Strach amputowany

Obserwując ludzi, którzy nie potrafią się bać, neurolodzy chcą znaleźć lekarstwo dla tych, którzy boją się za bardzo

Ma 44 lata, troje dzieci i niczego się nie boi. Nie chodzi jednak o kolejną supermatkę, która jest gotowa zrobić wszystko dla swoich dzieci, lecz o kobietę, która naprawdę nie odczuwa strachu. Mieszka w amerykańskim mieście, w którym narkotyki i przemoc są na porządku dziennym. Omal nie straciła życia, grożono jej nożem, próbowano ją zastrzelić, a jedyną jej reakcją na te wydarzenia była wzmożona ciekawość. Gdy inni trzęsą się z przerażenia, ona się śmieje. Amerykanka, o której dla jej bezpieczeństwa mówi się, używając skrótu SM, wzbudziła zainteresowanie naukowców. Badacze z University of Iowa postanowili porządnie przestraszyć tę kobietę, by sprawdzić, czy rzeczywiście nic nie może jej przyprawić o ciarki. Poddali ją trzykrotnej próbie.

Jeśli dreszcze, to tylko z podniecenia

Najpierw pacjentkę SM zaprowadzono do sklepu zoologicznego, by zobaczyć, jak zareaguje na węże i pająki, o których twierdziła, że są dla niej obrzydliwe. Chętnie brała gady na ręce, głaskała (także po języczkach!), mimo ostrzeżeń bawiła się nawet z najgroźniejszym. Ku jej rozczarowaniu, nie pozwolono jej wziąć do ręki tarantuli. Wścibscy uczeni dopytywali się, czy się nie boi, ale ona powtarzała tylko, że nie może opanować ciekawości. I rzeczywiście nie przestawała pytać o gady i pająki. Drugi test był niczym fragment horroru. Panią SM razem z kilkoma innymi kobietami zaprowadzono do domu, w którym – jak utrzymywano – straszy. Przedstawienie dla zwiedzających zostało przygotowane sugestywnie, uczestniczący w eksperymencie badacze i kobiety z grupy kontrolnej byli nieźle wystraszeni, przyznawali, że kilka razy mieli dreszcze. SM nie tylko sama się nie przestraszyła, ale w dodatku przeraziła jednego „ducha”, dotykając niespodziewanie jego głowy. Tłumaczyła się oczywiście ciekawością: chciała sprawdzić, co to za uczucie.

Na koniec pokazano jej kilka przerażających scen filmowych (z „Lśnienia”, „Milczenia owiec” i „Blair Witch Project”) i kilka wywołujących inne emocje. Kobieta odczuwała obrzydzenie, złość, smutek i radość, ale ani razu się nie wystraszyła. Potrafiła jednak powiedzieć, które filmy przestraszyłyby innych ludzi. SM wie bowiem, co to jest strach. Pamięta na przykład, że w dzieciństwie bała się ciemności. Jak to się zatem stało, że dziś horrory ją jedynie bawią, duchy – śmieszą, a jadowite pająki ciekawią?

Alarm w mózgu

Badacze przyglądają się SM od dwudziestu lat. Antonio R. Damasio, neurolog z University of Iowa, w książce „Tajemnice świadomości” pisał tak: „Pani S. podchodziła do ludzi i sytuacji z dominująco pozytywnym nastawieniem (…) Była nie tylko miła i radosna. Zdawała się pragnąć interakcji z niemal każdym, kto wdał się z nią w rozmowę (…) brakowało jej zwykłej w takich sytuacjach rezerwy i oszczędności w słowach (…) Jej zachowanie społeczne wykazywało pewne konsekwentne skrzywienie pod wpływem dominującego tonu emocji. Było to tak, jak gdyby negatywne emocje – lęk czy złość – zostały usunięte z afektywnego słownika, pozwalając pozytywnym emocjom zdominować jej życie, przynajmniej przez częstość pojawiania się, jeśli nie przez większe natężenie”. Kobieta cierpi na rzadką chorobę Urbacha-Wiethe’a, która prowadzi do zaniku jednej z części mózgu – jądra migdałowatego. To struktura nazywana niekiedy siedliskiem emocji. Jest bardzo stara, obecna w mózgach wszystkich ssaków. Jądro migdałowate „wie”, że jakieś wydarzenie lub obraz są groźne, jeszcze zanim ta informacja dotrze do naszej świadomości. To nasz superszybki, instynktowny mechanizm bezpieczeństwa.

