Mordercy skazani na podstawie skanu głowy. Czy słusznie?

Amerykańskie sądy wydają wyroki na podstawie skanów mózgu oskarżonych. Czy słusznie? Przecież „to człowiek, nie mózg, popełnia zbrodnię”, jak mówi nam neurobiolog prof. Michael Gazzaniga
Mordercy skazani na podstawie skanu głowy. Czy słusznie?

Wali się twój świat? Zagrożona jest wolność lub reputacja? Skontaktuj się z nami. Zapewniamy dyskrecję – obok zachęty na reklamie widnieje futurystyczna tuba, niczym z wyposażenia promu kosmicznego Discovery. W ten sposób dwie firmy – Cephos i NoLie MRI – obiecują wybawienie od kryminalnej opresji: skan mózgu. Ta technika ma ambicję zrewolucjonizować kryminalistykę i sądownictwo, umożliwiając prześwietlanie naszych czynów z przeszłości, a także – podobnie jak w filmie „Raport mniejszości” Stevena Spielberga, opartym na opowiadaniu wizjonera SF Philipa K. Dicka – przewidywanie czynów, do których bylibyśmy zdolni. To hochsztaplerka czy biznes przyszłości?

 

WYKRYWANIE KŁAMSTW

Przeszłość mózgu bada się elektroencefalografem, za którego pomocą sprawdza się, czy mózg ukrywa jakąś informację. W 2008 roku w Indiach Aditi Sharma oskarżona o otrucie eksnarzeczonego zasiada przed komputerem w czepku z elektrod na głowie. Na monitorze pojawiają się detale popełnionej zbrodni, a prokurator czyta: „niebo było błękitne”, „kupiłam słodycze”, „wymieszałam je z arszenikiem”. Elektrody rejestrują: w mózgu Aditi uruchamia się fala P300. Ta fala uaktywnia się, kiedy mózg wyszukuje zmagazynowane wspomnienia. W ten sposób mózg zdradza właścicielkę. Sędzia orzeka, że Aditi posiada „wiedzę z autopsji”, z pierwszej ręki, a taką wiedzą może dysponować tylko sprawczyni. Skazuje kobietę na dożywocie.

Ta sama technika przydaje się w Stanach Zjednoczonych w sprawie Terry’ego Harringtona, czarnoskórego futbolisty, skazanego w 1978 roku na dożywocie za zabójstwo emerytowanego policjanta. Harrington skazany został na 25 lat więzienia, aż w końcu w 2003 roku elektropomiar wykazuje, że mózg Terry’ego nie reaguje na zapis zbrodni, odpowiada natomiast na opis alibi. Terry wychodzi na
wolność w 2003 roku, z dwunastoma milionami dolarów odszkodowania.

Trzeci, najbardziej spektakularny przykład wykorzystania elektroencefalografu to sprawa z Arkansas. Drwal James B. Grinder, podejrzewany o gwałt i mord na 25-letniej pracownicy wydawnictwa July w 1984 roku, przez lata wymykał się organom ścigania. W 1999 roku prokuratura sadza w końcu Jamesa B. Grindera z elektrodami wokół czaszki przed komputerem. Na monitorze – prezentacja mordu. Po piętnastu latach od zbrodni mózg Grindera uaktywnia falę P300, która dekoduje wspomnienia. Grinder dostaje dożywocie.

 

RAPORT Z PRZYSZŁOŚCI

Neurobiologia na tym nie poprzestaje, oferując wgląd również w przyszłość naszych mózgów. Bada się ją za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Obrazuje on zmiany przepływu krwi w komórkach nerwowych. Ma to rzekomo odtwarzać ubytki miedzy innymi w emocjonalnej aktywności mózgu, a także diagnozować predyspozycje do recydywy. Rzekomo, ponieważ ta wdrażana w sądownictwie od 2001 roku metoda budzi tyleż entuzjazmu, ile sceptycyzmu. Jej zapalczywym orędownikiem jest Kent Kiehl, profesor na Uniwersytecie w Nowym Meksyku w USA. Z tubą
do fMRI za dwa miliony dolarów prof. Kiehl zjeździł więzienia w całym stanie. Przebadał w niej mózgi ponad tysiąca skazanych, w tym dwustu psychopatów, zdiagnozowanych przez klinicznych psychiatrów. Badanie polegało na pokazywaniu skazanym trzech obrazków do oceny.

