Lęk przed szczepionkami: brak naukowych podstaw i tragiczne skutki

Coraz więcej rodziców odmawia stosowania szczepionek u dzieci. Tymczasem wystarczy kilka lat przerwy w kalendarzu szczepień, aby groźna choroba wróciła w postaci epidemii.

Liczba odmów zaszczepienia dzieci w 2011 r. wynosiła ok. 3 tys. W 2015 r było to już 12,7 tys., a rok później dokładnie 16 689 – wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowego Zakładu Higieny. Rodzice sprzeciwiają się podawaniu obowiązkowych szczepionek twierdząc, że powodują one autyzm, zawierają rtęć i są ogólnie groźne dla zdrowia. Wszystkie te lęki nie mają jednak nic wspólnego z rzetelnymi danymi naukowymi – twierdzi dr n. med. Paweł Grzesiowski z Fundacji „Instytut Profilaktyki Zakażeń”.

Nie ma dowodów na związek między szczepieniami a autyzmem. Lekarz, który rozpowszechniał ten mit – Andrew Wakefield z Wielkiej Brytanii – w latach 90. ubiegłego wieku sfałszował wyniki badań, by ułatwić znajomemu prawnikowi uzyskiwanie odszkodowań. Potem obaj dzielili się pieniędzmi. Jeśli chodzi o związki rtęci, niemal wszystkie szczepionki, które ją zawierały, zostały wycofane z rynku 10 lat temu. Z raportu Zakładu Badań Surowic i Szczepionek Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie przygotowanego w 2014 roku wynika, że minimalne, bezpieczne dla zdrowia dawki związków rtęci znajdują się jedynie w nielicznych preparatach przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi dla dzieci, a w śladowych ilościach także w szczepionkach przypominających przeciwko błonicy i tężcowi dla dzieci i dorosłych. Jednak jak zapewniają eksperci z PZH: “Ze względu na przerwy między kolejnymi dawkami i potwierdzone szybkie usuwanie etylortęci z organizmu, przyjęcie nawet czterech dawek szczepionki DTP w pierwszych dwóch latach życia dziecka, nie powoduje żadnego negatywnego kumulatywnego wpływu”.

Sens szczepień pozostaje nadal ten sam – zagrożenie chorobami zakaźnymi, które w Polsce nadal jest większe niż w Europie Zachodniej, zwłaszcza jeśli chodzi o żółtaczkę (WZW typu B) i gruźlicę. Zresztą w porównaniu z innymi krajami europejskimi nasz zestaw obowiązkowych szczepionek jest dość ubogi. Nie ma w nim powszechnych szczepień przeciw pneumokokom i ospie wietrznej, a także przypominających dawek chroniących nastolatków przed krztuścem.

„Kary finansowe za nieszczepienie dzieci to ostateczność. Rodzice odmawiający szczepień powinni być kierowani na obowiązkowe szkolenie połączone z wizytą w szpitalu, żeby na własne oczy zobaczyli, jak wygląda dziecko chore np. na odrę, sepsę pneumokokową czy gruźlicę” – mówi dr Grzesiowski. Oto krótki przegląd największych zagrożeń, przed którymi chronią nas szczepionki.

 

Ospa wietrzna

To przykład tego, co się dzieje z chorobą zakaźną, gdy szczepienie przeciw niej nie jest obowiązkowe. W Polsce mamy ponad 200 tys. zachorowań rocznie, włącznie z przypadkami śmiertelnymi. Jeśli np. nasze dziecko będzie miało kontakt z kimś chorym, mamy najwyżej 96 godzin na podanie mu szczepionki w trybie nagłym (może to zapobiec infekcji lub złagodzić jej przebieg). Jednak ospa jest zakaźna już na trzy dni przed pojawieniem się wysypki, więc lepiej nie czekać ze szczepieniem. Tym bardziej że zachorowanie po 14. roku życia oznacza aż 20-krotnie większe ryzyko powikłań. Szczepionka chroni też przed półpaścem – bolesną chorobą wywoływaną przez ten sam wirus.

  • 50 tys. złotych może łącznie wynieść suma kar nakładanych na rodziców za nieszczepienie dzieci.
  • 96 godzin od kontaktu z chorym na ospę – to maksymalny czas na podanie szczepionki, by zapobiec chorobie lub złagodzić jej przebieg.

 

Odra

Jest najbardziej zakaźna ze wszystkich chorób infekcyjnych. Wirus odry potrafi przeżyć nawet dwie godziny, unosząc się w powietrzu. Jeden chory może zakazić 20 nieszczepionych osób. Dlatego by powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby, trzeba podać szczepionkę ponad 95 proc. społeczeństwa. Z tym jednak jest ostatnio gorzej, ponieważ szczepienia przeciwko odrze zyskały złą sławę z racji ich rzekomego związku z autyzmem.

