Jak Sowieci zabili Banderę?

My, Polacy, nie mamy powodów, żeby lidera ukraińskich nacjonalistów Stepana Banderę darzyć ciepłymi uczuciami. Wręcz przeciwnie” – pisze Artur Górski we wstępie do październikowego numeru “Focusa Historia”.

Choć urodził się, wychował i wykształcił w Polsce, wielu uważa go za jednego z największych wrogów naszego narodu (wystarczy wspomnieć choćby rzeź na Wołyniu). Podobnie oceniany jest w Rosji – już w czasach ZSRR stał się synonimem nacjonalistycznej ortodoksji i skłonności faszystowskich. Okazuje się jednak, że nawet w swojej ojczyźnie nie jest odbierany jednoznacznie – wprawdzie były prezydent tego kraju Wiktor Juszczenko nadał mu tytuł Bohatera Ukrainy, jednak dekret został uchylony przez Okręgowy Sąd Administracyjny w Doniecku. Decyzję donieckich sędziów utrzymał Ukraiński Sąd Administracyjny. Ciekawe… Trudno o postać, która wzbudza bardziej emocjonalne spory. Jedni wychwalają go na transparentach, inni uważają za zbrodniarza.

Bandera umarł tak, jak żył – gwałtownie. Znienawidzony przez włodarzy Kremla (Stalina i Chruszczowa) stał się celem dla radzieckich służb specjalnych. W naszym Wydziale Śledczym przedstawiamy kulisy spisku na życie Bandery. Wprawdzie pewnie nigdy nie uda się dociec najważniejszych powodów, dla których Kreml wydał na niego wyrok śmierci, ale przynajmniej wiadomo, kto personalnie odpowiada za likwidację lidera OUN. Kiedy w październiku 1959 roku egzekutor zbliżał się do Bandery, ten był już tylko politycznym bankrutem i sfrustrowanym emigrantem. Jego śmierć miała więc wymiar wyłącznie symboliczny – Bandera raczej nie mógł już nikomu poważnie zaszkodzić, nawet jeśli snuł takie plany.

A może jednak był wciąż groźny? Tak czy inaczej KGB, podobnie jak jego poprzednik – NKWD, nie wybacza. Bandera musiał umrzeć, bo było to częścią kremlowskiego scenariusza likwidacji nacjonalizmu ukraińskiego. Nie on zresztą jeden: lista działaczy politycznych, „wyciszonych” przez agentów radzieckich służb, jest o wiele dłuższa (o czym też piszemy). Bandera, rozpoczynając realizację swego planu wielkiej Ukrainy, musiał mieć świadomość, że gra w ryzykowną grę, szczególnie że opierał się na sojuszu z Hitlerem. Czy miał świadomość, jak to się może skończyć? Tego się nie dowiemy, ale pewnie na emigracji w Monachium już musiał sobie zadawać pytanie: przyjdą czy nie przyjdą? Przyszli. Zawsze przychodzą.

ZOBACZ SPIS TREŚCI NOWEGO NUMERU!


Październikowy numer “Focusa Historia” jest dostępny z dwiema okładkami do wyboru: