Gniezno: Zagadka Wzgórza Lecha

Czy najświętsze zabytki Gniezna stoją dokładnie w miejscu pogańskich świątyń?

Gniezno to miasto na siedmiu wzgórzach niczym Rzym. To pierwsza siedziba władców Polski. Tu według „Kroniki Wielkopolskiej” z XIII w. miał się niegdyś osiedlić protoplasta Polaków (Lechitów) – Lech: „Gdy zaś ze swoim potomstwem wędrował przez rozległe lasy, gdzie [teraz] istnieje królestwo polskie, przybywszy wreszcie do pewnego uroczego miejsca, gdzie były bardzo żyzne pola, wielka obfitość ryb i dzikiego zwierza, tamże rozbił swe namioty. A pragnąc tam zbudować pierwsze mieszkanie, aby zapewnić schronienie sobie i swoim, rzekł: »Zbudujmy gniazdo!«. Stąd i owa miejscowość aż do dzisiaj zwie się Gniezno, to jest »budowanie gniazda«”. 

Dzieje Polaków zaczynają się więc od Gniezna, przynajmniej w legendzie. Dokładniej zaś od Wzgórza Lecha, czyli wzniesienia mierzącego ok. 123 m n.p.m. Ile jednak prawdy tkwi w legendzie? Czy tak jak Palatyn (gdzie w grocie wilczyca miała karmić Romulusa) także Wzgórze Lecha posiadało u zarania naszej historii szczególne, sakralne znaczenie?

PRZYBYSZ Z PANONII

Na początek warto zająć się legendarnym księciem. Najstarsze wspominające go źródło – „Kronika Wielkopolska” – wywodzi jego ród od władcy Panonii, jak nazywano w starożytności prowincję rzymską między Sawą a Dunajem: „Z tych więc Panończyków pochodzili trzej bracia, synowie Pana, władcy Panończyków, z których pierworodny miał imię Lech, drugi Rus, trzeci Czech. I ci trzej wydawszy potomstwo z siebie i ze swego rodu, posiadali trzy królestwa: Lechitów, Rusinów i Czechów”. Nie jest to jedyna rodzima wzmianka o tej krainie. Także Wincenty Kadłubek pośrednio umieszcza pierwotne siedziby Polaków właśnie w Panonii.

W rzeczywistości Panonia między III a IV w. została podbita przez Hunów. Z nimi zaczęli przybywać tam Słowianie. Wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk. Panońscy Słowianie w 840 r. stworzyli nawet własne Księstwo Błatneńskie, zniszczone w wyniku najazdu Węgrów w 901 r. Może więc w legendzie było ziarno prawdy i Lech przywędrował do Gniezna znad Dunaju?

Migracja Słowian na zachód Europy rozpoczęła się prawdopodobnie z obszaru dorzecza środkowego i górnego Dniepru, po rozbiciu przez Hunów państwa Gotów w 375 r. Wywędrowali wówczas na południowy zachód, na ziemie obecnej zachodniej Ukrainy i Mołdawii, sięgnęli także linii górnej Wisły na terenie Polski. Pytanie, czy doszli do Gniezna. Archeolodzy Tomasz Janik i Czesław Strzyżewski twierdzą, że najstarsze ślady osadnictwa wczesnośredniowiecznego w rejonie Gniezna, które łączyć można z naszymi przodkami, datuje się na VII–VIII w. Na dodatek jest tych śladów niewiele: 6 stanowisk archeologicznych. Wygląda więc na to, że obszar ten skolonizowany został późno, w dalszej fazie migracji. Szczególnie że najstarsza w Gnieźnie osada na Wzgórzu Panieńskim pochodzi z VIII w. Skoro tak, to legenda z „Kroniki Wielkopolskiej”, ukazująca Gniezno jako miejsce początku ekspansji Lechitów, nie ma wiele wspólnego z faktami. Czy mamy do czynienia tylko z wymysłem kronikarza?

 

TRZEJ BRACIA

Do niedawna wszystko, czego nie dało się zweryfikować metodami ówczesnej nauki, odsądzano od czci i wiary. Dziś wiemy, że jeżeli jakiś zapis nie znajduje potwierdzenia w materialnych pozostałościach, może odnosić się do innego wymiaru historii: mitycznego. Każde plemię posiadało zbiór mitów i legend opowiadających m.in. o jego pochodzeniu. 

