Od zakonnika do rozbójnika

Starożytne powiedzenie głosiło: ogień, morze i kobieta – to trzy nieszczęścia. W średniowieczu rycerstwo dość dobrze radziło sobie z ugłaskiwaniem kapryśnych dam, a kamienne zamki umiały zmniejszać zagrożenie przypadkowym pożarem bądź podpaleniem dokonanym przez wrogów. Tylko morskie podróże wciąż budziły lęk. Nawet jeden z najsłynniejszych rycerzy wszech czasów Wilhelm Marszałek unikał „niepotrzebnych” rejsów. Tłumaczył się żartobliwie, że jest rycerzem lądowym, a nie morskim. Publiczną tajemnicą było jednak, że ów turniejowy czempion cierpiał na chorobę morską.

Eustachy, zwany Mnichem, zapisał się nie w annałach Kościoła, ale w historii piractwa

Kruchość statków, niedoskonałość map i urządzeń nawigacyjnych (co oznaczało często całkowite zdanie się na łaskę fal i wiatrów), nieznane niebezpieczeństwa i niewygody morskich podróży skutecznie odstraszały szlachetnie urodzonych od służby na morzu. Te same czynniki sprawiały jednocześnie, że bezmiar wód i rozsiane na nim trudno dostępne wysepki stawały się schronieniem dla wszelkich niespokojnych duchów, przestępców oraz banitów, którzy z rycerzy stawali się piratami. Na początku XIII wieku jednym z najbardziej prominentnych wśród nich był Eustachy, zwany Mnichem. O jego wyczynach współcześni ułożyli nawet powieść rycerską…

Sztukmistrz z Toledo

Kiedy ok. 1170 roku Eustachy przyszedł na świat w rodzinie średniozamożnego rycerza z hrabstwa Boulogne Baldwina Busketa, nic nie zapowiadało jego przyszłej wielkiej i burzliwej kariery. Ponieważ był młodszym synem, nie dziedziczył lenna. Jak wielu mu podobnych, szansy kariery musiałby szukać w dworskiej i rycerskiej służbie dla jakiegoś wielkiego feudała. Taka droga zapewne byłaby miła jego sercu, lecz ojciec postanowił inaczej – przeznaczył Eustachego do służby Bogu. Nie szczędził przy tym kosztów ani nie wzdragał się przed proszeniem możniejszych o protekcję. Dzięki temu zdołał wysłać syna na naukę aż do Toledo, stolicy Kastylii.

Miasto to, odzyskane z rąk Maurów zaledwie wiek wcześniej, było wówczas kwitnącym ośrodkiem naukowym. Zjeżdżały do niego najwybitniejsze umysły epoki, by studiować wiedzę z bogatych zbiorów arabskich rękopisów. Dorobek kilku generacji mnichów, dokonujących łacińskich przekładów tych dzieł, pozwolił chrześcijańskiej Europie ponownie zapoznać się z dorobkiem Arystotelesa i innych antycznych filozofów. Eustachy obficie korzystał z zasobów niedostępnej nigdzie indziej wiedzy (a także uroków życia, oferowanych przez łagodny klimat i miejscową dzielnicę rozrywki). Jak przekazują późniejsze relacje, bardziej niż zgłębianiem problemów teologicznych interesował się jednak tajnikami i praktycznym wykorzystaniem magii. Poświęcony mu poemat utrzymywał, że młodzieniec poznał tysiące zaklęć, czarów i sprytnych sztuczek, którymi zwodził nieświadomych oszustwa prostaczków. Nauczył się m.in. wróżyć z psałterza, a dzięki tajemnej formule wypowiadanej nad baranią łopatką (sic!) potrafił wywoływać korzystną odmianę losu i zamieniać stratę w zysk.

Zapewne rozmyślał już nad zrzuceniem habitu, lecz ugiął się przed wolą surowego i wymagającego ojca. Po powrocie w rodzinne strony, zgodnie z jego życzeniem wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru w Samer. Ponoć celował tam w psotach i dowcipach. Na przykład niedouczonym braciom błędnie odczytywał zapisy zakonnej reguły i sprawiał, że na nabożeństwa przychodzili boso lub przekręcali słowa modlitw. Nie potrafił trwać w pokorze, cichości i skromności, więc bez żalu porzucił wspólnotę. Stało się to na wieść o śmierci jego rodzica, będącej skutkiem sąsiedzkiego sporu. Mnichowi łatwo przyszło opuścić klasztorne mury pod pozorem dopełnienia żałoby. Odmowę powrotu tłumaczył koniecznością dokonania zemsty.

Zgubna zemsta

Przy wsparciu starszego brata – który bardzo liczył, że wiedza i elokwencja Eustachego okażą się pomocne w jego własnej karierze – został przyjęty na dwór hrabiego Boulogne Reginalda de Dammartin oraz otrzymał od niego niewielkie lenno.

Lata spędzone na nauce, lekturach i podróżach uczyniły dawnego mnicha ozdobą hrabiowskiego dworu. Pod względem wiedzy, horyzontów, znajomości świata i wyszukanych obyczajów górował nad innymi rycerzami z rodzinnych stron. Jeśli dodać do tego biegłość w retoryce i logice, łatwo zrozumieć rosnącą sympatię, jaką darzył go Reginald, oraz nienawiść jego rywali, walczących o łaski hrabiego. Kolejno obejmowane dworskie i ziemskie urzędy (których zwieńczeniem były godności seneszala i bailifa) ośmieliły Eustachego do działania na własny rachunek, ignorowania poleceń seniora i zagarniania części należnych mu dochodów. Upadku Eustachego nie spowodowała jednak chciwość, lecz mściwość.

Wykorzystując posiadaną władzę, w 1204 r. postanowił rozprawić się z Onufrym de Hersinghen, którego obwiniał o śmierć ojca. Zdesperowany przeciwnik szukał opieki u hrabiego, a przy okazji doniósł mu o różnych grzeszkach Mnicha. Reginald wykorzystał sposobność, by okiełznać nazbyt niezależnego dworzanina i dać mu pokazową nauczkę. Wezwał więc oskarżonego i kazał mu tłumaczyć się z zarzutów. Eustachy zagrał na czas – odmówił złożenia wyjaśnień i zażądał oddania sprawy pod sąd, złożony z równych mu stanem szlachciców. Jak sądził, znajdzie wśród nich dość popleczników, by zostać uwolniony od winy. Kiedy jednak okazało się, że za stołem sędziowskim siedzą prawie wyłącznie jego zatwardziali wrogowie, przestraszył się i po raz kolejny radykalnie zmienił swoje życie.

Niczym Robin Hood i szeryf

 

Eustachy uciekł po kryjomu z Boulogne i wybrał żywot banity. Schronienie znalazł w okolicznych lasach. Ponieważ hrabia natychmiast skonfiskował jego dobra, z dnia na dzień Mnich popadł w nędzę i niesławę. Nie mając już nic do stracenia, zajął się rozbojem. Napadał na samotnych i bezbronnych podróżnych, a kiedy zorganizował własną bandę – również na urzędników swego dawnego dobroczyńcy. Łupił bez wyjątku wszystkich, nie oszczędzał nawet duchownych. Pewnego opata, który, ukrywając pod habitem pękaty mieszek z pieniędzmi, usiłował przekonać go o swym ubóstwie i wykpić się kilkoma miedziakami, poddał rewizji osobistej. Odebrał mu znalezioną gotówkę, po czym z zachowaniem najbardziej wyszukanych manier zwrócił, jako biedakowi, przyjęte wcześniej drobne monety.

Szczególną zemstę poprzysiągł Eustachy Reginaldowi. Odgrażał się, że za skonfiskowany majątek wart kilkaset grzywien, odbierze mu ich dziesięć tysięcy – tak w gotówce, jak w koniach i w kosztownościach.

Z tego krótkiego, bo trwającego mniej niż rok, okresu życia Eustachego pochodzą najbarwniejsze opowieści. Przedstawiają go – niezgodnie z prawdą – jako miejscowego Robina Hooda, przywracającego sprawiedliwość obrońcę ubogich i uciśnionych. Romans rycerski, którego był bohaterem, przekazał kilka takich opowieści.

Dawny mnich, który w młodości uczył się czytać i pisać, zamiast władać kopią i mieczem, wydawał się hrabiemu łatwym przeciwnikiem. W walce wręcz, konnej czy pieszej nie sprostałby wielu jego dworzanom. Jednak Eustachego nie sposób było schwytać. Wymykał się obławom i wciągał ścigających w pułapki. Ponadto okazał się charyzmatycznym hersztem i utalentowanym organizatorem, zapewniającym ludziom stały dopływ łupów. Mógł więc liczyć na ich wierność i nie lękał się zdrady. Jego największym atutem było wykształcenie, znajomość łaciny, kościelnych obrzędów i odległych ziem. Wsparte talentem aktorskim, odwagą i opanowaniem pozwalały mu przekonująco przedzierzgać się w duchownego lub uchodzić za pielgrzyma.

