Piłkarski paraliż

Włoskich piłkarzy atakuje straszliwa, śmiertelna choroba układu nerwowego. Dlaczego uderza ona tak często właśnie w futbolistów ze słonecznej Italii?

Niewiele było w historii futbolu lepszych duetów napastników niż Roberto Baggio i Stefano Borgonovo. W sezonie 1988–1989 para ta zdobyła dla Fiorentiny 29 goli! Dziś Baggio cieszy się dobrym zdrowiem; czasem zagra w jakimś charytatywnym meczu. A Borgonovo? Przykuty to łóżka, sparaliżowany, czeka na śmierć. Zabija go choroba piłkarzy: stwardnienie zanikowe boczne (ALS). „Ta choroba w stadium początkowym może się różnie objawiać, u męża były to kłopoty z wymową, nagle bez powodu zaczął się zacinać, miał problemy z połykaniem” – opowiada „Focusowi” Chantal, żona piłkarza, matka jego czwórki dzieci. „Przez wiele miesięcy udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. W końcu nie dało się dłużej lekceważyć tego stanu rzeczy, Stefano potykał się, przedmioty wypadały mu z rąk. Do lekarza ogólnego poszedł sam, myślę, że podświadomie wiedział, jaka będzie diagnoza, przecież tak niedawno na tę chorobę umarł jego kolega Signorini”.

STO RAZY CZĘŚCIEJ

Dziś 46-letni zawodnik jest przykuty do łóżka i potrzebuje całodobowej opieki. ALS to okrutna choroba, która nigdy się nie cofa, po kolei mordując kolejne mięśnie. Stefano może poruszać jedynie gałkami ocznymi, w ten sposób porozumiewa się z otoczeniem. Literki mozolnie wybierane wzrokiem na klawiaturze układają się powoli w wyrazy, które wypowiadane są przez syntetyzator głosu. ALS nie dotyka sfery intelektualnej. W zdewastowanym ciele mózg funkcjonuje normalnie. Stefano wie, że pozostało mu niewiele czasu, udusi się, gdy przestaną pracować mięśnie oddechowe.

W liście otwartym opublikowanym w najpoczytniejszym włoskim dzienniku „La Repubblica” – oznajmił, że oboje z żoną Chantal założyli fundację, która zbiera pieniądze na badania nad tą ciągle nieznaną chorobą. Choć Stefano Borgonovo wielokrotnie podkreślał, że nie wierzy, iż piłka ma coś wspólnego z ALS, które go dopadło, jego koledzy drżą. Gianluigi Buffon i Fabio Cannavaro publicznie oświadczyli, że sytuacja jest niepokojąca. Na stwardnienie zanikowe boczne umarło do tej pory 41 zawodników. Ostatnim na liście jest popularny kapitan drużyny Genui, jasnowłosy Gianluca Signorini.

Czy rzeczywiście ta nieuleczalna, postępująca choroba neurodegeneracyjna upodobała sobie piłkarzy? Dwaj włoscy neurolodzy Gabriele Mora i Adriano Chio przebadali 7325 profesjonalnych graczy aktywnych w latach osiemdziesiątych. Zgodnie ze statystyką na ALS zapada średnio jedna, dwie osoby na 100 tysięcy – a Mora i Chio w siedmiotysięczniej grupie znaleźli ich aż osiem, co daje odsetek sto razy większy niż wśród ogółu społeczeństwa! Turyński adwokat Raffaele Guariniello, który przewertował kartoteki kliniczne 24 tysięcy piłkarzy, znalazł aż 40 dotkniętych tym syndromem: czyli 160 razy więcej niż przyjęta średnia. Dane te, a także kolejne przypadki uderzające w świat piłki nożnej sprawiły, że Włosi gorączkowo próbują odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje.

Wśród wielu hipotez pojawiły się dość karkołomne, jak na przykład, że stwardnienie wywołuje ten sam gen, który odpowiedzialny jest za piłkarską pasję. Niektórzy lekarze obwiniają za taki stan rzeczy nadużywanie przez piłkarzy leków przeciwbólowych oraz wspomagających układ odpornościowy. Przeciwnicy tej tezy twierdzą, że są to praktyki powszechne wśród sportowców uprawiających również inne dyscypliny, jak chociażby kolarstwo, a jednak nie padają oni ofiarą stwardnienia bocznego zanikowego częściej niż ludzie niemający żadnego związku ze sportem. Profesor Angelo Poletti z Uniwersytetu w Mediolanie opublikował w prestiżowym periodyku „Lancet Neurology” artykuł, w którym dowodzi, że przyczyną tak częstego zapadania piłkarzy na ALS są pestycydy i środki ochronne używane do pielęgnacji nawierzchni boisk. Pojawia się jednak pytanie, dlaczego choroba zwyrodnieniowa układu nerwowego wybiera piłkarzy i bejsbolistów, a omija na przykład rugbistów. (Z badań turyńskiego adwokata R. Guariniella wynika jednak, że rugbiści znacznie częściej aniżeli inni sportowcy popełniają samobójstwo.

