Planeta 9 nie daje naukowcom spokoju. Czy planetoida CNEOS14 wskazała nam, gdzie jej szukać?

Żeby było jasne: nie chodzi tutaj o Plutona. Pluton był uważany za planetę od momentu odkrycia przez Clyde’a Tombaugha w 1930 roku do 2006 roku, kiedy to Międzynarodowa Unia Astronomiczna uznała, że nie pasuje on do spisu planet i w rzeczywistości jest planetą karłowatą. Nie ma tutaj o co kruszyć kopii, bo to nie pierwszy taki przypadek w historii. Ceres, największy obiekt Pasa Planetoid rozciągającego się między orbitami Marsa i Jowisza także był uważany za planetę od odkrycia w 1801 roku do połowy wieku, kiedy to dzięki coraz to lepszym instrumentom obserwacyjnym naukowcy zaczęli odkrywać takich obiektów na pęczki. Ceres wtedy przestał być planetą, a stał się planetoidą. Żeby było zabawniej, w 2006 roku Ceres skończył w tej samej kategorii co Pluton. Mówiąc o dziewiątej planecie Układu Słonecznego w ostatnim dziesięcioleciu mówimy o nieodkrytym jeszcze obiekcie klasy planetarnej, który miałby znajdować się daleko za Pasem Kuipera, znacznie dalej niż Pluton, którego grawitacja skutecznie zniekształca orbity sporej grupy obiektów Pasa Kuipera.
Planeta 9
Planeta 9

Owe obiekty to tak zwane ekstremalne obiekty transneptunowe. Orbity owej grupy zdają się być wydłużone w jednym konkretnym kierunku. Miałoby to oznaczać, że w tymże kierunku znajduje się masywna, ciemna (ze względu na odległość od Słońca) nieodkryta jeszcze planeta Układu Słonecznego, która grawitacyjnie przyciąga do siebie obiekty transneptunowe.

Orbity ekstremalnych obiektów transneptunowych oraz hipotetycznej Planety 9

Planeta 9, bo takie miano przypisują jej od lat media na całym świecie, nie może być jedynie kolejnym Plutonem, bowiem obiekt o masie Plutona nie byłby w stanie tak wydłużać orbit obiektów Pasa Kuipera. Modele komputerowe wskazują, że owa nieznana planeta, aby móc odpowiadać za obserwowane anomalie, powinna mieć masę 4-8 razy większą od masy Ziemi i znajdować się w odległości nawet dziesięciokrotnie większej od odległości Plutona od Słońca.

Tutaj już widać, gdzie może leżeć problem z jej odkryciem. Pluton – historycznie najdalsza planeta Układu Słonecznego – został odkryty dopiero w 1930 roku, właśnie ze względu na to, że znajdował się 5 miliardów kilometrów od Słońca, gdzie dociera stosunkowo mało promieniowania słonecznego, a tym samym Pluton nie może przesadnie dużo światła odbijać. Co dopiero mówić o planecie, która miałaby się znajdować nie pięć, a co najmniej pięćdziesiąt miliardów kilometrów od Słońca.

Pewną ciekawostką może być fakt, że gdyby faktycznie udało się odkryć taką planetę, wypełnilibyśmy pewną lukę. Otóż w Układzie Słonecznym znajdują się cztery planety skaliste (Merkury, Wenus, Ziemia, Mars) oraz cztery gazowe olbrzymy (Jowisz, Saturn, Uran i Neptun). Nie ma natomiast w Układzie Słonecznym ani jednego przedstawiciela kategorii superziem czy minineptunów, które powszechnie znajdujemy we wszechświecie. Gdyby jednak okazało się, że znajdziemy coś o masie pośredniej między Ziemią a Neptunem, luka ta zostałaby niejako wypełniona.

Gdzie jest Planeta 9 i czemu jej poszukiwania trwają tak długo?

