Kłódkomania

Co kilka lat świat atakuje kolejna społeczna mania. Była już komiksomania, facebookomania, małyszomania w Polsce, czas na… globalną kłódkomanię.

Zakochani, trzymając się za ręce, wchodzą na most.  Stają przy barierce… nie, nie skaczą w odmęty. To nie jest smutna historia. Wyjmują kłódkę, składają na niej podpis niezmywalnym flamastrem, po czym przypinają ją do balustrady. Kluczyk, na znak niezłomnego uczucia, wrzucają do rzeki. Tak wygląda rytuał, który od kilku lat odprawiany jest na „mostach miłości” na całym świecie.

Z porywu serca

Zaczyna się w 2006 roku od kłódki jednej, w dodatku fikcyjnej, bo pochodzącej z książki Federico Moccii „Tylko ciebie chcę”. Włoski pisarz zamieszcza scenę, w której główni bohaterowie, na znak miłości, przypinają kłódkę na rzymskim moście Ponte Milvio, a kluczyk wrzucają do Tybru. Czytelnicy są zachwyceni. Wkrótce na Ponte Milvio kłódki zaczynają pojawiać się naprawdę.

Tradycja pochodzi prawdopodobnie z Chin, znad Qiandaohu Lake w prowincji Zhejiang. Na wyspie World of Locks zgromadzono ponad 1000 zabytkowych i blisko 150 tys. nowoczesnych zamków, będących symbolem statusu Chińczyków. Turyści kupują w kiosku pamiątkowe kłódki, umieszczają na nich wiadomość i wieszają w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. Rytuał gwarantuje szczęśliwy powrót, co rok kłódki są bowiem zdejmowane, a napisy wyświetlane w porządku chronologicznym w hali wystawowej, by zwiedzający mogli zobaczyć swe oryginalne inskrypcje (chinamandarintours.com).

W Europie kłódki pojawiły się w latach 80. XX w. Mieszkańcy węgierskiego miasteczka Pecs przypinali je do żelaznego ogrodzenia na ulicy Pannoniusa, łączącej plac główny Szechenyi z katedrą. Dlaczego to robiono, do końca nie wiadomo, ale zwyczaj spodobał się zakochanym. Do dziś jest tam kultywowany (www.pecs.hu).

Warszawa nieczuła

W 2006 roku wznowiony przez włoskiego pisarza trend szybko rozpowszechnia się we Włoszech m.in. w: Wenecji, Florencji, Turynie, Palermo, a także Weronie, gdzie zakochani, zamiast na moście, wieszają kłódki pod balkonem szekspirowskiej Julii. Następnie zamki miłości pojawiają się w innych miastach europejskich: Moskwie, Paryżu, Rydze, Wilnie, Kijowie, Sewilli, Zurychu, Madrycie. Przypinane są już nie tylko do mostów, ale także ogrodzeń, bram czy innych metalowych konstrukcji zabudowań. Dziś miłosne kłódki znaleźć można na całym świecie, nawet w tak odległych zakątkach, jak Urugwaj, Korea Południowa czy Guam.

W Polsce pierwszy uaktywnia się Wrocław. Kłódki pojawiają są na Moście Tumskim, uważanym za wrocławskie miejsce miłości. W Krakowie umieszczane są na Kładce Bernatce, łączącej Kazimierz i Podgórze, w Gdańsku rytuał odprawia się na moście przy ulicy Korzennej, nieopodal Ratusza Staromiejskiego. W Bydgoszczy wiszą na jednej z trzech kładek dla pieszych przy Wyspie Młyńskiej, w Opolu – koło „Grabówki”. W Szczecinie zakochani spotykają się w Parku Kasprowicza, w Poznaniu na Moście Biskupa Jordana, w Rzeszowie na Mostku na Bulwarach, w Olsztynie – na Moście Zamkowym.

Co ciekawe, swojego „mostu miłości” nie może doczekać się Warszawa. Początkowo kłódki pojawiają się na stołecznym Moście Poniatowskiego, ale zwyczaj się nie przyjmuje. W Walentynki 2010 roku zakochani szturmują Most Świętokrzyski. Po dwóch tygodniach symbole miłości zostają skradzione.

 

Kłódka w oko kole

Miłosnych symboli na Ponte Milvio przybywa w zaskakującym tempie. Już 13 kwietnia 2007 roku latarnia, na której wisiały, niebezpiecznie ugina się pod ich ciężarem. Burmistrz Rzymu proponuje, żeby konstrukcję przenieść na Kapitol, jednak po protestach mieszkańców decyduje się na zamontowanie żelaznych wzmocnień u podstawy latarni.
Aby zapobiec przeciążeniu balustrad mostu Trietakowskiego, władze Moskwy montują zakochanym specjalnie do tego przygotowane metalowe drzewa.

