Piękni na jachty, brzydcy do mioteł

W każdym zawodzie piękni ludzie zarabiają 11–17 proc. więcej niż ich mniej urodziwi koledzy – wyliczył ekonomista Daniel S. Hamermesh.

Agnieszka Niezgoda: Usłyszałam i pomyślałam: nie wierzę! Ekonomista na tropach piękna?   

Daniel S. Hamermesh: Ekonomia piękna, którą zajmuję się od 20 lat, przez wielu tradycyjnych akademików długo uważana była za dyscyplinę pozanaukową. Atrakcyjnością interesowało się niewielu badaczy. Wyjątek stanowiła psychologia społeczna – dziesiątki badań przeprowadzonych przez psychologów wykazały, że handlujemy swoimi cechami, w tym pięknem, w zamian na materialne korzyści. Ekonomiści sprawdzili jedynie, jak osobiste uwarunkowania przekładają się na dobór profesji. Nikt nie zbadał jednak, czy – i w jakim stopniu – nasz wygląd wpływa na nasze dochody. Skoro piękno premiuje nas na rynku socjalnym, postanowiłem sprawdzić, czy także na rynku pracy. 

A.N.: Wyliczył pan, że Piękny przez całe życie zarobi 230 tys. dolarów więcej niż Brzydal. Skąd te liczby? 

D.H.: Z ekonomicznej analizy. Zebrałem wszelkie czynniki, determinujące zarobki badanych, m.in. wykształcenie, pochodzenie społeczne, płeć. Po kolei eliminowałem społeczne uwarunkowania przychodów, aż w tej redukcji doszedłem do czynnika „atrakcyjny – nieatrakcyjny”, jako jedynego, który określał różnice w pensji. I okazało się, że nieatrakcyjni zarabiają kilkanaście procent mniej niż atrakcyjni! 15 proc. wszystkich kobiet, uznanych za nieatrakcyjne (jeden i dwa na pięciostopniowej skali), zarabiało 4 proc. mniej niż ponad połowa uznanych za przeciętne (trzy na skali) i aż 12 proc. mniej niż ładne i piękne „czwórki” oraz „piątki”, które stanowiły 1/3 całej grupy. Wśród mężczyzn różnica między biegunami – wyjątkowo przystojnymi i superbrzydkimi – wyniosła 17 proc. 

Następnie przemnożyłem dane. W 2010 r. pracownik w USA dostaje średnio 20 dolarów za godzinę. Spędza w pracy dwa tysiące godzin w roku przez 40 lat. Przez całe życie zarabia więc 1,6 mln dolarów. Brzydal zgromadzi jednak tylko 1,47 miliona, o 230 tys. mniej niż piękny. Moje wyniki potwierdzają narodowe badania młodych Amerykanów z 2000 roku, uwzględniające czynnik piękna: „jedynki” i  „dwójki” wśród młodych kobiet zarabiały 11 proc. mniej niż „czwórki” i „piątki”; wśród mężczyzn zaś 17 proc. mniej. Kluczowe jest tu jednak słowo „generalnie”. Nie twierdzę, że każdy atrakcyjny zarabia więcej od każdego nieatrakcyjnego, lecz nakreślam ogólną tendencję.  

A.N.: Kocham psy boksery, buldogi, mopsy. Przez wielu uważane za maszkary. Piękna nie da się zmierzyć!  

D.H.: Miłość jest wyborem emocjonalnym, niezależnym od obiektywnych kanonów. Dlaczego George Clooney wygrywa rankingi na najseksowniejszego mężczyznę świata? Dlaczego Rudolf Valentino to wieczny amant? Dlaczego Susan Boyle wzbudzała sensację anielsko pięknym głosem, kontrastującym z jej wyglądem? Owszem, istnieją hermetyczne kultury o odmiennych wzorcach, np. w  Mauretanii tuczy się młode kobiety na żony. W globalnym świecie to jednak zanikający ewenement. Mówiąc „piękno”, myślimy „twarz”. Słynny psychiatra i neurolog Oliver Sacks stwierdził, że na twarzy zaczyna się i kończy odczucie piękna człowieka – wszystkie badania to potwierdzają. Piękna twarz odbierana jest przez nas identycznie na ciele tak wysokim, jak i niskim, tak szczupłym, jak i korpulentnym. 

Dowiodły tego badania z Kanady z lat 1977, 1979, 1981. Każdego roku różni ankieterzy oceniali atrakcyjność tych samych badanych, używając 5-stopniowej skali. Jedynie 3 proc. kobiet i 2 proc. mężczyzn awansowało lub zostało zdegradowanych. Ankieterzy łudząco podobnie odbierali ich wygląd. Drastyczna rozbieżność w ocenie piękna jest niezwykle rzadka. Istnieją drobne różnice kulturowe w komunikacji, np. Amerykanie chętniej uznają kogoś za brzydala niż Kanadyjczycy, natomiast Chińczycy niechętnie określają kogoś „jedynką”. Podsumowując: owszem, piękno jest w oku patrzącego, lecz większość z nas patrzy tym samym okiem.  