Gdy jądro migdałowate oceni jakąś sytuację jako groźną, organizm reaguje natychmiast: mięśnie się napinają, serce bije szybciej, zaczynamy się pocić, wzrasta poziom hormonów stresu. Jesteśmy gotowi do ucieczki lub do ataku. O ile realizację innych instynktownych potrzeb (jedzenia, picia, seksu) możemy odsunąć w czasie, odpowiedź na strach musi być natychmiastowa, bo w przeciwnym wypadku okazji do jedzenia, picia czy seksu w ogóle może już nie być – jak mówi Joseph LeDoux, neurobiolog z New York University. „Ponieważ SM pozbawiona jest jądra migdałowatego, brakuje jej również zdolności rozpoznawania i unikania niebezpieczeństwa. To nawet zaskakujące, że ta kobieta wciąż żyje” – twierdzi Justin Feinstein z University of Iowa, autor badań.

Strach, o którym nie można zapomnieć

 

Dlaczego pacjentka SM tak zainteresowała naukowców z University of Iowa? Jej historia wydała się im pasjonująca, potwierdziła wcześniejsze badania i obserwacje dotyczące roli jądra migdałowatego w powstawaniu uczucia strachu, ale to nie wszystko. Odporność tej kobiety na strach daje nadzieję badaczom na opracowanie skutecznej terapii dla osób cierpiących na zespół stresu pourazowego. W powszechnej świadomości to zaburzenie (posttraumatic stress disorder, czyli PTSD) dotyka przede wszystkim żołnierzy powracających z zagranicznych misji, ostatnio głównie w Afganistanie i Iraku. Tymczasem chodzi o wiele większą grupę osób, przede wszystkim ofiary przestępstw i wypadków drogowych. „PTSD powstaje u połowy uczestników działań wojennych, ale i u około 50 proc. ofiar gwałtów i napadów oraz u około 10 proc. uczestników wypadków komunikacyjnych, a także u kilku procent osób doświadczających katastrof naturalnych, takich jak powódź” – mówi dr Agnieszka Popiel ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, kierownik programu terapii stresu pourazowego w Interdyscyplinarnym Centrum Genetyki Zachowania Uniwersytetu Warszawskiego.

PTSD powstaje w wyniku stresu o tak wielkiej sile, że wywołuje on długotrwały psychiczny kryzys. „Jest to jedyne z zaburzeń psychicznych, którego czynnik etiologiczny jest dobrze określony. Jest nim doświadczenie zagrożenia własnego życia, bycie bezpośrednim świadkiem zagrożenia życia innych lub uzyskanie informacji o śmierci bliskiej osoby” – tłumaczy dr Popiel. „Strach towarzyszący temu doświadczeniu wpływa na specyficzne przetwarzanie informacji. Ich ciężar gatunkowy przekracza możliwości przyswojenia, a jednocześnie mózg zmaga się z ich przetworzeniem. Paradoksalnie do objawów PTSD należy zarówno niepamięć dotycząca fragmentów traumatycznego wydarzenia, jak i »nadmierna pamięć« fragmentów wspomnień, które wdzierają się do świadomości w niechcianych momentach. Za wdrukowanie wspomnień i utrzymywanie stanu wzbudzenia mimo ustąpienia działania stresora odpowiedzialne są struktury układu limbicznego mózgu, takie jak hipokamp i jądro migdałowate”. Osoby dotknięte PTSD ciągle na nowo przeżywają strach, choć bodźca, który go wywołał, już dawno nie ma. Traumatyczne sytuacje powracają we wspomnieniach i koszmarach sennych, co prowadzi do depresji, izolowania się od ludzi i apatii.

