Sekret królewskiego serca

21 czerwca 1572 r. Zygmunt August wyjechał z Warszawy, prawdopodobnie uciekając przed morowym powietrzem. Stan zdrowia monarchy był zły. Łoże króla transportowano na zaprzężonym w 16 koni wozie, specjalnie skonstruowanym przez krakowskich rzemieślników. 1 lipca Zygmunt August
dotarł do swojej knyszyńskiej rezydencji. W nocy z 6 na 7 lipca wezwano tam Piotra zwanego Fizykiem, uczonego cieszącego się zaufaniem króla. Ten, przebadawszy monarchę, namawiał go do przyjęcia ostatniego namaszczenia. W poniedziałek, 7 lipca, monarsze podano Najświętszy Sakrament i namaszczono go olejem świętym. Agonia nastąpiła wieczorem. „Zygmunt August dokonał wieku swego w Knyszynie 7 lipca o godzinie 18, na com patrzył z żałością, sługa jego i wychowaniec” – odnotował w swoich zapiskach Piotr Wiesiołowski młodszy, pan na Białymstoku.

Historycy od lat poszukują urny z sercem ostatniego króla z dynastii Jagiellonów. Do XIX w. przechowywana była w Knyszynie. Gdzie jest dziś?

„Po skonaniu króla tak okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czym przykryć nagi trup jego” – pisał kronikarz Świętosław z Borzejowic Orzelski. „Zaledwie znaleźli się ludzie, coby koło zwłok zmarłego króla mieli staranie, bo pozmykali najpoufalsi królewscy ulubieńcy” – zanotował. Dopiero biskup krakowski Franciszek Krasiński kazał zrobić całun, a sekretarz Stanisław Fogelweder włożył na palec zmarłego złoty pierścień z kosztownym kamieniem i łańcuch złoty z krzyżem. Na przeszło rok zwłoki Zygmunta Augusta trafiły do pobliskiego zamku w Tykocinie. Tam przechowywano je w lochach. Szalejąca zaraza nie pozwoliła bowiem na odprawienie stosownych uroczystości. Dopiero później trumnę postawiono na katafalku w jednej z sal zamku. Król musiał czekać na swój pochówek do lutego 1574 r., bowiem tradycja zakazywała grzebać zmarłego monarchę, póki jego następca nie postawi nogi na polskiej ziemi. Zygmunt August spoczął obok swojego ojca na Wawelu.

W SPECJALNEJ URNIE

Zwłoki króla zostały wcześniej zmumifikowane. „Dokonał tego aptekarz z Tykocina, wójt Franciszek Wolski” – mówi prof. Józef Maroszek, historyk z Uniwersytetu w Białymstoku. Wyjaśnia, że w pewne szczegóły tej mumifikacji wprowadza relacja Tadeusza Czackiego, który w ostatnich latach XVIII w. brał udział w otwarciu trumny Zygmunta Augusta na Wawelu. Była wypełniona popiołem drzewnym (prawdopodobnie miał pochłaniać wilgoć), zmieszanym z chmielem (zapobiega przykremu zapachowi). W grobie na Wawelu nie ma serca i wnętrzności króla. Złożono je do specjalnej urny, umieszczonej w kamiennym sarkofagu ustawionym w knyszyńskim kościele. „Świątynia ta mieściła się na rynku. Był to kościół drewniany, fundowany w 1520 r. przez Mikołaja Radziwiłła, bowiem dobra knyszyńskie należały do tego możnego rodu. Dopiero później
Radziwiłłowie przekazali je Zygmuntowi Augustowi” – opowiada Krzysztof Bagiński, historyk amator działający w Knyszyńskim Towarzystwie Regionalnym im. Zygmunta Augusta, jednocześnie wiceburmistrz Knyszyna. Z czasem niedaleko kościoła drewnianego zaczął wyrastać murowany, który później go zastąpił. Drewniana świątynia popadła w ruinę i została rozebrana. Pozostał z niej tylko sarkofag z urną. Tymczasem w pierwszej połowie XVII w. pojawiły się problemy z wykończeniem murowanej świątyni. „Proboszcz kłócił się z parafianami, którzy nie chcieli dawać mu dziesięciny” – wyjaśnia prof. Maroszek.

