Strój znoszony a w kieszeni miliony

Mimo niespotykanego instynktu do interesów Hetty Green została zapamiętana jako niemiła starsza pani z wielkimi pieniędzmi i małym sercem.

W końcu XIX wieku była samotną lwicą pośród finansowych rekinów. Hetty Green zdobyła miliony w czasach, kiedy bogacili się tylko mężczyźni, a kobiety nie mogły brać udziału w wyborach

– Kelner! Chcę najlepszy stek, jaki możecie zrobić za 30 centów.
– Nie mamy steków za 30 centów, madame – odparł kelner, ale klientka nie zamierzała złożyć broni…
– A nie macie czegoś, co moglibyście dla mnie podgrzać?
– Nie, madame.
– A ile kosztuje u was herbata?
– 10 centów.
– 10 centów! Nie opłaca się. A ile kosztuje gulasz?
– 15 centów.
– A nie mogłabym dostać za mniej?
– Nie, madame.
– A więc, proszę przynieść herbatę,tosta bez masła i gulasz.

Powyższą rozmowę podsłuchała jedna z klientek restauracji, a następnego dnia zacytował „The Times”, który lubował się w rzucaniu czytelnikom na pożarcie anegdotek z życia owej ekscentrycznej starszej pani. Po raz pierwszy przyjechała do Nowego Jorku w wieku 20 lat. Wysoka, o pełnej figurze, dużych niebieskich oczach, szlachetnym podbródku i gęstych brązowych włosach już wtedy wykazywała się przesadną oszczędnością. Z 1200 dolarów, które dostała od ojca na suknie balowe, wydała jedynie 200, resztę wpłacając na konto oszczędnościowe. „Najbogatsza kobieta Ameryki ma pewne cechy charakterystyczne. Robi interesy według bardzo rygorystycznych zasad, nie zważając na sentymenty czy relacje międzyludzkie, i jest oszczędna w najbardziej gruntownym znaczeniu tego słowa. W śnieżycę prędzej pójdzie na przyjęcie na piechotę niż zapłaci za transport” – pisał o niej „The Times”, kiedy ugruntowała swoją pozycję wśród finansowych tytanów Wall Street. Mimo że już wtedy była najbogatszą kobietą na świecie, to szkoda jej było pieniędzy na wynajęcie biura. Urządziła je tam, gdzie trzymała swoje oszczędności, a dokładniej za rzędem urzędników, w rogu Chemical National Bank. Zazwyczaj zjawiała się tam jako pierwsza, a wychodząc, na przekór wścibskim dziennikarzom, zakrywała twarz woalką. Jednak dzięki znoszonej i przybrudzonej sukni oraz pobrzękującym u boku pięćdziesięciu kluczom do swoich posiadłości łatwo było ją rozpoznać. Hetty Green, znana jako „Czarownica z Wall Street”, mogła żyć jak królowa, ale żyła niczym żebraczka. Potrafiła zarabiać pieniądze jak mało kto, ale zasłynęła z tego, że nie umiała ich wydawać.
 

Dzieciństwo wśród wielorybów

Sześcioletnia Henrietta Howland Robinson siedzi na kolanach u swojego ojca. Strona po stronie czyta na głos gazetę finansową, sumiennie recytując doniesienia dotyczące statystyk spedycyjnych, wahań cen i kursów walut. Edward Mott Robinson był zamożnym i bezwględnym biznesmenem i podobno to właśnie jego słaby wzrok przyczynił się do rozbudzenia świadomości biznesowej jego córki. W końcu to za jego sprawą przyszła milionerka od małego chłonęła wiedzę na temat praw rynku. Hetty dorastała w dobie rewolucji przemysłowej, kiedy wielorybnictwo było jedną z najbujniej kwitnących branż przemysłu. Do momentu odkrycia ropy w Pensylwanii niemalże każda część ciała olbrzymich morskich ssaków była wykorzystywana. Wielorybi olej sprawiał, że fabryki pracowały pełną parą, a noce nie tonęły w ciemnościach. Używano go jednak nie tylko jako smaru i paliwa do lamp, ale także jako surowca do produkcji mydła, kredek, plastrów, maści, a także atramentu. Z kości wielorybów produkowano nawozy, a fiszbiny (rogowe płyty zwisające z ich podniebienia) przerabiano na parasole, szczotki, łyżki do butów i sprężyny zegarkowe. Najbardziej pożądanym przez wielorybników łupem był kaszalot, który w umieszczonym nad prawym przewodem nosowym zbiorniku miał nawet setki kilogramów spermacetu, czyli półpłynnej substancji używanej jako smar i baza przy produkcji kremów i świec. Z zębów robiono klawisze do instrumentów, guziki i drobne pamiątki, a występująca w jelitach ambra, woskowata substancja służąca jako emulgator i wzmacniacz zapachu perfum, warta była tyle złota, ile sama ważyła.

