Przed murem była Polska

Masowa ucieczka nie powinna być powodem do dumy. Nasi zachodni sąsiedzi potrafi ą jednak pięknie świętować porzucenie ojczystej ziemi, czyli wschodnich Niemiec. To ich zachowanie stało się symbolem obalenia komunizmu, a nie wydarzenia w Polsce

Trochę, niestety, na nasze własne życzenie. My zajmowaliśmy się odbudową ojczyzny, ponosiliśmy ogromne koszty zmian, a Niemcy ze Wschodu sadowili się wygodnie w nowych warunkach, bo bracia z Zachodu wzięli na siebie ciężar odbudowy i zjednoczenia. Ja jestem jednak wdzięczny Niemcom, że popłynęli na fali zmian zapoczątkowanych nad Wisłą i popchnęli ten mur. Mogli przecież zwlekać, czekać na innych, a jednak zdobyli się na odważny krok. I – jakkolwiek na to patrzeć – ucieczkę, pozostawienie własnej ojczyzny na rzecz tej lepszej, wygodniejszej. My, Polacy, nie mieliśmy dokąd uciekać. Musieliśmy ciężar zmian wziąć na własne barki. Nie płynęły do nas miliardy z Zachodu, zaczynaliśmy nie tylko od zera, ale wręcz na minusie, bo z dnia na dzień zerwaliśmy współpracę z państwami wciąż istniejącego Bloku Wschodniego. To tak, jakby komuś z dnia na dzień wyjąć z portfela prawie wszystkie pieniądze. I za co tu żyć? A jednak daliśmy radę. Nalegałem, żeby uruchomić plan Marshalla nowej generacji, bo to wszystkim by się opłacało. Miałem już zgodę zainteresowanych, poparł to w rozmowie ze mną prezydent George Bush (ojciec), ale nastał prezydent Clinton i sprawa upadła. Szkoda.

Nie zapominajmy, że wolność wygraliśmy wcześniej niż Niemcy. A mogło być naprawdę różnie – upadek muru też nie musiał nastąpić tak szybko. Bez przełomu w Polsce (także wydarzeń z sierpnia 1989 roku, gdy w NRD nikomu nie przyszło do głowy, żeby wzniecać jakąkolwiek rewoltę) pozostałby nienaruszony przez całe lata. Przecież sami Niemcy nie wierzyli, że przełom dokona się jeszcze za ich życia. Pamiętam do dziś minę ministra spraw zagranicznych RFN Hansa-Dietricha Genschera, którego zapytałem – a była to jesień 1989 roku – czy jest przygotowany na upadek muru. Moje pytanie potraktował jako sympatyczny, ale zbyt surrealistyczny żart. Następnego dnia delegacja niemiecka, z kanclerzem Helmutem Kohlem, musiała przerwać wizytę w Polsce, bo… mur zaczął się sypać. Nie dziwię się ich ówczesnej niewierze. Przecież wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Sięgnijmy do samych początków owej Jesieni Ludów. Jak dotąd unikałem wypowiadania się o tamtym czasie, bo musiałbym ujawnić się jako… oszust. Tak, oszukiwałem komunistów, podpisałem porozumienia Okrągłego Stołu, by potem się z nich nie wywiązać. Ale zapewniam, że intencje generałów też nie były czyste, po prostu realizowali swoją taktykę. Swoimi opowiastkami skłonili mnie do podjęcia z nimi negocjacji, ale zapewne liczyli, że sprawy potoczą się po ich myśli. Teraz ujawniam, jak było naprawdę. Generałowie zgodzili się na pewne rzeczy, o które walczyliśmy przy Okrągłym Stole. Po to, abyśmy się udławili. Zostawili sobie fotel prezydenta, MON i MSW, a nam dali stanowisko premiera oraz gospodarkę, abyśmy się „przejechali” na reformach. I wtedy wróciliby w glorii zbawców. I byli bliscy zrealizowania tego chytrego planu. Poza tym dysponowali resortami siłowymi, co musiało budzić niepokój. Wiedziałem, że trzeba zadać cios, póki są zamroczeni wyborczą porażką. I jeszcze raz potwierdziła się stara prawda, że w historii bardzo wiele zależy od jednego ruchu. Koledzy legaliści, reprezentujący przy Okrągłym Stole stronę opozycji, nalegali, abyśmy dotrzymali wszystkich zobowiązań wobec komunistów. Stanęli nawet przeciwko mnie w czasie wyborów prezydenckich (gdy udało się obalić Jaruzelskiego). Ale wyobraźmy sobie, co by było, gdybym dotrzymał tych obietnic – Jaruzelski prezydentem, a Kiszczak szefem MSW jeszcze przez pięć lat. I oni wprowadziliby nas do NATO i Unii Europejskiej? Usunęliby z Polski wojska sowieckie? A jak wyglądałby pucz Janajewa, gdyby to oni dzierżyli stery władzy w Polsce? Nie ulega wątpliwości – musiałem przyspieszyć, musiałem wywrócić Okrągły Stół do góry nogami. To był ostatni moment na wykonanie tego ruchu. Przypomnijcie sobie: coraz popularniejsze stawało się wówczas złowieszcze hasło „komuno, wróć”, ludzie przestali wierzyć w dobrodziejstwa demokracji. Niech mi więc nikt nie mówi, że to komuniści oddali władzę – ona im została odebrana. I niech nikt nie mówi, że to upadek muru berlińskiego zapoczątkował przemiany. On był tylko skutkiem zdarzeń zapoczątkowanych w Polsce!