Savonarola: prorok czy heretyk? Jego kazania rozpalały emocje, on sam spłonął na stosie

Hieronim Savonarola krytykował władzę świecką i kościelną. Kilka dziesięcioleci przed Marcinem Lutrem walczył z grzechami Kościoła i wypowiedział wojnę słynnemu papieżowi Borgii – Aleksandrowi VI. Wiernych straszył Apokalipsą i ogniem piekielnym. To jednak on skończył na stosie…
Savonarola: prorok czy heretyk? Jego kazania rozpalały emocje, on sam spłonął na stosie

Obok Savonaroli nie dało się przejść obojętnie. Nicolò Machiavelli – bezwzględny strateg polityczny, który Kościół traktował instrumentalnie – wspominał go z wyczuwalnym podziwem: „Florentyńczyków nie uważa się za lud ciemny czy nieokrzesany, a jednak brat Girolamo Savonarola przekonał go o swoich rozmowach z Bogiem.

Nie do mnie należy sąd o tym, czy były one prawdą (…). Mogę jedynie powiedzieć, że bardzo wielu ludzi mu uwierzyło, choć nie zobaczyli niczego, co mogłoby ich w tym przekonaniu utwierdzić. Lecz życie i nauki Savonaroli (…) okazały się wystarczające, aby zjednać mu zaufanie”.

PIERWSZE TRĄBY APOKALIPSY

Savonarola urodził się w Ferrarze w roku 1452. Jego dziadek Michał Savonarola był wielkim uczonym i lekarzem na dworze Estów, władców miasta. Hieronim również miał zostać medykiem. Sprzeciwił się jednak decyzji rodziców, zrezygnował ze studiów, a następnie uciekł z domu i jako 23-latek wstąpił do zakonu dominikanów.

W 1476 roku, zaledwie po roku terminowania, złożył śluby i od razu zaczął nauczać nowicjuszy. 5 lat później wrócił do rodzinnej Ferrary, by głosić kazania. Tu spotkało go jednak pierwsze niepowodzenie. „Zakonnik bardzo rzadko może sprawdzić się w kraju swego urodzenia (…) mniej wierzy się w kazania swego współobywatela niż cudzoziemca” – zawiedziony pisał do matki. Nie był pierwszym, który poniósł
porażkę w swojej ojczyźnie – najsłynniejsi zakonnicy podróżowali z miasta do miasta, a niekiedy także do innych państw.

 

W 1482 r. Savonarola otrzymał szansę – dominikanie wysłali go do Florencji. Trafił do klasztoru San Marco, wspieranego przez Medyceuszy. Niestety, te pierwsze lata nie przyniosły młodemu zakonnikowi popularności ani rozgłosu. Na jego kazania przychodziło niewielu, on sam głosił je zbyt uczenie. Tak jak w Ferrarze skarżył się matce, że nie może nic zdziałać w ojczystym mieście, tutaj narzekał na to, że jest nierozumiany. Nic dziwnego – dialekt emiliański, w którym mówił, był zupełnie innym językiem niż toskański. Bardziej bawił, niż zmuszał do refleksji. Zaczęto więc Savonarolę posyłać do mniejszych miast na praktykę.

Na kazania wielkopostne w 1485 roku trafił do San Gimignano. Właśnie tam przed tłumem wiernych (wielkopostne kazania były niczym wielkie spektakle gromadzące niemal całe miasto przed kościołami) pierwszy raz grzmiał z ambony, że Kościół stał się grzeszny, zostanie jednak wkrótce zreformowany. Savonarola straszył słuchaczy apokaliptycznymi przepowiedniami nadejścia w niedługiej przyszłości sprawiedliwości Bożej. Tezy te wynikały ze studiów nad Apokalipsą św. Jana. Trafiły na podatny grunt: zbliżał się jubileuszowy rok 1500, wierni obawiali się, co przyniesie.

