Syzyfowa walka

Już wydawało się, że uprawy są bezpieczne. Rozwiązaniem miała być bawełna zmodyfikowana genetycznie. W jej DNA wstawiono geny bakterii Bacillus thuringensis, które kodują bardzo toksyczne białko. Zaopatrzona w nie bawełna działa jak doskonała pułapka: szkodniki składają na niej jaja, z których wylęgają się larwy, a gdy te zaczynają zjadać liście, wchłaniają takie ilości toksyny, że wkrótce giną. Nie trzeba żadnej „chemii”. A to właśnie coraz większe zużycie pestycydów stało się największym przekleństwem upraw bawełny.

Eliminując jednego szkodnika, otwieramy drogę do inwazji kolejnego i tak w kółko. Czy nasze hodowle bawełny czeka zagłada?

Kiedyś najwięcej szkód wyrządzał mały chrząszcz – kwieciak bawełnowiec (Anthonomus grandis). By się go pozbyć, na całym świecie zaczęto masowo stosować środki chemiczne. Kwieciaki rzeczywiście wyeliminowano, ale spokój nie trwał długo. Odporność na pestycydy pojawiła się u słonecznicy orężówki (Helicoverpa armigera) – motyla nocnego, którego gąsienice są wielkimi amatorami liści pomidorów, tytoniu, kukurydzy i właśnie bawełny. W latach 70. XX wieku zastosowano więc pestycydy, które miały wyniszczyć tego szkodnika. I znów – udało się, ale jego miejsce zajęła mszyca ogórkowa (Aphis gossypii). W Chinach zaś nadal głównym szkodnikiem pozostawała słonecznica. „Pestycydy używane do walki z nią niszczyły środowisko i powodowały tysiące zgonów w wyniku zatruć każdego roku” – pisała chińska dziennikarka Jane Qiu na łamach magazynu „Nature”. „To nie jest przesada!” – dodała w rozmowie z „Focusem”.

Dlatego tak wielki entuzjazm wzbudziło opracowanie genetycznie zmodyfikowanej bawełny. Zyskała popularność w ponad 20 krajach, a w Chinach, gdzie wprowadzono ją w roku 1997, zaczęła spełniać pokładane w niej nadzieje. Gąsienice słonecznicy masowo ginęły we wczesnych stadiach rozwojowych. Nie niszczyły bawełny, nie przepoczwarzały się w dorosłe motyle   i dzięki temu nie przenosiły się na inne rośliny. Szkody powodowane przez tego motyla zmniejszyły się zatem także w uprawach kukurydzy, soi, orzeszków ziemnych i rozmaitych warzyw. Jednocześnie wyraźnie spadło zużycie pestycydów.

I to doprowadziło do kolejnej katastrofy. Opisali ją w magazynie „Science” Yanhui Lu i Kongming Wu z Instytutu Ochrony Roślin Chińskiej Akademii Nauk w Pekinie wraz z zespołem. Spadek zużycia pestycydów wykorzystały tasznikowate (Miridae) – owady z grupy pluskwiaków różnoskrzydłych. Były już znane z tego, że żerowały na roślinach uprawnych: warzywach, zbożach czy drzewach owocowych. Nie gardziły bawełną, ale nigdy nie stały się dla niej poważnym zagrożeniem. Rolnicy je więc lekceważyli. Niesłusznie – pluskwiaki okazały się bowiem odporne na bakteryjną toksynę. Uprawy zmodyfikowanej genetycznie bawełny stały się rajem dla tasznikowatych. Nie miały tam rywali, nie truto ich tam pestycydami – mogły jeść i mnożyć się bez ograniczeń. Ich liczebność w Chinach od 1997 do 2008 r. zwiększyła się aż 12-krotnie! Przenosiły się z bawełny na inne rośliny: winogrona, jabłonie, brzoskwinie i grusze. Przerażeni chińscy rolnicy znów sięgnęli po pestyydy. Obecnie używają ok. 2/3 tego, co przed wprowadzeniem do uprawy genetycznie zmodyfikowanej bawełny. Wu przewiduje, że niedługo wrócą do dawnego poziomu.

Czy oznacza to, że nadzieje pokładane w genetycznie modyfikowanych roślinach są płonne? „Osobiście uważam, że uprawy genetycznie modyfikowanych roślin są ważnym narzędziem dla rozwiązania wielu problemów rolnictwa” – mówi „Focusowi” Kongming Wu. Trzeba jednak zawsze myśleć o konsekwencjach ich stosowania i szacować ryzyko z tym związane.