Pewnego razu z dziesięcioma towarzyszami, przebranymi za pątników, zbliżył się do hrabiego, podróżującego z niewielką świtą. Wyjaśnił, że przywędrowali tam w pokutnej pielgrzymce aż z Italii. Prosił o wsparcie, ponieważ cierpieli głód i chłód. Reginald podarował im garść monet i pozwolił zatrzymać się na jego koszt na przedmieściu. Lepiej już byłoby wpuścić stado lisów do kurnika. Hrabiowscy „goście” podpalili podgrodzie i zagarnęli dziesięć najlepszych koni dobroczyńcy, uniemożliwiając mu skuteczny pościg. Aby jeszcze bardziej pognębić wroga, rabuś odesłał mu jednego ze zrabowanych wierzchowców z komentarzem, że jest to należna seniorowi dziesięcina.

Podobnie kiedy hrabia żenił swego syna, Eustachy spalił należące do niego dwa nowo wybudowane młyny. Pytał przy tym drwiąco, czy ktoś inny zapalił większe „świece” w intencji pomyślności nowożeńców. Kiedy indziej, umykając prześladowcom, Mnich przebrał się za trędowatego i, stukając kołatką, niespiesznie przeszedł przez pierścień obławy. Kiedy spotkał pazia, prowadzącego konia hrabiego, pobił młodzieńca, przekazał obraźliwą wiadomość dla jego pana i odjechał do swoich kompanów

Czasem przeistaczał się też w węglarza czy wędrownego sprzedawcę garnków. Za każdym razem kierował pościg i gniew Reginalda w złą stronę i ku niewinnym ludziom, co tylko podsycało niechętne hrabiemu nastroje poddanych. De Dammartin usiłował uprzedzać podstępy Eustachego, lecz czynił to nieudolnie i nie dość szybko reagował na zmieniające się okoliczności. Któregoś dnia polecił aresztować kilku podejrzanie wyglądających mnichów, a następnie wszystkich obcych, przybyłych na zamek. W krótkim czasie zapełnił lochy ponad czterdziestką nieszczęśników, wśród których oprócz duchownych byli rybacy, świniopasy i handlarze drobiem. Brakowało tylko Eustachego i któregoś z jego łotrzyków.

Pirat Jana bez Ziemi

Pospolity bandytyzm, chociaż ubrany w szaty osobistej zemsty, jedynie na krótką metę zapewniał środki do utrzymania. Podróżni zaczęli omijać gościńce, na których czatowała banda Eustachego, lub wyruszali w drogę pod silną eskortą. Nie czekając, aż wyczerpią się nagromadzone skarby lub wpadnie w ręce coraz gorliwiej ścigających go rycerzy hrabiego, Mnich postanowił opuścić kraj. Chciał szukać swojej szansy za granicą – jako najemnik.

Popłynął do Anglii i zaproponował usługi królowi Janowi bez Ziemi. Rok wcześniej władca utracił Normandię i właśnie przygotowywał się do jej zbrojnego odzyskania. Skoro na drugim brzegu kanału La Manche znajdowała się już nie ojcowizna, lecz ziemia wrogów, dla powodzenia wyprawy ważne było zapewnienie wojsku bezpiecznej przeprawy i lądowania. W trosce o to monarcha uczynił Eustachego swoim piratem, zaopatrzył w stosowny list kaperski i dał pod rozkazy flotyllę pięciu okrętów.

Mnich okazał się prawdziwym postrachem mórz i szybko zyskał miano „mistrza piratów” oraz „arcypirata”. Wciągnął też do tego ryzykownego procederu dwóch swoich młodszych braci. W nowej roli początkowo wiernie wypełniał królewskie rozkazy. Zapewnił angielskiej armii bezpieczną przeprawę i nękał przeciwników akcjami dywersyjnymi, paląc statki w portach, a nawet zdobywając z zaskoczenia małe fortalicje.

Jan bez Ziemi nie odzyskał Normandii. Mimo to w uznaniu zasług Eustachego oddał mu pod komendę kolejne jednostki. Ba, uczynił Mnicha dowódcą wyprawy na Wyspy Normandzkie, które miały stać się bazą wypadową do łupieżczych i niszczycielskich wypadów na francuskie wybrzeże. Ten sprawił się znakomicie. Opanował wyspę Guernsey, a znajdującą się na niej niewielką warownię Cornet przebudował, czyniąc trudnym do zdobycia zamkiem i własną siedzibą. W nagrodę król uczynił Eustachego swoim wasalem i nadał zdobytą ziemię w lenno.

