Na czym polega rola pacemakera?

Współczesny biegacz ma do dyspozycji najlepszy sprzęt, który mierzy czas, tempo, sygnalizuje jeśli coś idzie niezgodnie z planem. Wielu jednak, zamiast profesjonalnego zegarka na ręku, woli mieć u boku człowieka, który poprowadzi go na wymarzony czas. Instytucja pacemakera na dobre zagościła na polskich imprezach biegowych.

Adam Doliński, listonosz z podwarszawskiej Radości, do znudzenia biega dwustumetrowe odcinki na zadany czas. Musi się zgadzać co do sekundy. Bo podczas biegu musi trzymać równe tempo i wbiec na metę o zadanym czasie lub odrobinę wcześniej (odrobina oznacza nie więcej niż minutę). Spóźnienie – choćby o kilkanaście sekund, oznacza porażkę pacemakera. Adam na 35. Maratonie Warszawskim poprowadzi grupę na czas 3 godziny i 45 minut. To blisko 34 minuty wolniej, niż jego życiówka. Kiedy na biegu ma prowadzić grupę, denerwuje się bardziej, niż przed maturą.

Zając zawodowiec

O pacemakerach zrobiło się głośno, kiedy to 6 maja 1954 roku brytyjski lekkoatleta Roger Bannister jako pierwszy człowiek przebiegł milę poniżej czterech minut (dokładnie 3:59,4). Jak wielkie to było wydarzenie w historii sportu niech świadczy chociażby fakt, że brytyjska mennica uczciła 50-lecie wyczynu Bannistera specjalną monetą.

Historia tamtego biegu była niezwykła z jeszcze jednego powodu. Bannister zapewne nie pobiłby rekordu, gdyby nie pomoc dwóch zająców: Chrisa Brashera i Chrisa Chtawaya. Ten pierwszy prowadził bieg przez dwa okrążenia, potem zmienił go drugi i doprowadził Bannistera do zwycięstwa. Zające stali się z dnia na dzień niezwykle popularni, a dla organizatorów prestiżowych zawodów szansą na to, że to na ich imprezie padną nowe rekordy.

Pacemaker to w wolnym tłumaczeniu po prostu „nadawacz tempa”. Z założenia jest postacią drugoplanową, bo kiedy padnie rekord, nikt nie wymienia nazwiska zająca, a wszyscy skupiają się na zwycięzcy. Zdarzyło się jednak parę razy, że to pacemakerzy stawali się bohaterami nagłówków sportowych stron gazet.

Na przykład podczas maratonu w Berlinie w 2003 roku, kiedy to Kenijczyk Sammy Korir był zającem dla swojego rodaka Paula Tergata. Założenie było jedno – rekord świata. Korir prowadził doskonale. Na 35. kilometrze właściwie było pewne, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego Tergat zrobi znakomity czas. To moment, kiedy pacemaker powinien zejść z trasy. Ku zdumieniu wszystkich (w tym i samego Tergata) Korir biegł dalej, trzymając szaleńcze tempo, a na ostatniej prostej zaczął się ścigać z kolegą. Na metę wpadł dokładnie sekundę za triumfującym rekordzistą świata, który uzyskał czas 2:04:56.

Tergat choć szczęśliwy, nie omieszkał powiedzieć kilku ostrych słów swojemu pacemakerowi za stres, który zafundował mu na ostatnich kilometrach. To wydarzenie sprawiło, że organizatorzy biegów zapisują w umowach z pacemakerami prowadzącymi najlepszych, że jeśli nie zejdą z trasy i zdecydują się walczyć o miejsce na podium i nagrody w biegu – jednocześnie rezygnują z zakontraktowanych premii.

Tak zrobił pewien dziewiętnastolatek z Kenii, który w brawurowym stylu wygrał maraton w Singapurze w 2007 roku. Co ciekawe – młody Elijah Mbogo nigdy wcześniej nie ukończył maratonu. Jak każdy zawodowy zając zawsze opuszczał trasę po 30 kilometrze. Tym razem stało się inaczej. Jak potem opowiadał, poczuł, że rywale słabną, a w nim wzbierała energia. Przyspieszył więc, zostawiając stawkę w tyle. Odważny ruch opłacił się. Zawodnicy nie zdołali dogonić Mbogo i bieg wygrał, ustanawiając nowy rekord trasy. Przykład Mbogo i Korira tłumaczy, dlaczego wielu zawodowych biegaczy wyznaje prostą zasadę: nigdy nie ufaj zającowi.

 

Zając dla amatora

Zupełnie inaczej wygląda to, kiedy pacemaker prowadzi amatorów. Ich celem nie jest rekord świata i zwycięstwo, ale poprawa życiówki, czy po prostu ukończenie biegu w określonym czasie. Razem ze wspomnianym na początku Adamem Dolińskim na warszawskim biegu 29 września obok tysięcy biegaczy na starcie stanie 30 pacemakerów. Najszybszy poprowadzi grupę na 3 godziny.

– Każdy z nich musi mieć aktualną życiówkę lepszą o co najmniej 5 minut niż grupa, którą prowadzi – tłumaczy Martyna Lewandowska z Fundacji Maraton Warszawski, która zajmuje się rekrutacją „pace’ów”. Idealny pacemaker przede wszystkim powinien umieć utrzymać równe tempo przez cały dystans. – Dzień przed biegiem mamy szczegółową odprawę. Omawiamy dokładnie trasę, pacemakerzy muszą wiedzieć gdzie są punkty żywieniowe, gdzie podbieg, gdzie zwężenie – to miejsca, gdzie grupa najprawdopodobniej zwolni i zając musi to uwzględnić w swoim planie – mówi Lewandowska.

