Stawiaj na dżokeja

Geny czy wychowanie? To odwieczne pytanie postawili sobie biolodzy ewolucyjni z University of Edinburgh. Ale tym razem mieli na myśli nie ludzi, lecz konie wyścigowe

Jeśli ktoś ma znakomitą klacz, to do sukcesu potrzebny jest jeszcze tylko ogier obwieszony medalami, który ją pokryje. W ten sposób posiadacz klaczy zostaje również właścicielem znakomitych źrebiąt, które po ojcu odziedziczą talent. Taką logiką kierują się najczęściej hodowcy koni wyścigowych, którzy za „użyczenie” reproduktora medalisty płacą dziesiątki tysięcy funtów brytyjskich. Cena za stanówkę, czyli krycie klaczy, jest tym wyższa, im więcej zwycięstw na koncie ma ogier. Być może jednak hodowcy tracą pieniądze, bo badania naukowców z Edynburga dowodzą braku związku między wysokością stanówki a jakością genetyczną zwycięskiego osobnika.

Naukowcy przeanalizowali rodowody i życiorysy prawie 4,5 tys. koni biegających w latach 1923–2003. Okazało się wprawdzie, że ojcowie-mistrzowie mają rzeczywiście częściej niż „przeciętniacy” synów, którzy odnoszą sukcesy. Ale aż w 90 proc. zwycięstwo było wynikiem doskonałego wytrenowania zwierzęcia, sprytnego doboru wyścigów, w których ma brać udział, oraz trafnego doboru dżokeja. Innymi słowy: sukces jest przede wszystkim dziełem środowiska, w jakim syn wyrasta, a nie ojcowskich genów. Zaś ci, którzy płacą gigantyczne sumy za stanówki, mają po prostu też wystarczające środki na zapewnienie najlepszych warunków na wytrenowanie championa. Stąd ich mylne wrażenie, że inwestycja w geny się opłaciła…

A co z pozostałymi 10 proc., które mogą przyczynić się do zwycięstwa? Może to one – czyli właśnie „wrodzony talent” – w rzeczywistości przesądzają o sukcesie w wyścigu? Z pewnością jest on faktycznie w jakimś stopniu dziedziczny i dlatego to, kim byli rodzice, nie jest bez znaczenia. Rzecz jednak w tym, że najbardziej utalentowany nie musi być wcale ten koń, za którego płaci się najwyższą stanówkę! Wielokrotny zwycięzca derbów może po prostu pochodzić z doskonałej stajni i zwyciężać z genetycznie lepszymi konkurentami, ale trenowanymi w gorszych warunkach.

W Wielkiej Brytanii do dziś wspomina się największego championa wszech czasów – ogiera o imieniu Eclipse. W latach 1769–1770 zwyciężał we wszystkich wyścigach. Zmuszony był pójść na przedwczesną emeryturę, ponieważ nikt nie chciał wystawiać swoich koni przeciwko niemu. I tak Eclipse został także najbardziej wziętym reproduktorem wszech czasów. Szacuje się, że 80 proc. współczesnych koni rasowych pochodzi od Eclipse.

Grupa weterynarzy postanowiła zbadać fenomen XVIII-wiecznego ogiera i zrekonstruowała jego nogi. Okazało się, że były idealnie… przeciętne! W czym zatem tkwiło źródło sukcesu Eclipse? Być może miał większe serce i płuca? A może miał sportowego „ducha”, czyli chęć rywalizacji i wygrywania? A może po prostu był znakomicie wytrenowany?

Badania dociekliwych naukowców z Edynburga nie kwestionują tego, że pewne kluczowe z punktu widzenia hodowcy cechy są dziedziczne. Ale pokazują też, że cena, którą płaci się za krycie klaczy, nie jest rzetelnym świadectwem jakości genetycznej ogiera. W naturze każdy samiec reklamuje swoje walory, czyli jakość genów, potencjalnym partnerkom. I jego reklama musi być uczciwa, bo przez setki lat ewolucji samice „nauczyły” się, jak demaskować genetycznych oszustów. Jeśli potraktować cenę za krycie klaczy jako wyznacznik jakości genetycznej ogiera, to w świetle ostatnich badań widać, że ten wyznacznik jest zafałszowany.