Jeden budził emocje i był moralnie naganny: przedstawiał trzy zakapturzone postaci podpalające krzyż. Drugi był emocjonalny, lecz moralnie obojętny: przedstawiał palący się samochód. Trzeci zaś był całkiem neutralny: przedstawiał stojącego studenta. Wszyscy badani oceniali obrazki tak samo. Rezonans rejestrował jednak, że mózgi psychopatów reagowały inaczej niż pozostałych osób: nie uaktywniał się w nich odpowiedzialny za emocje układ limbiczny. Oznaczało to, że u psychopaty deklaracja „wiem, że to złe” rozmijała się z aktywnością neuronową mózgu, czyli skazani psychopaci co innego myśleli, a co innego czuli. Na tej podstawie Kent Kiehl wysnuł tezę, że ubytki inteligencji emocjonalnej, mogące świadczyć o skłonności do popełniania przestępstw, da się zobrazować, i przebojem wkroczył na sale sądowe.

 

WRÓŻENIE ZE SKANÓW

Kiehl, powołany na eksperta w sprawie Briana Dugana w 2009 r., po raz pierwszy w historii wprowadził na wokandę skan fMRI jako dowód. Dugan, skazany na karę śmierci za gwałt i morderstwo 10-letniej Jeanine w Chicago w 1983 roku, odwołał się od wyroku. Skan fMRI rzekomo dowiódł, że mimo wysokiego IQ (140) Dugan ma ubytek w mózgu: nie ma wbudowanych hamulców moralnych. Obrońcy nie podważali jego winy, wnosili jednak, by wyrok śmierci zastąpić dożywociem: „Urodzony z psychopatycznym mózgiem, choć logicznie odróżniał dobro od zła, emocjonalnie nie potrafił podjąć decyzji ani kontrolować swojego zachowania”. Prokurator oponował: „Stosowanie skanu mózgu z 2009 r. do oceny czynów popełnionych w 1983 r. jest idiotyczne!”.

Sąd podtrzymał karę śmierci. Przysięgli debatowali jednak aż dziesięć godzin. Skan prof. Kiehla zastosowano także w sprawie Lorne’a Semrau, dyrektora domów opieki, który w 2010 roku został oskarżony w Tennessee o defraudację 3 mln USD z ubezpieczenia. Podczas procesu obrona zaprezentowała slajdy z rezonansu mózgu Semrau, które miały dowieść braku złych intencji. Co prawda sąd odrzucił fMRI jako dowód, ponieważ slajdy nie spełniają tzw. standardu Dauberta (to sądowniczy standard w USA dotyczący tego, jakie dowody naukowe mogą być dopuszczone podczas procesu), sędzia w uzasadnieniu powiedział jednak, że „w przyszłości bardziej zaawansowana technika fMRI będzie do zaakceptowania”. W minionych latach liczba spraw sądowych w Stanach Zjednoczonych z wykorzystaniem dowodów neurobiologicznych się podwoiła. Czy przed nami zatem „Raport mniejszości”? Wielki Brat, który zajrzy nam do głowy i przepowie nasze czyny? Światowej sławy neurobiolog profesor Michael Gazzaniga apeluje o zwrot w tej rewolucji

Agnieszka Niezgoda, FOCUS: Skany mózgu wyglądają w sądzie szalenie naukowo. Jaki z nimi kłopot?

Prof. Michael Gazzaniga z University of California: Skany są niedoskonałe. W 2004 roku w Pensylwanii sądy dwóch instancji rozpatrywały apelację Simona Pirela, oskarżonego w 1983 roku o dwa morderstwa. Skany jego mózgu dopuszczono jako dowody w sprawie, tyle że w obu instancjach na ich podstawie wydano sprzeczne diagnozy. Za pierwszym razem przekonały
przysięgłych, że Pirel nie kwalifikuje się do kary śmierci, ponieważ ma zaburzenia emocjonalne, spowodowane przez ubytek w płatach czołowych. W kolejnej instancji stwierdzono, że jest opóźniony umysłowo.

Skąd ta sprzeczność?

