Niechętni wobec zmian, otwarci na nie czy ich kreatorzy? O naszym podejściu do zmian

Już Heraklit z Efezu stwierdził, że „wszystko płynie”, a „jedyną stałą rzeczą jest zmiana.” Zmiany dzieją się w naszym otoczeniu, zmiany dzieją się w nas. I mimo, że praktycznie każdy człowiek takiej różnorodności zmian w swoim życiu doświadcza, to jednak można zaobserwować wśród ludzi bardzo różne podejścia i sposoby płynięcia rzeką życia.
Niechętni wobec zmian, otwarci na nie czy ich kreatorzy? O naszym podejściu do zmian

Czasem zmiany nas cieszą i ekscytują, a czasem nas przerażają. Czasem sami chcemy je wywołać, przyspieszyć, a czasem – walczymy, by je opóźnić. Jak trafnie zauważył Paulo Coelho „Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.” Z czego wynika nasze tak różne podejście do zmian? Kiedy zmiana jest dobra i słuszna, a kiedy dążenie do niej nie ma sensu? Jak zwiększyć swoją skuteczność w ich wprowadzaniu?

Tak, jak Heraklit z Efezu, możemy porównać życie pełne zmian do rzeki, która raz jest małym, spokojnym strumyczkiem, a innym razem rwącym, górskim potokiem, raz płynie prosto, głębokim, równym korytem, a innym razem meandruje i stale zmienia swój bieg, rozlewając się po łąkach i polach. I mimo, że praktycznie każdy człowiek takiej różnorodności zmian w swoim życiu doświadcza, to jednak można zaobserwować wśród ludzi bardzo różne podejścia i sposoby płynięcia rzeką życia.

Pierwszy typ to ludzie niechętni wobec zmian. Najchętniej siedzą na brzegu rzeki, w dobrze znanym, komfortowym miejscu i chociaż jest im tam trochę nudno, to jednak sami z siebie nie wchodzą do wody. Dlaczego? Ponieważ nigdy nie trenowali swoich umiejętności pływania w rzece zmian, nie czują się pewnie, nie mają swobody i radości z pływania, są spięci i przestraszeni.  Boją się za bardzo oddalić (bo co będzie, jak nie będą mogli wrócić w dobrze znane miejsce?), przeraża ich to, co nieznane – np. to, co mogą spotkać za załomem rzeki (czyli niepewna przyszłość); lękiem napawa ich też myśl o groźnych wirach czających się pod wodą i innych potencjalnych niebezpieczeństwach (czyli ryzyko i nieprzewidziane konsekwencje zmian.

Jednak czasem nie mają wyboru – wezbrana rzeka życia porywa ich i wciąga do wody, zmusza do zmiany. Wtedy następuje dramatyczna walka, by znów znaleźć się na swoim dobrze znanym brzegu. Gdy już udaje się wyrwać z nurtu rzeki i w wyczerpaniu znów wyjść na brzeg, okazuje się, że jest to zupełnie inna rzeczywistość.  Choć też jest przyjemnie, ładnie, ciekawie, to jednak jest to coś zupełnie innego. Co wtedy robi typ niechętny wobec zmian? Tęskni za starym brzegiem, idealizuje go i ciągle narzeka na nowy. Żyje myślami w przeszłości, która zawsze wydaje mu się lepsza, niż to, co ma. Z drugiej strony, pomału się przyzwyczaja do obecnej rzeczywistości, uczy się w niej funkcjonować, i tym bardziej obawia się, co będzie, gdy rzeka znów go porwie…

 

Drugi typ to osoby otwarte na zmiany i akceptujące każdą zmianę, która się pojawi.  Od dziecka lubiły wodę i pływanie kojarzy im się z przyjemnością i dobrą zabawą. W wodzie czują się bardzo swobodnie, bez wysiłku płyną lub unoszą się na powierzchni. Mają też zaufanie, że rzeka nie zrobi im krzywdy, że w każdej sytuacji na pewno sobie poradzą. Lubią swój brzeg, ale są też ciekawe tego, co za załomem, tego, co nieznane. Gdy porywa ich wezbrana rzeka zmian, z radością i ufnością dają się ponieść z prądem i wyrzucić na ten brzeg, który wybierze dla nich rzeka. Czują wtedy ekscytację, ciekawość, radość, że pojawia się w ich żuciu coś nowego.

Na nowym brzegu z zachwytem i fascynacją obserwują wszystko co nowe i chcą jak najszybciej nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Akceptując fakt, że wszystko płynie, nie przywiązują się do starego brzegu i za nim nie tęsknią. Nie myślą też o tym, jaki będzie kolejny brzeg, nie planują zdobywać nowych lądów  – żyją w teraźniejszości i są z niej zadowoleni. Generalnie to osoby, które zawsze płyną z prądem, a nigdy pod prąd. Nie chcą wywoływać zmian na siłę, ale są otwarte na te zmiany, które szykuje dla nich los. Gdy rzeka znów ich porwie, nie będą się jej opierać, tylko z ufnością dadzą się ponieść nurtowi rzeki i z akceptacją przystosują się do życia na nowym brzegu.

Trzeci typ to kreatorzy zmian – ludzie, którzy kochają zmiany, ale – w przeciwieństwie do drugiego typu, o swoim losie chcą decydować sami. To świetnie wytrenowani, odważni i wytrwali pływacy, potrafiący nurkować do głębin, pływać pod prąd i skakać na główkę. Siedzenie na brzegu ich w ogóle nie interesuje, rzeka jest dla nich fascynująca i chcą dokładnie poznać wszystkie otaczające ją brzegi, jej meandry, głębiny i rozlewiska. Są głodni wrażeń i przygód, stale szukają nowych bodźców i nowych wyzwań. Wyznaczają sobie cele i niezależnie od tego, czy rzeka (okoliczności zewnętrzne) temu sprzyja czy nie, dążą do tego, by ten cel osiągnąć. Gdy wylądują na nowym brzegu ich radość trwa tylko chwilę – bo zaraz ich myśli kierują się ku kolejnym, przyszłym celom.

W pewnym momencie samo pływanie rzeką życia, rzeką zmian przestaje im wystarczać – chcą sami tą rzeką kierować i zarządzać. Stopniowo uczą się swoistej inżynierii wodnej – tego, jak przekierować rzekę na inne tory, zmienić jej kierunek, tempo nurtu, jej głębokość i szerokość, by lepiej spełniała potrzeby ich i świata. Za nic mają protesty tych ludzi, którzy za wszelką cenę nie chcą nic zmieniać. Mają wizję zmiany świata na lepsze i chcą tę wizję zrealizować. Są szaleni i nierozsądni.

Ale  – jak kiedyś powiedział Steve Jobs „Ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają”, a przede nim George Bernard Shaw zauważył, że: „Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata. Człowiek nierozsądny usiłuje dostosować świat do siebie. Dlatego wielki postęp dokonuje się dzięki ludziom nierozsądnym.” Stąd kreator zmian jest tym, który najczęściej udowadnia, że mamy na naszą rzekę życia znacznie większy wpływ, niż nam się wcześniej wydawało. 

 

Zależnie od naszego wrodzonego temperamentu i cech osobowości, a także środowiska, w którym dorastaliśmy, któryś z tych typów jest nam pewnie bliższy i bardziej naturalny niż inne. Każdy z tych typów ma swoje wady i zalety i nie chodzi mi o ocenianie, który lepszy, który gorszy. Ale ewidentnie w świecie pełnym zmian – zarówno tych, które po prostu przychodzą z zewnątrz i z którymi musimy się zmierzyć, jak i tych, które sami byśmy chcieli wywołać (np. w momencie podejmowania postanowień noworocznych), jest nam łatwiej funkcjonować, gdy mamy w sobie pewną otwartość na zmiany, gdy umiemy je akceptować a czasem świadomie kreować. Czy tego można się nauczyć?

Oczywiście, że tak. Tak, jak umiejętność pływania, tak umiejętność funkcjonowania w zmianie też można wzmocnić i wytrenować. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, jakie reguły rządzą zmianą i od czego zależy to, czy zmianę udaje nam się wdrożyć, czy nie.

