Skrzydełko czy muszka: jadalne owady to przyszłość przemysłu spożywczego?

W zasięgu ręki mamy jedzenie doskonałe, choć nim pogardzamy. Jest pożywne, łatwo dostępne i tanie. Nie tylko ekscentryczni smakosze, ale i naukowcy przekonują o wyższości owadów nad kotletami.
Skrzydełko czy muszka: jadalne owady to przyszłość przemysłu spożywczego?

Salomon karmił szarańczą swoje żony, a Arystofanes nazywał ją czteroskrzydłym drobiem. Markiz de Sade podawał prostytutkom hiszpańską muchę. Cesarz Japonii Hirohito przepadał za osami z ryżem. Jedzenie owadów było kiedyś normą. „Mamy na to trochę pośrednich dowodów, uzyskanych m.in. z analizy składu izotopowego szkliwa zębów hominidów oraz obserwacji naszych najbliższych biologicznych krewnych – szympansów, które chętnie uzupełniają dietę termitami” – mówi prof. Marek Konarzewski, biolog z Uniwersytetu w Białymstoku.

Kiedy człowiek nauczył się polować na zwierzęta, a potem je hodować, przestał uganiać się za owadami. „Całe bogactwo pożywienia ludów pierwotnych zostało zatracone na rzecz hodowli, wydajności i bezpieczeństwa” – mówi dr Łukasz Łuczaj, biolog z Wyższej Szkoły Humanistyczno- -Ekonomicznej w Łodzi, który od lat eksperymentuje z jedzeniem. „W chrześcijaństwie owady stały się czymś groźnym, nieczystym, obcym, wręcz synonimem szatana. Sprzyjał temu odwieczny strach przed jadowitymi istotami” – dodaje. Dlatego na Zachodzie owady uchodzą dziś za pokarmowe tabu, poza tym niszczą plony – podstawę wyżywienia społeczności rolniczych.

Wzdrygamy się dziś na myśl o takim pożywieniu, ponieważ nie jesteśmy do niego przyzwyczajeni, nie zmusił nas do tego głód. Poza tym owadami trudno się najeść. „Zwierzę o wymiarach sto razy mniejszych od świni ma objętość i masę milion razy mniejszą od niej. Zakładając, że nasze zapotrzebowanie na energię wynosi 2000 kcal dziennie, odpowiada to zjedzeniu kilograma koników polnych” – mówi dr Łuczaj. „Pomyślmy, ile owadów trzeba złapać, aby się najeść. Czy większym złem jest zabicie jednej świni, czy miliona larw chrząszczy? Może właśnie ta konieczność masowego zabijania najbardziej nas odstręcza…”.

SZARAŃCZA? PYCHA!

Na europejskich talerzach owady lądują w formie ciekawych przekąsek, ale pół świata się nimi zajada. Naukowcy z Universidad Nacional Autónoma de México skatalogowali 1700 gatunków owadów, w których gustują mieszkańcy ponad 100 krajów. Głównie strefy równikowej i zwrotnikowej, bo tam bezkręgowców jest najwięcej, mają też imponujące rozmiary – półmetrowe dżdżownice, kilkunastocentymetrowe wije i chrząszcze wielkości małych ptaków.

Największą karierę w gastronomii zrobiły owady z rodziny szarańczowatych. W całej niemal Azji można je kupić na straganach: grillowane i opiekane. Jeśli zechcemy sami je przyrządzić, pamiętajmy, że najlepiej zbierać je rano, bo zmarznięte po nocy nie są tak żwawe. „Najlepiej prażyć je w niewielkim rondlu, koniecznie z przykrywką, bo nawet martwe będą podskakiwać. Kiedy zrobią się czerwone, można je zjeść. W smaku przypominają wędzone szprotki” – mówi dr Łuczaj.

