Teoria zbrodni

Co łączy pospolitych przestępców, wielkich zbrodniarzy i terrorystów? Zdaniem brytyjskiego psychologa źródłem ludzkiego okrucieństwa jest całkowity brak empatii
Teoria zbrodni

Dziewięć osób zginęło, a dziewięćdziesiąt dziewięć zostało rannych w zamachu terrorystycznym w Karbali, świętym mieście szyitów w Iraku. W południowej części Trypolisu, stolicy Libii, odnaleziono grób ponad 1200 ofiar masakry dokonanej przed piętnastoma laty przez reżim Muammara Kaddafiego. To wiadomości tylko z jednego weekendu. I jeszcze: we wrześniu minęło dziesięć lat od dnia, w którym terroryści uderzyli w bliźniacze wieże WTC, zabijając około trzech tysiący ludzi. Nie tak dawno Europejczycy z niedowierzaniem słuchali doniesień z Norwegii, gdzie trzydziestokilkuletni przedsiębiorca rolny Anders Behring Breivik zamordował 77 osób. Trudno nam uwierzyć, że ludzie są zdolni do takich czynów. Szaleńcy, opętani przez zło – mówimy. Gdzie tkwią korzenie okrucieństwa? Co sprawia, że człowiek staje się zły? Na te pytania od tysiącleci szukają odpowiedzi filozofowie i pedagodzy, a od niedawna także neurobiolodzy, psychiatrzy i psychologowie. Prof. Simon Baron-Cohen z University of Cambridge w Wielkiej Brytanii uważa, że okrucieństwo bierze się z braku empatii, którą da się zmierzyć, a nawet zobaczyć, jeśli zajrzy się do ludzkiego mózgu.

Przedmiot okrucieństwa

„Staram się zdefiniować na nowo słowo »zło«, używając terminu »empatia«, i przyjrzeć się, dlaczego jedni ludzie są bardziej empatyczni, a inni mniej” – pisze we wstępie do wydanej niedawno książki „The Science of Evil” prof. Simon Baron-Cohen, zajmujący się psychopatologią. Baron-Cohen zasłynął nie tylko jako kuzyn Sashy „Borata” Barona-Cohena, ale przede wszystkim jako badacz autyzmu i twórca teorii, że autyzm to ekstremalna forma „męskiego umysłu”, skupiającego się na rozpoznawaniu wzorów i schematów, a nie na odczytywaniu emocji innych ludzi. „Moim głównym celem jest zrozumienie ludzkiego okrucieństwa przez zastąpienie nienaukowego słowa »zło« naukowym terminem »empatia«” – powtarza prof. Baron-Cohen. Naukowiec tłumaczy swoje zainteresowanie korzeniami zła, wspominając, jak jako siedmiolatek doznał szoku, usłyszawszy od ojca, że podczas wojny Niemcy „przerabiali Żydów na mydło”. Wśród znajomych rodziny była kobieta mająca dziwacznie wykręcone ręce (gdy położyła dłonie na kolanach, kciuki były skierowane na zewnątrz), bo padła ofiarą eksperymentów medycznych podczas Holocaustu. Zbrodnie nazizmu do dziś budzą trwogę i niedowierzanie: jak to możliwe, że człowiek jest do tego zdolny? Pisarz Jonathan Littell wyliczył, że od chwili gdy Niemcy zaatakowały ZSRR, do końca II wojny światowej w Europie codziennie ginęły 18.772 osoby, co daje 782 zabitych co godzina i więcej niż 13 co sekunda. „Prawie pół wieku po tym, jak ojciec wyjawił mi prawdę o ekstremalnych przejawach ludzkiego zachowania, mój umysł nadal zaprząta pytanie: jak możemy zrozumieć okrucieństwo” – pisze prof. Baron Cohen. Odpowiedź znajduje w badaniach nad empatią, czyli umiejętnością zidentyfikowania tego, co inna osoba myśli lub czuje, i odpowiedniego emocjonalnego zareagowania na to. Jego zdaniem ludzie, którym brakuje empatii, traktują innych jak przedmioty.

