Kłamię, bo muszę, więc jestem

„Nie mam wiedzy w tej sprawie”, „Jeśli postara się pan bardziej i zostanie po godzinach, ma pan szansę na podwyżkę”, „Kocham cię” – każdy chciałby umieć określić, czy osoba wypowiadająca te słowa mówi prawdę. Większość z nas odpowiedź na pytanie o szczerość drugiego człowieka może jednak powierzyć losowi i rzucić monetą, bo w rozpoznawaniu kłamstw jesteśmy dość słabi. Choć dowiedziono, że przeciętny dorosły ma zaledwie 50 proc. szans na prawidłową ocenę, czy ktoś mówi prawdę, zazwyczaj uważamy, że rozpoznamy kłamstwo w mgnieniu oka. Takie podejście wynika z naturalnej tendencji – do okłamywania samego siebie. Istnieją jednak osoby, które rozpoznają nawet ponad 90 proc. kłamstw. Są także sposoby na to, by dołączyć do ich grona.

Oszukujemy średnio trzy razy w ciągu dziesięciu minut rozmowy. W dodatku mamy tylko 50 proc. szans na to, że sami trafnie odróżnimy prawdę od kłamstwa

Radość oszukiwania

Niezależnie od tego, jak wysoko w naszej hierarchii wartości jest uczciwość, i tak kłamiemy. Uczą nas tego od najmłodszych lat rodzice („podziękuj cioci za flaki i powiedz, że bardzo ci smakowały”), nauczyciele („przeproś Jolę i powiedz, że wcale nie myślisz, że jest głupia”), koledzy („powiedz mamie, że na imprezie będą moi rodzice, to pozwoli ci przyjść”). Za tego rodzaju kłamstwa jesteśmy nagradzani – rodzice i nauczyciele nas chwalą, a wieczorem możemy się bawić na imprezie w gronie kolegów z klasy. Gdy dorastamy, nic się nie zmienia. Kobiety malują się i używają perfum, aby przekonać innych, że są ładniejsze i bardziej pachnące niż w rzeczywistości. Mężczyźni zaczesują „pożyczkę” (jakby ktokolwiek mógł się na to nabrać) i kupują drogie samochody, by przekonać innych o swoim wysokim statusie (nie wspominają o komorniku, który puka do drzwi w związku z zaległościami w spłacie kredytu na auto). Najczęściej oszukujemy na randkach i podczas rozmów o pracę – według badań przeprowadzonych przez Stevena D. Levitta, autora książki „Freakonomika”, ponad połowa CV zawiera informacje wyssane z palca. Konsekwencje tych ubarwień – udana randka, nowa praca – utwierdzają nas w przekonaniu, że szczerość nie jest pożądana.

Nie potrzebujemy nagrody z zewnątrz, by kłamać. Czerpiemy radość z samego faktu, że udało nam się kogoś oszukać. Kłamanie zwiększa wydzielanie adrenaliny. Daje poczucie wyższości, spełnienia. Prof. Paul Ekman, jeden z najbardziej znanych naukowców zajmujących się wykrywaniem kłamstw, nazwał to uczucie radością oszukiwania (duping delight). Towarzyszy ona m.in. uczniom, kiedy zaliczą test, ściągając, i dzieciom, którym uda się primaaprilisowy żart. Niedomówienia towarzyszą nam w codziennym życiu: bez mrugnięcia okiem zachwycamy się najbrzydszym dzieckiem, jakie w życiu widzieliśmy, świętujemy awans kolegi na stanowisko, na które mieliśmy nadzieję, śmiejemy się ze słabego dowcipu. Kiedy asystentka przychodzi do biura i na pierwszy rzut oka widać, że całą noc płakała, szef zapyta ją, czy wszystko w porządku. A ona odpowie, że tak. I choć oboje wiedzą, że nie wszystko jest w porządku, nikt nie będzie miał poczucia winy czy krzywdy z powodu tego kłamstwa. Szef chce wiedzieć tylko, czy kobieta jest w stanie poprawnie wykonać swoją pracę, a ona nie ma ochoty opowiadać mu o swoim życiu prywatnym. Pytanie postawione wprost byłoby oznaką nietaktu, a szczera odpowiedź – ekshibicjonizmu.