Z „Kroniki Wielkopolskiej” wynika, że synów Pana było trzech. A Lech stał się, obok Rusa i Czecha, protoplastą jednego z trzech rodów. Podobny zabieg znamy  z „Powieści minionych lat” – kroniki z XII w. o założeniu Kijowa przez braci: Kija, Chorywa i Szczeka. Autor najstarszej kroniki serbskiej Pop Duklanin też wspomina, że dynastia Swewladowiców wywodzi się od trzech synów władcy Gotów Swewlada. Motyw ten sięga nawet poza średniowiecze. Już Scytowie, żyjący od VIII w. p.n.e. na terenach obecnej Ukrainy, wierzyli, że wywodzą się od trzech braci. 

Skoro tak, to legenda o Lechu, Czechu i Rusie opiera się na starym schemacie, istniejącym w obrębie mitologii indoeuropejskich, według którego plemię dzieli się na trzy rody. Badania nad motywem społecznego trójpodziału prowadził francuski filolog Georges Dumézil. Opierając się na jego teoriach, polski historyk prof. Jacek Banaszkiewicz zauważył, że ów trójpodział pojawia się też w podaniu o Piaście i Popielu w kronice Galla Anonima. O ile jednak w legendzie o Lechu mamy do czynienia z podziałem w ramach przestrzeni (pojawieniem się trzech królestw), o tyle w przypadku trójki następców Piasta (Siemowita, Lestka i Siemomysła) mamy następstwo czasowe. Ale archetypy postaci są te same i nawiązują do Dumézilowskiego podziału władzy na trzy funkcje: sakralną/sądowniczą, wojenną i produktywną. 

 

NA WZGÓRZU LECHA

Skoro Lech jest tak ważny, to i wzgórze nazwane jego imieniem mogło posiadać w okresie plemiennym szczególne, sakralne znaczenie. Jan Długosz pisał w „Rocznikach”: „Plutona nazywali Niją, uważając go za boga podziemi i stróża oraz opiekuna dusz, gdy ciało opuszczają. Do niego modlili się o to, aby wprowadzeni byli po śmierci do lepszych siedzib w podziemiach. Duszom tym wybudowano w mieście Gnieźnie najważniejszą świątynię, do której pielgrzymowano ze wszystkich stron”. 

Zapis Długosza zwykle uważany jest za jego wymysł. Jednak antropolog i kulturoznawca prof. Leszek Kolankiewicz w książce „Dziady. Teatr święta zmarłych” wykazał, że istnieją źródła wcześniejsze niż kronika Długosza, przekazujące imiona bogów czczonych na terenach Polski. Najstarsze z nich, „Postylla” Łukasza z Wielkiego Koźmina, wymienia m.in. właśnie boga Niję. Powstała między 1405 a 1412 r., a „Roczniki” dopiero pół wieku później! Skoro Długosz nie wymyślił Nii, to może i w jego informacji o gnieźnieńskiej świątyni jest ziarno prawdy – może do jego czasów przetrwały ustne przekazy, mające oparcie we wcześniejszych realiach? 

Także w XVIII w. Balcer Pstrokoński, kanonik kolegiaty św. Jerzego na Wzgórzu Lecha, pisał w pamiętnikach, że była ona „przez poganów […] na bałwochwalstwo wystawiona, a potem przez najpierwszego monarchę chrześcijanina z bóżnicy na kościół obrócona, […] w której Mieczysław I chrzest podobno przyjął”.  Książę Mieczysław I (czyli Mieszko I) miał także przyjąć św. Jerzego za swojego patrona. Znajdowało to ponoć potwierdzenie w zachowanych w archiwum kapitularnym przywilejach nadanych kościołowi metropolitarnemu w Gnieźnie, „na których to przywilejach, nie orzeł, nie inszy obraz, ale na pieczęciach ich, wyraz św. Jerzego jest wyciśniony”. Niestety, do wzmiankowanych przez Pstrokońskiego dokumentów nikt nie dotarł i nie wiadomo, czy istniały naprawdę, czy zostały wymyślone przez duchownego. 