Temat Planety 9 zazwyczaj przyciąga komentarze typu: “chcą zaglądać do obcych galaktyk, a niby nie są w stanie znaleźć planety w Układzie Słonecznym, co za bzdury”. Komentarze takie wynikają z unikalnej dla Ziemian mieszaniny ignorancji i arogancji. Nie zmienia to jednak faktu, że brak możliwości odnalezienia tejże hipotetycznej planety jest niewiarygodnie frustrujący. Problem wynika z tego, że oddalona tak bardzo od Słońca planeta odbija ekstremalnie mało jej promieniowania, a więc wymaga niezwykle silnego teleskopu. Teleskopy takie natomiast mają bardzo małe pole widzenia. Problem zatem jest podwójny, bowiem… cóż, tak naprawdę nie wiemy, gdzie powinniśmy szukać tej planety. Mamy zatem do przeszukania ogromne połacie nieba za pomocą teleskopów, które naraz widzą bardzo małe fragmenty nieba.

A gdyby tak zbadać jeszcze jedną opcję?

W 2014 roku w atmosferę ziemską wszedł meteoroid skatalogowany pod numerem CNEOS14. Część obiektu spłonęła w atmosferze, a część zatonęła w Oceanie Spokojnym. Analiza nagrań wykazała jednak, że ten niewielki (ok. 1 m) obiekt poruszał się z prędkością znacznie większą niż wszystkie inne planetoidy i meteoroidy z Układu Słonecznego. Pozostały zatem dwie opcje: albo w atmosferę ziemską wpadła planetoida pochodząca spoza Układu Słonecznego, albo obiekt ten został przyspieszony przez grawitację którejś z planet Układu Słonecznego. Odtwarzając trajektorię lotu tego obiektu udało się ustalić, że nie przelatywał on w pobliżu żadnej masywnej planety Układu Słonecznego. Pozostaje zatem pierwsza opcja – mamy do czynienia z planetoidą spoza Układu Słonecznego, swoistą ‘Oumuamua. Naukowcy wskazują jeszcze jedną możliwość: być może to jednak jest obiekt Układu Słonecznego, który… przeleciał w pobliżu Planety 9, o której istnieniu wciąż nic nie wiemy. Być może to ona nadała jej nadmiarową prędkość.

Czytaj także: Czy Ziemia powstała dzięki asteroidom takim jak ‘Oumuamua?

Naukowcy postanowili zbadać taką opcję. Najpierw na podstawie dotychczasowych badań i obserwacji naszkicowano hipotetyczną orbitę Planety 9, a następnie nałożono na nią miejsce, z którego mogłaby pochodzić planetoida CNEOS14. Okazało się, że obiekt ten dotarł do Ziemi z miejsca, w którym – jak wskazują wszystkie inne obserwacje – powinna obecnie znajdować się na swojej orbicie Planeta 9.

Naukowcy przeprowadzili dodatkowe symulacje mające na celu odtworzyć trajektorię CNEOS14 i po drodze odkryli jeszcze kilka dodatkowych anomalii statystycznych, które nie pasują do obiektów pochodzących z przestrzeni międzygwiezdnej. Efekt? 99,9 proc. szans, że obiekt ten nie pochodził spoza Układu Słonecznego, a jedynie natknął się na swojej drodze na nieznaną planetę w Układzie Słonecznym. Do tego spotkania miałoby dojść od 30 do 60 lat temu.

To niesamowicie interesujące odkrycie. Teraz odtwarzając trajektorię obiektu przed jego kolizją z Ziemią, naukowcy powinni znaleźć obecne położenie Planety 9. Wszystko wskazuje, że astronomowie powinni zacząć poszukiwania na styku gwiazdozbiorów Barana, Byka i Wieloryba. Astronomowie postanowili nie zwlekać i rozpoczęli swoje obserwacje w Obserwatorium Javalambre. Nie ma jednak co się oszukiwać: poszukiwania będą żmudne i długotrwałe, bowiem do przeszukania i tak jest spory kawałek nieba. Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej mamy jakiś trop. Pozostaje cierpliwie czekać na wyniki poszukiwań.

Więcej:planeta