Według Krzysztofa Bagińskiego z dokumentów wizytacji parafii knyszyńskiej (z lat 1730 i 1829) wynika, że sarkofag z królewską urną prawdopodobnie bywał wykorzystywany jako ołtarz. Obok sarkofagu pojawiły się drewniane krzyże i drewniana dzwonnica. Wokół wyrosło też targowisko, na którym co czwartek handlowali okoliczni mieszkańcy. W tej sytuacji w XIX w. władze zaborcze postanowiły uporządkować rynek w Knyszynie. Zburzono dzwonnicę, a zdemontowany sarkofag zniknął. Od tego momentu nie wiadomo dokładnie, co się z nim stało. Na dodatek zapomniano nawet o jego zawartości. Według prof. Maroszka w przekazach z XVIII w. pojawia się informacja, że w sarkofagu znajdują się szczątki… Zygmunta I Starego. Wiedziano więc, że chodzi o monarchę z dynastii Jagiellonów, ale mylono fakty. Co stało się z sarkofagiem, a przede wszystkim z urną z jego wnętrza? Tu zaczynają się hipotezy.

OPOWIEŚCI Z KRYPTY

Jedna z nich głosi, że urna z sercem Zygmunta Augusta została umieszczona w podziemiach murowanego kościoła [pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty – przyp. red.], stojącego kilkadziesiąt metrów od starej drewnianej świątyni.

 

Część knyszynian uważa, że należałoby krypty gruntownie sprawdzić. Prof. Maroszek ma jednak wątpliwości, czy takie badanie przyniesie przełom w sprawie poszukiwań urny z sercem Zygmunta Augusta. Powołuje się na dawną opinię księdza Kazimierza Cyganka, który napisał w czasie ostatniej wojny kronikę knyszyńskiej świątyni. Dobrze znał jej tajemnice i ciekawostki (np. widział w podziemiach napis po łacinie brzmiący: »Kto mnie tu zamknął, ten mnie otworzy«). Z zebranych informacji wynika, że kościół wybudował Jan Zamoyski, starosta knyszyński, na początku XVII w. W 1710 r. świątynia spłonęła, wtedy też zawaliło się jej sklepienie. Jak stwierdził ks. Cyganek, od tego czasu funkcjonowała tam tylko jedna krypta, po lewej stronie. „W XIX w. zdarzył się wypadek. W kościele zebrał się tak duży tłum, że załamała się pod nim podłoga, a ludzie wpadli do podziemi. Okazało się, że znajdowała się tam trumna księdza Godlewskiego, zmarłego w 1809 r. Nic więcej tam nie było” – opowiada profesor.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu istniało wejście do tej krypty, znajdujące się pod bocznym ołtarzem. Dzisiaj już go nie ma. „Kiedy w latach 80. XX w. w kościele prowadzono prace remontowe, nie natrafiono na inne krypty. Ksiądz Ignatowicz, który był wtedy proboszczem, kazał zamurować otwory prowadzące do podziemi” – opowiada prof. Maroszek. Sprawa na moment przycichła. Spekulacje powróciły w 2008 r. w trakcie prac nad odnowieniem fundamentów knyszyńskiej świątyni. Ze ściany odpadł pokaźnych rozmiarów kamień, odsłaniając dostęp do krypty. W środku widać było resztki rozbitych trumien i szczątki ludzkie. Archeolodzy przebadali fragmenty szkieletów (urny z sercem tam nie znaleźli), następnie otwór zamurowano. Zdaniem naukowców szczątki mogły pochodzić z przykościelnego cmentarza, zlikwidowanego w XIX w. Krypta zaś jest tą samą, do której w XIX w. spadli wierni i do której wejście zamurował w XX w. ksiądz Ignatowicz. Nie wszystko jednak jest jasne. „W 1949 r. byłem ministrantem i zaglądaliśmy do tej krypty przez wejście pod bocznym ołtarzem. Wtedy stały tam cztery nienaruszone trumny. Teraz jest zgoła inny widok. Ktoś szukał tu czegoś cennego i zbezcześcił szczątki” – mówił w 2008 r. jednej z lokalnych gazet Tomasz Krawczuk, pasjonat historii. Lokalni historycy wciąż wierzą, że trop do cennej urny wiedzie właśnie do podziemi kościoła. „Jestem pewien, że w podziemiach jest ukryta urna z sercem Zygmunta Augusta. Król tu zmarł i tu zostawił swoje serce. Urna, niestety, zaginęła bez śladu” – stwierdził Ryszard Dworzańczyk, inny historyk amator.