NADCHODZI NOWY CYRUS

Z Florencji odwołano go – dość niespodziewanie – w 1488 r. Przez kilka kolejnych lat bywał w różnych miastach północnych Włoch – Bolonii, Ferrarze i Brescii. Prorokował, że to ostatnie miejsce w przyszłości spłynie krwią, kobiety zostaną odebrane mężom, dziewczęta – zgwałcone. Te straszne przepowiednie spełniły się już po jego śmierci w 1512 roku, kiedy miasto podczas wojen włoskich [1494–1559,
czytaj: Włoskie piekło] najechali Francuzi i zabili kilka tysięcy jego mieszkańców. Ci, którzy przeżyli, przypominali wówczas słowa Savonaroli…

W tym samym czasie kaznodzieja zaprzyjaźnił się z Giovannim Pico della Mirandolą, wielkim humanistą i uczonym, którego Machiavelli nazywał „równym bogom”. Gdy w 1487 roku Pico della Mirandola osiadł na dworze Wawrzyńca Medyceusza we Florencji, przekonywał władcę do sprowadzenia Savonaroli do klasztoru San Marco. Wawrzyniec zwlekał z decyzją, tymczasem sława Savonaroli rosła. Nic dziwnego: zakonnik opowiadał, że podczas medytacji i we śnie nawiedzają go święci…

 

Wawrzyniec zdecydował się posłać po Savonarolę dopiero w 1490 roku. Swoje apokaliptyczne kazania głosił najpierw w klasztorze San Marco, a później – gdy zaintrygowani florentczycy przestali się tam mieścić – w miejskiej katedrze. Przepowiadał, że reforma Kościoła nastąpi w ciągu kilku najbliższych lat, wcześniej jednak kara Boska spadnie na całą Italię.

Jego kazania stanowiły też krytykę florenckiego ustroju politycznego – ukrytej tyranii, co drażniło Wawrzyńca Wspaniałego. Co więcej, gdy Savonarola w lipcu 1491 roku został wybrany na przeora klasztoru San Marco, ostentacyjnie nie spotkał się z Medyceuszem. Potraktowano to jako zniewagę wobec opiekuna klasztoru. Nie wiemy, jak potoczyłyby się stosunki Wawrzyńca i Savonaroli, gdyby nie nagła (choć nie niespodziewana) śmierć Medyceusza.

Władca od lat chorował na podagrę. W noc jego śmierci, 9 kwietnia 1492 roku, umierający kazał wezwać do siebie właśnie przeora klasztoru San Marco. Nic w tym dziwnego – był to najwyższy rangą zakonnik w klasztorze znajdującym się pod opieką rodu. W późniejszych dekadach, już po śmierci dominikanina i Wawrzyńca, o tej spowiedzi zrobiło się głośno. Plotki głosiły, że spowiednik miał przybyć do umierającego władcy niechętnie i postawić dość niezwykły warunek rozgrzeszenia – zwrócenie Florencji jej republikańskiej wolności. Medyceusz miał z pogardą odrzucić tę myśl i wówczas wyzionął ducha. Wydaje się jednak, że Wawrzyniec poprosił dominikanina o opiekę nad swoim dość nieudolnym, gdy idzie o sprawy państwowe, synem Piotrem, który miał objąć po nim władzę.

Niestety, inauguracja rządów Piotra przypadła na fatalny okres w historii Półwyspu Apenińskiego – początek trwających ponad pół wieku wojen włoskich. Już w 1493 roku Savonarola straszył, że na Półwyspie pojawi się nowy Cyrus i bez sprzeciwu przejdzie przez całą Italię. 21 września 1494 roku przepowiednia spełniła się: Karol VIII wkroczył do Italii.

Tego dnia Savonarola zaczął kazanie od biblijnych słów o wielkim potopie: „Ja zaś sprowadzę na ziemię potop, aby zniszczyć wszelką istotę pod niebem, w której jest tchnienie życia; wszystko, co istnieje na ziemi, wyginie”. Wpierw po cichu, a potem oficjalnie zakonnik zaczął wspierać działania Karola VIII – widział w nim władcę, który mógł położyć kres nieprawościom papiestwa (papieżem był już wówczas Aleksander VI, słynny Rodrigo Borgia) i przyspieszyć reformę Kościoła.