ZEMSTA NIETOPERZA

Ponieważ w ostatnich miesiącach włoscy parlamentarzyści unijni wielokrotnie poruszyli ten problem na forum europejskim, sprawie przyjrzał się prestiżowy „The Times”. Autor zamieszczonego w dzienniku artykułu przyznał, że dane statystyczne, zgodnie z którymi na ALS umarło 41 włoskich piłkarzy, świadczą, że jest to spory problem, ale dodał, że ogranicza się jedynie do Włoch – nie mają go Anglicy, Hiszpanie ani Francuzi. Według lekarza Pam Shaw z Centrum Medycyny Sportowej w Sheffield, alarmujące liczby dotyczące zachorowalności na stwardnienie boczne zanikowe wśród piłkarzy wynikają z tego, że we Włoszech jest to grupa zawodowa najdokładniej obserwowana i analizowana przez lekarzy oraz naukowców. Zawodnicy są poddawani badaniom nie tylko w trakcie kariery, ale i po przejściu na emeryturę, co sprawia, że każdy przypadek tej choroby zostaje odnotowany. W odpowiedzi na angielską publikację Włosi powołali się na fakt, że ich kraj jest pionierem medycyny sportowej i że badania dotyczą wszystkich dyscyplin.

 

Ciekawe jest także to, że drugą grupą oprócz włoskich piłkarzy dotkniętą zwiększonym ryzykiem zachorowania na ALS są rdzenni mieszkańcy wyspy Guam na Pacyfiku. Naukowcy stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że w ich przypadku chorobę wywołuje częste spożywanie mięsa lokalnych nietoperzy. Te ssaki, będące kulinarnym przysmakiem ludu Chamorro, żywią się bowiem nasionami roślin, które wywołują u ludzi chorobę neuronów ruchowych. Nie wydaje się jednak, aby obie grupy – futboliści i tubylcy z Pacyfiku – miały ze sobą coś wspólnego. Włoscy piłkarze na pewno nie jedzą latających lisów: ani gotowanych w mleku kokosowym, ani tym bardziej na surowo. Na dodatek ich śródziemnomorska dieta jest uznawana za najzdrowszą na całym świecie. Póki nie uda się wyjaśnić, dlaczego futboliści tak często padają ofiarami choroby, na którą nie ma ratunku, najpopularniejsza dyscyplina sportowa, jaką nie tylko na Półwyspie Apenińskim jest piłka nożna, pozostaje grą podwyższonego ryzyka.

BOKSERSKI OBŁĘD

Nie tylko piłkarze mają swoją chorobę. Mają ją również bokserzy. Badania pokazują, że aż 15 procent uprawiających tę dyscyplinę profesjonalnie cierpi na przewlekłą pourazową encefalopatię. Zespół ten, zwany również obłędem bokserskim (dementia pugilistica), wywoływany jest powtarzającymi się, mocnymi uderzeniami w głowę. We wstępnej fazie zawodnicy zaczynają mieć problemy z mową, z pamięcią, towarzyszą temu kłopoty z synchronizacją ruchów i chodzeniem. Jednym z pierwszych symptomów choroby jest chwiejny krok i zataczanie się, co sprawiło, że Amerykanie nazywali ją zespołem upojenia od uderzenia pięścią (punch-drunk syndrome). Za zmianami neurologicznymi idą zmiany w zachowaniu i osobowości. Często ludzie skromni nagle stają się megalomanami, są patologicznie zazdrośni, nie radzą sobie z agresywnością. W zaawansowanym stadium pojawiają się choroby psychiczne, np. paranoja.

Po raz pierwszy obłęd bokserski został opisany w 1928 r. przez Harrisona S. Martlanda. Duży wkład w rozwój badań nad tą chorobą wniósł zespół lekarzy pod kierownictwem J. A. Corsellisa, który w 1973 roku poddał szczegółowej analizie mózgi wielu chorych zawodników. Na liście cierpiących na przewlekłą pourazową encefalopatię znaleźli się m.in. Jimmy Ellis, Floyd Patterson, Bobby Chacon, Jerry Quarry, Mike Quarry, Willie Pep, legendarny Sugar Ray Robinson czy Meldrick Taylor, któremu postawiono diagnozę w 2003 roku, po tym, jak podczas wywiadu dla telewizji HBO zaszokował wszystkich swą nieskładną i bełkotliwą wymową. Podejrzewany o syndrom upojenia od uderzenia pięścią Muhammad Ali cierpi natomiast na chorobę Parkinsona.