Niemniej w 1865 r. kanonik gnieźnieńskiej Kapituły Metropolitarnej Józef Walkowski pisał, że legendarny Lech miał założyć gród w miejscu, gdzie obecnie znajduje się katedra, a obok nakazał wybudować pogańską świątynię. Gdy zaś przyjęto chrześcijaństwo, zamieniono ją na kościół pod wezwaniem św. Jerzego. Także Józef Łepkowski, pierwszy polski profesor archeologii, podzielał to zdanie.

Oczywiście, można podważać twierdzenia oparte na przekazie ustnym. Szukano więc dowodów. Ciekawość, czy pod kościołem św. Jerzego znajdowała się świątynia pogańska Nii, dręczyła bpa Antoniego Laubitza, który w amatorski sposób przeprowadził w latach 1926–1932 wykopaliska na Wzgórzu Lecha. Pod kościołem św. Jerzego natrafiono wówczas na „kamienne fundamenty wieży”.

„Fundament” ów, znajdujący się pod obecnym prezbiterium, wznosił się wg Laubitza aż pod sam wierzch posadzki kościoła i był wypełniony wielkimi okrąglakami. Czyżby więc podania myliły się, a pod kościołem znajdowały się nie resztki pogańskiej świątyni, lecz fragment fortyfikacji grodu, do tego kamiennej?!

KURHAN CZY PALATIUM

Jednakże brak w Gnieźnie jednoznacznych śladów palatium, głównego budynku zamku księcia, po którym mógłby zachować się kamienny gruz. Tomasz Sawicki, archeolog z Muzeum Początków Państwa Polskiego, kierujący wykopaliskami na Wzgórzu Lecha, zwraca uwagę, że Laubitz jako amator mógł źle zinterpretować znalezisko. Przede wszystkim wzmiankowany „fundament wieży” okazał się podczas późniejszych wykopalisk podkowiastym kopcem kamiennym. 

Badania geomorfologiczne Wzgórza Lecha wskazują ponadto, że pierwotnie istniały tutaj dwa sąsiadujące ze sobą szczyty. Wyższy i bardziej stromy znajdował się pod kościołem św. Jerzego, a niższy, bardziej rozległy i płaski – pod obecną katedrą. 

 

Zdaniem archeologa, znajdujący się obok podkowiasty obiekt, który Laubitz mylnie wziął za fundament okrągłej baszty, swoim kształtem przypomina kurhan lub kamienne usypisko. Wskazywałby na to fakt, że wypiętrza się ono i najsilniej pozostaje zagłębione w środkowej części. Zagłębienie ma przynajmniej 3,5 m. Nie wiadomo, ile dokładnie, bo z przyczyn technicznych niemożliwe okazało się sondowanie jego dna. Jednak im niżej, tym kamienie były większe i ściślej ułożone.

Wśród nich znaleziono ułamki glinianych naczyń, które dostały się tam prawdopodobnie podczas wznoszenia konstrukcji. Ich forma nawiązuje do najstarszej znanej ceramiki z terenów Gniezna i okolic. Najbardziej wiekowe naczynia pochodzą z końca VIII w., pozostałe z IX–X w. W podobny sposób można datować całą konstrukcję. Tam, gdzie udało się dotrzeć do jej dna, odnaleziono warstwę spalenizny mającą od 1 do aż 40 cm grubości. W jej płytszej części znaleziono też naczynia datowane na okres pomiędzy 850 a 950 r., a w ich pobliżu pozostawione w całości zwierzęce kości. 

Sawicki podkreśla, że kamienny nasyp nie mógł pełnić roli konstrukcji architektonicznej. Prawdopodobnie nie stanowił też części jakiegoś budynku. Możliwe, że był obiektem kultowym. Wskazywałoby na to położenie na stromym i wysokim wzgórzu, otoczenie wodami i sąsiedztwo wczesnośredniowiecznej osady. Wspomniane naczynia i kości mogą być resztkami ofiar. Na dodatek w okresie przedpiastowskim wzniesienie okalały rowy, mogące pełnić funkcję granicy miejsca świętego, oddzielającej go od zewnętrznego świata.

