Pole magnetyczne skuteczniejsze niż leki na depresję? [BLOG]

W najnowszym numerze “Focusa” piszemy o terapiach, wykorzystujących wpływ elektryczności na mózg. I właśnie pojawiły się nowe dane wskazujące na skuteczność takiego leczenia.

“Prąd Cię wyleczy!” – zachęcamy na okładce majowego wydania. Chodzi nie tylko o przeżywające renesans elektrowstrząsy, ale i terapie mniej inwazyjne, takie jak przezczaszkowa stymulacja magnetyczna (Transcranial Magnetic Stimulation, TMS). W skrócie: wywołujemy zmiany elektryczne w mózgu poprzez oddziaływanie nań silnym polem magnetycznym. Nowoczesne urządzenia do TMS pozwalają precyzyjnie wycelować w interesujący badaczy obszar np. kory mózgowej i sprawdzić, co się wówczas dzieje z badanym.

Technologia ta nie służy już jednak tylko badaniom, ale i leczeniu. Może być stosowana m.in. u pacjentów z depresją. Do niedawna nie było jednak jasne, czy i jak może uzupełnić lub zastąpić klasyczną terapię lekami przeciwdepresyjnymi. Taka alternatywa jest potrzebna, bo raz, że leki często nie dają poprawy, a dwa, że dają liczne i czasami poważne skutki uboczne. Tymczasem TMS wywołuje z reguły najwyżej niezbyt nasilony ból albo, jak to ujmują lekarze, “dyskomfort w obrębie skóry głowy”.

Wczoraj na zjeździe American Psychiatric Association zaprezentowano wyniki badań sugerujące, że TMS może rywalizować z farmakologią w przypadku pacjentów z nasiloną depresją, którzy nie odczuli poprawy po leczeniu pierwszego rzutu. Badacze zestawili ze sobą dwie grupy: jedna zmieniła lek na inny, druga kontynuowała terapię pierwszym lekiem, ale dodatkowo korzystała z zabiegów TMS. Po sześciu tygodniach w pierwszej grupie poprawę odczuło 38 proc. pacjentów. W drugiej – aż 53 proc.

Wyniki są obiecujące, choć nie rozstrzygające. Nadal brakuje dużych badań, zestawiających takie terapie “łeb w łeb” i mających grupy kontrolne, które otrzymują placebo. Kierunek wydaje się jednak obiecujący i niewykluczone, że za jakiś czas “magnesowanie mózgu” stanie się częścią standardowego arsenału psychiatrii. Do tego potrzebne będą jednak także zmiany rynkowe i organizacyjne. Sprzęt do TMS jest nadal drogi, w Polsce jest go niewiele i służy głównie do badań naukowych. A polska psychiatria cierpi od lat na niedofinansowanie, więc klinik po prostu nie stać na inwestycje w nową technologię.

Czy sytuację mogą zmienić tańsze, prostsze metody, takie jak tDCS, o którym też piszę w majowym wydaniu? Niedługo wrócę do tego tematu.