Tego samochodu nie da się nie zauważyć na drodze. Test Mazdy MX 5 RF

Robert Wiertlewski testuje Mazdę MX 5 RF w dwóch etapach – przeczytajcie jakich i jak wypadła!

Podróżowanie tanimi liniami wymaga pewnego poświęcenia. Poczynając od bagażu, który musimy ograniczyć do podręcznego i małej walizki kabinowej, poprzez mniej komfortowe wchodzenie na pokład (np. autobus zamiast „rękawa”), aż po samą podróż, kiedy miejsca na nogi jakby mniej, a i fotela rozłożyć nie sposób. Ale przecież nikt z nas nie jest męczennikiem, a te niedogodności jesteśmy skłonni zaakceptować w zamian za nagrodę, którą jest zazwyczaj cel naszej podróży, a potem miło spędzony czas i wspomnienia (nie zapominajmy o lajkach na Instagramie). Podobne przemyślenia towarzyszyły mi podczas podróży Mazdą MX 5 RF do Zakopanego. Żeby w pełni uczciwie opisać Mazdę, podzieliłem ten wpis na dwa etapy: podróż i nagroda.

Fot. Robert Wiertlewski / nakrzywylej.wordpress.com

Hit the road Jack!

Zacznijmy od mniej przyjemniej części. Podróżowanie. Każdy z Was zapewnie widział MX 5, bo od wielu lat cieszy się ogromną popularnością i ma status auta kultowego. A teraz stańcie blisko, na prawdę blisko. Mazda to maluszek, nawet Clio wydaje się przy nim sporym wozem. Łatwo zatem odgadnąć, że facet mierzący ponad 185 cm i ważący wystarczająco, żeby wskaźniki BMI zaczęły patrzeć z pogardą (no ale umówmy się, to głównie mięśnie), nie jest w stanie wygodnie się wyciągnąć na miejscu kierowcy. Mimo że chciałby cofnąć się z fotelem centymetr czy dwa, nie ma już gdzie. Małe wnętrze wymusza też na projektantach pewne kompromisy, które wymagają przyzwyczajenia się, a mogą irytować zwłaszcza na początku, jak np. uchwyty na napoje i schowek z tyłu, za podłokietnikiem, potencjometr radia gdzieś pod łokciem, brak schowka przy fotelu pasażera i malutki bagażnik. Nie pomaga też pasażerowi garb ograniczający jego przestrzeń na nogi. Nie liczcie też na 16 głośników audio, bo niby gdzie? Dach, mimo że twardy, po zaciągnięciu nie jest w stanie wytłumić hałasu z zewnątrz, bo przecież musi być w stanie złożyć się i schować w dość małej przestrzeni (nie ogranicza przestrzeni bagażnika). Przy 100 km/h zaczyna robić się głośno, a przy 140 km/godz. mamy już uciążliwy hałas (żeby nie było, miało to swój plus, nie było słychać emitowanego w radiu kolejny raz „Despacito”). Nie odważyłem się sprawdzić, czy rozpędzi się do deklarowanych przez producenta 215 km/h. Do tego Mazda MX 5 z jej sportowym charakterem ma twarde zawieszenie, co jest plusem przy pokonywaniu górskich krętych tras, gdzie prowadzi się jak złoto, ale przypomina o sobie na nierównej gierkówce.
Czy mimo to można tego roadstera zabrać w dłuższą podróż? No można. Po siedmiu godzinach byłem lekko obolały, ale o ile podróżujecie z częstotliwością „od czasu do czasu” i raczej po Polsce, to człowiek jest w stanie szybko zapomnieć o tych niedogodnościach. A jeśli jesteście drobniejszej niż ja budowy ciała, to fotele Mazdy mogą okazać się całkiem wygodne. Mazda łagodnie obejdzie się też z Waszym portfelem. Wielogodzinną jazdę z Zakopanego do Warszawy można zrobić na jednym baku, a i tak jeszcze 30 proc. benzyny zostanie. Dostępne są także przydatne podczas monotonnych podróży systemy bezpieczeństwa, jak choćby asystent utrzymania pasa ruchu czy monitorowanie martwego pola.

Fot. Robert Wiertlewski / nakrzywylej.wordpress.com

Fot. Robert Wiertlewski / nakrzywylej.wordpress.com

Feels like heaven

Nigdy w życiu nie jeździłem kabrioletem. Co prawda legenda głosi, że zaraz po narodzinach wujek Stefan z RFN przywiózł szczęśliwą rodzinę ze szpitala do domu swoim niemieckim kabrioletem (a niedźwiedzie wychodziły z lasu, żeby pomachać), ale szczerze mówiąc nie pamiętam. Tym bardziej tupałem nóżkami z ciekawości. Nie zawiodłem się. Jeżdżenie bez dachu w słoneczne dni to ogromna przyjemność. Człowiekowi przestaje się spieszyć. Im mniejsza droga, im mniejsze natężenie ruchu, im wolniejszy „cruzing”, tym większa przyjemność. Dzięki twardemu sportowemu zawieszeniu chętnie pokonuje zakręty, a za sprawą małych gabarytów bez problemu wszędzie się wciśnie. O ile silnik nie wydaje z siebie sportowych gardłowych dźwięków, o tyle po wciśnięciu gazu zbiera się bardzo ochoczo (7,5 s do setki!). Twardy dach jesteście w stanie złożyć i rozłożyć w kilkanaście sekund, więc niestraszna Wam pogoda. Wisienką na torcie jest wygląd. Samochód jest na prawdę piękny, więc idealny dla kierowców lubiących przyciągać wzrok, a soczysta czerwień Mazdy nie pozwala przejechać niezauważenie. Konsola i wykończenie wnętrza pasują do całości. Jest prosto i ładnie, a materiały są zacnej jakości.

Brak dachu obdziera z anonimowości, ale miałem wrażenie, że przekładało się to na większą uprzejmość współuczestników ruchu. Dopatrzyłem się tylko dwóch małych skaz. System multimedialny, mimo że dość intuicyjny, mimo że może być obsługiwany dotykowo, swoim grubo ciosanym interfejsem zupełnie nie pasuje do finezyjnej Mazdy. No i musicie uzbroić się w cierpliwość, bo po odnalezieniu Mazdy na parkingu, możecie zobaczyć ludzi robiących sobie fotki czy zaglądających do środka (True story bro!).

Czy zatem Mazda nada się jako samochód całoroczny w Polsce? Jakby powiedziała Królowa Matka „It comes with the price”, ale jeśli jesteście w stanie zaakceptować te kilka niedogodności, to pozostaje wam czysta przyjemność. Dowodem niech będzie całkiem spora liczba MX piątek w Polsce, mimo że, sorry, ale klimat z cabrio w naszym kraju nie kojarzy się wcale. A twardy dach, może wam tylko ułatwić podjęcie decyzji, jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości…

Fot. Robert Wiertlewski / nakrzywylej.wordpress.com

Fot. Robert Wiertlewski / nakrzywylej.wordpress.com