Tomasz Rożek: coś nas ciśnie

Choć trudno nam w to uwierzyć, żyjemy na dnie oceanu. Jego masa przyciska nas do ziemi z ogromną siłą. Trudno uwierzyć, bo tego powietrznego oceanu po prostu nie widać!

Informacje o świecie zdobywamy dzięki zmysłom. Trudno je jednak nazwać wiarygodnym źródłem danych. Oczy nie widzą kolorów – tak naprawdę barwy powstają dopiero w mózgu i dlatego każdy z nas może je widzieć nieco inaczej. Podobnie jest z powonieniem i ze słuchem (choć ten ostatni wydaje się chyba najbardziej godny zaufania). Receptory w skórze niewiele mają wspólnego z termometrem, a i pomiar ciśnienia wychodzi im tak sobie.

A przecież ono nigdy nas nie opuszcza. Wiemy, że ciśnienie atmosferyczne wynosi średnio 1013 hektopaskali (hPa). Oznacza to, że na jeden centymetr kwadratowy powierzchni – np. naszego ciała – naciska ciężar odpowiadający jednemu kilogramowi. Na jeden metr kwadratowy przypada 10 ton! Żyjemy więc pod niemałą presją.

Dlaczego tego nie czujemy? Nasz organizm jest do takich warunków przyzwyczajony. Ciśnienie, jakie panuje w większości naszych tkanek, jest mniej więcej takie samo jak to dookoła nas. Receptory dotyku znajdujące się w skórze nie reagują na nacisk powietrza. Ponieważ występuje on cały czas, staje się tłem, którego nie wyczuwamy (podobnie jak np. zapachu, który unosi się wokół nas przez dłuższy czas). Co innego, gdybyśmy znaleźli się np. na Marsie (gdzie ciśnienie wynosi nie więcej niż 12 hPa) albo na dnie Rowu Mariańskiego (prawie 11 km pod powierzchnią morza, gdzie ciśnienie przekracza milion hektopaskali!). Jeśli naszego ciała nie chroniłby specjalny kombinezon lub ściany pojazdu, w pierwszym przypadku spuchłoby ono i zaczęło pękać, w drugim – zostałoby po prostu zmiażdżone.

Doświadczane przez nas na co dzień zmiany ciśnienia są niewielkie w porównaniu np. ze skokami temperatury. W Polsce najwyższe ciśnienie, jakie zanotowano, wynosiło 1054 hPa, najniższe – 965 hPa. To różnica zaledwie kilku procent, niemająca większego znaczenia dla naszego zdrowia czy życia. Co innego temperatura, na którą jesteśmy bardzo wrażliwi. W każdej chwili jesteśmy w stanie powiedzieć, czy jest nam ciepło, zimno, czy w sam raz. Natomiast ciśnienie zawsze wydaje nam się optymalne.

Oczywiście pamiętam o meteoropatach. Ale nawet ci, którzy są na zmiany warunków pogodowych naprawdę wrażliwi (a nie ma ich wcale tak wielu), nie potrafią „zmierzyć” ciśnienia. Co najwyżej wyczuwają szybkie jego skoki i to tylko w połączeniu ze zmianami wilgotności powietrza, jego temperatury i jonizacji. W innym przypadku jazda pociągiem np. z Warszawy do Krakowa – nie mówiąc o Zakopanem – dla meteoropatów musiałaby być horrorem (oczywiście może nim być, ale z innych niż atmosferyczne powodów).

Warszawa leży na wysokości ok. 100 m n.p.m., Kraków na ponad 300 m n.p.m., Zakopane od 800 do ponad 2000 m n.p.m. Ciśnienie wraz z wysokością maleje. Jak bardzo? To zależy od temperatury, ale średnio co 7–9 metrów spada o 1 hPa. W Krakowie ciśnienie jest więc o ponad 20 hPa niższe niż w Warszawie. Mimo to meteoropaci w podróży nie cierpią bardziej niż zwykle.