Efekty widać wyraźnie – od pięciu lat liczba zachorowań w Europie systematycznie rośnie. W 2014 roku było ich już 31,5 tys. Sytuacja w Polsce na razie nie jest zła, ale nietrudno przewidzieć, do czego doprowadzi rosnący sprzeciw rodziców przeciwko szczepieniom. Tym bardziej że akurat szczepionka przeciwko odrze ma dodatkowe zalety. Z przeprowadzonych niedawno badań wynika, że chroni ona przed zachorowaniami także na inne choroby zakaźne. Dzieje się tak, ponieważ przechorowanie odry osłabia układ odpornościowy dziecka, a wtedy słabiej reaguje on na inne infekcje. Taka „amnezja immunologiczna” może się utrzymywać nawet przez 2–3 lata.

 

Gruźlica

Sztandarowy postulat ruchów antyszczepionkowych to wycofanie szczepionki na gruźlicę w Polsce z okresu noworodkowego (podaje się ją w pierwszej dobie życia). Tymczasem choroba ta jest nadal poważnym zagrożeniem, zwłaszcza dla niemowląt, które może zabić. W ostatnich latach wzrosło zagrożenie ze strony szczepów gruźlicy odpornych na antybiotyki, które pojawiają się w Azji i krajach byłego ZSRR. Polska jest krajem tranzytowym dla podróżnych czy emigrantów ze Wschodu, więc nic dziwnego, że choroba atakuje u nas o 45 proc. częściej niż na terenie Unii Europejskiej. W 2013 r. odnotowano ponad 7 tys. zachorowań.

 

Błonica

Jest bardzo zakaźna, ponieważ przenosi się drogą kropelkową, a każdy chory cierpi na silny kaszel. Szybko kontratakuje, gdy spada liczba zaszczepionych. W latach 90. XX w., gdy rozpadł się Związek Radziecki, załamał się tam także system szczepień. W efekcie na terenie byłych republik ZSRR na błonicę zmarło niemal 5 tys. osób. Fala zachorowań objęła wówczas całą Europę (ok. 200 tys. przypadków, również w Polsce). Dorośli raz na 10 lat powinni przyjmować dawkę przypominającą szczepionki przeciwko błonicy i tężcowi. Niestety, prawie nikt tego u nas nie robi, bo nie jest to obowiązkowe.

 

Krztusiec

Odporność po szczepieniu przeciw tej chorobie utrzymuje się przez 5–8 lat. Tymczasem ostatnia obowiązkowa dawka podawana jest sześciolatkom. Dlatego na krztusiec często chorują nie tylko dzieci, które jeszcze nie zdążyły nabrać odporności, ale też nastolatki i dorośli. W 2012 r. w Polsce odnotowano 4683 przypadki – najwięcej od 40 lat. Lekarze apelują, by dawkę przypominającą szczepionki podawać w wieku 10–12 lat, a także dorosłym. Sytuacji nie ułatwia fakt, że w Polsce wciąż stosuje się preparat pełnokomórkowy. W reszcie krajów europejskich zastąpiono go bezkomórkowym, który daje mniej niepożądanych reakcji poszczepiennych.

 

Różyczka

Ta choroba przybrała u nas ostatnio rozmiary epidemii u młodych mężczyzn. Prawdopodobnie wynika to z tego, że do końca XX wieku przeciw różyczce szczepiono tylko dziewczynki. W pierwszej połowie 2013 r. odnotowano ponad 32 tys. zachorowań – prawie 10 razy więcej niż rok wcześniej – z czego aż 70 proc. dotyczyło mężczyzn w wieku do 24 lat. Oznacza to, że różyczką dziś można się najłatwiej zarazić nie od dzieci, lecz od młodzieży i dorosłych. Jest to szczególnie ważna informacja dla kobiet w ciąży, bo choć każda choroba wirusowa jest niebezpieczna dla przyszłych mam, różyczka wyjątkowo często wywołuje poronienia i wady budowy płodu.

 

Polio

Wynalezienie szczepionki pozwoliło na wyeliminowanie wirusa w większości krajów świata. Problem stanowi wciąż tzw. zespół poporażenny (Post-Polio Syndrome – PPS), który pojawia się 20–40 lat od zakażenia i objawia się obniżeniem sprawności ruchowej. Pomocą dla osób z PPS ma się zająć Stowarzyszenie Polio Polska – www.polio.org.pl.


 

DLA GŁODNYCH WIEDZY: