Przytulanie niezbędne do życia. „By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie ośmiu”

Przytulajmy się – nie tylko w walentynki! Dotyk okazuje się wyjątkowo ważny dla naszego rozwoju, inteligencji i zdrowia. Pozbawieni go, umieramy.
Przytulanie niezbędne do życia.  „By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie ośmiu”

Budzę się. Ciasno wtulony w moje ramię śpi spokojnie mój czteroletni syn. Obok pod pachą mojego męża posapuje sześcioletnia córka. Przyszli w nocy czy nad ranem? Czy coś im się przyśniło niefajnego? Czy po prostu chcieli się przytulić? Patrząc na nich, mam nadzieję, że nigdy z przytulania nie wyrosną. Dla mnie przytulanie jest naturalne jak oddychanie, potrzebuję go każdego dnia. I nie tylko ja.

Amerykańska psychoterapeutka Virginia Satir uważała, że „by przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu. By się rozwijać – dwunastu”. Próbuję na szybko zsumować liczbę codziennych „głasków” w naszej rodzinie: poranne tulenie męża przy ekspresie do kawy, dzieci w szkolnej i przedszkolnej szatni (niezliczona ilość powtórek), przytulenie koleżanki, której tata jest w szpitalu. Tarmoszenie psa, który nie zdaje sobie sprawy, że nie jest już szczeniakiem, tylko 35-kilogramowym owczarkiem i bez skrępowania ładuje się na kolana. Przy czytaniu książek, oglądaniu telewizji. Tulenie kucyka. Łezki w czasie jazdy konnej (plus głaskanie całego stajennego przychówku: od kotów przez kozy i osła). Głaski na dobranoc. Wychodzi sporo ponad dwanaście!

 

Uwodzenie przez głaskanie

Dotyk, jak udowodnił francuski badacz Nicolas Guéguen, pomaga już na etapie nawiązywania znajomości. Jego 21-letni pomocnik przez trzy tygodnie zagadnął 120 kobiet w nocnym klubie. Przedstawiał się i proponował taniec, w połowie przypadków lekko dotykając ramienia pytanej. W drugim badaniu trzej badacze starali się zdobyć numer telefonu 240 kobiet, mówiąc im, że są piękne i chcieliby się z nimi umówić na kolację. Wyniki obu eksperymentów pokazały siłę dotyku: w klubie zaproszenie do tańca przyjmowało 43 proc. kobiet, ale po dotknięciu – już 65 proc.; na ulicy badacze dostali numer telefonu 10 proc. zaczepionych, po dotknięciu ta liczba wzrosła dwukrotnie. Jak tłumaczy w książce „59 sekund” prof. Richard Wiseman: „Delikatny dotyk jest postrzegany jako oznaka wysokiej pozycji. Szczególnie dotyczy to dotknięcia ramienia kobiety przez mężczyznę”.

Koczownicy lubili się przytulać

„Pokaż mi, jak reagujesz na dotyk, a powiem ci, z jakiego kręgu kulturowego jesteś” – żartuje Leon Ciechanowski. Generalnie im dalej na północ, tym większy dystans między ludźmi i zmniejszone przyzwolenie na dotyk. Do kultur o dużym dystansie, tzw. zimnych, zaliczają się obok Skandynawów m.in. Japończycy oraz Chińczycy, a do ciepłych południowcy: Latynosi, Włosi, Grecy czy Hiszpanie. „Jedna z hipotez wskazuje, że dystans zależy od tego, czy dany lud był osiadły, czy koczowniczy; te ostatnie kultury są bardziej ciepłe i gościnne, bo to zapewniało im przetrwanie” – tłumaczy Ciechanowski. Kulturowych różnic związanych z dotykiem jest więcej.

 

„Np. w Indiach akceptowalny jest dotyk między mężczyznami, na ulicach często widać mężczyzn trzymających się za ręce, albo nawet za małe palce u rąk, w krajach arabskich dozwolone jest powitanie znajomych mężczyzn przez pocałowanie w policzek. Tego typu kontakt w kulturze zachodniej dozwolony jest dla dziewcząt, ale w przypadku chłopców często wywołuje homofobiczne komentarze”. W Indiach dobrze widziane jest też, by osobę darzoną szacunkiem: rodzica czy nauczyciela, witać, dotykając palców jego stóp.

„Osoba, która nas delikatnie dotyka, wydaje nam się bliska, sympatyczna, co sprawia, że chętniej spełnimy jej prośbę – w jednym z badań grupa studentów, która była przypadkowo dotykana – chętniej zgadzała się wziąć udział w eksperymencie” – dodaje Leon Ciechanowski, psycholog i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS. Jak zauważa, jeszcze ważniejszy niż sam dotyk jest jego kontekst – czyli kto i w jakich okolicznościach nas dotyka. W eksperymencie przeprowadzonym w 2012 roku heteroseksualnym mężczyznom badano aktywność mózgu za pomocą fMRI (funkcjonalnego rezonansu magnetycznego). W czasie badania oglądali film z osobą, która ich dotyka – raz kobiety, raz mężczyzny, i równocześnie rzeczywiście byli dotykani. Dotyk kobiety był odbierany jako zdecydowanie bardziej przyjemny; obszar pierwotnej kory czuciowej reagował wyraźniej. „Mężczyźni zostali jednak oszukani, gdyż choć oglądali dwa rodzaje nagrań, cały czas dotykani byli przez kobietę” – tłumaczy Leon Ciechanowski. Wynik ten zaskoczył badaczy, gdyż do tej pory uważano, że kora czuciowa odpowiada jedynie za identyfikację prostych parametrów dotyku jak jego siła.

 

Od pierwszego dotyku

Język dotyku jest skomplikowany, ale to zarazem pierwszy język, jaki opanowujemy. „To nasze pierwsze narzędzie kontaktu ze światem, zmysł ten wykształca się bardzo wcześnie, już około ósmego tygodnia życia płodu” – mówi Leon Ciechanowski. Ten zmysł jest też kluczowym narzędziem poznawania świata przez noworodki, które jeszcze niezbyt dobrze widzą i słyszą. Dziecko głaskane i przytulane uspokaja się, a mając poczucie bezpieczeństwa, otwiera się na świat. „Warto dodać, że to najrozleglejszy z naszych zmysłów, jego narząd, czyli skóra, ma u dorosłego około dwóch metrów kwadratowych powierzchni i waży kilka kilogramów, niemal 15 proc. masy ciała” – wyjaśnia badacz. „Prawidłowo rozwijające się niemowlę próbuje złapać wszystko, co jest w zasięgu jego ręki, a gdy tylko zdoła chwycić przedmiot, wkłada go do ust i wysysa z niego każdy bit informacji dotykowej” – pisze dr Martin Grunwald w książce „Human Haptic Perception”.

I dodaje: „Żadna forma życia nie miałaby szans na samodzielną egzystencję bez zmysłu dotyku, dlatego też w przyrodzie nie spotyka się zupełnego braku tego zmysłu”.

 

A jego niedobór ma fatalne skutki dla wielu gatunków. Młode szczury, które badacze oddzielali od matki, zaczynały wydzielać mniej hormonu wzrostu. Stan ten wracał do normy, gdy uczeni głaskali gryzonie wilgotnym pędzelkiem. Znacznie gorzej reagowały małpy: pozbawione dotyku w dzieciństwie nie potrafiły później odnaleźć się w stadzie. Były „głuche na emocje”. „Przez długi czas sądzono, że do rozwoju ssaków naczelnych wystarczające jest zapewnienie im pożywienia. Ale już prowadzone w latach 50. XX wieku doświadczenia obaliły tę tezę” – mówi Leon Ciechanowski. Harry Harlow z Uniwersytetu of Wisconsin-Madison odseparował od matek młode makaki. Zastąpił je dwiema kukłami: drucianą i drugą, z miękkiej tkaniny. Mimo że tylko druciana „mama” była wyposażona w butelkę z mlekiem, małpki, mając do wyboru obie opiekunki, wolały kontakt z tą, do której mogły się przytulić.

„Prowadzone także w XX wieku obserwacje dzieci wychowywanych w sierocińcach pokazały, że dotyk jest niezbędny nie tylko do rozwoju, ale w ogóle do życia” – dodaje Leon Ciechanowski. Jako pierwszy zaobserwował to zjawisko węgierski psychiatra Rene Spitz. Porównał on rozwój dzieci z dwóch żłobków: więziennego, w którym dzieci na co dzień stykały się ze swoimi mamami, oraz z ochronki, prowadzonej przez siostry zakonne, które co prawda karmiły i myły podopiecznych, ale w ogóle ich nie przytulały. Śmiertelność w tym ostatnim zakładzie była druzgocąca: umierało co trzecie dziecko, podczas gdy w więziennym żłobku ani jedno. Jedyną zmienną był dotyk. Prowadzone przez kolejne dziesięciolecia badania pokazały, że nietulone dzieci gorzej przybierają na wadze i są zdecydowanie mniej odporne niż ich tuleni rówieśnicy.

Oksytocyna dobra na wszystko

Jak to możliwe, że dotyk czyni takie cuda? „To oksytocyna, tzw. hormon miłości. Odpowiada on za budowanie więzi, jego poziom wzrasta po narodzinach dziecka, ale także wtedy, gdy do tykamy kogoś, na kim nam zależy” – wyjaśnia Ciechanowski. Oksytocyna sprawia, że czujemy się szczęśliwi i bezpieczni. „Jej wydzielanie hamuje nasz układ współczulny, który uaktywnia się w razie niebezpieczeństwa. W takiej sytuacji uciekamy lub walczymy, ale gdy już pokonamy wroga, przychodzi moment uspokojenia – właśnie oksytocyną.

 

Ten mechanizm jest tak niezbędny i silny, że działa nie tylko, gdy przytulamy osobę bliską, ale także zupełnie obcą, a nawet zwierzę lub maskotkę. Bez tego mechanizmu nasze ciało byłoby w ciągłym stresie, który może prowadzić do śmierci. W jednym z eksperymentów szczury wkładano do klatki, której podłoga cały czas traktowała zwierzęta impulsem elektrycznym. Dawka była niewielka, ale ciągły stres, jakiemu poddawano zwierzęta, sprawiał, że po pewnym czasie poddawały się i umierały” – dodaje.

Prawdopodobnie podobny mechanizm działał na dzieci w ochronkach. Doświadczały ciągłego stresu, a przy braku dotyku i oksytocyny nie potrafiły sobie z nim poradzić. Brak dotyku sprawiał, że traciły też zainteresowanie światem i przestawały się rozwijać. „Niemota, wycofanie z kontaktu, kiwanie” – tak w 1994 roku Mary Carlson i jej mąż Felton Earls, uczeń Harry’ego Harlowa, opisywali symptomy, jakie wykazywały dzieci z rumuńskich sierocińców, którymi nikt się nie interesował. Wraz z psychologiem dziecięcym Josephem Sparlingiem postanowili sprawdzić, czy „siniaki w mózgu”, które powoduje brak dotyku, da się zaleczyć. W jednej z grup zwiększono liczbę opiekunek, tak że jedna przypadała nie na dwadzieścioro, lecz na czworo dzieci, dzięki czemu mogły okazać więcej czułości każdej z sierot. Wyniki były szokujące: w ciągu roku dzieciom z grupy przytulanej obniżył się poziom kortyzolu, hormonu stresu, w ślinie – podwyższał się tylko rano po przebudzeniu, a potem wracał do normy, podczas gdy w innych grupach podnosił się około południa i utrzymywał na stałym, zbyt wysokim poziomie przez cały dzień. Nawet po 18 miesiącach od zakończenia programu lepiej radziły sobie ze stresem, choć bez przytulania ich zyskane przez dotyk umiejętności społeczne słabły.

Broń sprzedawców

 Jonathan Levav i Jennnifer Argo wykazali, że nawet lekkie klepnięcie w tył ramienia ułatwia podejmowanie ryzykownych decyzji finansowych. 67 badanych miało do wyboru: bezpieczną wypłatę pieniędzy lub zaryzykowanie większej nagrody (z 50-procentową szansą na jej zdobycie). Część uczestników na początku badania została przez badaczkę lekko dotknięta w tył ramienia. Osoby z grupy „dotkniętej” częściej wybierały ryzykowną opcję zdobycia nagrody w porównaniu z grupą kontrolną. Badanie Nicolasa Guéguena wykazało z kolei, że 25 proc. klientów, którzy podczas składania zamówienia byli delikatnie dotykani przez kelnera, zostawiło napiwek. W grupie kontrolnej szczodrość spadała do 11 proc.

 

Inne badania prowadzone na rumuńskich sierotach wykazały, że miały one gorzej niż rówieśnicy rozwiniętą tzw. korę okołooczodołową. Rozwija się ona w ciągu pierwszych trzech lat życia pod wpływem interakcji społecznych. Umożliwia m.in. wczuwanie się w przeżycia innych ludzi i wyciąganie wniosków na podstawie ich stanów umysłu, kontrolę zachowań emocjonalnych oraz reakcje na sygnały emocjonalne płynące od innych osób.

„Najnowsze badania potwierdzają, że dotyk jest kluczowy na bardzo wczesnym etapie rozwoju” – dodaje Ciechanowski. Naukowcy z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Wisconsin-Madison porównali czterolatki wychowywane w rodzinach z tymi, które mniej więcej do 16. miesiąca życia wychowywały się w sierocińcach, ale potem trafiły do rodzin zastępczych. Dzieci grały z rodzicami w grę komputerową, której zadania wymagały np. dotykania palców opiekuna czy utulenia. Mierzono im w moczu stężenie oksytocyny oraz wazopresyny, której prawidłowy poziom jest niezbędny do rozpoznawania bliskich nam osób. W obu grupach kontakt z obcą osobą nie spowodował wzrostu hormonów. Podobnie było w kontakcie dzieci z rodzicami zastępczymi. Natomiast w kontakcie dzieci z ich rodzicami poziom hormonów rósł.

Oksytocyna nie tylko obniża poziom kortyzolu czy ciśnienia krwi. „Działa też rozluźniająco i przeciwbólowo. Dotykanie czy masaż jest metodą terapii stosowaną w takich schorzeniach jak migreny” – wylicza Leon Ciechanowski. Ten lek stosujemy odruchowo: np. gdy dręczy nas ból głowy, przyciskamy ręce do czoła. Chorym z nadciśnieniem wystarczyło codziennie przez kwadrans lekko uciskać plecy i kark, by po trzech tygodniach ciśnienie spadło do poziomu umożliwiającego zmniejszenie dawki leków – wykazały badania przeprowadzone na Uniwersytecie Południowej Florydy w Tampa. O jedną trzecią udało się z kolei ograniczyć dawkę leków przeciwbólowych u chorych cierpiących na migreny i fibromialgię, gdy do terapii włączano dwa seanse masażu w tygodniu.

Naukowcy z Wydziału Psychiatrii i Nauk Behawioralnych Cedars-Sinai w Los Angeles wykazali z kolei, że uciskanie pobudza też organizm do produkcji białych krwinek, a zwłaszcza limfocytów T i B, które pomagają zwalczać wirusy i bakterie. W grupie, która była przez 45 minut masowana, nie tylko wzrastał we krwi poziom białych krwinek, ale też spadał poziom tzw. cytokin zapalnych, czyli białek, które wywołują choroby autoimmunologiczne, m.in. toczeń. Tajemnica włókna CT Bodźce dotykowe odbieramy za pośrednictwem 1,5 mln receptorów znajdujących się na skórze (najwięcej jest ich na dłoniach i ustach). Gdy wychwycą ucisk lub pogłaskanie, wysyłają przez nerwy obwodowe sygnały do mózgu. „Do niedawna sądziliśmy, że te same zakończenia nerwowe odpowiadają za swędzenie, łaskotanie czy ból. Okazało się jednak, że włókna różnią się między sobą funkcjami i szybkością przesyłania informacji do mózgu” – mówi Leon Ciechanowski.

 

Najszybsze są tzw. włókna A-beta, wyposażone w osłonki mielinowe. Dzięki tym szybkim łączom natychmiast odrywamy rękę po dotknięciu gorącego piekarnika. Włókna C, pozbawione mieliny, niosą informację 50 razy wolniej niż A-beta. Odpowiadają m.in. za swędzenie czy tępy ból, pojawiający się powoli np. po stłuczeniu kolana. Najciekawsze jednak są tzw. włókna CT, które znajdują się jedynie na skórze przedramienia czy pleców. Reagują na delikatny dotyk (czyli głaskanie i tulenie), ale informacja z nich dociera prosto do centralnego układu nerwowego, pobudzając tzw. układ nagrody, czyli poczucie przyjemności.

Już w latach 40. zlokalizowano je u kotów, u ludzi ich istnienie udało się potwierdzić dopiero na początku lat 90. XX w. „Jedna z hipotez związanych z tymi włóknami mówi, że dzięki dotykowi i dostarczanej przezeń przyjemności nauczyliśmy się współpracować w grupie” – dodaje Ciechanowski. Dotyk jest więc językiem uniwersalnym, który jednoczy nas jako społeczeństwo. Tymczasem wielu z nas więcej czasu poświęca dziś na dotykanie ekranu telefonu niż ukochanej osoby.