A.N.: W czym to oko widzi piękno?  

D.H.: Psychologowie są zgodni, że piękno to symetria oraz że wyczucie kanonu piękna formuje się u człowieka prawdopodobnie już w niemowlęctwie. Piękno to także radość życia, przyjemność obycia, spojrzenie… Z pięknem jest jak z pornografią, którą amerykański Sąd Najwyższy opisał tak: „Nie potrafię jej zdefiniować, ale wiem, kiedy ją widzę”. Badani reagują na urodę instynktownie. W ocenie atrakcyjności jesteśmy bardziej skrajni wobec kobiet – częściej wydają nam się piękne lub szpetne niż mężczyźni. 

U kobiet waga nie wpływa na ocenę ich atrakcyjności, lecz jest osobnym czynnikiem, który determinuje zarobki: otyłość obniża dochód, tak jak u mężczyzn niski wzrost. Co więcej, silniej reagujemy na własną rasę. Biali respondenci wyraziściej odbierają urodę białych na plus lub minus, Afroamerykanom częściej przypisując przeciętność. Drastycznie obniża naszą atrakcyjność wiek. Wśród 18–29-letnich kobiet aż 45 proc. uchodziło za atrakcyjne i  piękne, a  wśród 50–64-letnich jedynie 18 proc., co stwierdzam ze smutkiem z perspektywy moich 68 lat. 

 

A.N.: Powiedzmy, że jestem 25-letnią seksbombą. Rozumiem, że firma kosmetyczna chętniej zatrudni na akwizytorkę mnie niż trędowatego z garbem. Ale dlaczego przystojny górnik ma zarabiać więcej niż brzydki? 

D.H.:  Trędowaty z  garbem statystycznie byłby lepszym rozbójnikiem – napady z bronią w ręku to jedyna dziedzina, gdzie szpetni odnoszą większe sukcesy. A górnik? Jeśli miałbym codziennie zjeżdżać szybem z atrakcyjnymi kolegami, byłbym pewnie bardziej zadowolony i zrelaksowany, niż gdybym jeździł z samymi brzydalami. Może też byłbym skłonny pracować dla szefa kopalni za mniejszą stawkę w zamian za korzyść społeczną – przyjemność obcowania z aktrakcyjnymi ludźmi? Nawet w  kopalni aparycja może mieć przełożenie ekonomiczne. W 2008 r. we Włoszech ksiądz Antonio Rungi zorganizował internetowy konkurs piękności wśród zakonnic „The Miss Sister Italy”, aby – jak tłumaczył – przełamać stereotyp o urodzie sióstr. Wydawałoby się, że zakonnice nie liczą się z wyglądem, a jednak! 

Najłatwiejsze do zmierzenia finansowe różnice dotyczą prostytucji, gdzie wygląd jest towarem, za który się płaci. W Los Angeles przeprowadzono ankiety wśród tysiąca prostytutek, w większości imigrantek latynoskich i afrykańskich. Panie uznane za atrakcyjne za te same usługi zarabiały 12 proc. więcej niż ich nieatrakcyjne koleżanki. Podobne badanie w kilku prowincjach Meksyku dowiodło, że ładne prostytutki otrzymywały za identyczny serwis aż 19 proc. więcej. 

A.N.: Uroda faworyzuje też polityków?

D.H.: Oczywiście. W badaniu kandydatów do parlamentu Australii autorzy stwierdzili, że atrakcyjni kandydaci mieli większe szanse na elekcję. Co ciekawe, nie miało znaczenia, jak bardzo przystojny był kandydat, lecz jedynie: o ile jest przystojniejszy od konkurenta. Sugeruje to, że wyborcy porównywali program wyborczy na równi z wyglądem. Zbieżne wyniki przyniosły badania kandydatów do niemieckiego Bundestagu w 2002 roku. 

Uroda premiuje też menedżerów. W badaniu absolwentów MBA tuż po szkole biznesowej stwierdzono, że przystojniejsi zarabiali więcej przez pierwsze 10 lat kariery, natomiast atrakcyjniejsze kobiety szybciej dostawały w tym czasie podwyżki. Nawet w tak merytorycznym zawodzie jak wykładowca wygląd ma znaczenie! W kanadyjskim Ontario przeprowadzono badanie seksapilu 400 profesorów – status „hot” otrzymało 10 proc. wykładowców, którzy – jak się okazało – zarabiali co najmniej 6 proc. więcej niż pozostali. 

