienił się również sposób oceny czynników wywołujących stres, czyli stresorów, w kategoriach zagrożenia, wyzwania lub też utraty. To, co dla jednego żołnierza stanowi zagrożenie, dla drugiego może być wyzwaniem. To, co dla średniowiecznego rycerza stanowiło zagrożenie, przez współczesnego żołnierza będzie prawdopodobnie ocenione zupełnie inaczej. „Kwestia zmiany rodzaju stresorów pola walki i sposób ich oceny ma tutaj kluczowe znaczenie – mówi doktor Szymańska. – Objawy stresu bojowego, pomimo że różnie nazywane na przestrzeni wieków, pozostają podobne”.

„Batalion przesuwał się naprzód w czterech grupach. Dowódca każdego oddziału zajmował miejsce w środkowej części formacji. Najpierw jednak trzeba było przedostać się przez własne zasieki. Co pewien czas wychodziły małe grupy i wycinały drogi w zasiekach, kładąc białą taśmę, by zaznaczyć, którędy da się przejść. Po przekroczeniu zasieków grupy formowały linie. Pierwsza fala ruszała, a po wyznaczonym czasie 30 sekund rozlegały się strzały i szła kolejna. Wspiąłem się na nasyp i podążałem za białą taśmą, a mimo to zaplątałem się we własnych zasiekach. Byłem przerażony, bo z doświadczenia wiedziałem, że najdalej za trzy minuty zaleje nasze pozycje grad pocisków. Wydostałem się z drutów i pobiegłem naprzód starając się uciec z najbardziej niebezpiecznego miejsca. Gdy minąłem wreszcie strefę największego zagrożenia, starałem się dostrzec kogokolwiek w ciemnościach. Nie widziałem dowódcy łączników, pierwszej pomocy, sanitariuszy, nikogo. Byłem zupełnie sam. Przewróciłem się w błoto, a kilka pocisków karabinowych przeleciało tuż koło mojej głowy. Straciłem słuch” – wspomina sierżant sztabowy J.S. Handley, uczestnik walk pod Ypres i nad Sommą.

„Jedyne, co pamiętam, to że w trakcie wybuchu najpierw człowiek próbuje się bronić. Dopiero potem przychodzi myśl, żeby jak najszybciej przekazać dowodzenie, tak aby nie dopuścić do jeszcze większej zdradzieckiej paniki. Wybuchy nie były dla mnie niczym nowym, ale ten spowodował, że natychmiast zacząłem zastanawiać się, jaki jest mój stan. Że żyję, to wiedziałem, ale nie czułem ulgi, że w końcu stało się to,

o czym tak często się myślało: że zostałem ranny” – to wspomnienia młodsze o prawie wiek. Młodszy chorąży Tomasz Kloc został ranny 12 grudnia 2003 roku podczas patrolu saperskiego polskiej misji w Iraku.

Zarówno Handley, jak i Kloc zostali ewakuowani z miejsca walki. Ale stres nie minął. Choć wydawałoby się, że powinien, bo powrót na leczenie kończy pewien najbardziej wymagający w życiu żołnierza etap. Stres jest definiowany przez Hansa Selyego, twórcę tego pojęcia, jako „niespecyficzna reakcja organizmu na wszelkie stawiane mu wymagania”. Powinien minąć, gdy miną „wymagania”. W sytuacji bojowej, po tym jak żołnierz zostanie ranny, nikt już od niego nie będzie wymagał wyjazdu na patrol. Nie będzie wymagał strzelania do przeciwnika, walki wręcz, wyjścia z okopów, ataku. Taki stres może minąć w normalnym życiu, ale nie po doświadczeniach na polu walki.

W WALCE

„Stres bojowy jest indywidualną odpowiedzią (psychiczną, fizyczną, behawioralną) żołnierza na to, co dzieje się na polu walki. Zależy od indywidualnego postrzegania, nadawania stresorom znaczenia i kontekstu. To postrzeganie zależy przede wszystkim od treningu i doświadczenia konkretnego żołnierza, ale nie ulega wątpliwości, że stres jest nieodłącznym elementem służby. To on sprawia, że żołnierz staje się bardziej wytrzymały, skoncentrowany, zdolny do długotrwałego i efektywnego działania” – wyjaśnia doktor Szymańska.

 

Stres bojowy jest niekorzystny wtedy, gdy jest zbyt intensywny i trwa zbyt długo. Wówczas obserwuje się tzw. wyczerpanie walką. Jednak nie eliminuje to żołnierza z pola walki. Kluczowe jest wtedy umiejętne zarządzanie stresem zarówno przez żołnierzy, jak i dowódców. Podczas I wojny światowej psychologiczne oddziaływanie na żołnierzy ograniczało się do bardzo prostych metod.

