Nosy do chodzenia i łowienia ryb

Odkrywanie nieznanych gatunków marzy się wszystkim biologom, lecz staje się udziałem niewielu

Profesor Gerolf Steiner, zoolog z uniwersytetu w Karlsruhe, 50 lat temu wymyślił sobie cały rząd ssaków, znanych dziś uczonym obdarzonym poczuciem humoru jako Rhinogradentia (nosochody). Świat dowiedział się o nich w 1957 r. z książki „Rhinogradentia – budowa i tryb życia” profesora Haralda Stümpkego, opatrzonej przedmową i ilustracjami Steinera i przetłumaczonej później na parę języków. Harald Stümpke oczywiście był osobą równie nieprawdziwą jak odkrywca nosochodów, szwedzki przyrodnik Einar Pettersson-Skämtkvist, który – uciekając z japońskiej niewoli w 1941 r. – trafił na zagubiony na Pacyfiku, tak samo nieistniejący archipelag Hi-Iay. Zamieszkiwały go niespotykane nigdzie indziej gatunki zwierząt wywodzące się od wspólnego przodka – pradawnej ryjówki, które w wyniku przebiegającej w izolacji ewolucji nauczyły się wykorzystywać nosy do najrozmaitszych celów, np. do chodzenia, skakania czy połowu ryb. Odkrycie zelektryzowało naukowców, którzy tłumnie ściągnęli na archipelag, gdzie założyli Instytut Darwina. Niestety, w 1953 r., wskutek przeprowadzonej w pobliżu próby jądrowej, wyspy nagle zniknęły pod wodą, a wraz z nimi Rhinogradentia oraz wszyscy specjaliści od nosochodów, którzy akurat zjechali się tam na kongres. Przetrwało tylko dziełko Haralda Stümpkego i jedyny prawdziwy bohater tej historii Gerolf Steiner, który w marcu 2008 roku świętował 100. urodziny.