Bardziej sceptyczny jest archeolog i historyk prof. Leszek P. Słupecki. Wskazuje na trudności interpretacyjne związane z odnajdywanymi obiektami. Pogańskie miejsca kultowe, takie jak np. skandynawskie ołtarze kamienne (zwane hörg), miały często formę sterty kamieni, na której składano ofiarę z krwi zwierząt. W związku z tym bardzo trudno je odróżnić od podobnych kopców kamiennych, nieposiadających związku z kultem. O ich charakterze wnioskować można raczej z tradycji ustnej, zachowanej m.in. w nazwach takich miejsc.

Prof. Banaszkiewicz w swoich pracach nie wyklucza jednak, że podkowiasty kamienny kopiec pod kościołem św. Jerzego był miejscem pogańskiego kultu. Wskazywałoby na to m.in. zajęcie go w okresie piastowskim pod gród obronny. Była to częsta praktyka: ustanowienie siedziby ponadplemiennej władzy w miejscu wcześniej uważanym za święte. 

Na ciekawą rzecz zwrócił kiedyś uwagę archeolog prof. Wojciech Chudziak, badający pozostałości pogańskie w Kałdusie. Kolejne pokolenia zachowywały miejsca związane z kultem religijnym, niezależnie od tego, jak zmieniały się wyobrażenia i dominujące wzorce kulturowe. We wspomnianym Kałdusie pod górą św. Wawrzyńca też odnaleziono kamienny kopiec ofiarny i szczątki zwierząt. I tak jak na kopcu w Gnieźnie postawiono potem kościół św. Jerzego, w Kałdusie zbudowano bazylikę. 

 

Czy zatem domniemaną świątynię pogańską w Gnieźnie można wiązać z kamiennym kopcem pod kościołem św. Jerzego? Sprawa jest  skomplikowana, ponieważ  naukowcy wcześniej sądzili, że dawne miejsce kultowe zajmowało obszar drugiego, niższego szczytu na Wzgórzu Lecha, na którym znajduje się obecnie katedra. Dr Gabriela Mikołajczyk wraz z innymi archeologami odkryła pod jej fundamentami kilka palenisk. Największe obłożone było drewnem, a jego powierzchnię odnawiano aż czterokrotnie, układając na warstwie popiołu i węgli następną – z kamieni. Badacze odkryli też resztki naczyń ceramicznych, datowanych podobnie jak te pod kościołem św. Jerzego. Pytanie, czy rozpalany tam ogień był ogniem ofiarnym? Dr Mikołajczyk nie wyklucza tej możliwości. Ale mógł to także być punkt rozpalania wici lub palenisko w domu, w którym zbierała się plemienna starszyzna. 

Tak czy inaczej, w VIII w. musiało się tam znajdować miejsce związane z władzą, obok którego istniało miejsce kultowe. Może więc kopiec pod kościołem i niezidentyfikowana budowla z paleniskiem pod katedrą przypominały charakterystyczny dla Skandynawów kamienny kopiec wraz z salą uczt? Prof. Słupecki odrzuca germańskie czy skandynawskie pochodzenie kopca. Podobnie religioznawca dr hab. Andrzej Szyjewski, który zauważył, że taki dwoisty układ – obejmujący miejsce składania ofiar i budynek służący plemiennym zebraniom – był bardzo rozpowszechniony i nie musiał bazować na zewnętrznych wpływach. 

Jeśli na Wzgórzu Lecha znajdował się obiekt kultowy, komu był poświęcony? „Roczniki” Długosza nie mówią jasno, czy chodzi o Niję, ogół bogów, czy tylko o dusze przodków. Szyjewski wyjaśnia, że na Słowiańszczyźnie wschodniej występują miejsca kultowe poświęcone ogółowi bogów (np. w Kijowie), natomiast wśród Słowian zachodnich bardziej typowa jest sytuacja, gdy określona budowla zostaje poświęcona konkretnemu bóstwu. W jednym grodzie mogły się jednak znajdować nawet trzy świątynie, poświęcone różnym bogom – tak było np. w Gardźcu na Rugii, gdzie czczono Rujewita, Porewita i Porenuta. 