„Aby utrzymać wysoką dyscyplinę w oddziale, robią tu wszystko, aby żaden człowiek o niczym innym nie myślał, tylko miał przed oczami pruski militaryzm. To zrozumiałe, że w tej niewoli nie można o niczym już myśleć. Czasem mam tak dość życia, że się zastanawiam, dlaczego w ogóle żyję” – pisał z frontu w październiku 1917 roku nieznany niemiecki żołnierz.

Ze względu na zaburzenia psychofizyczne wywołane stresem armia USA wycofała z frontu 159 tysięcy żołnierzy.

CZTERY STOPNIE STRESU

Beata Nowak w materiałach przygotowanych na potrzeby Ministerstwa Obrony Narodowej „Stres bojowy. Przyczyny. Oznaki. Zapobieganie” stres bojowy określa jednym zdaniem: reakcja normalnych ludzi na nienormalną sytuację. W tym opracowaniu wyróżnia cztery poziomy stresu:

  1. niezbędny, by dobrze wykonać daną pracę, aby być przy tym czujnym, skoncentrowanym;

  2. stres dysfunkcjonalny (np. złe warunki pracy, nieadekwatne wynagrodzenie, zły szef, nieodpowiedzialni podwładni itp.);

  3. stres kumulujący („stres życia codziennego”);

  4. stres związany z incydentem krytycznym, takim jak na przykład czekanie w okopach na atak wroga lub na tyłach na rozkaz zajęcia miejsca na pierwszej linii.

„Nasze śmiertelnie zmęczone ciała nie miały chwili wytchnienia, bo ciągle dostawaliśmy rozkazy do musztry, ćwiczeń i apeli, tak abyśmy nie mieli żadnego innego życzenia, jak tylko wrócić do okopów” – opisywał Friedrich Einert, 21-letni wówczas niemiecki żołnierz. „To jest ciągłe zagrożenie życia, w którym znajdujemy się w trakcie wykonywania zadań. Przeciwnik jest nieznany, nieznany bezpośrednio. Niewidoczny, ukryty, to gdzieś wszystko się czai. Dodatkowo jeszcze zdarzenia dotyczące chociażby widoku rannych czy zabitych kolegów, to wszystko jest takim najgorszym bodźcem, który działa na człowieka. Ten stres czai się tam wszędzie – w trakcie przejazdów, w trakcie wykonywania zadań, w trakcie odpoczynku też, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi atak” – to z kolei słowa chorążego Kloca.

 

Doktor Szymańska wskazuje na trzy grupy objawów stresu bojowego: fizyczne (tu m.in. silne, wywołane dużym napięciem drżenie mięśni, zwiększona czujność – wrażliwość na otaczające bodźce z powodu fizjologicznego i psychicznego pobudzenia, zawroty głowy, objawy gastryczne, kołatanie serca, suchość w ustach, skurcze, drętwienie, znużenie), zmiany w zachowaniu (wycofanie, konfliktowość, dezorientacja mogąca przerodzić się w panikę, używanie alkoholu) oraz objawy psychiczne (niepokój, strach przed śmiercią, kalectwem, napady lęku, depresja, podwyższona gotowość do reagowania – agresja, drażliwość, poczucie opuszczenia przez kolegów, dowódców).

„Każde państwo nakazuje wytrzymać do ostatecznego zwycięstwa. Tylko kto ma wygrać? Po 17 miesiącach tego ludobójstwa [przywódcy] nie doszli jeszcze do wniosku, że tej wojny nie można rozstrzygnąć za pomocą broni. Przez ciągłe powtarzanie »przecierpieć i wytrzymać« nie zbliżymy się do pokoju. Wcielani są niespełna 18-letni ludzie, na mięso armatnie nadaje się wszystko” – pisał kolejny niemiecki żołnierz do rodziny. Wojna miała potrwać jeszcze 2 lata.


Stres pourazowy a stres bojowy

Traumatycznym przeżyciem wywołującym zespół stresu pourazowego może być praktycznie wszystko: wypadek komunikacyjny, śmierć bliskiej osoby czy nawet zjawisko „nadprzyrodzone”. W przypadku stresu bojowego czynnik stresujący jest związany z sytuacją militarną. Szczególnie chodzi o przebywanie na polu walki, świadome przeciwdziałanie zamiarom przeciwnika i obecność stałego zagrożenia w postaci utraty życia lub odniesienia ran. Objawy dla obu tych form są bardzo podobne: poczucie odrętwienia i przytępienia czuciowego, odizolowanie od innych ludzi, brak reakcji na otoczenie, niezdolność do przeżywania przyjemności, stan nadmiernego pobudzenia z nadmierną czujnością i wzmożoną reaktywnością na bodźce oraz bezsennością, lęk, depresja, myśli samobójcze.