Wrze także we Francji. Gdy w środku nocy z Pont des Arts znika nagle 1600 kłódek, urzędnicy muszą gęsto tłumaczyć się mieszkańcom. Tym gęściej, że od jakiegoś czasu przebąkiwano o konieczności przeniesienia instalacji ze względów estetycznych. Ostatecznie, o kradzież oskarżeni zostają zbieracze złomu.

Po pojawieniu się kłódek na Ponte Rialto w Wenecji, „La Reppublica” na pierwszej stronie apeluje o wprowadzenie 3 tys. euro grzywny oraz do roku pozbawienia wolności dla osób zakochanych złapanych na gorącym uczynku. Postulat kar podoba się władzom Florencji, które po usunięciu z Ponte Vecchio 5 tys. kłódek, grożą 43 dolarowymi mandatami.
Federico Moccia, w wywiadzie dla włoskiego dziennika „La Reppublica”, zamieszanie komentuje krótko: „To zjawisko mnie bawi. Sprawiło przynajmniej, że ściany przestały być dewastowane. Lepiej mieć kłódki, niż graffiti na murach” (za guardian.co.uk).

Serce czy rozum?

Choć we Wrocławiu pojawiają się głosy starszych mieszkańców, że kłódki wyglądają nieładnie i powinny zostać usunięte, Polsce większa awantura na razie nie grozi, ze względu na małą skalę zjawiska. „Z punktu widzenia prawa nie jest to wykroczenie. Zakaz może wprowadzić jedynie zarządca mostu. To on podejmuje decyzje” – informuje Sławomir Chełchowski, rzecznik Straży Miejskiej we Wrocławiu. Zarządca zapewnia jednak, że problemu nie ma: „Z wypowiedzi prasowych miejskiego konserwatora zabytków, pani Katarzyny Hawrylak-Brzezowskiej wynika, że kłódki nie zaburzają estetyki zabytkowego mostu i mogą pozostać. Mieszkańcy są w tej kwestii na pewno podzieleni, ale jak dotąd nie dotarł do nas ani jeden dowód ich wrogiego stosunku do tego nowego zwyczaju” – uspokaja Ewa Mazur, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich i Utrzymania Miasta we Wrocławiu. Zapewnia też, że kłódki nie zagrażają konstrukcji mostu: „Żeby tak się stało musiałoby ich zawisnąć przynajmniej 40 tysięcy, a do tej liczby jeszcze bardzo daleko”.

To, że ryzyka przeciążenia nie ma potwierdza niezależny specjalista, inżynier Paweł Czachowski. Zwraca jednak uwagę na inny aspekt takiej działalności: „Z punktu widzenia eksploatacyjnego problem stanowi niszczenie powłok antykorozyjnych. Przesuwanie kłódek po żelaznej balustradzie powoduje powstawanie ognisk korozji. Przewidziana na 100-150 lat konstrukcja będzie musiała być zatem remontowana częściej. Tego typu akcje uważam za szkodliwe dla obiektu technicznego” – twierdzi.

Marketing romantyczny

Jest jeszcze jeden aspekt nowego trendu. Biznesowy. Nawet na czymś tak transparentnym, jak porywy uczuć młodych ludzi można, bowiem zarobić.

Po sukcesie książki Federico Moccii powstaje strona Lucchettipontemilvio.com (lucchettto – po włosku kłódka), zrzeszająca osoby zainteresowane tematem. Znamienne jest to, w jakim kierunku ewoluuje portal. Początkowo, zamieszczane są głównie notki o nowych mostach, które dołączyły do akcji, niespotykanych inskrypcjach, walce z władzami. Następnie, użytkownicy zachęcani są do rejestrowania się w celu umożliwienia sobie powieszenia wirtualnej kłódki na wirtualnym odpowiedniku Ponte Milvio. Po pół roku następuje prawie trzyletnia przerwa w aktualizowaniu portalu, a po wznowieniu działalności, w marcu 2011 roku… jest to już zupełnie inny serwis. Zaczyna się „Lucchettomania”.

Twórcy strony namawiają internautów do kupowania walentynkowego hitu „Lucchettiamoci” autorstwa Enrico Boccadoro dostępnego w programie iTunes, kręcenia krótkich filmików z deklaracjami miłości na YouTube Lucchettipmchannel oraz odkładania pieniędzy na limitowaną kolekcję ubrań z motywem kolorowych kłódek na tkaninie.
Komercyjna odsłona „kłódkomanii” nie omija Polski. W Walentynki 2010 roku Lipton Ice Tea tworzy na Facebooku profil „Mosty Miłości”, przygotowuje kilkaset zestawów kłódka plus pisak do metalu i rusza w Polskę, by promować markę. Wiele par decyduje się na spędzenie romantycznej walentynkowej randki w gronie innych entuzjastów akcji. Nagłe porywy serca fajnie jest bowiem synchronizować z innymi, a i niezbędne gadżety dostać można za darmo. Po raz kolejny zatem to, co spontaniczne, szybko się kończy…