– Mózg ludzki można porównać do odcisku palca: niby taki sam, ale każdy inny. Skan wychwytuje natomiast po pierwsze – uśrednioną aktywność typowego mózgu dla danej czynności, po drugie – defekt mózgu w danej lokalizacji. Nie ma więc żadnej możliwości, by zdiagnozować mózg w chwili popełniania przestępstwa. Także dlatego, że w momencie skanowania mózg jest już całkiem gdzie indziej, przecież to organ w ciągłym ruchu.

Defekt neurologiczny nie jest dowodem w sądzie?

– Mówimy tu przede wszystkim o defekcie lewego płata czołowego, sprzyjającym zachowaniom agresywnym. Płaty czołowe to najczęstszy świadek neurologiczny w sądzie. Ale każdy mózg reaguje
inaczej na taki ubytek. Większość ludzi z defektem płata nie popełnia przestępstw! Bywają przetrąceni, śmieszni, ale niegroźni! W 1996 roku 18-letni Daryl Atkins, chłopak o niskim IQ i z wykroczeniami na koncie, pod wpływem alkoholu i narkotyków wywiózł sklepikarza na odludzie i zabił go, strzelając do niego wielokrotnie. Został skazany na śmierć. W 2002 r. Sąd Najwyższy orzekł, że egzekucja opóźnionego mentalnie Atkinsa jest okrucieństwem, ustanawiając tym samym precedens. Skoro jednak Atkins był zdolny zaplanować zbrodnię i przeprowadzić egzekucję poza miejscem publicznym, zdając sobie sprawę, że robi źle, to dlaczego zwalniamy go z odpowiedzialności, zrzucając winę na defekty mózgu? Neuropsycholodzy z Arizony sprawdzili, jaką różnicę robi okazanie ławie przysięgłych skanu mózgu podejrzanego. Okazało się, że nie trzeba nawet prezentować skanu, wystarczy powiedzieć „defekt mózgu” i już idzie reakcja z automatu.

Tak jesteśmy wyuczeni, że mózg jest odpowiedzialny za zachowanie. Hasło „uszkodzenie neurologiczne” wszystko tłumaczy: „ma dziurę w głowie – nie mógł zachować się inaczej”. Nasz mózg w chwili narodzin to niezapisana karta czy też rodzimy się z zakodowanym bagażem? To pytanie nurtowało neuropsychologię na początku XX w. W latach 60. neurobiolog Peter Marler przeprowadził badanie na ptakach, pasówkach białobrewych. Odkrył, że małe pasówki uczą się trelowania od swoich ojców. Odseparował więc dzieci, sprawdzając, czy przyswoją inną melodię. Okazało się, że pasówki mogły nauczyć się trelu w innym dialekcie swojego stada, nie były jednak w stanie wyuczyć się piosenki całkiem obcej. Dziś wiemy, że mózg rodzi się z wmontowanymi ograniczeniami i funkcjami. Z wiedzą genetyczną. W przeciwnym razie potrafilibyśmy się nauczyć wstrętu do zapachu róży tak jak do smrodu zgniłego jaja. Genetyka kształtuje wzorzec połączeń neuronowych, ale zewnętrzne bodźce stymulują ich aktywność. Plan ogólny jest nam dany, plan konkretny rozwijamy.

 

Co jest nam dane?

– Jest eksperyment, który to ilustruje. 11-miesięcznym niemowlętom pokazano krótki spektakl o dwóch animowanych kukiełkach, Tomie i Billu. Tom przywalił Billowi. Billy mu oddał. Niemowlaki miały to w nosie. W spektaklu dla drugiej grupy Tom też przywalił Billowi. Bill jednak nie oddał. Niemowlaki były w szoku! Kiedy akcja nie wywołała reakcji, dzieci były zdenerwowane. Rodzimy się więc z poczuciem sprawiedliwości. Niemowlakom przedstawiono dwie animowane żyrafy. Kiedy jedna dostała miskę z górą jedzenia, a druga nic, dzieci były pobudzone. Gdy zamieniono maskotki na plastikowe atrapy – niemowlaki
nie interesowały się wcale, która żyrafa ile dostała. Nieruchome, nie przynależały do ich świata. Rodzimy się wyposażeni w uprzedzenia i projekcje, których się trzymamy.

Czy mózg ma szefa?

