Łyżka do czytania

Pierwszymi łyżkami były muszle. Nasz prapraojciec, wyżarłszy małżę czy ostrygę, spostrzegł, że łatwiej tym narzędziem siorbać breję lub wodę niż bezpośrednio zanurzając w niej usta. I tak się zaczęła kariera tego sztućca

O historii widelca – jego wędrówce, a właściwie ucieczce, z Polski do Francji za cholewą królewskiego buta opowiadałem. Król Henryk III porzucił Wawel dla Wersalu i przy okazji zabrał z Polski cały swój męski fraucymer (to nie pomyłka – tak należy nazwać dworaków Walezego) oraz nasz widelec. Pora, więc teraz na inne sztućce. Tym razem rzecz będzie o łyżkach. Ostatnio sporo o nich czytałem – i w książkach, i w starych dokumentach. Oto streszczenie moich lektur, z obfitymi cytatami, o tym cudownym sprzęcie, dzięki któremu nasze kulinarne życie stało się przyjemniejsze i bardziej wykwintne.

„Do wybitnych sprzętów stołowych polskich należały w XVI i XVII w. łyżki srebrne a niekiedy i cynowe, różniące się zupełnie kształtem swym od dzisiejszych. Czerpaki miały one szerokie a płytkie, często wewnątrz wyzłacane, trzonki proste, przy osadzie i na końcu rzeźbione. Na łyżkę taką można było nabrać bigosu i kaszy dużo, ale polewki niewiele”. Tak pisał w 1884 roku Łukasz Gołębiowski w dziełku „Domy i dwory” o nakryciach stołów w dawnej Polsce. Z jego dzieła można było się dowiedzieć o wspaniałych inskrypcjach zdobiących wiele łyżek. Okazuje się, że służyły one nie tylko do wiosłowania po talerzu, lecz były także swoistym zapisem savoir-vivre’u, a nawet zasad honoru i patriotyzmu. Pisze więc Gołębiowski: „Chleb na talerzu przykryty był serwetą maleńką; kładziono łyżkę tylko, bez noża i widelca, każdy je bowiem z sobą przynosił. Na łyżkach bywały napisy, to stosujące się do tego, ażeby powściągnąć od kradzieży, to zawierające ogólne prawidła”. Na łyżkach z gotyckiego domu w Puławach Gołębiowski podaje następujące mądrości: Pamiętaj, człowiecze – że cię nie długo na świecie; Mnie kto skryje – bardzo mój pan bije; Nie kładź mię zanadra – bym ci nie wypadła; Pierwsza potrawa – szczerość łaskawa; Bez łyżki zła strawa – chociaż dobra potrawa; Trzeźwość, pokora – rzadka u dwora; Nie przebierać, gdy coć dadzą, kiedy cię za stół posadzą. Józef Ignacy Kraszewski w sprawozdaniu zamieszczonym w „Gazecie Warszawskiej” z wystawy starożytności w Krakowie (1858 r.) pisał: „Jednym z najciekawszych jest zbiór łyżek, za pasem noszonych dawniej, kiedy w obozie, na uczcie u pana brata, w wyprawach dalekich, szlachcic zawsze nóż i łyżkę wozić z sobą musiał. Było ich dosyć na wystawie warszawskiej i tu jest niemało ciekawych, szczególniej dla napisów, którymi bywają okryte trzonki. Literatura ta szacowną jest także dla nas, cośmy wszelkiego głosu przeszłości łakomi. Na krakowskich czytamy np.: »Dalić Bóg dary – używaj miary« oraz »Przy każdej sprawie – pomnij o sławie«”. Na wystawie starożytności w Warszawie (w pałacu Potockich w roku 1856), o której Kraszewski także wspomina, „było 20 łyżek bardzo starych, z których dwie miały napisy niemieckie, jedna napis łaciński i jedna tylko (z herbem Nałęcz, literami P. R. i rokiem 1626) inskrypcję polską: »Wszystko przeminie, sława nie zginie«”.

Bywały jeszcze następujące napisy używane na dawnych łyżkach: Wolno mną jeść, ukraść nie; Dobra żona – męża korona; Kędyż, panie, kmiotki twoje? Zjadły je żenine stroje; O łyżkę nie prosi, kto ją z sobą nosi. Niektóre z tych napisów ułożone zostały około połowy XVI w. przez Mikołaja Reja, w którego pismach znajduje się aż 127 rymowanych dwuwierszy „na łyżki, abo na inne drobne rzeczy”.

Piękną kolekcję polskich łyżek obejrzeć można w pałacu Działyńskich w Kórniku w zbiorach Edwarda Rastawieckiego. Warto je zobaczyć, pamiętając zwłaszcza, że w pobliżu znajdują się dwie restauracje, które mogą sięgać po miano najlepszych nie tylko w Wielkopolsce. W obu jadłem, więc z pełną odpowiedzialnością mogę polecić „Nadnarwiańską” w Radzewicach, gdzie przyrządzana jest wspaniała gicz cielęca, oraz „Dwa pokoje z kuchnią” – mieszczącą się w dawnej powozowni pałacu Raczyńskich w Rogalinie, która kusi smakoszy wielkim repertuarem fantastycznych naleśników. I tylko żal, że i tu, i tu sztućce – a w tym oczywiście i łyżki – są standardowe. I niczym nie przypominają czasów świetności wielkopolskiej arystokracji i szlachty. A przychodzić do restauracji z własną łyżką (niekoniecznie za cholewą) nie jest w modzie.

Więcej:życie