Te „drobne półprawdy” składają się na szokującą statystykę: średnio kłamiemy trzy razy w ciągu dziesięciu minut rozmowy – wyliczył prof. Robert Feldman, psycholog z University of Massachusetts w Amherst. Kłamstwo jest więc tak powszechne, że przestaliśmy je zauważać. Komplementy są przyjemne, więc wierzymy w nie dość chętnie. Nie weryfikujemy wszystkich danych, które słyszymy. „W dodatku umysł ludzki jest dość leniwy, a wątpliwości wymagają więcej wysiłku niż zaufanie” – tłumaczy Feldman. Kto zresztą chciałby żyć wśród radykalnie szczerych osób („nie przychodź więcej, bo strasznie nudzą mnie twoje opowieści o problemach z dziećmi”, „te pięć kilogramów, które ostatnio przytyłaś, jak zwykle poszły ci w biodra”).

Słowo daję, że nie kłamię

 

Filozofowie przez wieki szukali sposobu na sprowokowanie ludzi do mówienia prawdy. W niektórych epokach wystarczyło poprosić o słowo honoru. Jeśli stawka jest wysoka, wiele osób jest jednak gotowych kłamać pod przysięgą. Na szczęście większość codziennych kłamstw powinniśmy wyłapać bez trudu. W bardziej skomplikowanych sytuacjach potrzebna będzie czujność i nieco sprytu. Jeśli np. nowo poznana osoba deklaruje, że uczciwość jest dla niej ważna, skierujmy rozmowę na temat, który zachęci do chwalenia się umiejętnością zwodzenia innych. Można się z nią na przykład podzielić swoimi rzekomymi doświadczeniami z kradzieży tabliczki czekolady czy sposobami podpowiadania na sprawdzianach z matematyki. Dobrze przy tym wykazać ekscytację, aby zachęcić rozmówcę do podobnych zwierzeń. Łatwo zdemaskujemy oszusta.

Prof. James Pennebaker z Univeristy of Texas w Austin ustalił, że zmyślone historie opowiadamy inaczej niż te, które się wydarzyły. Na zmyślanie wskazuje m.in. ograniczenie zdań wypowiadanych w pierwszej osobie i dystansowanie się do sytuacji. Przykładem może być Bill Clinton, który mówiąc o swoim związku z Moniką Lewinsky, twierdził, że nie utrzymywał stosunków seksualnych z tamtą kobietą („I did not have sexual relations with that woman”). Jednocześnie wskazywał palcem w innym kierunku, niż patrzył – tak się dzieje, gdy kłamiemy, bo mózg jest zbyt zajęty kontrolowaniem zmyślanej historii, by obciążać się koordynowaniem wzroku i gestów rąk. Kłamanie podwyższa poziom adrenaliny, więc wyzwala w kłamiących napięcie. Pennebaker wyjaśnia, że to dlatego w ich wypowiedziach pojawia się więcej słów o negatywnych konotacjach: nienawidzić, bezwartościowy, smutek itp. Kłamcy mają skłonność do uwiarygodniania opowieści słowami typu zawsze, nigdy, każdy. Rzadziej używają za to takich słów, jak oprócz, ale, jednak, podczas opowiadania prawdziwych fragmentów historii służących m.in. do oddzielania tego, co opowiadający zrobił, od tego, co się nie wydarzyło. Warto też zwrócić uwagę na ton i załamania głosu, wydłużone przerwy między słowami oraz przejęzyczenia.

Przysłuchiwanie się słowom może jednak utrudniać odróżnianie prawdy od kłamstwa. Dowiodły tego badania przeprowadzone przez naukowców z Massachusetts General Hospital porównujące umiejętność wykrywania kłamliwych wypowiedzi przez osoby zdrowe i dotknięte afazją, czyli utratą umiejętności posługiwania się językiem, wywołaną uszkodzeniem mózgu. Do testów wybrano pacjentów, którzy rozumieli poszczególne słowa, ale nie byli w stanie zrozumieć sensu zdań. Wszystkim pokazano film, na którym dziesięć osób wyrażało prawdziwe przyjemne uczucia i udawane emocje nieprzyjemne. Pacjenci z afazją niemal dwa razy trafniej wskazywali, które emocje były szczere, choć nie byli w stanie zrozumieć wypowiedzi bohaterów filmów. Z punktu widzenia ewolucji język jest dość nowym sposobem porozumiewania się. Dlatego – według Ekmana – nasze mizerne wyniki w wykrywaniu oszustw wynikają m.in. z tego, że za bardzo skupiamy się na słowach, pomijając komunikację niewerbalną, niosącą większość informacji, które przekazuje nam rozmówca (według różnych danych 60–93 proc. danych jest zawartych poza słowami: w gestach, mimice, tonie głosu itp.).

Czytać w myślach

Paul Ekman szukał kodu do zrozumienia niewerbalnych informacji od początku swojej naukowej kariery. Rozpoczął od… podróży dookoła świata. W Europie, Brazylii, Japonii, USA i dżunglach Papui-Nowej Gwinei pokazywał napotkanym osobom zdjęcia twarzy wyrażających różne emocje. Nikt nie miał problemu z rozszyfrowaniem znaczenia napięcia mięśni twarzy. W ten sposób Ekman dowiódł, że sposób wyrażania emocji jest wrodzony, a nie – jak wcześniej uważano – wyuczony kulturowo.

Przełomem w rozwoju zainteresowań Ekmana było poznanie Silvana Tomkinsa, wykładowcy psychologii na uniwersytetach Rutgers i Hopkins, syna rosyjskiego dentysty. Możliwe, że Tomkins był najlepszym ludzkim wykrywaczem kłamstw w historii: potrafił powiedzieć, jakiego przestępstwa dopuścił się człowiek, którego portret widniał na liście gończym. Virginia Demos z Harvard University wspomina, że wiedział, o czym rozmawiają w telewizji politycy, nawet gdy dźwięk był wyłączony. W czasie wielkiego kryzysu w USA pracował na wyścigach konnych. Oceniając relacje między końmi, tak dobrze typował wyniki biegu, że żył w dostatku w najlepszej części Manhattanu. Ekman postanowił poddać Tomkinsa testowi. Wykorzystał film przedstawiający nieznane jeszcze plemiona Papui-Nowej Gwinei: pokojowo nastawionych Fore i Kukukuku, plemię agresywnych ludzi o morderczych skłonnościach, którzy na dodatek praktykowali homoseksualne rytuały: młodzi chłopcy służyli jako kurtyzany starszyźnie. Ekman wybrał z filmu jedynie zbliżenia twarzy poszczególnych osób. Wszelkie elementy, które mogły służyć jako dodatkowe wskazówki, zostały usunięte. Tomkins uważnie wpatrywał się w zdjęcia. Potem podszedł do ekranu i wskazując na zdjęcia Fore, powiedział: „To delikatni, pokojowo nastawieni ludzie”. Kukukuku scharakteryzował jako brutalnych, skłonnych do przemocy. „Sporo wskazuje też na zachowania homoseksualne” – dodał. Ekman był oszołomiony. Tomkins wyjaśnił mu, na jakie napięcia twarzy, zmarszczki, grymasy zwracał uwagę. Ekman rozpoczął kolejne badania.

Uśmiech Pan Am

Stworzenie mapy wszystkich ruchów, które możemy wykonać mięśniami twarzy, i sposobu, w jaki zmieniają one układ fałdów skóry i zmarszczek, nie było łatwe ani przyjemne. Ekman musiał się nauczyć izolować każdy mięsień twarzy, by nim poruszyć i sprawdzić, jak zmienia to minę. Jeśli nie był w stanie poruszyć jakimś mięśniem, udawał się do wydziału anatomii, gdzie zaprzyjaźniony chirurg wbijał igłę w oporny mięsień i pobudzał go do pracy za pomocą prądu. Większość emocji wyrażamy jednak, posługując się więcej niż jednym mięśniem, więc Ekman zbadał, jaki wyraz twarzy można uzyskać za pomocą dwóch mięśni (300 kombinacji), trzech (ponad 4 tys. kombinacji), aż doszedł do jednoczesnej pracy pięciu mięśni (ponad 10 tys. różnych wyrazów twarzy). Cały proces zajął siedem lat. Ale było warto.