Widząc zbliżające się niebezpieczeństwo Piotr Medyceusz popełnił największy błąd – stracił szacunek podwładnych oddając w ręce wroga w zasadzie bez walki trzy ważne toskańskie twierdze. Zezwolił także na zajęcie dwóch kluczowych dla handlu ośrodków – Pizy i Livorno. Układ był poniżający i niebezpieczny.

Gdy wieść o nim dotarła do Florencji, w mieście wybuchło niezadowolenie. Wysłano do Karola drugie poselstwo, w którym najważniejszym wysłannikiem był Savonarola. W wyniku antymedycejskiego buntu w mieście Piotr musiał uciekać. Niestety, delegatom nie udało się wynegocjować znaczących ustępstw podczas pertraktacji z Karolem – Florencja uzyskała niewiele ponad gwarancję wolności. Straciła Pizę – miasto kluczowe dla handlu morskiego. Na dodatek przez Florencję miało przemaszerować wojsko francuskie, a to zawsze budziło strach zwykłych mieszkańców.

Wizja obrabowanych magazynów i splądrowanych domostw przemawiała do wyobraźni. Był to idealny grunt dla działalności Savonaroli. Poseł Mantui we Florencji w raporcie do swego władcy pisał: „Pewien dominikanin [Savonarola – przyp. red.] tak przeraził ludzi, że wszyscy oddają się pobożności i postom. Dziewczęta i część z zamężnych kobiet uciekła do klasztorów, tak że we Florencji widzi się teraz tylko chłopców, mężczyzn i stare kobiety”.

Po wygnaniu Medyceuszy oraz pokojowym wymarszu Karola VIII w mieście rozpoczęto serię reform. Florencja stała się republiką. Savonarola, często zapraszany na obrady najwyższych władz miejskich, tzw. Signorii, zabierał głos w dyskusjach nad ustrojem państwa. Opowiadał się za systemem  przypominającym Republikę Wenecką.

 

CZŁOWIEK, KTÓRY ZNIÓSŁ KARNAWAŁ

Plany Savonaroli nie ograniczały się jednak do reformy politycznej państwa. Chciał we Florencji zaprowadzić rządy Boże, uczynić z niej miasto, które byłoby wzorem dla całego świata chrześcijańskiego. Wśród jego najgorliwszych wyznawców znajdowali się nie tylko mężczyźni: gromadził wokół siebie także tłumy kobiet, które licznie przychodziły na jego kazania.

To one były głównym sprzymierzeńcem Savonaroli w walce o reformę obyczajów. Pod jego wpływem wprowadzały w swych domach nowe zwyczaje, np. częste posty, co doprowadziło niemal do bankructwa florenckich rzeźników (miejskie władze musiały im obniżyć podatki, ponieważ sprzedaż mięs znacznie spadła!). W dokumentach z późniejszego procesu Savonaroli opisywano oddanie i lojalność jego słuchaczek: „w sekrecie pisały do niego, donosząc mu o spiskach, które ich mężowie knują przeciwko niemu”.

Drugą grupą, która okazała się niezwykle podatna na nauki Savonaroli, była młodzież. Kaznodzieja postanowił wykorzystać jej zapał i stworzył „bojówki”. Ich członkowie mieli różne funkcje – jedni dbali o porządek w kościele i na ulicach miasta, inni zbierali datki dla biednych czy dbali o czystość przedmiotów kultu. Wśród nich znajdowali się również tzw. inkwizytorzy. Przemierzali miasto (nie tylko ulice, wkraczali także do domów prywatnych) w poszukiwaniu bluźnierców, ludzi grających w karty i kości oraz przesadnie wystrojonych kobiet i dziewcząt.

Gdy znaleźli kogoś, kto łamał przepisy, mieli prawo zarekwirować zakazane dobra i zagrozić słowami: „(…) nakazujemy ci pozbyć się tych wszystkich marności, a jeśli tego nie zrobisz, dotknie cię choroba”. Walcząc z niemoralnymi rozrywkami w mieście, Savonarola rozkazał… znieść karnawał. W miejsce zabaw i spektakli miejskich pojawiły się szczegółowo dopracowane przez przeora procesje towarzyszące największym świętom kościelnym. W ich trakcie rozpalano tzw. stosy próżności: wielkie piramidy podzielone na 7 poziomów (w nawiązaniu do 7 grzechów głównych), w których płonęły maski karnawałowe, przebrania błazeńskie, książki z poezją łacińską i włoską, kobiece ozdoby, welony, kosmetyki (np. pomady, perfumy), lustra, a także karty do gry, szachy i instrumenty muzyczne.

Niszczono także dzieła sztuki. Niektórzy z malarzy ponoć sami dorzucali do ognia swoje obrazy. Takie stosy płonęły już wcześniej w miastach włoskich – niemal zawsze pod wpływem wędrownych kaznodziejów nawołujących do porzucenia marności tego świata. Stosy próżności Savonaroli miały jednak inny charakter – stanowiły część wielkiego spektaklu, dzięki któremu miasto miało stać się Państwem Bożym, Nową Jerozolimą.

 

WOJNA Z RZYMEM

Problemy Savonaroli rozpoczęły się, gdy Karol VIII zaczął tracić swą pozycję na Półwyspie Apenińskim. W lipcu 1495 roku król opuścił Italię. Jego odwrót oznaczał polityczną izolację Florencji. Przeciwnicy dominikanina (w tym stronnictwo wygnanych Medyceuszy) przeszli do ofensywy. Jej najważniejszą areną okazał się dwór papieski.

Papież wiedział, że sama krytyka Kościoła nie stanowi herezji. Borgia po cichu zresztą podziwiał bezkompromisowość dominikanina, jego umiejętności kaznodziejskie i wiedzę. 21 lipca 1495 r. wysłał do Savonaroli pierwsze pismo wzywające go do Rzymu w celu wytłumaczenia się ze swoich proroctw. Nadaremnie. Kilka miesięcy później do Florencji dotarło kolejne pismo, w którym Borgia nazywał przeora piewcą fałszywej doktryny i zakazywał mu głoszenia kazań. Savonarola ustąpił, ale tylko na kilka miesięcy. W 1496 roku znów publicznie krytykował Kościół. Zwolennicy dominikanina tak bardzo obawiali się wówczas zamachu na jego życie, że uformowali uzbrojoną eskortę, która towarzyszyła mu w mieście.

7 listopada 1496 roku Aleksander VI wysłał kolejne pismo – tym razem wymierzone w autonomiczną pozycję Kongregacji Toskańskiej, do której należał klasztor San Marco. Papież praktycznie odbierał Savonaroli władzę nad kongregacją, zaś klasztory podporządkowywał bezpośrednio Rzymowi. I ten zabieg nie przyniósł efektów.

Zakonnicy z San Marco stali murem za swym przeorem i w liście do Rzymu wyrazili sprzeciw wobec woli papieża. Tymczasem w połowie 1497 roku do władzy we Florencji doszli przeciwnicy Savonaroli. Tę sytuację postanowił wykorzystać syn papieża Cesare Borgia, który słynął z radykalnych i nierzadko krwawych rozwiązań ojcowskich problemów. To on, a nie papież (który jedynie ją zatwierdził), przygotował ekskomunikę dominikanina! Opierała się na trzech zarzutach: Savonarola odmówił stawienia się w Rzymie; głosi fałszywą doktrynę i nie podporządkowuje się rozkazowi w sprawach dotyczących zakonu dominikańskiego. Oficjalne pismo dotarło do Florencji z końcem maja 1497 roku.

