Król jak dzwon, dzwon jak król

Wśród dzieł Jana Matejki nie mogło zabraknąć źródła jego natchnienia – wawelskiego głosiciela chwały i żałoby

Zgodnie ze wspomnieniami znajomych i krewnych Jana Matejki (1838–1893), jego płótna były realizacją pomysłów, na jakie wpadł jeszcze w młodości. A dzwon Zygmunta zawsze darzył szczególną sympatią – jako świadka i symbol dawnej chwały narodowej. Podobno gdy miał dzwonić, malarz rzucał pracę i gnał na Planty słuchać jego śpiewu – nic nie było w stanie go zatrzymać. Kiedy postanowił odtworzyć uroczystość podniesienia słynnego dzwonu, na potrzeby swojej pracy zlecił budowę rusztowania podobnego do tego, jakie posłużyło do wydobycia kolosa z formy. Prawdopodobnie cieśle, którzy widzieli poźniej obraz, nie mieli do niego żadnych zastrzeżeń pod względem technicznym. Obraz był Matejce także bliski z tego powodu, że uwiecznił na nim członków swojej rodziny. Do królowej Bony pozowała mu żona – Teodora (z którą akurat zakopał topór wojenny), w małej królewnie Izabelli można dostrzec rysy córki Helenki, a w Zygmuncie Auguście – syna Jerzego. Chłopiec z psami to drugi syn – Tadeusz, dziewczynka w błękitnej sukience – córka Beata, zaś staruszka w futrze – teściowa malarza Paulina Giebułtowska. Nie zabrakło też Stańczyka – czyli samego Matejki. Krewni malarza niemal rozpaczali, kiedy gotowe już dzieło opuszczało jego pracownię. Zostało bardzo ciepło przyjęte przez krytykę. Nawet niezwykle surowy Stanisław Tarnowski (1837–1917 – historyk i krytyk literatury, publicysta) uległ jego urokowi i w 1875 r. w „Przeglądzie Polskim” opublikował entuzjastyczną recenzję.

HISTORIA W WERSJI OLEJNEJ

Matejko przeżył bombardowanie Krakowa w 1848 r. i powstanie styczniowe, w którym nie wziął czynnego udziału z powodów zdrowotnych. Obserwacja klęsk narodowych skłoniła go do porzucenia malarstwa religijnego i poświęcenia się historycznemu. Tu mógł dać upust swym patriotycznym uczuciom. W przekonaniu malarza, zarówno dzwon, jak i jego fundator – Zygmunt Stary symbolizują majestat dawnej Rzeczypospolitej. Dziesięciotonowy kolos o wysokości niemal dwóch metrów i średnicy u dołu 2,4 m został odlany na polecenie króla w 1520 r. Wykonał go ludwisarz Hans Beham z Norymbergi. Uroczyste zawieszenie na Wieży Zygmuntowskiej w Katedrze Wawelskiej, za pomocą lin i kołowrotków, miało miejsce 9 lipca 1521 r. Cztery dni później Kraków pierwszy raz usłyszał jego głos. Dziś nie jest już największy – prześcignął go ważący 15 ton dzwon Maryja Bogurodzica z bazyliki w Licheniu. „Zygmunt” jest uruchamiany ręcznie przez 8–12 dzwonników, jego ważące 350 kg serce pękało dwukrotnie – w 1862 r. i w Boże Narodzenie 2000 r. Ogłasza tylko najważniejsze święta kościelne, państwowe i wydarzenia z życia Polski i Kościoła katolickiego. Dzwonił np. po wyborze Karola Wojtyły na papieża i po śmierci Jana Pawła II. Słychać go było także po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Odśpiewał też żałobną pieśń podczas pogrzebu Matejki.

Ewa Rąbek

Więcej:obrazyoleje