Jak działali agenci Kremla?

Metody pozyskiwania informacji oraz wywierania wpływu na obce państwa przez radziecki wywiad przeszły do legendy, stając się ulubionym tematem pisarzy powieści sensacyjnych i twórców filmów.

Najzabawniejsze jest to, że rzeczywistość była zawsze o kilka kroków przed scenarzystami – na Łubiance inicjowano tak niewiarygodne operacje, że nawet najwytrawniejsi filmowcy nie byliby w stanie ich wymyślić.

Wprawdzie od momentu ujawnienia agenturalnej działalności Kima Philby’ego i jego siatki Zachód trochę przejrzał na oczy, ale metody wypracowane jeszcze w czasach carskich wciąż były skuteczne. Także dlatego, że KGB zawsze starało się mieć swoich ludzi na najwyższych szczeblach – od kierownictwa zachodnich agencji wywiadowczych przez doradców amerykańskich prezydentów (mowa choćby o Harrym Hopkinsie, najbliższym doradcy F.D. Roosevelta) po wysokich dygnitarzy państw satelickich ZSRR. Takich choćby jak PRL. Coraz bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że jednym z najskuteczniejszych agentów Kremla ulokowanych na państwowym szczycie był prezydent Bolesław Bierut. A raczej osoba, która wcieliła się w rolę towarzysza Tomasza.

Okoliczności, w jakich Moskwa „podmieniła” polskiego komunistę na swojego szpiega, pozostają wciąż dyskusyjne, ale z faktem podstawienia sobowtóra zgadza się wielu historyków. Jest zatem prawdopodobne, że w Moskwie w 1956 roku zmarł człowiek radzieckiego wywiadu – może KGB uznało, że należy zatrzeć wszelkie ślady tej misji. Ba, nawet generał Karol Świerczewski miał zostać „odpalony” dlatego, że poznał prawdę o Bierucie! Oczywiście, wraz z końcem stalinizmu nie zmieniły się metody doprowadzone na Łubiance do perfekcji.

Jakiś czas temu świat obiegła rewelacja: prezydent Władimir Putin został podmieniony przez KGB na osobę jeszcze bardziej godną zaufania. Bo przecież gołym okiem widać, że obecny prezydent znacznie różni się od tego Putina, którego na szczyty wyniósł Borys Jelcyn. I na nic zdały się zapewnienia rosyjskich mediów, że prezydent Putin zafundował sobie kurację botoksem, aby przypodobać się pewnej gimnastyczce o imieniu Alina. Bo bądźmy szczerzy – wersja z prozaicznym botoksem musi przegrać z teorią spiskową na najwyższych szczeblach. I o takich teoriach piszemy w grudniowym wydaniu „Focusa Historia”.