W owej krwawej branży prym wiodła Nowa Anglia, a w szczególności port New Bedford, gdzie 21 listopada 1834 roku przyszła na świat Hetty. Będąc właścicielem jednej z największych flot wielorybniczych w okolicy, jej ojciec, znany w mieście jako „Czarny jastrząb”, dorobił się porządnego majątku. Będąc zarazem członkiem protestanckiej sekty religijnej kwakrów, Robinson z zapałem hołdował takim wartościom jak pokora, oszczędność, ciężka praca i skromność. To w dużym stopniu one złożyły się na prywatny kodeks jego córki. – „Mój tata nauczył mnie przede wszystkim tego, żeby nigdy nikomu nic nie zawdzięczać. Nawet najmniejszej przysługi” – wyznała po latach Hetty, której przedsiębiorczość objawiła się już w dzieciństwie. Kiedy jako piętnastolatka wyjeżdżała na naukę do Bostonu, od siedmiu lat miała już własne konto oszczędnościowe, a od dwóch pełniła funkcję rodzinnej księgowej.

Co dwa spadki to nie jeden

 

 

To, że służąca Fally musiała spaść ze schodów, było dla Hetty oczywiste. Zacznijmy jednak od początku. Śmierć „Czarnego jastrzębia” w 1864 roku spowodowała, że zgodnie z postępowaniem spadkowym na konto jego córki wpłynęło prawie 8 milionów dolarów. Jednak myśl o tym, że majątek siostry matki również leży w zasięgu jej ręki, nie dawała Hetty spokoju. Chcąc wkraść się w łaski bezdzietnej ciotki, a docelowo zostać jej jedyną spadkobierczynią, postanowiła u niej zamieszkać (rzekomo z troski o jej zdrowie, faktycznie aby mieć oko na jej poczynania). W służącej Fally, prawej ręce schorowanej ciotki Sylwii, Hetty od razu dostrzegła pretendentkę do spadku. Próba pozbycia się konkurentki nie powiodła się jednak – jej upadek ze schodów zakończył się jedynie poturbowaniem. W obliczu tej porażki chciwa siostrzenica zmusiła ciotkę do podpisania testamentu, zgodnie z którym po swojej śmierci miała przekazać jej cały swój majątek. Dwa lata później ciotka Sylwia potajemnie spisała jednak nową wolę, w której uwzględniła zaprzyjaźnione wdowy i służące.