Wykazano, że uszkodzenie jądra migdałowatego zmniejsza ryzyko wystąpienia PTSD u żołnierzy. „Nie chcemy oczywiście, by komukolwiek usuwano tę część mózgu” – uspokaja Feinstein. „Nie chodzi o to, by po ulicach chodziły miliony takich ludzi jak SM i pakowały się w kłopoty. Jej przypadek jaskrawo pokazuje, dlaczego każdy z nas potrzebuje jądra migdałowatego”. Neurobiolodzy liczą jednak na to, że uda im się wpłynąć na aktywność tej struktury mózgu dzięki lekom lub terapii behawioralnej. „Zastosowanie metod zorientowanej na traumę terapii poznawczo-behawioralnej przynosi dziś ustąpienie objawów u około 70 proc. osób cierpiących na PTSD, nieco mniejszy odsetek wyleczeń obserwowany jest po leczeniu farmakologicznym. Doskonalenie metod terapii cały czas stanowi więc wyzwanie i wszelkie odkrycia pozwalające na poznanie biologicznych i psychologicznych mechanizmów utrzymywania się reakcji lękowych są niezwykle istotne” – dodaje dr Popiel. Kierowany przez nią zespół w ICGZ UW (www.wypadki-drogowe. pl) prowadzi terapię PTSD metodami psycho- terapeutycznymi, których skuteczność udowodniono w leczeniu weteranów wojennych, ofiar gwałtów i napaści, a także uczestników wypadków drogowych.

Czy strach można wyczuć?

Na to pytanie postanowili odpowiedzieć badacze ze Stony Brook University. Wspierani finansowo przez amerykańską armię przebadali 20 ochotników, sprawdzając, czy człowiek, który się boi, wydziela  substancje zapachowe ostrzegające innych przed niebezpieczeństwem. Od 11 mężczyzn i 9 kobiet pobrano próbki krwi, moczu, śliny i potu, wykonano im EKG i dokładnie zbadano, jak oddychają. Testowano dwie sytuacje: pierwszy skok ze spadochronem i ćwiczenia na bieżni. Potem próbki zapachowe potu ochotników dano do powąchania kolejnej grupie wolontriuszy. Okazało się, że zapach potu osób skaczących ze spadochronem pobudzał w mózgu aktywność jądra migdałowatego i podwzgórza, czyli ośrodków zaangażowanych w powstawanie reakcji lękowej. Według naukowców wyniki tych badań prowadzą do wniosku, że to jakiś biologiczny czynnik powoduje, iż stres emocjonalny jest zaraźliwy.

Niewidzialne lekarstwo na fobię

Behawioryści radzą leczyć fobie przez wystawianie chorych na kontakt ze źródłem strachu: agorafobików oswajając z wielką pustą przestrzenią, ofidiofobikom fundując terrarium z wężami, a zoofobikom kupując zwierzątko. Joel Weinberger z Adelphi University  udowodnił jednak, że wcale nie trzeba głaskać tarantuli, by pokonać strach przed pająkami, czyli arachnofobię – wystarczy podprogowy kontakt ze zdjęciami tych zwierząt. Weinberger poprosił 23 ochotników deklarujących strach przed pająkami, by wgapiali się w ekran, na którym pojawiały się fotografie. Jednej grupie badanych wyświetlano zdjęcia krajobrazów, drugiej – pająków. Wszystkie fotografie były pokazywane przez ułamek sekundy, zbyt krótko, by badani mogli je świadomie dostrzec. Jakiś czas potem jednak ci z drugiej grupy potrafili na tyle opanować swój strach, że byli w stanie otworzyć pokrywę pojemnika z pająkami. Ci z pierwszej grupy przemogli się co najwyżej na tyle, by dotknąć pojemnika.