Zespół przewlekłej pourazowej encefalopatii dotyczy nie tylko bokserów, ale także hokeistów, rugbistów, piłkarzy. Andre Waters, zawodnik Philadelphia Eagles, mający na swym koncie jedenaście sezonów w amerykańskiej Narodowej Lidze Futbolowej (NFL), w listopadzie 2006 roku, trzy dni przed Świętem Dziękczynienia, popełnił samobójstwo, wypalając sobie w głowę z pistoletu. Po śmierci został wpisany na listę dotkniętych tą chorobą niszczącą mózg. Prowadzący badania sądowy patolog doktor Bennet Omalu powiedział po autopsji, że mózg denata dalece odbiegał od tego, czego mógł spodziewać się u 44-letniego mężczyzny. „Miałem do czynienia z mózgiem typowym dla 85-letniego starca, ze zmianami charakterystycznymi dla wczesnego stadium Alzheimera” – stwierdził lekarz. Dodał też,że taki stan rzeczy miał, jego zdaniem, źródło w powtarzających się wstrząśnieniach mózgu, których Waters doświadczył na boisku. Również wieloletnia depresja, na którą cierpiał samobójca, według patologa była wynikiem przewlekłej pourazowej encefalopatii. Podobną diagnozę otrzymał od doktora Omalu pośmiertnie również inny zawodnik NFL Terry Long. I w tym przypadku mężczyzna po zakończeniu kariery zawodowej cierpiał na ostrą depresję, mając 46 lat otruł się substancją przeciw zamrażaniu cieczy. Doktor Omalu, badając jego mózg, stwierdził, że ponad wszelką wątpliwość był on porażony syndromem przewlekłego urazu mózgu. Teorię tę podważył, uznając ją za wysoce spekulatywną, lekarz Joseph Maroon. Według niego Long miał problemy finansowe i osobiste, rozstał się ze swoją drugą żoną, co najwyraźniej pchnęło go do samobójczego kroku. Ponieważ obydwa przypadki odbiły się w USA szerokim echem, Centrum Medycyny Sportowej na Uniwersytecie w Północnej Karolinie przeprowadziło badania 2500 byłych zawodników Narodowej Ligi Futbolowej, z których wynika, że zachorowalność na zespół Alzheimera oraz depresja nie tylko mają związek z wstrząśnieniami mózgu doznanymi na boisku, ale ich nasilenie i poziom jest wprost proporcjonalny do ilości i siły otrzymanych uderzeń w głowę.

Szokującym przykładem chorego mózgu w zdrowym ciele był Kanadyjczyk Chris Benoit, uważany za najlepszego technicznie wrestlera na świecie. Mężczyzna 24 grudnia 2007 r. w wieku 40 lat popełnił samobójstwo, wcześniej zabijając żonę Nancy i siedmioletniego syna. Samobójstwo i zabójstwo wstrząsnęły światem sportu. Tym bardziej że w toku dochodzenia okazało się, w jak mrocznych okolicznościach zostały przygotowane. Benoit powiesił się nad ranem w poniedziałek lub późną nocą w niedzielę, żonę zamordował dwa dni wcześniej, w piątek, a syna w sobotę. Zanim wyjechał z rodziną do letniego domu, wysłał do dwóch kolegów SMS-y o niepokojącej treści. Ojciec denata znalazł również dziennik pisany przez zapaśnika w ostatnich latach jego życia. „Byłem kompletnie zaszokowany tym, co działo się w umyśle mego syna” – powiedział później. I tym razem badania pokazały, że mózg mającego 40 lat wrestlera wyglądał niczym u  85-letniego starca dotkniętego zaawansowanym stanem Alzheimera.

LUDZIE O MAŁYCH MÓZGACH

 

Czytając o straszliwych perypetiach zdrowotnych sportowców, trudno nie zadać pytania: czy rzeczywiście sport to zdrowie? Problem ten interesował już starożytnych. Hipokrates pisał zarówno o zaletach, jak i wadach aktywności fizycznej. Podobne rozterki przeżywał Galen. Ten rzymski lekarz greckiego pochodzenia, żyjący w latach 130–200 n.e., nie cenił specjalnie sportowców, nazywając ich ludźmi o małych mózgach; to właśnie Claudius Galenus jako pierwszy opisał doping w sporcie i go potępił. Z kolei urodzony w 1608 roku w Neapolu Giovanni Alfonso Borelli, uważany za ojca biomechaniki, wskazywał na niebezpieczeństwa gimnastyki dla aparatu ruchowego człowieka. Trudno odmówić mu racji, skoro do dziś najbardziej rozpowszechnioną chorobą wśród sportowców jest zwyrodnienie stawów. Przypadłość nie omija również ludzi nieuprawiających sportu, ale chorują z reguły dopiero po sześćdziesiątce i na ogół nie wymagają hospitalizowania. Jak widać pytanie, czy sport to zdrowie, jest jak najbardziej uzasadnione – choć mowa oczywiście o sporcie wyczynowym, a nie uprawianym z umiarem dla przyjemności i utrzymania kondycji.