Nie tylko emocje

„Teza prof. Simona Barona-Cohena jest bardzo odważna, zwłaszcza że ciągle dokładnie nie wiemy, co to jest empatia” – mówi dr Kamila Jankowiak-Siuda ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Niektórzy naukowcy przyjmują wąską definicję tego terminu, uważając, że empatia dotyczy jedynie emocji, inni opowiadają się za szerszym spojrzeniem na to zagadnienie. „Jak pokazują wyniki badań, oba aspekty empatii: emocjonalny i poznawczy silnie się łączą. Pierwszy etap empatycznego zachowania polega na tym, że współodczuwam, następny – staram się zrozumieć drugą osobę” – mówi dr Jankowiak-Siuda. Emocjonalny aspekt empatii psychologowie i neurobiolodzy opisują, używając terminu droga dół – góra, czyli od emocji do poznania, w mózgu od struktur starszych do młodszych. Dzięki metodom neuroobrazowania wiemy, że gdy
widzimy, jak komuś zadawany jest ból, uaktywniają się stosunkowo stare ewolucyjnie struktury mózgu, a dokładnie – układu limbicznego, m.in. wyspa i przedni zakręt obręczy. Nie musimy nawet patrzeć cierpiącemu w oczy, wystarczy, że oglądamy film czy zdjęcie albo słyszymy informację o tym, że komuś dzieje się krzywda. W ten mechanizm zaangażowane są neurony lustrzane. Sprawiają one, że kiedy widzimy (albo nawet wyobrażamy sobie) kogoś, kto wykonuje jakąś czynność, w naszym mózgu uaktywnia się szlak komórek nerwowych odpowiadających za ten ruch. Aktywność neuronów lustrzanych dotyczy nie tylko działań,ale również emocji. Obserwowanie lub wyobrażanie sobie, co czuje inna osoba, uruchamia szlaki neuronalne związane z powstawaniem tej samej emocji. Między innymi dzięki temu mechanizmowi potrafimy rozpoznawać emocje innych ludzi. Za poznawczy aspekt empatii odpowiada droga przetwarzania informacji góra – dół. Kiedy staramy się wyobrazić sobie i zrozumieć, co czuje inny człowiek, przyjmując jego punkt widzenia, aktywują się okolice czołowe i skroniowe mózgu, m.in. kora przedczołowa. Aby „wejść w cudzą skórę”, musimy przede wszystkim umieć odróżnić „ja” od nie „ja”. A to wymaga dojrzałości emocjonalnej. Niemowlęta na przykład jeszcze tego nie potrafią, choć dzięki układowi neuronów lustrzanych zarażają się emocjami: dlatego stają się niespokojne, gdy ich mama się denerwuje, albo płaczą, gdy ona jest smutna.

Skala empatii

 

Empatia – podobnie jak długość czy wysokość – jest wartością ciągłą, prof. Baron-Cohen wyróżnił jednak sześć jej stopni (od 1 do 6, im wyższa liczba, tym większa empatia). Dodatkowo wyróżnił stopień 0, dotyczący osób, które w ogóle nie odczuwają empatii. Tę grupę podzielił na dwie części: zero-negatywnych i zero-pozytywnych. Osoby zero-pozytywne to na przykład chorzy na autyzm, którzy nie są zdolni do empatii, ale ich skłonność do porządkowania świata sprawia, że są przywiązani do reguł, praw i zasad, także tych dotyczących życia społecznego. Patologiczną i potencjalnie niebezpieczną grupę stanowią osoby zero-negatywne. Każdemu ze stopni empatii Simon Baron-Cohen przyporządkował inną charakterystykę. Na przykład osoby z empatią 2 (a więc dość niską) nie szczędzą innym uwag typu: „Znowu przytyłaś!”, tym na poziomie 3 trudno się czasem odnaleźć w sytuacjach towarzyskich, a w konwersacji zrozumieć intencje rozmówcy. Osoby z najwyższą empatią są stale skupione na myślach i odczuciach innych. Oczywiście zdecydowana większość z nas ma empatię na średnim poziomie (2–4). Z badań wynika także, że kobiety są bardziej empatyczne niż mężczyźni. Dr Tania Singer z Max Planck Institute w Lipsku w Niemczech poprosiła grupę kobiet i mężczyzn, by zagrali w grę „Dylemat więźnia”. Później badani obserwowali, jak osobom, z którymi grali, zadawany jest ból. Kobiety odczuwały empatię wobec cierpiącego bez względu na to, kim był. Mężczyźni zaś współczuli tylko tym, którzy podczas gry byli wobec nich uczciwi. Na widok odczuwających ból osób, które wcześniej ich oszukały, włączał się u  nich… układ nagrody.

