“To prawdziwe szaleństwo!”. Pierwszy w Polsce automat z kebabem

Zespół studentów z dwóch wydziałów Politechniki Warszawskiej postawił w stolicy pierwszą maszynę z kebabem. Wrzucasz pieniądze, odbierasz ciepłe jedzenie.
“To prawdziwe szaleństwo!”. Pierwszy w Polsce automat z kebabem

Nikt z członków zespołu nie przewidywał takiego odzewu, koordynator prac zespołu i pomysłodawca projektu Szymon Skrzypiec z firmy Ventro przyznaje, że od kilkunastu godzin telefony nie przestają dzwonić.

– Odzywają się do nas inne uczelnie, firmy oraz miejsca, które chciałyby mieć taki automat u siebie – opowiada – Zgłaszają się już nawet potencjalni przedstawiciele, którzy chcieliby wprowadzić je do swojej oferty zagranicznej!

Kebab z automatu, pomysł genialny w swojej prostocie. Potrawa z mięsa, sera i warzyw zawinięta w placek lawasz i doprawiona sosem zdobyła Polskę szturmem, a oferujące ją punkty gastronomiczne w wielu miejscach pokonują konkurencję w postaci innych fast-foodów czy wietnamskich knajpek. Można powiedzieć, że koniec lat 90-tych i przełom wieków należał w Polsce jeszcze do kurczaka w cieście i sajgonek, jednak pierwsza i druga dekada XXI wieku to (szczególnie w miastach akademickich) tryumfalny pochód kebaba. 

Polski kebab ex machina kosztuje 10 zł, można wybrać czy chcemy z wołowiną czy kurczakiem, z sosem łagodnym czy mieszanym. To jednak dopiero testowa wersja i jak przekonują twórcy, każdą kolejną maszynę będzie można projektować dla potrzeb klienta – czyli na przykład z dostępną wersją dla wegetarian, wegan albo z innym doborem sosów. 

– Już pytają nas, czy zrobimy taki z naprawdę ostrym sosem, taką “siekierą” – mówi Skrzypiec.    

Praca nad maszyną trwała dwa lata. W tym czasie zebrano zespół z dwóch wydziałów warszawskiej uczelni: Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych oraz Inżynierii Produkcji. 

– Maszyna została przez nas opracowana od podstaw, jej najtrudniejszym elementem do zaprojektowania był wbudowany grill – tłumaczy Skrzypiec. Gotowe kanapki produkowane są w Warszawie, w planach konstruktorów były dostawy do maszyny trzy razy dziennie. To jednak okazało się niemożliwe.

– Musimy dowozić nawet 3 razy dziennie, a i tak, gdy się pojawiamy maszyna jest opróżniona. Planowaliśmy na pierwszym etapie wdrażania sami obsługiwać i serwisować wszystkie wprowadzane przez nas maszyny, ale po zainteresowaniu widać, że nie będzie to możliwe, będziemy potrzebować podwykonawców – mówi Skrzypiec.

Studenci z Ventro zaczęli w przysłowiowym “garażu”, rozwiązania techniczne i konstrukcja powstały od początku w ich głowach, a by zbudować prototyp inwestowali własne pieniądze.

Szał, jaki wywołał pierwszy automat pokazał, że do następnego etapu będą potrzebowali inwestorów i silniejszych partnerów, właśnie rozpoczynają poszukiwania. Trzymamy kciuki!