Hetty dowiedziała się o tym dopiero po jej śmierci. Zaskoczona, spreparowała wtedy dokument stwierdzający, że wszystkie ewentualne umowy zawarte po tej podpisanej między nimi są nieważne. Własnoręcznie przez Hetty podrobiony podpis Sylwii okazał się jednak słabą imitacją oryginału. Sprawą zajął się sąd, Hetty przegrała trwający pięć lat proces i zamiast kolejnego spadku dostała porządną dawkę upokorzenia. Nic nie wskórał nawet jej zaangażowany w matactwa mąż, który, ryzykując własną reputację, kłamał pod przysięgą w obronie żony. Edward pochodził z Vermontu, należał do Kościoła episkopalnego, uwielbiał dobre jedzenie, drogie wina i hojnie obdarowywał kelnerów napiwkami. Hetty pochodziła z Massachusetts, była kwakierką i żałowała kilkunastu centów na herbatę. Mimo dzielącej ich przepaści Edward Henry Green poślubił 33-letnią Hetty Robinson 11 lipca 1867 roku. Hetty nie byłaby sobą, gdyby jeszcze na parę miesięcy przed ślubem nie zmusiła męża do podpisania intercyzy i zrzeczenia się praw do jej pieniędzy. Wyjechali razem do Londynu, gdzie zamieszkali w odwiedzanym przez Napoleona III i Marka Twaina hotelu Langham. Rok po ślubie na świat przyszedł ich pierworodny syn Ned, a w 1871 roku nazwana na cześć ciotki córeczka Sylwia. Wtedy postanowili wrócić do Ameryki. Na samą wieść o przyjeździe państwa Green do rodzinnego miasta Edwarda, w domu jego matki w Bellows Falls rozpoczęły się gorączkowe przygotowania. W dniu ich przyjazdu, gdy Hetty i Edward byli już gotowi do powitalnego posiłku, kucharka Mary wygładziła swój najlepszy kostium, poprawiła fryzurę, wzięła głęboki oddech i weszła do jadalni.

Zdziwienie prawie zwaliło ją z nóg. Zamiast promieniejącej i schludnej damy, jaką spodziewała się zobaczyć, jej oczom ukazała się zaniedbana kobieta w wytartych ubraniach i z brudnymi rękami. Hetty od razu wprowadziła zamęt w rodzinnym domu męża – kłóciła się ze służbą, upierając się, że chce robić zakupy sama. W efekcie przynosiła do domu najtańszą mąkę, sprzedawane po promocyjnej cenie pokruszone ciastka i darmowe kości dla psa. Kiedy na stypie po pogrzebie teściowej zamiast kryształów podała stare brudne szklanki, jej małżeństwo z Edwardem zawisło na włosku. Pani Green rozpychała się łokciami nie tylko w domu swojej teściowej, ale przede wszystkim na nowojorskim rynku finansowym. Przełom w jej karierze nastąpił w 1885 roku. „Przyszłam po to, co moje” – powiedziała nieznoszącym sprzeciwu głosem, patrząc prosto w oczy urzędnikowi banku John J. Cisco & Son. Hetty zjawiła się tam błyskawicznie po tym, jak bank ogłosił upadek, a zarazem ubolewanie, że depozytorzy dostaną tylko minimalne zwroty. Kiedy odmówiono jej oddania wszystkich pieniędzy, Hetty nie dała za wygraną. Straszyła, szantażowała, krzyczała i tupała nogami aż do skutku. Po kilku dniach schowała swój wynoszący 560 tysięcy dolarów (czyli jedną czwartą pieniędzy w Cisco) depozyt do walizki i wywiozła taksówką do Chemical National Bank. W wieku pięćdziesięciu lat, kiedy większość ludzi prowadzi już spokojny i osiadły tryb życia, Hetty zaczęła je od nowa. Po rozpadzie małżeństwa zadeklarowała pełną finansową niezależność i w pojedynkę ruszyła na podbój Wall Street.

Zimna krew i męski umysł

Hetty Green osiągnęła to, o czym inne kobiety nie śmiały wówczas nawet marzyć. Jej pozycję świetnie obrazowało zorganizowane przez J.P. Morgana spotkanie dotyczące paniki finansowej na amerykańskiej giełdzie w 1907 roku. Hetty była jedyną zaproszoną na nie kobietą.Dzięki swojej pewności siebie i nieprzeciętnemu instynktowi poznała rynek finansowy lepiej niż jakakolwiek kobieta przed nią. Artykuł w „New York Times” wymieniał ją zresztą jako wyjątek wśród ówczesnych pań, chwaląc jej „męski instynkt do finansów”: „Ma szerszy pogląd na finanse niż wielu prominentnych mężczyzn, a jej poglądy dotyczące wartości kolei i nieruchomości warto znać. Podejmując decyzje dotyczące inwestycji kieruje się właściwą mężczyznom logiką”. Na czym polegała ta „właściwa mężczyznom logika”, dzięki której Hetty zdobyła swoją pozycję? Zaraz po otrzymaniu spadku po ojcu zainwestowała w obligacje drukowane przez amerykański rząd po wojnie secesyjnej. Podczas gdy strachliwi inwestorzy byli ostrożni w kupowaniu papierów od słabego państwa, Hetty nie wahała się ani chwili.