– Czy komukolwiek udało się powiedzieć do własnego mózgu „zamknij się i idź spać”? Nie. Mózg działa tak jak internet: brak centrum dowodzenia. Wszystkie rozprowadzone w nim moduły pracują na jedno zadanie: przenieść geny do następnego pokolenia. Nie ma też dowództwa w interakcji między mózgiem a umysłem, czyli energią generowaną przez miliardy połączeń
neuronowych. Mózg to hardware, a umysł to software. Powszechny dziś determinizm deleguje całą odpowiedzialność za nasze zachowanie na mózg. Ja tymczasem stawiam własną tezę: umysł, wygenerowany przez fizyczne procesy mózgu, ogranicza mózg tak jak korek uliczny auta, które go spowodowały.

Jak to możliwe, że nie wariujemy w chaosie tego rozproszonego systemu?

– W dzieciństwie sporo czasu spędzałem w Południowej Kalifornii, buszując po pustyni. Były tam grzechotniki. Wystarczyło, że wiatr wydął trawę na wzór ruchu węża, żebym odskakiwał w bok. Świadoma decyzja zajęłaby mi sekundę lub dwie, czyli zbyt dużo, więc mózg zastosował automatyczny skrót. Ewolucja zaprogramowała nas do efektywności.

Mamy zakodowaną wiedzę genetyczną, że nie trzeba bać się kwiatów, ale należy bać się węży.

Czyli coś porządkuje nasze działania.

– To interpretator, zlokalizowany w lewej półkuli moduł połączeń neuronowych, który odpowiada za indywidualne poczucie spójności psychologicznej i generuje poczucie sensu. Podczas eksperymentu badanym narysowano na twarzy bliznę i poproszono o ocenę zachowania ich rozmówców. Potem pod pretekstem poprawienia blizny zmazano ją bez ich wiedzy. Wszyscy relacjonowali, że rozmówcy zachowywali się okropnie, unikali kontaktu wzrokowego, a wszystko przez tę bliznę, której przecież nie było. To właśnie robota interpretatora: znajdowanie przyczyn i skutków.

To zatem nasze „ja”?

– To „ja”, z którego jesteśmy tak dumni, to tylko opowiadana nam przez interpretatora iluzja. Inkorporuje post factum automatyczne zachowania, resztę wypiera lub racjonalizuje. Odpowiada za poczucie tożsamości, spójności, wyjątkowości. Ten moduł zdaje się występować tylko u ludzi.

Skoro mózg to niezależna i perfekcyjna maszyna, która nami rządzi, dlaczego twierdzi pan, że to człowiek, nie mózg, jest sprawcą zbrodni?

– Odpowiedzialność za przestępstwo człowieka nie leży w mózgu. Mózg nie ma modułu, obszaru neuronowego pt. „odpowiedzialność”. Ona rodzi się w interakcji między ludźmi oraz ich umysłami.

To umowa społeczna, inny poziom organizacji. Czy gdyby na świecie żył jeden człowiek, byłby odpowiedzialny? Wątpię. Czy zwierzętom znane jest pojęcie odpowiedzialności? Także wątpię. To grupa
społeczna formuje społeczne zachowanie człowieka. Mózg z ubytkiem nie przesądza, że człowiek nie jest w stanie przestrzegać norm wspólnoty.

Wygania pan neurobiologię z sądu. Na jakim polu widzi pan jej przyszłość?

– To gigantyczna dziedzina, która osiąga fantastyczne wyniki w pomaganiu ludziom ze schorzeniami neurologicznymi. W maju Departament ds. Weteranów zademonstrował niezwykły eksperyment.
58-letnia kobieta, od lat sparaliżowana po wylewie, za pomocą myśli uruchomiła rękę robota, który podał jej wodę. Pod czaszką, w części odpowiedzialnej za motorykę ciała, zamontowano jej czujnik wielkości aspiryny. Kobieta obserwowała ruch kończyn badaczy i zaczęła sobie wyobrażać, że podnosi rękę.

Czujnik, połączony elektrodami z neuronami, przekazywał schemat ruchu do komputera. Komputer nagrał wzorzec i przetłumaczył go robotowi: „podnieś rękę”. Robot podał kobiecie wodę. To jest magia.

Czy z punktu widzenia neurobiologii można wejrzeć w ludzką duszę?

– Chyba tylko po kilku piwach.