CZY SARKOFAG Z URNĄ ZABRALI KRASIŃSCY?

Jeżeli więc nie do knyszyńskiego kościoła, gdzie mogła trafić urna z prochami ostatniego z Jagiellonów? Pewien ślad wiedzie do kościoła w pobliskim Krypnie, ufundowanego przez ród Krasińskich. „Ksiądz Walentynowicz podczas porządkowania otoczenia świątyni w Krypnie, w murze okalającym kościół umieścił fragmenty granitowe, a obok postawił tablicę z informacją, że pochodzą z sarkofagu poświęconego królowi Zygmuntowi Staremu (powtórzył więc wcześniej rozpowszechnioną i utrwaloną, choć błędną informację o pochowanym)” – mówi prof. Maroszek. Ksiądz Walentynowicz zginął w 1944 r. podczas walk Niemców z Armią Czerwoną, trafiony odłamkiem pocisku artyleryjskiego w głowę. Nie dowiemy się już więc, w jaki sposób do jego rąk trafiły fragmenty sarkofagu. Prof. Maroszek ma jednak pewną hipotezę: ksiądz Walentynowicz mógł natrafić na resztki sarkofagu we wsi Knyszyn-Zamek, w majątku Krasińskich, spustoszonym przez Sowietów. Logiczne byłoby, że zabrał je do krypnieńskiego kościoła, ufundowanego przez Krasińskich. Hipoteza ta zakłada, że rodzina zaopiekowała się pamiątką po królu po remoncie knyszyńskiego rynku w XIX w. „Sarkofag mógł zostać przeniesiony i stanąć w pobliżu ich pałacu w pobliskim Knyszynie-Zamku” – uważa Krzysztof Bagiński. „Śladów sarkofagu na terenie rezydencji nie odnaleziono” – zaznacza jednak Józef Maroszek i dodaje: „Ale trzeba przyznać, że Krasińscy dbali o rzeczy związane z dziedzictwem narodowym. Jednak Zygmunt Krasiński nic nie wspomina o sarkofagu w swoich listach pisanych z Knyszyna”. Majątek pozostawał w rękach Krasińskich do wybuchu II wojny światowej. Gdy w 1939 r. weszli tu Sowieci, wycięli zabytkowy park. Pięć lat później pałac został spalony przez Niemców.

500 DNI KRÓLA

Jest jeszcze inna możliwość. „Urna z prochami króla mogła zostać po prostu zniszczona i wyrzucona. Tym bardziej że do XIX w. niewiele z wnętrzności umieszczonych w tej urnie mogło się zachować” – stwierdza Krzysztof Bagiński. Nawet jeśli nie pozostało w Knyszynie serce władcy, to niewątpliwie bardzo to miejsce kochał. „Wiemy z badań historyków, że król lubił tu przebywać, polować, przygotowywać się do sejmów. Zygmunt August spędził w Knyszynie w sumie ponad 500 dni” – mówi Bagiński. Czy kiedyś uda się do końca wyjaśnić sprawę sarkofagu i serca Zygmunta Augusta? „Może w tym pomóc przypadek albo nowe źródła” – uważa Józef Maroszek.

STUDNIA GIŻANKI

 


To nie koniec tajemnic, które kryje Knyszyn. Wyobraźnię poszukiwaczy skarbów rozpala bowiem rzekoma studnia Giżanki i bogactwa w niej ukryte.