Dzięki zdobytemu w ten sposób kapitałowi „Czarownica z Wall Street” mogła później inwestować, w co jej się żywnie podobało. Stawiała przede wszystkim na nieruchomości, budynki miejskie oraz koleje, na które z dnia na dzień rosło zapotrzebowanie. Kupowała tanio, sprzedawała drogo, a gdy wokół kłębiła się panika, zachowywała zimną krew. Podstawowymi elementami jej strategii były z jednej strony konserwatywne, ale jednocześnie sprytne inwestycje, a z drugiej zabezpieczające transakcje pokaźne zapasy gotówki. Swoje dochody mnożyła także dzięki pożyczkom. Choć sama nigdy z nich nie korzystała, chętnie udzielała ich innym i to na korzystnych warunkach. Sam mer Nowego Jorku nieraz przychodził do niej ze spuszczoną głową, i patrząc błagalnym wzrokiem, prosił o wsparcie. Podczas paniki w 1907 roku dostał wypisany lekką ręką czek na ponad milion dolarów. Bezwzględna wobec wrogów nigdy nie kopała tych, którzy pożyczali od niej pieniądze. „To się nie opłaca” – tłumaczyła. Długi egzekwowała jednak bardzo skrupulatnie. W czasach kiedy kobiety nie miały w zwyczaju podróżować bez męskiej opieki, ona potrafiła bez zastanowienia wsiąść w pociąg i jechać tysiące mil, żeby odebrać dług wartości kilkuset dolarów. „Zawsze staram się z wszystkimi postępować sprawiedliwie, ale kiedy ktoś chce ze mną walczyć, dostanie to, na co zasługuje” – mówiła.
 

Owsianka z kaloryfera

 

Pewnego dnia do eleganckiego biura nieruchomości przy Piątej Alei przyszła zabiedzona kobieta w zniszczonej czarnej sukni i starym kapeluszu na głowie. Jako że biuro to zamieściło wcześniej ogłoszenie w sprawie pracy dla sprzątaczek, pracownik od razu zorientował się, że to kolejna kandydatka na to stanowisko. – Nie potrzebujemy już sprzątaczek – powiedział ostrym głosem zamiast powitania. – Jestem Hetty Green – odpowiedziała kobieta. – Chciałam omówić szczegóły pożyczki wynoszącej pół miliona dolarów, o którą poprosiła mnie pańska firma. Brana za klepiącą biedę kobietę z dołów społecznych Hetty posiadała kopalnie, fabryki i biurowce.

Miała apartamentowce w St. Louis i Bostonie, wielkie magazyny w Nowym Jorku i rezydencje na będącej wówczas najlepszym adresem w kraju Piątej Alei. Podczas gdy ludzie o miliony dolarów biedniejsi budowali sobie tam wzorowane na europejskich pałacach domy, ona wynajmowała pokoje hotelowe i małe mieszkania w opanowanych przez imigrantów i robotników New Jersey i Brooklynie. Legendy o jej skąpej naturze bledną przy faktach. Za jej częstymi przeprowadzkami stał praktyczny cel. Warunkiem ściągania podatków było bowiem ustalenie miejsca zamieszkania, dlatego bezustannie przenosząc się, Hetty utrudniała pracę nachalnym urzędnikom. Kwestionowała każdy rachunek, każdą cenę, bez przerwy szacowała koszta. Żywiła się głównie ciastkami za 15 centów i podgrzewaną na biurowym grzejniku owsianką. Gdy oddawała swoją jedyną czarną suknię do pralni, to zlecała oczyszczenie tylko jej dolnych, najbardziej brudnych i wytartych od chodnika brzegów. Chodziła w dziurawych pończochach i potrafiła kilkakrotnie użyć jednorazowej koperty. Z oszczędności nie używała w domu ogrzewania ani ciepłej wody, dlatego, jak zauważyła kiedyś kucharka w domu jej teściowej, miała zazwyczaj niedomyte ręce. Spędziła kiedyś całą noc na poszukiwaniach znaczka za dwa centy – oczywiście nie tylko w domu, ale i we wszystkich miejscach, które odwiedziła po jego zakupie. Oszczędzała nawet na zdrowiu – chorując na przepuklinę, kategorycznie odmówiła zgody na operację, której koszt miał wynieść 150 dolarów.

