Nie porywajcie nas!

Policja poszkuje zaginionego Andrzeja Łabuza – byłego komendanta wojewódzkiego Straży Pożarnej w Krakowie. Nie wiadomo, jakie mogą być przyczyny zaginięcia, ponoć w domu strażaka doszło do rodzinnej kłótni. Media jednak akcentują co innego – Łabuz jest dziaczem PiS i startuje w zbliżających się wyborach do sejmiku wojewódzkiego.

Dla wielu wszystko jest jasne – kłótnia kłótnią, ale Łabuz to kolejna ofiara wojny politycznej. Pierwszą (czy aby na pewno?) był działacz PiS w Łodzi kilka dni temu, a teraz przyszła pora na Małopolskę. W pierwszym przypadku doszło do prymitywnego mordu – teraz sprawca działa w sposób o wiele bardziej wyrafinowany. Porwanie to bowiem serial, który potrafi się ciągnąć tygodniami (miesiącami, latami), przykuwając do telewizorów wielomilionową widownię i pobudzając emocje Rodaków. Wróci, czy nie wróci? A jeśli wróci, to czy będzie chciał opowiadać o tym, co go spotkało, czy może zamknie się w sobie wraz ze swoim traumatycznym przeżyciem? Będzie sobą, czy też „nigdy nie był już sobą o nie?”.

Sprawca tego zdarzenia jest tak – powtarzam, dla wielu – oczywisty, że aż nie ma sensu go wskazywać. Świadczy to o szybko postępującej profesjonalizacji zbrodni politycznej w naszym kraju. O bezwzględności jednej ze stron sceny politycznej i totalnej bezradności drugiej.

Może kiedyś będziemy się z tego śmiać, ale dziś to wcale nie jest śmieszne…