Świat za sto milionów

Tworzywa sztuczne zamienią się w ropę, a po nas pozostaną lekkie odbarwienia w glebie – uważa dr Jan Zalasiewicz, autor książki „The Earth After Us” (Ziemia po nas) wydanej niedawno przez Oxford University Press

Wyobraźmy sobie, że w odległej przyszłości gdzieś w naszej galaktyce rozwinie się cywilizacja zdolna do podboju kosmosu. Kiedy obcy dotrą w okolice Ziemi, ludzi już dawno nie będzie, ale pozostaną po nas ślady, które umożliwią kosmicznym archeologom odtworzenie dziejów cywilizacji Homo sapiens – twierdzi dr Jan Zalasiewicz, geolog z University of Leicester.

Pisze Pan o Ziemi za 100 mln lat, na której nie ma już istot ludzkich. Dlaczego jesteśmy skazani na wyginięcie?

– Zwykle na to pytanie odpowiadam tak: wszystkie gatunki, które powstają, kiedyś giną. W skali paleontologicznej życie każdego z nich trwa zazwyczaj od miliona do pięciu milionów lat. Zagłada zawsze wiąże się z katastrofą albo powstaniem konkurencyjnego, lepszego gatunku. Homo sapiens istnieje zaledwie jakieś 160 tys. lat. To krótko. Co prawda odnieśliśmy ogromny ewolucyjny sukces, bo zasiedliliśmy praktycznie całą Ziemię, ale ten sukces nie jest stabilny. Niektórzy naukowcy zadają sobie wręcz pytanie, czy ludzie są w stanie przetrwać kolejne sto lat. Jedno jest pewne – już teraz, patrząc na nasze miasta i drogi, maszyny oraz technologie, możemy być pewni, że za 100 mln lat ich pozostałości będą doskonale widoczne w zapisie kopalnym.

Jak to konkretnie może wyglądać?

– Nie będą to ruiny ani szkielety leżące na powierzchni ziemi (choć szkielety też się zachowają), lecz bardziej subtelne znaki. Większość resztek naszej cywilizacji zostanie zniszczona przez wodę i powietrze wskutek erozji. Wszystko, co przetrwa, będzie ukryte w skałach, znajdujących się czasami nawet do 3–5 km pod ziemią. Wśród tych skał będą jednak warstwy położone prawie na wierzchu – tak jak to bywa w przypadku skamieniałości dinozaurów, które dziś odkrywamy m.in. w górach. W wyniku osadzania się kolejnych warstw piasku i ruchów górotwórczych skamieliny są transportowane do wnętrza Ziemi i z powrotem na powierzchnię. W mojej książce zjawisko to nazwałem „tectonic escalator”, czyli tektonicznymi schodami ruchomymi. Niektóre części skorupy ziemskiej przesuwają się w dół, np. południowy wschód Anglii, który obniża się powoli o 2–3 cm rocznie – dlatego Londyn zostanie przykryty kiedyś wodą i piachem. Jest więc szansa, że resztki tamtejszych dróg, budynków oraz ludzkich szczątków przetrwają. Inne miejsca, w tym zachodnia Anglia – i Manchester, gdzie się urodziłem – wznoszą się do góry, i nie ma szansy, by się zachowały, bo ulegną erozji w ciągu najbliższych kilku milionów lat.

Czy kosmici będą mogli zidentyfikować np. szczątki jakiegoś budynku?

– Z pewnością. Tak jak my dziś odkrywamy amonity czy trylobity w pradawnych skałach, tak przybysze z kosmosu będą mogli odnaleźć np. beton w nowym, sprokurowanym przez człowieka kształcie. Wierzchołek budowli zapewnie nie przetrwa, bo ulegnie erozji, ale znajdujące się pod powierzchnią gruntu piwnice oraz fundamenty mogą się zachować w formie, w której zostały pogrzebane w ziemi. Będą oczywiście zmiany – wypalane w piecu cegły staną się bardziej miękkie i wrócą do postaci gliny, trochę zmienią swój kształt – lecz trudno będzie je zupełnie zniszczyć.

A co z tworzywami sztucznymi? Podobno są bardzo wytrzymałe.

– Myślę, że można traktować je jak materiały organiczne. Dzielą się oczywiście na różne typy, ale większość robi się z ropy. Jeśli przeleżą wystarczająco długo pod ziemią, w odpowiednio ciepłym miejscu, częściowo wrócą do pierwotnej postaci. Sto milionów lat to wystarczająca ilość czasu, by plastik zamienił się z powrotem w ropę.

Dużo się ostatnio mówi o zanieczyszczaniu gleby metalami ciężkimi, pochodzącymi np. z zużytych baterii. Czy w przyszłości będzie można je wykryć?

– Bez trudu. Współcześni geochemicy potrafią przecież znaleźć w osadach niewielkie ilości chemikaliów produkowanych kiedyś przez morskie algi. Jeśli jednak chodzi o zanieczyszczenia, to w układzie stratygraficznym znacznie lepiej będzie można zauważyć rosnący obecnie na Ziemi poziom dwutlenku węgla. Naukowcy sądzą, że prawdopodobnie właśnie to jest przyczyną globalnego ocieplenia. Kiedy temperatura na naszej planecie wzrośnie o 3 czy 5 stopni Celsjusza, znaczna część lodów Arktyki, Antarktydy i Grenlandii stopnieje, a poziom morza się podniesie, może nawet gwałtownie. O ile? Szacunki są różne: 20, 30, 40 metrów. Nastąpi transgresja – wody oceanów zaleją olbrzymie połacie lądu. Takie zjawiska doskonale widać w zapisie geologicznym. Po drugie, kiedy w atmosferze jest dużo CO2, oceany robią się kwaśne. W takim środowisku wielu morskim zwierzętom – np. koralowcom i mięczakom – trudniej będzie budować wapienne szkielety i skorupki, przez co mogą wyginąć nie tylko one, ale i odżywiające się nimi inne stworzenia. Ślady takich katastrof także są widoczne w skałach. Kosmiczni badacze bez trudu je odnajdą i zobaczą, do jakiego stanu doprowadziliśmy naszą Błękitną Planetę.

dr Jan Zalasiewicz

Dorastał w Manchesterze, gdzie jego rodzice osiedlili się po II wojnie światowej. Dziś pracuje na University of Leicester i zajmuje się przede wszystkim badaniem czwartorzędowych i paleozoicznych skał osadowych. Przez szereg lat był także przewodniczącym Komisji Stratygraficznej brytyjskiego Towarzystwa Geologicznego. Informacje o jego książce „The Earth After Us. What legacy will humans leave in the rocks?” można znaleźć pod adresem: www.oup.com/uk/catalogue/? ci=9780199214976