Jan bez Ziemi nie miał zresztą wielkiego wyboru, gdyż ambitny kaper coraz bardziej się uniezależniał. Utrzymanie wierności Mnicha wymagało nowych nadań oraz przymykania oka na jego liczne ciemne sprawki. Co prawda Eustachy siał postrach na normandzkich wybrzeżach (gromiąc na lądzie i na wodzie odpowiedzialnego za ich obronę seneszala Cadoca oraz zagrażając nawet bezpieczeństwu stołecznego Rouen), lecz równie chętnie zwracał okręty na północ i rabował poddanych króla Anglii. Władca ograniczał się do gróźb i słownych połajanek. A potem nadawał swemu najlepszemu najemnikowi kolejne przywileje (np. prawo do wybudowania ufortyfikowanej siedziby w Londynie) i nieruchomości (rozległy teren w Winchelsea, który Mnich uczynił swoim drugim domem).

Eustachy wyżej niż bogactwo cenił jednak dumę i honor. Dlatego gdy Jan bez Ziemi zawarł w 1212 roku przymierze z hrabią Boulogne, montując antyfrancuską koalicję, Mnich porzucił angielską służbę i przeszedł na stronę niedawnych wrogów!

„Goryl” króla Francji

Okręty Eustachego pospiesznie opuściły Londyn i pożeglowały na Guernsey – odtąd terytorium niezależnego pirackiego państwa. W dwa lata później angielskie oddziały zajęły wyspę, lecz wkrótce ją opuściły, gdy baronowie zbuntowali się przeciw Janowi bez Ziemi i w Anglii rozpoczęła się wojna domowa.

Wszystkie te konflikty, do których doszła jeszcze próba przejęcia tronu w Londynie przez francuskiego królewicza Ludwika, Eustachy wykorzystał do jeszcze szybszego bogacenia się. Kontrolował prawie cały kanał La Manche. Nie liczył się ani z dawnymi, ani z obecnymi sprzymierzeńcami. Nie uznawał niczyjej zwierzchności. Zapewniał schronienie banitom i rzezimieszkom, ale trzymał ich w ryzach żelazną ręką i karał niepokornych chłostą lub śmiercią. Dzięki rabunkom i wymuszeniom miał zaś dość pieniędzy, by opłacić najemnych żołnierzy i żeglarzy.

Kronikarze z dużą przesadą pisali, że w szczytowym okresie potęgi jego flota składała się z siedmiuset–ośmiuset jednostek. W rzeczywistości było ich… kilkanaście, co jednak wystarczało, by siać terror po obu brzegach kanału. Boleśnie odczuwał to zwłaszcza król Francji Filip II August, ponieważ Eustachy był formalnie sprzymierzeńcem i podwładnym jego syna. Gdy jadący do Anglii papieski legat Gualo poprosił króla o glejt na bezpieczny przejazd, dumny Kapetyng musiał otwarcie przyznać, gdzie kończy się jego władza: „Chętnie zapewnię ci bezpieczny przejazd przez moje ziemie, ale jeśli przypadkiem wpadniesz w ręce Eustachego Mnicha albo innego z ludzi mego syna Ludwika, czuwających nad morskimi drogami [do Anglii], nie obwiniaj mnie, jeżeli doznasz od nich jakiejś szkody”.

Po tym, jak flota Eustachego umożliwiła królewiczowi Ludwikowi bezpieczne lądowanie w Anglii w 1216 roku, pretendent uczynił go swoim zaufanym „ochroniarzem”, łącznikiem oraz zaopatrzeniowcem. Ilekroć przeprawiał się przez kanał La Manche, zawsze czynił to w eskorcie okrętów Mnicha. Niekiedy nawet korzystał z gościny na flagowej jednostce arcypirata. Nic dziwnego. Eustachy nie wahał się ryzykować utraty własnego życia i okrętów, aby zimową porą najpierw dostarczyć księciu posiłki, a następnie wziąć go na pokład i zawieźć z powrotem do Francji. Tylko wytrwałości i odwadze Mnicha Ludwik zawdzięczał, że kampania w okolicach Winchelsea na początku 1217 roku nie zakończyła się jego sromotną klęską oraz wzięciem do niewoli przez Anglików.