Ważnym pytaniem na początek jest refleksja: czy zawsze zmiana jest słuszna i dobra? Czy czasem nie będzie tak, że my wielkim wysiłkiem np. zmienimy i upiększymy brzegi  naszej rzeki, a ona potem i tak wyleje – i cała praca na marne, miała być zmiana, a nic się nie zmieniło albo wręcz zmieniło się na gorsze?! Albo my wytyczyliśmy i zbudowaliśmy rzece nowe koryto, miała iść w nowym kierunku, a efekt jest taki – że przez to wyschła, że zaburzył się cały ekosystem…

Kiedy bardzo ważne pytanie brzmi tym samym: Kiedy zmieniać i co zmieniać? I tu z odpowiedzią przychodzi nam paradoksalna teoria zmian. Paradoksalna teoria zmiany, sformułowana przez Arnolda Beissera, mówi o tym, że zmiana nie następuje wtedy, gdy chcemy być inni, niż jesteśmy – gdy chcemy zmienić nielubiane części siebie, zarówno w kontekście cech fizycznych jak i cech osobowości. Im bardziej z czymś walczymy (np. z nadwagą, nałogami, lenistwem i brakiem motywacji, lękiem, złością, perfekcjonizmem, itp.), paradoksalnie – tym mocniejsze to się staje.

Odrzucanie jakiejś części siebie i walka z nią, wyzwala mnóstwo podświadomych mechanizmów obronnych, które umacniają nasz opór wobec zmiany i daną nielubianą cechę. Choć teoretycznie, na poziomie świadomym, deklarujemy, że chcemy coś zmienić („od Nowego Roku rzucam palenie”, „od poniedziałku przechodzę na dietę i zaczynam trenować, by wreszcie zrzucić trochę brzucha”, itp.), to w praktyce – po krótkiej walce, kapitulujemy, bo nasze zachowania za nic nie chcą się dostosować do założonych celów i wręcz te cele sabotują.

 

Dzieje się tak głównie dlatego, że jeśli czegoś nie akceptujemy w sobie (udajemy, że tego nie ma lub mamy pobożne życzenie, że już wkrótce nie będzie), to pojawia się w nas silny konflikt wewnętrzny. Nasze „prawdziwe ja” domaga się, by je uznać takim, jakie jest naprawdę. Do walki staje więc dwóch przeciwników, którzy są w nas – „ja”, którym chcielibyśmy być i „ja”, którym jesteśmy. Dopóki stawiamy te dwie wersje siebie na przeciwległych biegunach i zakładamy, że one muszą walczyć, że tylko jedna wersja może tu zwyciężyć, to podsycamy konflikt, który może trwać bez końca i który nas wykańcza od wewnątrz.

W sytuacji wewnętrznego konfliktu nasza energia nie może zostać ukierunkowana w  jedno konkretne działanie – tylko rozszczepia się pomiędzy dwóch walczących przeciwników. Raz idziemy biegać i ćwiczyć i całą siłą woli powstrzymujemy się od jedzenia batoników, ale zaraz potem drugi głos każe nam skapitulować i zjeść tyle batoników, ile się da.  W odpowiedzi pierwszy głos wysyła nam potężne wyrzuty sumienia, niezadowolenie z siebie, krytyczne uwagi – a to też pochłania mnóstwo naszej energii. Nieustająca walka (w której im większą presję na zmianę wywiera nasz umysł świadomy, tym większym oporem odpowiada umysł podświadomy, a zakładnikami stają się emocje i ciało) zużywa całe nasze zasoby energetyczne, których nie starcza nam już na to, by wdrożyć i utrwalić zmianę, którą sobie zaplanowaliśmy. Stąd tego, co  odrzucamy, nie możemy tak naprawdę zmienić – konflikt wewnętrzny, który się wtedy pojawi będzie zbyt potężnym sabotażystą, by nam się to udało. Zmiany, które wynikają tak naprawdę z braku samoakceptacji lub z presji zewnętrznej (bo ona wpływa na nas dokładnie tak samo), nie mogą się udać.

Prawdziwa zmiana może nastąpić dopiero wtedy, kiedy uświadomimy sobie jacy naprawdę jesteśmy, potrafimy to zaakceptować i dopiero wtedy zapytać: „co dalej?”. Dopóki celem będzie np. „przestać palić/zbyt dużo jeść/ pić/kupować/grać w gry komputerowe, itp.”, dopóty nasza walka z tymi nałogami będzie bardzo krótkotrwała, bo ciągle jesteśmy nałogowcami, tylko się do tego nie przyznajemy, więc szukamy sposobów, które będą namiastką działań, a nie rozwiązaniem faktycznych problemów.


Jeśli chcesz nauczyć się odważnie i skutecznie wprowadzać zmiany w swoim życiu, weź udział w warsztatach Małgorzaty Smoczyńskiej. Zobacz aktualne warsztaty prowadzone przez autorkę na www.kobietyisukces.pl/warsztaty

Więcej:zmiany