Podczas ostatnich dni Zygmunta Augusta dopuszczono się w Knyszynie bezprzykładnej grabieży majątku króla. Sprawa stała się zresztą głośna w całej Rzeczypospolitej, a winnych z miernym skutkiem starał się wytropić sąd sejmowy. Król był otoczony grupą dworzan, którzy – delikatnie rzecz ujmując – nadużywali jego zaufania. Wśród nich prym wiedli bracia Mikołaj i Jerzy Mniszchowie (ten drugi zasłynie później w czasie Dymitriad). To właśnie oni podsyłali Zygmuntowi Augustowi coraz nowe kochanki. Powiadano, że władca „ma na zamku pięć łóżek, a w każdym łóżku pannę”. Nałożnicami królewskimi były m.in. Zuzanna Orłowska, Anna Zajączkowska i Barbara Giżanka. Zwłaszcza ta ostatnia cieszyła się względami monarchy, być może z powodu podobieństwa do Barbary Radziwiłłówny. „Jeden z historyków, Roman Bugaj, dopatrywał się wśród osób skupionych wokół Mniszchów i Giżanki samego Twardowskiego, uważając, że była to postać historyczna, zaangażowana w mistyfikację dokonaną na Zamku warszawskim, kiedy to przed Zygmuntem Augustem wywołano rzekomego ducha Radziwiłłówny. Bugaj sądzi, że tenże Twardowski był stajennym czy koniuszym w stadninie knyszyńskiej” – mówi prof. Maroszek. Ową zjawą Barbary miała być właśnie Giżanka, gładka warszawska mieszczka. Gdy monarcha umierał, jego zausznicy pokazali, na co ich stać. Dworzanin Kasper Irzykowicz pisał w liście z Knyszyna z 18 lipca 1572 r., że w skarbie królewskim znaleziono tylko 10.003 zł, „bo jedno kochankowie pobrali, pierzynki uwiązując z okna wyciskali; drugie się kurwom rozdało, jako się już Giżanka zna, że ma 10.000 w zachowaniu czerwonych złotych przy sobie”.

Konarski, dowódca straży, opowiadał, że Mniszchowie wywieźli „szkatułę przez sześciu sług ledwo udźwigniętą”. „Zeznał też, iż słudzy Mikołaja Mniszcha w nocy po śmierci królewskiej wynosili dobra z łożnicy królewskiej na podwórze – opowiada Józef Maroszek. – Można też przytoczyć relację dworzanina Jarzyny. Mikołaj Kiszka, wojewoda podlaski, zwierzał mu się ponoć, że ktoś zmusił na wpół umarłego króla do podpisania kilku listów, prowadząc jego rękę. Darowizny wydarte na mocy tych listów przynosiły 50 tysięcy złotych rocznego dochodu. Z kolei Andrzej Zborowski, miecznik koronny, stwierdził później, że w ten sposób darowano Radziwiłłowi terytorium szawelskie na Litwie, a dawało ono rocznie około 30 tysięcy złotych dochodu” – dodaje profesor. Nadużyć – według zeznań – było wiele. Jan Kostka, kasztelan gdański, stwierdził, że spotkał na drodze bogatego kupca, a ten pokazywał mu czyste pergaminy podpisane przez króla i opieczętowane. Hieronim Sieniawski przed senatem powiedział, że po śmierci króla znalazł pieczęć monarszą niezwykle zużytą od laku i papieru, tak że nie było znać już na niej śladu herbu koronnego. Pojawiło się wiele nadań dożywotnich. „W czasie prowadzonych badań odnalazłem wiele dokumentów okolicznej szlachty z datą wystawienia w Knyszynie. Jednak, co dziwne, króla w tym czasie w Knyszynie nie było” – mówi prof. Maroszek. Tu pojawia się legenda (a może prawda?) o studni Giżanki, skrywającej skarby skradzione zmarłemu królowi. „Rzekomo Giżanka miała uzyskać wiele cennych rzeczy. Pomówienia takie pojawiły się w czasie procesu sejmowego po śmierci króla. Domyślać się należy, że musiała uzyskać jakieś środki po śmierci Zygmunta Augusta. Legenda mówi, że skoro później nie dysponowała wartościowymi przedmiotami, to musiała je gdzieś ukryć. Ktoś uważał, że wrzucono je do studni” – mówi Maroszek. W XIX w. polski artysta Napoleon Orda przyjechał do Knyszyna-Zamku. Znajdowały się tam (niedaleko wspomnianego wcześniej pałacu Krasińskich) ruiny dawnej rezydencji Gnińskich. Przy nich zaś stała studnia. Właśnie ją wskazywano mu jako miejsce, do którego metresa królewska (bądź jej słudzy) miała wrzucić kosztowności. Orda ową studnię utrwalił. Gdy ogląda się jego litografię, widać dokładnie zarośla na ruinach pałacu. „Dziś nawet dokładnie nie lokalizuje się tej studni” – stwierdza profesor.

Więcej:Knyszyn