Siła autorytetu

„Erozja empatii to stan umysłu, który można zidentyfikować u ludzi wszystkich kultur” – przyznaje prof. Baron-Cohen. Członkini plemienia Tutsi, która przeżyła wojnę w Rwandzie w latach 90., o tym, co przeszła, opowiedziała Wojciechowi Tochmanowi, autorowi książki „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Kobieta cudem ocalała z masakry, jakiej dokonali sąsiedzi z plemienia Hutu: „Zabrali mnie do szkoły, w której wcześniej uczyłam. Tam pisk jak w rzeźni: sto kobiet z okolicy. I setki naszych sąsiadów. Kobiety Tutsi były rozbierane przez kobiety Hutu, które chciały sprawdzić, za czym to ich mężczyźni wzdychają. Z wrzaskiem komentowały naszą nagość. Tak przygotowane ciała ofiar oddawały swoim
mężom. I pilnie doglądały, by żadne nie umarło bez bólu. Ciała wrzucano do szkolnych latryn”. Trudno sobie wyobrazić, by tysiące Hutu odznaczały się patologicznym brakiem empatii. Tak jak nikt nie wierzy, by w Niemczech pod rządami Hitlera mieszkały tysiące psychopatów (wiadomo, że średnio w każdym społeczeństwie ich liczba nie przekracza 1 proc.). Przeciwnie – zbrodni w imieniu nazistowskiego państwa dokonywali zwykli ludzie, przed wojną, w jej czasie i po niej wykazujący empatyczne zachowania w stosunku do bliskich. Jak to zatem możliwe, by całe społeczeństwa dopuszczały się okrucieństw?

Simon Baron-Cohen przyznaje, że poziom empatii nie jest cechą niezmienną. Przeciwnie – często zależy od okoliczności zewnętrznych. Jesteśmy na przykład mniej empatyczni, gdy czujemy się zmęczeni i zestresowani. W takich sytuacjach deficyt empatii jest jednak tylko przejściowy. Takie tłumaczenie nie wydaje się oczywiście satysfakcjonujące, gdy myślimy o zbrodniach dokonywanych przez całe społeczności „zwykłych ludzi”. „Ulegamy zjawisku zalania agresją, naśladując innych” – tłumaczy dr Jankowiak-Siuda. „Na poziomie neuronalnym odpowiada za to mechanizm neuronów lustrzanych” – mówi. Dlaczego tak się dzieje? Po okresie nazizmu psychologowie starali się zbadać ten proces. Najczęściej padają dwie odpowiedzi: odpowiedzialność rozproszona i wiara w autorytet. Najsłynniejszy eksperyment dotyczący tego zagadnienia przeprowadził Stanley Milgram z Yale University w USA.

Na początku lat 60. XX wieku Milgram postanowił zbadać, jak to się dzieje, że człowiek krzywdzi innych tylko dlatego, że ktoś każe mu to robić. W tym celu zebrał grupę ochotników, którym powiedział, że bada wpływ kar na zdolność zapamiętywania informacji. Każdy z badanych czytał innej osobie pary wyrazów, a potem sprawdzał, czy „uczeń” je zapamiętał. Rolę ucznia odgrywał mężczyzna podający się za badanego, a w rzeczywistości współpracujący z naukowcami. Siedział za szybą, przywiązany do krzesła. Do jego ciała przymocowano elektrody podłączone – jak powiedziano badanym – do generatora prądu. Badani mieli karać „ucznia” za każdą kolejną złą odpowiedź wstrząsami elektrycznymi o coraz wyższym napięciu. W eksperymencie uczestniczył także aktor o oficjalnym wyglądzie, ubrany w laboratoryjny fartuch, podający się za naukowca przeprowadzającego doświadczenie. Reakcje obu podstawionych przez psychologów osób zostały wcześniej ustalone. Rażony prądem uczeń krzyczał m.in. „Eksperymentatorze! Już dosyć! Proszę mnie stąd zabrać. Mówię panu, mam kłopoty z sercem. Serce zaczyna mi już dokuczać”,
a potem „Nie mogę wytrzymać tego bólu! Pozwólcie mi stąd wyjść!”, w końcu milkł. W  tym czasie osoba wcielająca się w  prowadzącego eksperyment powtarzała badanemu na przykład: „Proszę kontynuować”, „Eksperyment wymaga, żebyś kontynuował”, „Nie masz wyboru, musisz iść dalej” (wcześniej ochotnikom powiedziano, że w każdej chwili mogą zrezygnować z udziału w badaniu). Aż 65 proc. badanych dotarło do końca skali, aplikując „uczniom” najwyższe możliwe napięcie. Milgram udowodnił w ten sposób, że ludzie mają skłonność do słuchania osób, które uważają za autorytet, nawet jeśli oznacza to złamanie ich własnych zasad moralnych.  Adolf Hitler swoim generałom przed atakiem na Polskę rozkazał: „zamknąć serca na współczucie (…) 80 milionów ludzi musi otrzymać to, co im się prawnie należy. Trzeba zabezpieczyć ich egzystencję. [Należy postępować] z  największą brutalnością”.