Tomasz Sawicki wspomina, że według miejscowych tradycji w Gnieźnie miały stać trzy pogańskie świątynie: Jessy (polańskiego odpowiednika Jowisza), Marzanny (kojarzonej przez Długosza z Cererą) i bóstwa zaświatów Nii. Zalecane przez papiestwo praktyki inkulturacyjne (czyli dążące do zakorzenienia chrześcijańskich wierzeń na gruncie miejscowych tradycji) polegały na przejmowaniu miejsc dawnego kultu i budowaniu tam ołtarzy oraz świątyń chrześcijańskich. Charakter dawnego bóstwa nie pozostawał bez wpływu na wybór patrona. Dlatego św. Jerzy – patron kościoła, pod którym znajduje się kamienny kopiec, a zarazem legendarny zabójca smoka – bardziej odpowiadałby gromowładcy Jessemu niż Nii. Kamienny kopiec w Gnieźnie położony jest na najwyższym wzniesieniu, co również wskazywałoby na kult bóstwa niebios. 

Z kolei bazylika w Gnieźnie jest pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Święto Wniebowzięcia NMP, inaczej zwane świętem Matki Boskiej Zielnej, przypada na 15 sierpnia. Ma związek z plonami. Może więc kojarzyć się z dawnym kultem bóstwa żeńskiego, patronującego płodności pól, zastąpionego potem przez chrześcijańską Maryję (Długosz kojarzy je z Marzanną – Cererą, matką i panią urodzaju). Co zatem z Niją?…

 

NIJA I ŚW. WOJCIECH 

Para „bóg niebios – bogini ziemi” jest typowa w dawnych kultach. Jednak obok bogini pojawia się często młody bóg – jej kochanek, a zarazem rywal gromowładcy, zwykle ginący z jego ręki – np. u Słowian wschodnich gromowładny Perun walczy z panem zaświatów Welesem, który po ciosie w głowę zostaje wypędzony pod ziemię (lub kamień czy wodę). 

Św. Jerzego czci się 23 kwietnia – w dniu jednocześnie wspominającym św. Wojciecha, zamordowanego przez ścięcie. I to właśnie relikwie tego męczennika znajdują się w katedrze gnieźnieńskiej. Czyżby więc to św. Wojciech zastąpił w kulcie dawnego boga zaświatów Niję? Dr hab. Andrzej Szyjewski zaleca ostrożność w takiej identyfikacji. Ale legenda św. Wojciecha, szczególnie część opisująca ścięcie i wrzucenie ciała do wody, może zawierać elementy odpowiadające wcześniejszemu mitowi. Istnieją poszlaki, że tego chrześcijańskiego świętego kojarzono z pogańskim panem zaświatów. W Szczecinie na wzniesieniu, gdzie stać miała świątynia Trzygława – przez prof. Aleksandra Gieysztora kojarzonego z bóstwem o charakterze wschodniosłowiańskiego Welesa, pana zaświatów – wybudowano po chrystianizacji właśnie kościół pw. św. Wojciecha… 

Wskazówki do rozwiązania zagadki, czy bazylika katedralna w Gnieźnie stoi w miejscu, którym kiedyś władał Nija, mogą dostarczyć nazwy dwóch szczytów Wzgórza Lecha. Wyższy z nich, na którym znajduje się kościół św. Jerzego, zwie się Żninkiem. Nazwa ta, zgodnie ze „Słownikiem etymologicznym języka polskiego” Brücknera, wywodzi się od terminów „żąć, żniwiarz, żniwa”. Te z kolei pochodzą z dawnego, indoeuropejskiego rdzenia ghen-, czyli „bić, zabijać”. Może przetrwał tu ślad roli pełnionej przez kamienny kopiec na wzniesieniu? Byłby wówczas ołtarzem ofiarnym jak wschodniosłowiańskie żertwienniki lub zachodniosłowiańskie trzebiszcza, otwarte miejsca kultowe na szczytach wzniesień.

Niższy szczyt, gdzie stoi katedra z relikwią św. Wojciecha, nosi z kolei miano Boża Rola i obejmuje m.in. cmentarz. Jak wskazuje Jan Karłowicz w „Słowniku gwar polskich”, Boża Rola to w Wielkopolsce tradycyjne określenie nekropolii. Niewykluczone więc, że przykatedralny cmentarz nawiązywał do dawnego poświęcenia tego obszaru bóstwu zaświatów Nii. Odpowiedź mogą przynieść jedynie kolejne odkrycia wokół Wzgórza Lecha.