Adam Doliński śmieje się, że w noc przed zawodami nie będzie spał spokojnie. – To odpowiedzialność większa niż zdawanie matury czy egzaminu na prawo jazdy – tłumaczy. Wie, co mówi, bo prowadził już kilkanaście maratonów i półmaratonów. Trzy razy poniósł klęskę. – Wtedy nie ma wytłumaczenia, że choroba, że słaby dzień. Wina jest oczywista, bo zawiodło się grupę, która ci ufa. Presja jest ogromna – mówi. Podobnie uważa Joanna Grochowska, która na co dzień pracuje jako psycholog. Czuła się potwornie, kiedy na maratonie w Lublinie musiała zejść z trasy. – Było bardzo upalnie. W pewnym momencie zaczęły mnie łapać skurcze i zrobiło mi się słabo. Grupa pobiegła dalej, a ja zakończyłam bieg – opowiada. Joanna prowadzi te wolniejsze grupy.

W Warszawie „zającuje” tym na 4 godziny i 45 minut, choć sama ma życiówkę prawie godzinę lpeszą. – W tej grupie jest sporo debiutantów, są też tacy, którzy mają dużo lepsze życiówki, ale z powodu na przykład kontuzji, chcą pobiec równym, spokojnym tempem – mówi. Joanna słynie ze swojego gadulstwa. – Tempo jest na tyle wolne, że mogę zagadywać grupę – śmieje się. Kiedy biegnie po Warszawie opowiada o… mieście. – Robię grupie taką wycieczkę krajoznawczą – mówi, a przed każdym maratonem stara się wyszukać jakieś ciekawostki na temat mijanych miejsc na trasie. Najbardziej nie lubi, jak ktoś z grupy w końcówce biegu słabnie i zwalnia. – Jeśli mam drugiego zająca do pomocy, zostaję i staram się podciągnąć takie osoby. Krzyczę wtedy, że jeszcze trochę, żeby się zmobilizowali, wysilili. Jeśli jestem sama – muszę dbać o grupę. Zawsze mi wtedy bardzo przykro – mówi.

Natalia Pukszta, psycholog sportowy nie ma wątpliwości, że najważniejszym zadaniem zająca na amatorskich biegach jest motywowanie zawodnika. – Jeśli mamy wsparcie z boku, zawsze jest łatwiej. To tak samo jak trener, który biegnie obok zawodnika i motywuje do wysiłku – mówi. Adam Doliński tłumaczy – Przy obecnym postępie technicznym zając potrzebny jest osobie, która po prostu nie potrafi psychicznie wytrzymać biegu. Zwykle większość biegaczy, chcących biec z pacemakerem, jest bardzo dobrze przygotowana kondycyjnie, ale w głowie boją się, że staną po drodze – mówi.

Zające-amatorzy zwykle nie zarabiają. Ich przywilejem jest specjalna koszulka i zwolnienie z opłaty za bieg. Wielu pacemakerów to biegacze, którzy po prostu zbierają kolejne starty do kolekcji (samo zwolnienie z opłaty, jest więc dla nich ważne, jeśli startują dużo). Dla pozostałych, takich jak Joanna czy Adam, to po prostu wielka frajda.

Joanna Grochowska: – Czuję ogromną satysfakcję, kiedy na kolejnych biegach podchodzą do mnie ludzie i mówią, że mnie pamiętają, że ze mną biegli. Jednym się udało, innym nie, ale ja cieszę się z każdego, komu choć trochę pomogłam osiągnąć zamierzony cel. Adam Doliński: – Najfajniej jest usłyszeć, że było równo do startu do mety i że gdyby nie ja, nie byłoby sukcesu.

 

5 rad dla początkującego biegacza

1. Zacznij biegać

Nie jutro, nie za tydzień. Załóż dres i buty i wyjdź na pierwszy trening. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka, więc – jeśli już postanowisz zostać biegaczem – zrealizuj swój pomysł jak najszybciej.

2. Zwolnij

Nic tak nie zniechęca jak gigantyczne zakwasy na drugi dzień po pierwszym treningu. Pamiętaj – zdążysz się jeszcze pościgać. Jeśli zaczynasz przygodę z bieganiem – nie wstydź się przeplatać biegu z marszem. Pozwoli to uniknąć kontuzji i niepotrzebnego bólu. W internecie można znaleźć wiele planów treningowych dla początkujących. Warto znaleźć taki plan i się go trzymać.

3. Dopasowane buty

Dobre buty nie sprawią, że zaczniesz w miesiąc biegać maratony, ale musisz wiedzieć, że to najważniejszy sprzęt biegacza. Źle dobrane obuwie może być przyczyna kontuzji i tym samym skutecznie zniechęcić do dalszych treningów.

4. Trzy razy

Jeśli już biegasz, trenuj regularnie. Idealnie, jeśli uda ci się na początku wygospodarować czas na trzy treningi tygodniowo. Nie muszą być długie. Ważne, żeby nie robić zbyt długich przerw pomiędzy kolejnymi treningami.

5. Znajdź cel

W bieganiu ważna jest motywacja. Jeśli brak jej na początku, ambitne plany prędzej czy później zakończą się klęską. Jak znaleźć cel? Można zapisać się na bieg, można wyznaczyć sobie liczbę kilometrów, które chcemy przebiec w miesiącu (albo nawet roku). Świetnym motywatorem jest znalezienie towarzysza – razem zawsze łatwiej ruszyć się z domu.

Więcej:bieganie