Gorzka pigułka pod Sandwich

 

Po porażce Francuzów i ich sojuszników pod Lincoln w maju 1217 roku losy dalszej walki Ludwika z Henrykiem III (małoletnim synem Jana bez Ziemi) o koronę uzależnione były od wsparcia z kontynentu. Francuski dynasta dotarł do Londynu na okręcie Eustachego, po czym powierzył Mnichowi dowództwo nad zbierającą się w Calais armadą. Miała ona dostarczyć do Anglii rozstrzygające argumenty: wojsko i złoto. Niestety, mimo że Mnich kierował flotą, komendę nad całością ekspedycji objął książęcy kuzyn Robert de Courtenay. Wymusił na podległym mu piracie kilka mało rozsądnych decyzji. Doprowadził m.in. do przepełnienia okrętów, co niekorzystnie odbiło się na ich szybkości i zwrotności. Większość dowódców umieścił na flagowej jednostce Eustachego. Płynął zaś w szyku zgodnym nie z regułami wojny na morzu, lecz z feudalną precedencją podróżujących nimi dostojników (tzn. najwyżsi rangą płynęli na czele, a najniżsi na końcu, bez względu na wielkość i rodzaj okrętu).

Ponieważ francuska flotylla miała liczebną przewagę nad angielską (około 80 jednostek wobec 60), ich pierwsze spotkanie – jeszcze w pobliżu Calais – zakończyło się całkowitym zwycięstwem podkomendnych Mnicha i zdobyciem siedmiu nieprzyjacielskich okrętów. Utwierdziło to Eustachego i Roberta de Courtenay w przekonaniu o słabości angielskich sił morskich. Gdy więc 24 sierpnia 1217 roku w okolicach Sandwich doszło do ponownej konfrontacji, Francuzi przystąpili do chaotycznego ataku, nie rozpoznawszy liczebności i położenia nieprzyjacielskich jednostek oraz zupełnie nie bacząc na niesprzyjający wiatr.

Idący na czele okręt Eustachego, na którego pokładzie znajdowała się ponad setka rycerzy oraz gotowy do prowadzenia ostrzału duży trebusz (machina miotająca), śmiało sczepił się z niewiele mniejszą angielską jednostką, wystawioną przez jednego z bękartów Jana bez Ziemi. Jednak prawie natychmiast statek Mnicha został otoczony przez cztery inne nieprzyjacielskie okręty. Postępujące za nim galery nie udzieliły mu wsparcia, więc po zaciętej walce w końcu uległ wrogom. Podobny los spotkał prawie sześćdziesiąt francuskich okrętów. Rozproszone i zdezorientowane przez brak rozkazów od dowództwa nie potrafiły stawić czoła Anglikom. Kolejno wpadały w ich ręce.

KRWAWY KONIEC KORSARZA

Eustachy nie miał złudzeń co do swego losu w przypadku trafienia do niewoli. Niegodne rzemiosło, jakim się przez lata parał, liczne rabunki i zniszczenia dokonane podczas łupieżczych rajdów na Anglię, a przede wszystkim przejście na stronę wroga sprawiły, że miał się czego obawiać.

Dlatego, przebrawszy się za marynarza, ukrył się w ładowni. Znaleziony i rozpoznany, został natychmiast skazany na śmierć, choć oferował wysoki okup za darowanie życia. Do wykonania wyroku zgłosił się Stefan Trabbe, który niegdyś służył w pirackiej flocie Mnicha, lecz opuścił ją po zatargu z przywódcą. Wypomniał Eustachemu dawne krzywdy oraz nadmierną surowość, z jaką traktował podkomendnych. Później, kazawszy jeńcowi oprzeć szyję o podstawę trebusza, uciął mu głowę. Zatkniętą na włóczni pokazywano innym uczestnikom bitwy. Potem – na dowód zwycięstwa – czerep Mnicha wysłano w triumfalnym pochodzie do Canterbury. Kroniki i powieści rycerskie milczą o losie bezgłowych zwłok arcypirata. Prawdopodobnie wrzucono je do morza. Tak więc po śmierci ciało Mnicha podzieliło los jego ofiar.

Morska bitwa pod Sandwich przesądziła nie tylko o wyniku wojny o angielską koronę. W traktacie pokojowym królewicz Ludwik zagwarantował sobie bezpieczny powrót do ojczyzny oraz sowite odszkodowanie za zrzeczenie się praw do tronu w Londynie, ale również zobowiązał się nie wchodzić w sojusze z piratami z Guernsey. Młodsi bracia Eustachego, choć zabiegali o dalszą opiekę Kapetynga, zostali więc pozostawieni własnemu losowi. Również Henryk III nie zgodził się rozciągnąć ojcowskiego nadania dla Mnicha na jego rodzeństwo i wysłał zbrojną ekspedycję, która opanowała Cornet. W 1218 roku pirackie gniazdo na Wyspach Normandzkich ostatecznie przestało istnieć.

Więcej:mnisi