I właśnie w tym momencie sytuacja się odwróciła. W czerwcu 1497 roku władzę w mieście znów objęli stronnicy Savonaroli, którzy nie uznali ekskomuniki (kadencje we Florencji trwały zaledwie 2 miesiące). Co więcej, wykryto spisek stronnictwa medycejskiego, które chciało obalić republikę i odzyskać wpływy w mieście. Spiskowców osądzono i skazano na śmierć. Niestety, przy okazji pogwałcono procedury sądowe, co pozostawiło wielki niesmak wśród mieszkańców miasta i skazę na wizerunku stronnictwa Savonaroli.

Mimo to przez kilka kolejnych kadencji najwyższe funkcje pełnili jego zwolennicy. Czując się pewnie, dominikanin zaplanował serię kazań na Wielki Post 1498 roku. Tłumaczył w nich, że ekskomunika jest nieważna, a papież zwyczajnie się myli. Grzmiał: „Czy sądzicie, że boję się Rzymu? Wcale się nie boję, wyruszam przeciwko niemu”.

I kontynuował w bojowym nastroju: „w swej rozwiązłości stałeś się [chodzi o Kościół – przyp. red.] wszeteczną nierządnicą. Jesteś gorszy niż odrażające zwierzę. Kiedyś wstydziłeś się swoich grzechów, dziś już nie. Kiedyś kapłani swoich synów nazywali synowcami, dziś już nie są synowcami, lecz po prostu synami. Stałeś się domem publicznym. Co robi nierządnica? Zasiada na salomonowym tronie i każdego wzywa: kto ma pieniądze, jest wpuszczony i robi, co mu się podoba, kto pragnie dobra, jest wypędzony precz”.

 

POJEDYNEK O PRAWDĘ

Nic dziwnego, że papież postanowił interweniować. Zagroził całemu miastu interdyktem. Gdy mimo to władze miejskie wstawiły się za kaznodzieją, użył… argumentów ekonomicznych – obiecał pomoc w odzyskaniu Pizy blokującej handel morski Florencji oraz zgodził się na nałożenie na duchowieństwo toskańskie podatku. To przekonało władze. Na początku 1498 roku Savonarola otrzymał zakaz głoszenia kazań.

Próba ognia

Typ ordaliów, pełniących funkcję dowodów podczas procesów sądowych, które miały wykazać niewinność oskarżonego lub prawdziwość głoszonego świadectwa. Próby te opierały się na przekonaniu, że temu, kto mówi prawdę, nie powinno się
z woli Boskiej stać nic złego podczas eksperymentu np. przejścia przez ogień albo polania wrzącą wodą – stąd ich inna nazwa: sąd Boży. W późnym średniowieczu były stosowane bardzo rzadko i należały raczej do przeżytków wcześniejszych wieków.

Dominikanin zamilkł, ale rozpoczął przygotowania do ostatecznej rozprawy z papieżem. Wystosował pisma do kilku władców europejskich, którzy mogli posłużyć się bronią ostateczną – soborem powszechnym (do czego na mocy postanowień w Konstancji z 1418 r. formalnie mieli prawo, pod warunkiem, że papież nie zwoływał soboru przez ponad 10 lat) uprawnionym do odwołania papieża z tronu piotrowego. Los chciał, że jeden z tych listów wpadł w ręce księcia Mediolanu Ludwika Sforzy, który przekazał go natychmiast Aleksandrowi VI.