Dzięki opracowanemu przez Ekmana systemowi każdy z nas ma szansę uzyskać lepsze wyniki w ujawnianiu kłamców. Wystarczy porównać treść wypowiedzi z emocjami wyrażanymi przez naszego rozmówcę. I wiedzieć, jak wygląda szczera emocja. Jednym z najprostszych przykładów jest rozpoznawanie szczerości uśmiechu. Osoba, która naprawdę cieszy się, że nas widzi, wykona tzw. uśmiech Duchenne’a (nazwany tak od nazwiska naukowca, który pierwszy go opisał) – nie tylko uniosą się kąciki jej ust, ale także zmarszczy skóra w okolicy oczu. Ten, kto musi udawać radość, zastosuje tzw. uśmiech Pan Am – uniesie kąciki ust, ale nie zmusi do pracy mięśni wokół oczu. Niewiele osób potrafi także dobrze dobrze udawać smutek (choć trenujemy to zachowanie od dziecka, aby zyskać uwagę rodziców). Paul Ekman wskazuje, że jedną z osób, które stały się biegłe w udawaniu smutku, jest Woody Allen, tak dobrze panujący nad mięśniami frontalis pars medialis, że unosi wewnętrzne krańce brwi, przekonując widza, że jest pogrążony w smutku (takie napięcie mięśni nadaje trójkątny kształt powiekom i marszczy środek czoła).

Sposób na aktora

 

A co z aktorami i innymi osobami, które świetnie opanowały sztukę imitowania emocji? Wprawny obserwator nie da się zwieść nawet takim specjalistom. Wystarczy wyostrzyć uwagę, by dostrzec tzw. mikroekspresje, czyli grymasy twarzy trwające nie dłużej niż jedną czwartą sekundy. Paul Ekman twierdzi, że mikroekspresje to „wyciek” uświadamianych emocji, których nie chcemy ujawnić. Ewolucja wyposażyła nas w mimikę z ważnego powodu – aby inni mogli odczytywać nasze prawdziwe emocje i na tej podstawie przewidywać nasze zachowanie i ewentualne zagrożenia. To dzięki agresji malującej się na twarzy tłumu biegnących z naprzeciwka kibiców wiemy, że lepiej zejść im z drogi, niż rozłożyć ramiona i czekać na uścisk. Wyraz twarzy dziewczyny na dyskotece pozwala ocenić, czy zaproszenie jej do tańca ma sens, czy też skończy się porażką.

Mimika reguluje życie społeczne, prawdopodobnie dlatego tak trudno jest naśladować prawdziwe emocje, a także je ukrywać. Osoby takie jak Silvan Tomkins mają wrodzony talent dostrzegania prawdziwych emocji, „wylewających się” jako mikroekspresję, i na tej podstawie potrafią ocenić, co tak naprawdę myślą ich rozmówcy. Paul Ekman postanowił znaleźć więcej takich osób i wraz z Maureen O’Sullivan rozpoczął badania The Wizards Project. Poddał testom 13 tys. osób. 31 z nich potrafiło niemal bezbłędnie odróżnić osoby kłamiące od tych, które mówiły prawdę. Wszystkie były bardzo uważne i niezwykle wyczulone na mikroekspresję. Teraz naukowcy sprawdzają, co wyróżnia tych ludzi. Na razie ustalili, że osoby wychowywane przez agresywnych, nieprzewidywalnych lub uzależnionych rodziców częściej niż inni mają dar odczytywania prawdziwych intencji. Naukowcy przypuszczają, że do wykształcenia tego talentu zmusiła ich konieczność zachowywania nieustannej czujności i przewidywania, jak zachowa się rodzic. Wszystkie osoby biegłe w wykrywaniu kłamstw są także po prostu bardzo zainteresowane życiem wewnętrznym innych, mają głęboką potrzebę rozumienia ludzi. A jednym z warunków prawdziwego zrozumienia jest odróżnienie, które z deklarowanych przez daną osobę informacji są prawdziwe, a które zmyślone.

John Yarbrough był znany wśród kolegów policjantów z nosa do ludzi. Jego umiejętności zostały szczególnie docenione, gdy przyczyniły się do ocalenia życia innego człowieka. Yarbrough patrolował ulice swojego miasta. Jeden z mężczyzn, których chciał wylegitymować, zaczął uciekać. Policjant ruszył za nim. Po krótkim pościgu młody mężczyzna odwrócił się i wycelował pistolet w stronę ścigającego go policjanta. Yarbrough wycelował w podejrzanego. Jedynym pytaniem pozostawało: kto strzeli pierwszy. Oczy mężczyzn spotkały się. Szybka ocena wystarczyła, by policjant wiedział, że jego przeciwnik blefuje, nie zamierza strzelić. Mógł odłożyć broń i spokojnie podejść do ściganego. Yarbrough uzyskał jeden z najlepszych rezultatów w testach The Wizards Project.