Smażone gąsienice i termity są przysmakiem w Afryce, z larw motyli przyrządza się sosy do mięs i ryb, w tamtejszych sklepach można nawet kupić owady konserwowane. Specjalność Kolumbii to mrówki żniwiarki – dodaje się je do baraniny lub zjada z pieczywem w formie pasty. W Japonii przysmakiem są larwy pszczół w oleju sojowym, dzieci w Meksyku przepadają za konikami polnymi w czekoladzie. W polskich sklepach spożywczych nie znajdziemy jeszcze owadów. Pozostaje Internet – mrówki w czekoladzie, szerszenie w miodzie i suszone gąsienice można kupić m.in. za pośrednictwem strony www.edible.com. Poza tym w sklepach zoologicznych znajdziemy świerszcze, a w wędkarskich larwy much. Co jeszcze można zjeść? Wszy.

„Dawniej zajadali się nimi Mongołowie. Miałem okazję spróbować wszy, gdy pojawiły się w szkole mojej córki, a więc szybko i na jej głowie. Były wyśmienite, szczególnie te większe. Przypominają nieco larwy os” – dodaje dr Łuczaj.

 

DO WYBORU, DO KOLORU

Jeśli pokusimy się o samodzielne polowanie, pamiętajmy, że o toksyczności owada świadczy jego kolor. Jaskrawo ubarwione egzemplarze są zwykle trujące, najbezpieczniej jeść białe larwy chrząszczy, motyli i much. Nie jesteśmy też w stanie strawić chitynowych pancerzyków, dlatego przed zjedzeniem trzeba je usunąć, tak jak w przypadku krewetek czy homarów.O ile wygląd i smak owadów to rzecz gustu, o tyle ich wartości odżywcze nie podlegają dyskusji. Bogate w białko i nienasycone kwasy tłuszczowe, często zawierają więcej węglowodanów niż wołowina i ryby. Przy niskiej zawartości cholesterolu dostarczają więcej energii od kukurydzy czy soi.

Niektóre egzemplarze – na przykład larwy tropikalnych motyli – są bogate w potas, wapń, magnez, cynk oraz witaminę B. Jedzenie owadów jest ekologiczne. Nie trzeba wycinać lasów pod uprawy i zanieczyszczać środowiska nawozami. Owady są tanie, a różnica między mięsem drogiego kraba a złapanego na łące konika polnego jest prawie żadna.

Poza tym, w przeciwieństwie do ssaków i ptaków, bezkręgowce są zimnokrwiste. „Nie zużywają energii na podtrzymywanie stałej temperatury ciała, dlatego aby wyprodukować gram swojej masy, zużywają dziesięć razy mniej pożywienia” – czytamy w „Podręczniku robakożercy”.Wybierając się na łowy, pamiętajmy jednak, by nie naruszać lokalnych populacji, i sprawdźmy, czy schwytana przekąska nie jest pod ochroną.

SPRAWDZONE PRZEPISY

  • PRAŻONE KONIKI POLNE

Złap 100 koników polnych dowolnej wielkości. Żeby nie pouciekały – pozgniataj palcami główki. Wrzuć do rozgrzanego rondla (bez tłuszczu) i praż, podrzucając, żeby się nie przypaliły. Kiedy zrobią się czerwone, praż je jeszcze dwie minuty i podawaj jako ciepłą przekąskę.

  • WAŻKI PO BALIJSKU

30 ważek zabij, zamrażając je lub miażdżąc im łebki, oderwij skrzydełka. Na dużej patelni lub w woku rozgrzej olej, wrzuć posiekany ząbek czosnku (lub małą cebulę) i szczyptę posiekanego świeżego imbiru, wszystko wymieszaj. Następnie dodaj odrobinę sosu sojowego i łyżeczkę cukru lub miodu. Mieszając, wrzuć pokrojoną drobno paprykę i pół garści pędów bambusa. Smaż kilka minut, aż nieco zmiękną, dodaj ważki. Po minucie wlej pół szklanki mleka kokosowego i wszystko chwilę jeszcze gotuj. „Miłośnicy pikantnej kuchni na początku smażenia mogą dodać papryczkę chili” – radzi dr Łuczaj.