Tymczasem we Francji zmarł ostatni istotny sojusznik Florencji – Karol VIII. W tym momencie Savonarola stracił ostatniego z liczących się sprzymierzeńców. Jego los miał jednak przypieczętować nie gniew papieża Borgii, lecz wyzwanie rzucone przez konkurującego z nim kaznodzieję…

Franciszkanin Francesco di Puglia w marcu 1498 r. w położonym niedaleko Florencji Prato wezwał Savonarolę i jego wyznawców na tzw. próbę ognia. Początkowo dominikanin chciał go zignorować, jednak wieść szybko się rozniosła. Władze Florencji postanowiły wykorzystać tę sytuację. Rozkazały spisać tezy, których prawdziwość mogły udowodnić osoby chętne do wzięcia udziału w „pojedynku prawdy”. Zapowiadało się, że Florencję czeka wielkie widowisko, które wreszcie rozstrzygnie, czy Savonarola jest prawdziwym prorokiem.

Główny pozwany był jednak przeciwny dowodzeniu swych tez w taki sposób. Udział w „eksperymencie” po jego stronie zgłosił więc Domenico Buonvicini, ze strony franciszkanów miał „wystąpić” Giuliano Rondinelli. 7 kwietnia 1498 r., gdy na placu miejskim wszystko było przygotowane do próby, zakonnicy zaczęli kłócić się o szczegóły: a to o szaty tych, którzy mieli przejść przez ogień (że są zaczarowane), a to o to, czy można przechodzić przez ogień z monstrancją lub krucyfiksem.

Zamiast wielkiego widowiska tłum oglądał teologiczną dysputę, której nie rozumiał. Na dodatek pod wieczór spadł ulewny deszcz, który uniemożliwił rozpalenie stosu. W końcu próbę w ogóle odwołano. Jedni widzieli w tym dowód świętości dominikanina, inni jego zmowę z diabłem. Większość była po prostu zawiedziona.

 

W PROCH SIĘ OBRÓCISZ

Noc nie ostudziła emocji w mieście. Następnego dnia lud zaatakował klasztor San Marco. W tym samym czasie tłum miejski wtargnął do domu Francesco Valoriego, polityka i wyznawcy Savonaroli. Zabito jego żonę, wnuka, a dom spalono. Wkrótce na ulicy zamordowano samego Valoriego. Ten mord stanowił odwet za wyrok śmierci dla popleczników Medyceuszy w 1497 roku. Tymczasem bitwa o klasztor trwała. Gdy władze miejskie przysłały ludzi po Savonarolę, ten postanowił oddać się w ich ręce. Wraz z dwoma innymi zakonnikami udał się do pałacu miejskiego, gdzie został aresztowany.

Rozpoczęły się przesłuchania i tortury, które trwały kilka miesięcy. Proces kilkakrotnie przerywano. Savonarola w celi pisał swoje ostatnie dzieło – „Medytacje więzienne”. Tymczasem Aleksander VI niecierpliwił się. Próbował wymusić na władzach miejskich wysłanie więźniów do Rzymu. Bez skutku. 

W końcu Borgia przysłał do miasta swoich komisarzy, którzy doprowadzili proces do końca w ciągu trzech dni. Wszystkich oskarżonych skazano jako heretyków i schizmatyków. Zdegradowano ich, co oznaczało, że nie należeli już do duchowieństwa, i oddano w ręce władzy świeckiej, która miała wykonać wyrok.

Była to normalna procedura – inkwizycja w średniowieczu nie miała prawa skazywać na śmierć heretyków i nie wykonywała egzekucji. Według podobnej procedury kilka dziesięcioleci wcześniej na śmierć skazano Dziewicę Orleańską Joannę d’Arc. Hieronim Savonarola wraz ze swoimi dwoma najwierniejszymi wyznawcami – Dominikiem Buonvicinim i Sylwestrem Maruffim – został stracony 23 maja 1498 roku na głównym placu miejskim przed Palazzo Vecchio.

Savonarola zginął ostatni – nie oszczędzono mu widoku śmierci jego wyznawców. Zakonników najpierw powieszono, potem spalono. Szczątki – z obawie o rozwój kultu potencjalnych relikwii – rozkazano wrzucić do rzeki Arno. Kilka dni po egzekucji do miasta dotarł list króla Francji Ludwika XII, który wstawiał się za skazanym – było już jednak za późno.