Teoretycznie tak biegli w wykrywaniu prawdziwych intencji powinni być wszyscy policjanci przesłuchujący podejrzanych, sędziowie, psycholodzy czy psychiatrzy. Paul Ekman nie byłby sobą, gdyby tego nie sprawdził. Wyniki badań przynoszą chlubę amerykańskim agentom tajnych służb – to oni wybili się ponad przeciętną. Szeryfowie, sędziowie, policjanci i psycholodzy nie wykazali się szczególnym talentem. Dobrze byłoby jednak, aby osoby wykonujące tego typu zawody potrafiły trafniej odróżniać prawdę od kłamstwa. Dlatego Paul Ekman stworzył program treningu uwrażliwiającego na sygnały wyrażające emocje niepasujące do treści wypowiedzi. Na stronie internetowej paulek man.com można przeprowadzić bezpłatny test badający naszą wrażliwość na mikroekspresje, a jeśli wynik nie spełni naszych oczekiwań – kupić opracowane przez Ekmana interaktywne szkolenie. Podobne kursy Ekman i jego współpracownicy prowadzą dla policji, sędziów i innych osób zainteresowanych rozwinięciem umiejętności wykrywania kłamstw. Paul Ekman zapewnia, że choć nie każdy może być tak dobry jak Tomkins, to każdy może zwiększyć swoje kompetencje – podobnie jak w wyniku treningu sportowego nie każdy zdobędzie olimpijski medal, ale każdy poprawi swoją formę.

Jak wykryć prawdę

Wykrywanie kłamstw jest jednak kaszką z mlekiem w porównaniu z rozpoznawaniem wypowiedzi prawdziwych. Nawet osoby, które poprawnie stwierdzają, która wypowiedź jest kłamliwa, nie są tak dobre w uznawaniu prawdy za prawdę. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że osoba, która kłamie, wysyła o wiele więcej sygnałów niż ktoś, kto mówi prawdę. Jeśli opowieść jest niespójna, mikroekspresje wyrażają emocje przeczące treści wypowiedzi, rozmówca przyjmuje pozycję zamkniętą, zaciska usta, wykazuje zdenerwowanie, a jego uśmiech jest fałszywy, to możemy przypuszczać, że kłamie. Stosunkowo łatwo jest wytrenować wyczulenie na takie zachowania i rozpoznawać kłamców. Niestety, każdy z tych elementów można także zaobserwować u osób mówiących prawdę. Emocje mogą wyglądać sztucznie z powodu stosowania botoksu, który paraliżuje wybrane mięśnie twarzy. Zmęczenie, ból, zimno mogą rysować na twarzy naszego rozmówcy grymasy niepasujące do tego, o czym mówi. Dlatego Paul Ekman radzi, by wziąć pod uwagę wszystkie inne czynniki, które mogą powodować niepokojące objawy, zanim ocenimy kogoś jako kłamcę. Należy szukać więcej niż jednej oznaki kłamstwa i zawsze zakładać, że każda z nich może wynikać z innego powodu. Warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy podejrzewana przez nas osoba zyskuje coś, kłamiąc i dlaczego to robi. Osoby, które chcą bezbłędnie wykrywać kłamstwa, a nie urodziły się z darem „czytania w myślach”, czeka ciężka praca. W dodatku takie mistrzostwo może się stać kulą u nogi. Bob Harms, jeden z najbardziej uzdolnionych uczestników programu The Wizards Project, mówi: „To się staje rodzajem obsesji. Nie satysfakcjonuje nas ilość informacji o innych, dostępna dla przeciętnego człowieka. Kiedy spotykam się z osobami podobnymi do mnie, rozmawiamy tylko o tym, co kto wychwycił w zachowaniu obserwowanej osoby”.

Smutek i złość Mony Lisy

Ci, którzy nie mają ochoty popadać w manię prześladowczą i wolą dać światu kredyt zaufania, w sytuacjach wymagających ustalenia prawdy mogą skorzystać z programów komputerowych. Program stworzony na podstawie badań Paula Ekmana potrafi ustalić, co czuje osoba na analizowanym zdjęciu i czy ma uczciwe zamiary, z 91-procentową dokładnością, czyli zdecydowanie lepiej niż przeciętny człowiek i równie dobrze jak najlepiej wyszkoleni specjaliści. Program rozwiązał na przykład zagadkę uśmiechu Mony Lisy, ustalając, że w 83 proc. wyraża szczęście, w 9 proc. niesmak, w 6 proc. strach i w 2 proc. złość.