Jej skąpstwo dotykało także najbliższych. W adoratorach swojej córki widziała hieny zamierzające rozszarpać jej fortunę na kawałki. W końcu zgodziła się, żeby po dwuletnich zalotach mężem córki został Matthew Astor Wilks. Jako dziedzic fortuny Astor wniósł on do małżeństwa dwa miliony dolarów, które okazały się wystarczającą sumą, aby Hetty była pewna, że zależy mu na jej córce, a nie na finansowych korzyściach. Nie zwalniało to jednak zamożnego adoratora z pisemnego zrzeczenia się chęci do odziedziczenia fortuny Sylwii. Z wdzięczności za podpisanie takiego dokumentu dostał od teściowej pięć tysięcy dolarów. Najbardziej na skąpstwie Hetty ucierpiał jednak jej syn. Kiedy jako dziecko Ned złamał nogę, Hetty starała się, aby został przyjęty do szpitala na darmowy oddział dla ubogich. Kiedy ją rozpoznano, uciekła i postanowiła wyleczyć syna sama. Niestety zwyciężyła gangrena i amputowaną nogę trzeba było zastąpić protezą. „Jestem kwakrem. Moja rodzina była bogata od pięciu pokoleń. Nie mam potrzeby pokazywania albo zapewniania sobie pozycji” – tłumaczyła kiedyś dziennikarzowi, który zapytał, dlaczego nie lubi wydawać pieniędzy.

Koniec fortuny

„Wymyśl sobie konkretną cenę. Jeśli ktoś jest na tyle głupi, żeby ci ją zapłacić, zgódź się. Jeśli oferuje mniej, powiedz mu, że dasz mu odpowiedź rano i przemyśl całą sprawę na spokojnie wieczorem. Jeśli zadecydujesz, że korzystnym będzie zaakceptowanie jego oferty, powiedz mu to następnego dnia. Generalnie, nie zamykaj interesu, jeśli nie prześpisz się z nim” – uczyła swojego syna Hetty, aby wiedział, w jaki sposób obchodzić się z odziedziczoną po niej fortuną. Postanowiła też dogłębnie przetestować jego rzetelność. Wysyłając go pociągiem do Chicago, wręczyła mu teczkę, której poleciła pilnować jak oka w głowie. Dopiero na miejscu Ned, który podejrzewał, że przewozi dużą sumę pieniędzy, zorientował się, że w środku były jedynie przedawnione i nic niewarte polisy ubezpieczeniowe.

„Najważniejsza lekcja, jaką dostałem od matki? To lekcja polegania wyłącznie na sobie” – wyznał kiedyś. Na starość Hetty cierpiała na manię prześladowczą, a wskutek kilku wylewów była przykuta do wózka inwalidzkiego. Umarła 3 lipca 1916 roku w wieku 81 lat. Mówiło się, że przyczyną jej śmierci był udar mózgu, którego miała dostać, kłócąc się ze służącą przyjaciółki na temat zalet odtłuszczonego mleka. Tuż przed śmiercią przeszła na episkopalianizm, dzięki czemu mogła zostać pochowana na cmentarzu w Bellows Falls obok męża, z którym nigdy formalnie się nie rozwiodła. Umarła jako najbogatsza kobieta na świecie, zostawiając fortunę wartą wówczas 150 milionów dolarów. Po śmierci Neda pieczę nad dolarami matki przejęła Sylwia, która – jak opisał to jeden ze współczesnych jej dziennikarzy – „wydawała je tak jak ktoś, kto garściami wyrzuca pieniądze z wysokiego budynku”. W ten sposób wsparła setki organizacji charytatywnych, kościołów i uniwersytetów. Hetty, której nazwisko widnieje w Księdze rekordów Guinnessa pod hasłem „Największa sknera na świecie”, z pewnością przewracała się w grobie.