A.N.: Jestem pięknym pracownikiem. Czy firma, która mnie zatrudnia, traci, płacąc mi więcej, czy raczej zarabia, bo moje piękno przyciąga klientów i generuje większe zyski?  

D.H.: Alan Greenspan, były szef Rezerwy Federalnej USA, prowadził swego czasu konsulting ekonomiczny i zatrudniał w firmie prawie same kobiety ekonomistki. Tłumaczył, że kobiety są tak samo profesjonalne jak mężczyźni, ale tańsze – przez ich dyskryminację finansową na rynku pracy – a więc jego firma więcej na nich zarabia. Anegdotę tę potwierdza badanie, że początkujące przedsiębiorstwa dłużej utrzymują się na rynku, jeśli zatrudniają kobiety.  

A.N.: Prezes chyba nie musi być piękny, żeby firma odniosła sukces? Bill Gates, Rupert Murdoch, Mark Zuckerberg… Żaden nie przypomina George’a Clooneya. 

D.H.: W 1996 roku redaktorzy szwajcarskiego tygodnika „Cash”  przeprowadzili konkurs wśród czytelników na najprzystojniejszych prezesów w Szwajcarii. 900 głosujących wyłoniło zwycięzcę: prezesa wydawnictwa „Cash”. Redakcja przeprosiła za stronniczość wyboru, niemniej kolejni wygrani od 2. do 4. miejsca okazali się prezesami trzech wiodących korporacji. Piąty był szefem mniejszej firmy, ale wkrótce po konkursie objął stanowisko prezesa Deutsche Bank. 

W innym badaniu para psychologów pokazała grupie studentów zdjęcia prezesów pierwszych 25 firm z listy „Fortune 500”. Studenci oceniali twarze wedle różnych kryteriów, wśród nich atrakcyjności. Nie było drastycznych różnic, prócz jednej – szefom gigantów, największych i najlepiej zarabiających firm, zawsze przypisywano większe poczucie mocy. Nie są to badania ściśle naukowe, ale ukazują, że istnieje korelacja między wyglądem prezesa a sukcesem przedsiębiorstwa, któremu szefuje. Nie wiemy jednak, w którą stronę działa mechanizm: czy większe korporacje zatrudniają bardziej atrakcyjnego prezesa, czy też atrakcyjny prezes rozwija korporację z większym sukcesem?  

 

A.N.: Może warto się upiększyć, skoro to takie korzystne finansowo? 

D.H.:  Badania dowodzą, że zwiększone wydatki na strój i kosmetyki nieznacznie poprawiają naszą atrakcyjność. Od pewnego pułapu – im więcej wydajemy, tym wolniej i mniej zyskujemy. 

A.N.: Postuluje pan prawną ochronę poszkodowanej ekonomicznie brzydszej mniejszości. Po co?  

D.H.: Dyskryminacja ze względu na wygląd jest dzisiaj częściej spotykana niż dyskryminacja rasowa. Na rynku pracy istnieją kompensacje za wypadki w pracy. Ale co, jeśli wybuch gazu zdeformuje twarz pracownika? Strata ekonomiczna, która z tego wynika, jest równie namacalna i tak samo daje się przeliczyć na pieniądze. Kiedy opublikowałem pierwszy tekst o ekonomii piękna, dostałem telefony od prawników, prowadzących sprawy odszkodowań za uszczerbek na zdrowiu. Konsultowałem przypadek prezesa, poparzonego przez eksplozję na platformie wiertniczej, wiele spraw dzieci pogryzionych przez psy itp. Szacowałem realną stratę finansową w dochodach, którą ci ludzie poniosą w życiu z racji oszpecenia. Jeśli wiemy na pewno, że uroda zapewnia dodatkowe dochody temu, kto ją posiada, i jest produktywna dla tego, kto zatrudnia piękną lub pięknego – możemy stwierdzić, że istnieje lookism, czyli dyskryminacja brzydkich. 

Nie sądzę, że lookism jest na stałe wpisany w ludzką naturę – to raczej przeżytek prehistorii, kiedy fizyczna atrakcyjność obiecywała płodność, rozrodczość, siłę przetrwania i zachowanie gatunku. Dziś jest to przestarzałe kryterium, które nie powinno mieć żadnego wpływu na dobrobyt jednostki. 100 lat temu mógłbym przeprowadzać identyczny wywód o Afroamerykanach. Wszyscy traktowali ich jako grupę społecznie podrzędną, dyskryminowaną, wybrakowaną. I udało nam się z tą niesprawiedliwością uporać. Dlatego warto prawnie wyeliminować również lookism.