To, jak w machinie nazistowskie- go państwa rozpraszała się odpowie- dzialność moralna, niezwykle suge- stywnie opisuje Jonathan Littell w
książce „Łaskawe”, przywołując program eksterminacji ludzi głęboko upośledzonych umysłowo, zwany ak- cją „Eutanazja”: „Pacjenci selekcjono-
wani w ramach legalnego zarządzenia byli przyjmowani w placówce przez zawodowe pielęgniarki, które rejestro- wały ich i rozbierały, lekarze
badali ich i odprowadzali do zamkniętej komo- ry, potem jeden pracownik otwierał gaz, inni sprzątali po wszystkim, po- licjant wypisywał
świadectwa zgonu. Każda z tych osób przesłuchiwana po wojnie dziwiła się: »Ja winny?«. Pielęg- niarka nikogo nie zabiła, ona tylko rozbierała
i uspokajała chorych, ruty- na w jej zawodzie. Lekarz też nie zabi-jał, po prostu stawiał diagnozę według kryteriów ustalonych przez inną
instancję. Pracownik, który odkręcał kurek gazu, choć był najbliżej zbrodni zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, pełnił funkcję techniczną
pod kontrolą przeło- żonych i  lekarzy. (…) Więc kto jest winny? Wszyscy czy nikt?”.

Zdolność do empatii to bez wątpienia ważna część człowieczeństwa. Ludzkie okrucieństwo trudno jednak wyjaśnić wyłącznie w kategoriach jej braku. Choć być może dzieje się tak i dlatego, że niektórych zbrodni po prostu nie sposób objąć umysłem.

Test na empatię

 

Zespół prof. Simona Barona-Cohena opracował kwestionariusz badający poziom empatii, złożony z kilkudziesięciu pytań. Oto kilka z nich.

1.   Mogę łatwo stwierdzić, że ktoś inny chce się włączyć do rozmowy.

2.   Trudno mi wytłumaczyć innym rzeczy, które dla mnie są jasne, jeśli nie rozumieją mnie od razu.

3.   Lubię troszczyć się o innych ludzi.

4.   Z trudnością rozumiem, jak się zachować w sytuacjach towarzyskich.

5.   Ludzie często zwracają mi uwagę, że posuwam się za daleko, próbując w dyskusji postawić na swoim.

6.   Nie przejmuję się, jeśli zdarza mi się spóźnić na spotkanie z przyjaciółmi.

7.   Utrzymywanie przyjaźni i związków jest dla mnie zbyt trudne.

8.   Często mam kłopot z oceną, czy ktoś jest uprzejmy, czy nie.

9.   W rozmowie staram się skupić raczej na własnych przemyśleniach, a  nie na tym, co myśli mój rozmówca.

10.   W dzieciństwie sprawiało mi przyjemność rozcinanie robaków, żeby się przekonać, co się stanie.

Twierdzące odpowiedzi na pytania 1 i 3 oznaczają dwa punkty, negatywne odpowiedzi na pozostałe pytania dają 8 punktów (w sumie – 10). Im więcej punktów, tym wyższy wskaźnik empatii.

Źródło: Simon Baron-Cohen „The Science of Evil. On Empathy and the Origins of Cruelty”